wtorek, 29 września 2009

Progi

Proste pytanie.. skoro mamy jedno procentowy wzrost gospodarczy, to skąd się bierze taka dziura budżetowa? Normalnie... padają monsunowe deszcze, ale świeci słońce ;) Zostawmy statystkom narazie tę zagadkę.


Money pisze artykuł o tym, że według niektórych trzeba podnieść progi ostrożnościowe. Przedrukujmy o co chodzi w tych progach, bo to istotna informacja:











TRZY PROGI OSTROŻNOŚCIOWE POZIOMU DŁUGU PUBLICZNEGO:
Pierwszy próg - czyli dług w wysokości połowy Produktu Krajowego Brutto zmusi Ministerstwo Finansów do zaplanowania na rok 2012 deficytu nie wyższego, niż planowane na 2010 rok 52,2 miliardy złotych. Drugi próg - na poziomie 55 procent PKB - zezwala na zaplanowanie tylko takiego deficytu, żeby osiągnąć spadek relacji zadłużenia do PKB w stosunku do roku 2010. Trzeci próg - 60 procent - obliguje do stworzenia budżetu z deficytem zerowym.

Zatem włączają się pomarańczowe lampki i deficyt musi być zahamowany. Jak? To już zmartwienie rządzących czyli stosujących prawo.


Zacytujmy Jana Krzysztofa Bieleckiego, który wsławił się u nas przy okazji wpisu "skąd wziąć pieniądze". W sprawie długu prawi i radzi stanowiącym prawo:



Uważam, że trzymanie się poziomu 55 proc. jako bariery, której przekroczenie powodowałoby niezależnie od sytuacji światowej, konieczność dramatycznych cięć w celu doprowadzenia do zrównoważenia budżetu jest wręcz kuriozalne przy obecnym kryzysie

Dla informacji Pana Krzysztofa... takie progi zostały właśnie stworzone na czas kryzysów, po to żeby nie zapędzać się za głęboko w populizm, bo można bardzo łatwo zniszczyć sobie walutę i całą gospodarkę przy okazji. Wtóruje mu zresztą profesor Witold Orłowski mówiąc o niesłychanie sztywnych zapisach. JK Bielecki mówi, że potrzeba nam elastyczności:




Każdy deficyt jest zły i taki dług oznacza rachunek wystawiony przyszłym pokoleniom. Jednak rzeczywistość i doświadczenia innych krajów pokazują, że w obecnej sytuacji trzeba do tego podchodzić zdroworozsądkowo lub inaczej mówiąc elastycznie.



My dotychczas byliśmy bardzo sztywni. Rok w rok nasz dług się powiększał, nawet przy 6 procentowym wzroście PKB! Nie myśleliśmy o innej sytuacji. Idąc dalej w górę z długiem, nasza elastyczność się zmniejsza, a nie zwiększa.




Nie wiem czego Pan Bielecki chce... dalszych dopłat do kredytów, może polskiego programu Kasa za gruchoty? albo rudery? albo banknoty?

Czas wreszcie z tym obłędnym myśleniem skończyć.

poniedziałek, 28 września 2009

Licznik długu Polski

Na wyzwanie z ostatniego wpisu do informatyków, na stworzenie licznika polskiego długu publicznego odpowiedziało kilku śmiałków. Tomasz Mazur jako pierwszy skonstruował skrypt i jest on dostępny na jego stronie (link)












dług publiczny Polski
 PLN





W celu umieszczenia licznika na swoich stronach, należy wkleić poniższy kod:




<script src="http://tomaszmazur.eu/projekty/dlugpubliczny/dlug.js" type="text/javascript"></script>

<table cellspacing="0">

<tr><td style="background:#141414;color:#fff">dług publiczny polski</td></tr>

<tr><td style="background:#1d1d1d"><a style="color:#c33333" href="http://tomaszmazur.eu/projekty/dlugpubliczny"><span id="dlug"></span>&nbsp;PLN</a></td></tr>

</table>

<script type="text/javascript">dlug_start();</script>

<script src="http://tomaszmazur.eu/projekty/dlugpubliczny/dlug.js" type="text/javascript"></script>

<table cellspacing="0">

<tr><td style="background:#141414;color:#fff">dług publiczny polski</td></tr>

<tr><td style="background:#1d1d1d"><a style="color:#c33333" href="http://tomaszmazur.eu/projekty/dlugpubliczny"><span id="dlug"></span>&nbsp;PLN</a></td></tr>

</table>

<script type="text/javascript">dlug_start();</script>


Kolory w liczniku można zmieniać modyfikując odpowiednie kody RGB w powyższym skrypcie. Dane o długu skarbu państwa pobierane są ze strony ministerstwa finansów.


Zachęcam wszystkich do rozpropagowania tej informacji, a w komentarzach proszę o pomysły na inne liczniki. Pomysł, żeby był rzeczowy musi zawierać wiarygodne źródło informacji o przyrostach.


Myślę, że teraz pójdzie juz z górki.


sobota, 26 września 2009

Listek figowy

Federal Deposit Insurance Corporation (FDIC) to odpowiednik polskiego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. FDIC zajmuje się ubezpieczaniem wypłacalności depozytów w bankach objętych ubezpieczeniem, a więc tych co płacą składki. FDIC czy BFG powstały z pewnego kompromisu pomiędzy bankami, a centralnym nadzorem finansowym. Każdy z banków w systemie rezerwy częściowej może być ofiarą runu na bank, nawet ten najzdrowszy, a więc najbardziej dopasowujący zapadalność swoich pasywów (depozytów klientów) do zapadalności swoich aktywów (kredytów i obligacji).


Dlaczego każdy może być ofiarą? Załóżmy, że jakiś bardzo agresywny bank upada, ponieważ wszystkie swoje aktywa ma ulokowane w kredytach, a w okienkach ludzie chcą wypłacać swoje depozyty. Jeżeli bank nie znajdzie chętnego na pożyczenie mu płynności to normalnie powinien ogłosić bankructwo i powiedzieć swoim klientom, że depozytów nie ma. To znaczy może będą, ale jak ludzie pospłacają kredyty hipoteczne. (zobacz wpis "Jak bankrutuje bank")


Łatwo można sobie wyobrazić, że taka sytuacja zmusi innych do zastanowienia, czy aby ich pieniądze w innych bankach są bezpieczne. Jeżeli klienci innych banków wyruszą po wypłatę swoich depozytów, to mogą zrobić z całkiem zdrowego banku chodzące zombie. Dlatego tak ważne jest dla wszystkich uczestników systemu, żeby przekonywać, że pieniądze w bankach po pierwsze są, a po drugie że są bezpieczne.  Stąd idea dodatkowego ubezpieczania depozytów poprzez FDIC czy BFG. W przypadku bankructwa jakieś czarnej owcy, nie może dojść do przekonania, że coś się niedobrego dzieje z depozytami. Wkracza FDIC, zalewa wszytko gotówką i wszystko wraca do normy.


Oczywiście, co wiedzieć powinni już wszyscy czytelnicy, BFG czy FDIC to listek figowy. Ich aktywa są bardzo małe w porównaniu z wartością depozytów które gwarantują. Całość pieniędzy w bankach USA to około 10 bilonów dolarów, a aktywa FDIC to raptem 50 miliardów. Stanowi to około pół procenta gwarantowanych aktywów. Z sprawozdań BFG wynika, że posiada 6 mld złotych. Trochę lepiej, ale przecież w świecie pustego pieniądza i tak nie ma to znaczenia.. to tylko cyfra.


Gdy nastał wrzesień 2008 roku było jasne, że nie ma sensu uruchamiać FDIC do ratowania banków. Tamte bankructwa były po prostu za duże, żeby FDIC udźwignął skalę strat. wymyślono TARP oraz bezpośrednią pomoc przez FED (pożyczki, zamiany śmieci na gotówkę, gwarancje). Te działania opisane są zresztą w wspomnianym wpisie. Co ciekawe, kwota gwarantowanych depozytów przez FDIC została zwiększona do 250 000 dolarów. Skad taka zmiana? Znikąd.. po prostu skoro to zabawa, to mówić można wszytko.


Jednak małe banki zaczęły również bankrutować i nasilenie obserwowaliśmy w 2009 roku. FDIC zaczął ratować poszczególne depozyty coraz częściej. Lista bankrutujących banków jest znacznie dłuższa w 2009 roku niż 2008. I właśnie we wrześniu 2009 roku skończyły się aktywa FDIC


fdic

Zielone słupki to aktywa, a czerwona linia to skumulowane koszty ratowania banków. Koniec. W kasie pusto (choć w kasie i tak były same obligacje - patrz -"Mityczne fundusze") i pojawia się pytanie, co robić? Nie można powiedzieć przecież, że depozyty nie są bezpieczne.


Decyzja jaka się pojawiła to wzięcie pożyczek przez FDIC w komercyjnych bankach . Dlaczego nie od FED? Ano chodzi o zachowywanie pozorów; że przecież to wszytko się odbywa na wolnym rynku. Otóż nie odbywa się. FDIC ma przychody tylko ze składek banków, także pożyczki i odsetki od nich może spłacać tylko od tych samych banków, które im pożyczają. Fed natomiast nie chce pożyczać, bo tym samym musiałby znowu zwiększyć bazę monetarną, którą rozdął już i tak w epickim stylu (czytaj "Ile jest pieniądza w pieniądzu?"). Na końcu i tak się skończy jednak na finansowaniu z banku centralnego, bo nie ma innego wyjścia.  Ktoś może zauważyć, że przecież skoro wszytko działa i nic się nie dzieje, to jest ok.. Nie jest. Te zabawy kosztują i to bardzo dużo.


W między czasie oficjalny  dług USA dobija 12 000 000 000 000 dolarów (tylko rządowy, bez długów stanowych i innych instytucji zależnych). Pojawia się problem dużych cyfr. Trudno je sobie wyobrazić, więc na okoliczność przebicia 12 bilionów proponuje zmianę miary. Mierzmy długi w minutach świetlnych. Jak to mierzyć?? Bardzo prosto. Każdy banknot jednodolarowy ma długość 12,4 cm. Jeżeli ułożyć 12 bilonów tych banknotów obok siebie to osiągnęlibyśmy ciąg banknotów o długości 1 488 000 000 kilometrów. Światło pokonuje tą odległość w 83 minuty, zatem dług USA wynosi 83 minuty świetlne. Tylko dopowiem, że to odległość z jaką jest oddalony Saturn od Słońca. W końcu kosmiczne długi wymagają kosmicznych miar.


Dla ciekawości jeszcze jak się prezentuje dług Polski? Jeżeli przyjąć dług na poziomie 230 mld dolarów to mamy półtora minuty świetlnej. Prawda, że lepiej porównać?


PS..


Wiem, że wiele informatyków czyta tę stronę. Ja Was nie podpuszczam, ale nie zrobicie licznika długu Polski. Nie chodzi o jakieś mega rozbudowane liczniki w stylu tego licznika.


chodzi o zwykły prosty skrypt jak ten:












National Debt Clock

piątek, 25 września 2009

Dla tych co karty rozdają

Jest jeszcze trochę problemów z przenosinami na nowy serwer - na przykład nie mogę dodawać grafik, filmów etc, zatem dziś wpis, a w zasadzie przedruk pewnej historyjki nieznanego mi autora. W sam raz na weekend.


Pytanie. Jakie zjawisko ekonomiczno-społeczne opisuje historyjka? :)



                "Dla tych, co karty rozdają"

Spojrzałem w lustro. Przeraziłem się: zapadnięte policzki, wory pod oczami, mętny wzrok. Ta opona z Ursusa, którą chowam pod swetrem -niech nikogo nie zwiedzie - żaden tam objaw dobrobytu, ale opuchlizna głodowa. Metaliczny posmak wyjedzonego z okien kitu doprowadza mnie do szału, a już gwoździem do trumny okazał się widok zdechłej z głodu bakterii w mojej lodówce. 


 Postanawiam coś z tym zrobić...


                    ***



Nazajutrz wybieram się do mojego wydawnictwa.
- Dzię dobry! - mówię najinteligentniej jak umiem.
Odpowiada mi fortissimo przewracających się na mój widok redaktorskich flaków.
- Czego! - odpowiada redaktor naczelny, doc. dr hab. zresztą.
- Ja po pieniądze...
 Redaktorska twarz, niczym papierek lakmusowy, zmienia barwę na fioletową (robi tak chyba dla zasady?), marszczy czoło, które zbiega mu się z brodą, żyły na karku nabrzmiewają do przekroju jamalskiej rury, poczym wszystko to
eksploduje breją niegodnych pióra przekleństw.
- Po co?... Pieniądze?... A niby skąd?. Twoja ostatnia cegła, rozeszła się w 4 egzemplarzach!
- Ja, Marycha i dwójka dzieci - zgadza się!
 - A pozatem Johnny, czy poza dziećmi zrobił pan coś w życiu co ma ręce i nogi? Na giełdzie żeś pan zbankrutował, a jak pan otworzyłeś fabrykę w Izraelu co to szyła jarmułki na ickowe kepela, to nagle wszyscy przeszli na katolicyzm! Więc zrób pan lepiej coś dla ludzkości i załóż pan firmę pogrzebową to ludzie przynajmniej przestaną umierać!

 Jak widzicie zbytnim szacunkiem u naczelnego to ja się nie cieszyłem, ale żegna się ze mną czule:
- Paszoł won, grafomanie!

Dokładnie nie wiem co to znaczy, ale graf to chyba coś pomiędzy książę a hrabia.
Następnym punktem programu jest tourne po pobliskich śmietnikach. Delektując się prawie świeżym kąskiem kaszanki, czuję smak bankructwa.

Muszę coś z tym zrobić...


    ***


Wieczorem dzwoni do mnie redaktor naczelny i mówi, że przyszła felerna partia papieru - na papier toaletowy się nie nadaje, a wyrzucić szkoda. Jeśli więc akurat mam coś na warsztacie, to mogą mi to wydrukować. Dopatruję się w tym opatrzności boskiej. To dla mnie być albo nie być. Muszę napisać coś porażającego, coś co uchroni mnie przed kompletnym bankructwem - szekspirowska głębia i napięcie Ludluma w jednym, oceaniczne szkwały i cisza Morza Martwego, piękna i bestia, słowem megahit, literacki Rolls - Royce. Temat mam już gotowy, z miejsca zabieram się do pracy.


Okoliczności mi sprzyjają. Wena przez parę nocy obdarza mnie łaskawym spojrzeniem. Pióro gładko radzi sobie ze słowną materią. Papier wnet czerni się zręcznymi aluzjami, celnymi ripostami i odkrywczymi spostrzeżeniami. Niczym bąbelki powietrza na powierzchnię papierowego oceanu zaczęły wypływać słowne perełki. Jeszcze tylko literackim skalpelem usuwam wszystko co zbędne: żadnych powtórzeń, barokowych dupereli, zbędnych słówek czy popisów erudycji. Wena po tych kilku nocach wygląda na zajechaną niczym moja Maryśka, ale trzeba przyznać - dała z siebie wszystko. Biorę rękopis pod rękę i lecę do wydawnictwa. Drukują!



            ***
Po paru dniach dzwoni naczelny i nieco zakłopotany mówi:  Hmm, wiesz Johnny nie wiem jak Ci to powiedzieć...
- Ani jednej sztuki! - domyślam się najgorszego, bo przecież jeszcze nikogo
z rodziny nie posłałem do księgarni.
- Nie, nie! Te 100 sztuk rozeszło się na pniu. Zdecydowaliśmy się na dodruk!

Natychmiast przeprowadzam śledztwo wśród znajomych, ale każdy z nich przedstawia na tę okoliczność wiarygodne alibi. Podejrzewając, że spiskowa teoria dziejów dopisuje nowy rozdział pt "Jak Johnny'emu dałam redaktorskiego kopsztyka" postanawiam sprawdzić jeszcze stan konta w banku. A tam, proszę Państwa, debet uzupełniony i nawet parę cyferek na plus!



Początkowo słowo "sukces" wiązało się z zaproszeniem panów z elektrowni, gazowni i telekomunikacji, aby na nowo przywrócili mnie cywilizacji. Ciepła strawa każdego dnia, gorąca woda i widok prawidłowo funkcjonującej żarówki był dla mnie tym, czym dla Kolumba skrawek amerykańskiego lądu, takie ponowne narodziny, reinkarnacja na żywo. Wnet pozwoliłem sobie zaprosić moją Maryśkę na hamburgera do Mc Donalda, a i gębusia jakoś tak sympatycznie się
zaokrągliła.
Po pewnym czasie zacząłem być znany w okolicy: skromny wywiadzik do lokalnej gazety, odczyt w miejscowej szkole ekonomicznej, czy parę słów w lokalnej rozgłośni. Jednakże znikające w mgnieniu oka kolejne nakłady skutkowały dziwnym przeczuciem, że ten hamburger w Mc Donaldzie to tylko kamień węgielny pod wspaniały Empire State Building mojej kariery. Pierwsze przekłady, przychylne recenzje w liczących się pismach no i te rekordy sprzedaży zwróciły na moją osobę uwagę mediów. I to tych najważniejszych - PAP, Reuters, CNN.

No i zaczęło się: rauty, spotkania z VIPami tego świata, uściski całuski, zaproszenia. A te nagłówki w gazetach. Tylko poprzez wrodzoną skromność nie wspomnę - Wall Street Journal: "Shakespeare ekonomii", Financial Times: ""Pisarski Einstein".



Popularność jaka osiągnąłem przeszła najśmielsze wyobrażenia. Dość powiedzieć, że na wieść o moim sukcesie wydawniczym Danielle Stelle decyduje się na radykalną operację plastyczną - amputacji swojej pisarskiej ręki. W Zanzibarze wprowadzają na szeroką skalę program walki z  analfabetyzmem, aby dziatwa mogła zapoznać się z tą perłą współczesnej beletrystyki. W Hollywood trwają bratobójcze walki między producentami o prawa do ekranizacji mojej
powieści. A zamówień na kolejne części to mam tyle, że Rocky V i wszystkie brazylijskie opery mydlane razem wzięte, to jak zgrabna miniaturka. Marycha z niepokojem przegląda stan konta bankowego, które powiększa się z gracją gigahercowego procesora.
- Oj złociutki - mówi ze słodką troską w głosie - co to będzie jak na koncie
będzie równe 10 mln dularów?
- Ciebie to tu wtedy na pewno nie będzie! - myślę sobie.

Dobrze mi. Ot taki niedyskretny urok bogactwa.


            ***



Czas najwyższy na jakiś morał, a mam ich parę w zanadrzu. Mógłbym napisać coś o przegranych bitwach a wygranych wojnach, albo o sposobach jazdy wozem, ale darujmy sobie te tanie komunały - w końcu nie piszę teraz
jakiegoś podrzędnego moralitetu. Natomiast nie daruję sobie przyjemności skreślenia paru słów do mojego redaktora naczelnego, który przez lata był władcą i panem mego życia, który rozdawał karty i myślał, że tak będzie wiecznie:
    - Słuchaj no bucu! Od dziś żaden tam Johnny tylko von Johann herbu
Strata, a pozatem widzę cię jutro o 11.00 przed moimi drzwiami - Marycha wybiera się na zakupy, a nie ma nikogo kto by Jej siatki nosił. Tylko na Boga, nie rób Jej wstydu i nie otwieraj gęby w towarzystwie!

P.s. Byłbym zapomniał! Tytuł owej książki brzmi "Jak pisać by nie zbankrutować"

niedziela, 20 września 2009

Radziecka historia

Dziś niewiele uczniów czyta książki. W szkole jedną z nielicznych książek, które oddają realizm sowieckiej natury jest "Inny Świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Jest to jedyna chyba książka, z którą mogą się spotkać uczniowie, a i tak pewnie większość jej nie czyta... Co dopiero mówić o takich dziełach jak Czarna księga komunizmu czy Gułag Applebaum. Dla większości to chyba rzeczywiście świat nie z tej ziemi; nie realny; nie rzeczywisty. Nic z tego, to zdarzyło się prawie że wczoraj.


Dziś przemawia się obrazem, także jeżeli obecna młodzież z Che Guevarą na piersi nie ma czasu czytać o swoich idolach, to niech chociaż obejrzy.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=D4XhYALqEi8]



[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=bRG0V7K4jc8]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=eVatYWQtzg8]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=I7DS5ThEaZs]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=yK4y360qHgQ]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=0gJfkHEGtOY]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=REIewY_mAUY]

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=-MSLEa2emL4]

piątek, 18 września 2009

Pax Americana

Starożytne Pax Romana określało względny spokój po wojnach domowych kończących republikę, a zaczynający jej schyłek w III wieku naszej ery. Prowincje, które zostały podbite przez Rzym, przez wiele lat nie doświadczały wojny (Hiszpania przez ponad 200 lat !). Oczywiście, to że nie było wojny, nie znaczyło że cesarstwo wojen nie prowadziło. Podboje ciągle były motorem napędzającym dostawy nowych niewolników i zdobytych bogactw. Miały również inne zadanie... trzymały swoich obywateli w poczuciu tworzenia imperium i bycia cząstką czegoś wielkiego, niezwyciężonego.



Charakterystyczne jest dojście do stanu określanego, jako Pax Romana w okresie republiki. Były to podboje kierowane strachem przed byciem podbitym. Ten strach utrzymywał Rzymian w poczuciu głębokiego oddania dla swojej ojczyzny dzięki czemu mobilizacja armii obywatelskiej nie nastręczała problemów. Dość ciekawe są rozmowy senatorów po ostatecznym podbiciu i zniszczeniu Kartaginy. Lud się cieszył, jednak senatorowie się martwili, gdyż potrzebny był im kolejny wróg do trzymania obywateli imperium w ryzach. W ryzach poczucia strachu przed wspólnym zagrożeniem. Senat wiedział, że rządzą ci, co umieją zapanować nad duszą tłumu i skierować jego umysły, czy raczej uwagę na jeden wspólny cel. Po obaleniu republiki i założeniu cesarstwa prze Oktawiana, ukuto termin Pax Romana. Strach zastąpił glorię zwycięstw. Kolejni cesarze znowu rządzili, z tym że skupili uwagę tłumu nie na zagrożeniu, ale na euforii z kolejnych triumfów. Co ciekawe nawet stłumienie wewnętrznych buntów, jakim niewątpliwe była wojna żydowska potrafiła być uznana jako sukces imperium. Z czasem coraz większą rolę odgrywała rozrywka dostarczana przez masowo budowane kolosea i hipodromy w rzymskich miastach. Uwaga ludu, zamiast skupiona, stała się coraz bardziej rozpraszana. Pax Romana trwał, lecz następował powolny rozkład cesarstwa. Rozorst władzy, korupcja, psucie pieniądza (skąd my to znamy), szerzenie terroru we własnych prowincjach.  Wielu historyków zwraca uwagę, że ludność z otwartymi ramionami witała hordy barbarzyńców, gdyż ucisk Rzymu i zacieśniany totalitaryzm stawał się dla nich nie do zniesienia.   Polecam cykl 36 filmów BBC o kluczowych momentach cesarstwa.

Dzisiejszy historycy bawią się w porównanie Pax Romana z obecnym Pax Americana. Według wielu, jesteśmy jeszcze daleko od rozkładu tego porządku światowego, biorąc za wzór rozpad Rzymu. Nawet poziom natężenia obecnej rozrywki jest daleko za tym, jaki był utrzymywany w późnym cesarstwie.



Obecne Pax Americana uważa się za rozpoczęte po wygraniu II wojny światowej. Przez następne 40 lat, dwa imperia (USA i ZSRR) szachowały się strachem. Imperia prowadziły miedzy sobą wojny czy to w Korei, Wietnamie, na Bliskim Wschodzie (Izrael) i na końcu w Afganistanie. W Afganistanie USA niewątpliwie odrobiło lekcję daną im w Wietnamie i odwróciło taktykę. Lepiej dozbroić fanatycznego wroga swojego wroga, niż samemu się angażować w krwawe jatki. Ostatecznie ZSRR zbankrutowało i upadło. Jako państwo w pełni totalitarne nie wytrzymało konkurencji z wolną przedsiębiorczością zachodu. Rozpoczęcie kolejnej fali wyścigu zbrojeń przez Reagana, oraz nacisku na OPEC na zmniejszenie ceny ropy (co miało ogromny wpływ na utrzymujące się z eksportu ropy ZSRR) miało swoje reperkusje. Zadłużono kraj i na zawsze wplątało USA w konflikty na bliskim wschodzie. Już nie tylko ochrona Izreala, ale również ochrona rodziny Saudyjskiej wpisała się w politykę zagraniczną USA. Dodatkowo coraz bardziej stawało się jasne, że dostawy ropy z bliskiego wschodu stają się kluczową sprawą bezpieczeństwa energetycznego USA. To jeszcze bardziej ukorzeniło obecność USA na bliskim wschodzie. 11 września 2001 nie pozostawił wątpliwości co do możliwości kontrolowania długu. Nastała nowa dekada wojen, a podczas wojen trudno o spłatę czegokolwiek. W tej polityce znalazła się Polska, jaki i szereg innych krajów objętych Pax Americana. Trudno dziś na chłodno wykazać, dlaczego i po co walczyliśmy i walczymy w Iraku i Afganistanie, jeżeli nie o utrzymanie status quo. Trudno zresztą nie doceniać tego status quo. Świadomość, że pływające amerykańskie lotniskowce i instalacje rakietowe skutecznie odstraszają pretendentów do kolejnych globalnych wojen daje nam pewne poczucie bezpieczeństwa. Poczucie, za które musimy płacić, ale też i zyskujemy wiele.

Pax Americana jeszcze będzie trwał. USA ma najsilniejszą armię, kontroluje przestrzeń kosmiczną. Gospodarka, mimo że w znacznej mierze pozbawiona przemysłu, mocno się trzyma w sektorze zbrojeniowym, farmaceutycznym, internetowym. Piętami achillesowymi są długi, deficyt energii i mniejszości etniczne.  Czy imperium sobie z tym poradzi? Ja w każdym razie trzymam za nich kciuki :)

O geopolityce można sobie gdybać, tak samo jak gdybają dziś naukowcy na temat historii. Do dziś nie ma konsensu na temat przyczyn i skutków kluczowych wydarzeń z przeszłości. To zabawa i tak też należy traktować niniejszy wpis. Na zakończenie sondy:


[poll id="4"]


[poll id="5"]

sobota, 12 września 2009

Ile jest pieniądza w pieniądzu ?

Mów o centralizacji!


Tymi słowami, cytując Marksa,  Steve Keen rozpoczyna swój artykuł „The roving cavaliers of credit”, w którym rozprawia się z teorią mnożnika pieniężnego (lub kredytowego) i roli banku centralnego. Rozprawia się również z tezami Bernanke’go, który oświadczył kilka lat temu, że ma narzędzia do tego, aby nie dopuścić do deflacji w USA; pisze o modelu mnożnika pieniężnego neoklasyków i podaje go surowej krytyce. Przede wszystkim jednak, wpis Keen’a dobrze opisuje obecny system monetarny, w którym żyjemy, a który jest tak mało rozumiany.


Kenn to bardzo mocny zawodnik, przedstawiciel myśli postkeynesowskiej i żeby wdać się z nim w polemikę, należy jeszcze raz przedstawić obraz naszego systemu i przedstawić dobrze terminy o których rozmawiamy. Wydaje mi się, że Keen po macoszemu podszedł na teorii neoklasyków i dyskutuje z tezami, które są uproszczeniem modelu pozwalającego na jego dalsze poznanie. Po kolei jednak. Poniższy obrazek reprezentuje agregaty pieniężne jakie mamy w naszym systemie bankowym, oraz gdzie w tym systemie umieszczony jest kredyt. Układ statyczny – kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz.



model-statyczny

Zielony pasek symbolizuje wielkość pieniędzy w obiegu. Oczywiście nie każdy pieniądz jest w takiej samej postaci, także jest odpowiednio podzielony. W pozycji nr [3] widzimy nasze pieniądze w  portfelach. Są to pieniądze poza systemem bankowym, fizycznie wydrukowane, wchodzą również w skład bazy monetarnej, lecz na jej podstawie nie są udzielane kredyty, gdyż są poza systemem bankowym. Następnie jest baza monetarna [5] w systemie bankowym, czyli banknoty umieszczone w skarbcach banku, środki  zapisane na rachunkach depozytowych samych banków w NBP, czy rezerwa obowiązkowa, która również jest swego rodzaju depozytem banku w NBP.


Co ciekawe, baza monetarna w systemie bankowym [5] to nie pieniądze, mimo iż są de facto banknoty. Te banknoty stają się pieniądzem wtedy, kiedy zostaną wypłacone w zamian za depozyt. Banknoty są pieniądzem tylko w obrocie poza bankowym. Co się dzieje gdy banknoty wpłacamy do banku. Zwiększa się nasz depozyt o kwotę wpłaconych banknotów, który staje się dla  nas pieniądzem elektronicznym, natomiast umniejsza się wartość pieniędzy w banknotach w obiegu poza bankowym. Gdyby ciągle liczyć banknoty w banku jako pieniądze to zdublowalibyśmy nasze liczenie. Od momentu wpłaty nasz depozyt, który jest pieniądzem, określa ilość pieniędzy. Jak wpłacamy,  to depozyt rośnie, pieniądze (banknoty) w obiegu maleją, jak wypłacamy mamy sytuacje odwrotną.  Czy depozytów mamy więcej niż bank ma banknotów w skarbcu?? Oczywiście, na tym polega nasz system rezerwy częściowej, w którym nowe pieniądze tworzymy z kredytu (szczegóły, patrz wpis „Jak się drukuje pieniądze” oraz „Pusty pieniądz, jak to jest zrobione”). Krótko mówiąc, wartość udzielonych kredytów odpowiada nowym pieniądzom, które powstały absolutnie z niczego.  To nas prowadzi do pozycji nr [4] w agregatach, a więc pieniądze w bankach. Pieniądze w bankach to zapisy na rachunkach depozytowych. Wartość tych zapisów wynika wprost z wielkości bazy monetarnej trzymanej w bankach oraz kredytów jakie zostały wytworzone na podstawie tej bazy, zatem pieniądze w bankach są oparte na bazie monetarnej, inaczej gotówce (fiat money) i na udzielonych przez system bankowy kredytach (credit money).


Mnożnik monetarny, o którym mówi Keen to wynik dzielenia pozycji nr [4] przez bazę monetarną,  czyli ile z bazy wytworzono nowych kredytów, a tym samym nowych pieniędzy. Z reguły w literaturze podaje się, że mnożnik jest odwrotnością stopy rezerw obowiązkowych, czyli jeżeli rezerwa obowiązkowa wynosi 20 procent, to mnożnik wynosi 5. Oznacza to,  że przy bazie równej 1000 złoty zostanie wytworzone 5000 złotych. Kryje się za tym pewne oczywiste założenie, o którym myślę każdy wie, że zostało by wytworzone 5 razy więcej pieniędzy pod warunkiem pełnego wykorzystania potencjału tworzenia kredytów przez banki. Tak się oczywiście nigdy nie dzieje; Steeve Keen przemilcza to założenie i tę niedoskonałość używa do ogólnej negacji teorii mnożnika kredytowego. A mnożnik kredytowy to tylko iloraz.. to nie czynnik równania, ale wynik.


W związku z tym, że banki nie wykorzystują w pełni potencjału to tworzenia nowych pieniędzy, mamy pokazane na wykresie teoretyczną maksymalną ilość pieniądza oraz faktyczną. Dlaczego banki nie tworzą pieniędzy i kredytów na maksimum swoich możliwości? Ponieważ im więcej stworzą kredytów przy stałej bazie tym większe dla nich ryzyko. Mniejsza ilość fizycznych pieniędzy obsługuje zobowiązania kredytowe, stąd ryzyko niespłacalności rośnie. Większe ryzyko to większe stopy oprocentowania kredytów, a jak są większe stopy to i kredytobiorcy nie chcą brać tych kredytów. W pewnym momencie kredyt będzie dla nich za drogi. Politykę banku można przyrównać do jazdy samochodem. Dlaczego, mimo, że faktycznie samochód może jechać 200 km/H, na drodze nie wykorzystujemy w pełni tych możliwości? Im szybciej tym większe ryzyko i tak samo w banku.. więcej kredytów przy tej samej bazie to większe ryzyko niewypłacalności kredytobiorców. Gdzieś ta równowaga się tworzy. Oczywiście banki mogą zwiększać akcje kredytową, gdy uznają razem z kredytobiorcami, że czekają ich lata koniunktury. Kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz.


ekspansja


Rysunek powyżej przedstawia wzrost akcji kredytowej. Wraz zwiększa ilością kredytów zbliżamy się do maksymalnego poziomy ilości pieniędzy jakie mogą być wytworzone przy danej bazie monetarnej. Wynika to z prostego faktu, że od każdego nowego depozytu, banki muszą część swoich wolnych środków przeznaczać na rezerwę obowiązkową w banku centralnym, zmienia zatem się struktura bazy monetarnej. Wolne środki w banku, przechodzą na rezerwę obowiązkową. Rezerwa obowiązkowa, jak i wolne środki, to jest właśnie baza monetarna w systemie bankowym, której wielkość się nie zmienia, lecz tylko struktura. Gdyby akcja kredytowa doszła do punktu maksimum [2] wtedy banki nie miały by już wolnych środków na udzielanie kredytów, gdyż wszystkie zostały przeznaczone na pokrycie wymaganej rezerwy obowiązkowej. W tym miejscu mnożnik kredytowy rzeczywiście by osiągnął wartość odwrotności stopy rezerw obowiązkowych.. tak oczywiście się jeszcze nie zdarzyło.


Niestety ten model nie opisuje nam współczesnej działalności systemu bankowego. Szkopuł tkwi w bazie monetarnej, a konkretnie z tym co robi bank centralny z otrzymanymi pieniędzmi (choć właściwie to nie pieniądze, a narzędzie polityki monetarnej) z tytułu rezerwy obowiązkowej. Praktyka pokazuje, że Bank centralny w całości rzuca z powrotem rezerwę obowiązkową na rynek, dublując ją przy okazji. Stosuje zatem metodę druku pieniądza nr 2, 3  i 4 z wpisu „jak się drukuje pieniądze”. Zauważa to oczywiście Keen, co oczywiście nie jest jakimś wielkim odkryciem, a prostą obserwacją (czytaj też wpis „Czy Polska ma złoto?”). Zatem  wraz z wzrostem akcji kredytowej, rośnie również baza monetarna. Przywołując analogię z samochodem, to zmieniają nam się postrzeganie, jaka prędkość jest bezpieczna oraz zwiększa nam się prędkość maksymalna samochodu! Czy ma to wpływ na relacje jakie występują w gospodarce? Oczywiście, że tak!


Rysunek przedstawia akcję kredytową, wraz ze zwiększaniem bazy poprzez dublowanie pieniędzy pochodzących z rezerwy obowiązkowej. Strzałki „od kreski” oznaczają ruch pierwotny, strzałki „do kreski” oznaczają ruch wtórny. Kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz.


baza-up-credit-up


Jeżeli baza się powiększa, to mnożnik kredytowy może pozostać ciągle na takim samym poziomie, nawet jak kredyty rosną. W końcu kredyty to licznik, baza to mianownik. Krótka zabawa w arkuszu kalkulacyjnym z ciągami geometrycznymi i łatwo można stwierdzić, że przy ciągłym „wyrzucaniu” pieniędzy z rezerwy obowiązkowej z powrotem na rynek, ilość pieniędzy w całej gospodarce może iść do nieskończoności. Pewnym hamulcem może być tutaj chęć ludzi do posiadania fizycznych banknotów w portfelu. Wypłacając pieniądze z banku, obniżamy bazę monetarną znajdującą się w systemie bankowym, na której możemy tworzyć piramidę kredytów, a co za tym idzie, obniżamy zdolność systemu do tworzenia nowych pieniędzy poprzez mnożnik kredytowy.


Pytanie, czy zawsze musi być tak, że baza się zwiększa w wyniku akcji kredytowej. Oczywiście, że nie. Bank centralny może zwiększać bazę monetarną czy to poprzez monetyzowanie swojego zysku na rezerwach walutowych (czytaj tez wpis 'Rezerwa rewaluacyjna'), czy poprzez wydrukowanie bez żadnych podstaw nowych pieniędzy w system. Swego czasu ta druga opcja była nie do pomyślenia, dziś jednak to standard.


Rysunek przedstawia wpływ zwiększania bazy na akcję kredytową. Kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz:


baza-na-kredyt


Pytanie nasuwa się podstawowe… czy zawsze tak jest, że po zwiększaniu bazy rośnie akcja kredytowa, a zatem rośnie również ilość pieniędzy w gospodarce? Oczywiście, że nie. Zwiększona baza monetarna zmniejsza ryzyko działalności bankowej, poprzez wpompowywanie nowych pieniędzy w system, a zatem zmniejsza lewar czyli mnożnik kredytowy. Z tym, że wysokość rzeczywistego mnożnika kredytowego, to nie jedyne ryzyko banków jakie ponoszą.. Ich podstawowe ryzyko, to ryzyko niewypłacalności swoich klientów spowodowanych sytuacją gospodarczą, a ta ma związek wprost z inwestycjami jakie przedsięwzięli kredytobiorcy. Jeżeli były nietrafione i nie mogą dzięki nim spłacić swoich kredytów, to mają problem o wiele większy niż wysokość mnożnika. Dokładnie taką sytuację mamy w czasie obecnego kryzysu. Większość kredytów poszła na budowę domów, remonty wnętrz, wakacje w Europie, czy import z Chin. Stosunkowa taniość pieniądza, spowodowała, że popyt na te dobra był bardzo duży, co podniosło ich ceny. Z czasem się okazało, że majątek stworzony dzięki tym kredytom nie przynosił żadnego dodatkowego dochodu w gospodarce i w momencie bankructw coraz większej ilości rodzin, cała gospodarka odczuła brak popytu i spirala się rozpoczęła. Jak to wygląda w systemie bankowym? Zezowato, to znaczy Bernankee zwiększa bazę monetarną na potęgę, z kolei banki zmniejszają akcje kredytową. Kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz:


zezowate-pieniadze


Jednym słowem Bernanke wciska na maksa pedał gazu, jednak rynek wcześniej wrzucił na wsteczny. Chmura oznacza kryzys, a wiec sterta nietrafionych inwestycji, które stymulowane były boomem kredytowym i tanim pieniądzem. Dziś dla banku,  każdy kredytobiorca wygląda jak potencjalny bankrut. Co z tego, że zwiększa nam się prędkość maksymalna samochodu, gdy jedziemy na coraz większych wybojach i w deszczu. Co ciekawe Bernanke nie tylko chce zwiększać bazę monetarną w celu pobudzenia akcji kredytowej, ale wręcz musi. Wiemy o tym wszyscy, że piętą achillesową USA jest ich dług publiczny i na obligacje USA powoli zaczyna brakować chętnych. Pisał o tym również Hummler (patrz „Wegelin, czyli pożegnanie z Ameryką”), że Stany są zmuszone miesiąc w miesiąc monetyzować połowę nowego długu. Co to znaczy? Ano tyle, że połowa zaciąganego nowego długu co miesiąc jest kupowana przez FED z nowych pieniędzy. A te nowe pieniądze powiększają bazę monetarną banku centralnego, a zatem całego systemu bankowego. Mało tego FED jest zmuszony do trzymania tych obligacji w swoich aktywach, bo odwrócenie sytuacji grozi  ich załamaniem. (zobacz co sie dzieje teraz w bilasie FED)


Z drugiej strony banki nie wykorzystują tych nowych pieniędzy do udzielania nowych kredytów. Po prostu nie ma komu. Wolą odkładać te pieniądze z powrotem w FED na rachunku depozytowym. FED wpadł w pułapkę płynności… zwiększona ilość bazy monetarnej nie zwiększa ilości pieniądza w obiegu. Dodatkowo bazę w bankach mogą zwiększać wpłaty fizycznych banknotów do systemu bankowego. Jeżeli jest zmniejszona aktywność gospodarcza to wydaje się naturalnym, że ludzie potrzebują mniej banknotów do obsługi codziennych transakcji i wolą je trzymać w banku, gdzie chociaż będą mieć mały zysk z oprocentowania. To co widzimy na obrazku i w gospodarce USA to niebywałą inflacje w Fiat Money i deflacje w Credit Money. W sumie ilość całego pieniądza się nie zmienia (sprawdź aktualne agregaty link 1, link 2)


Czy to jest już inflacja? Jeszcze nie, gdyż nowe pieniądze nie są wykorzystywane do udzielania nowych kredytów. Wzrost ilości pustego pieniądza jest równoważony destrukcją pieniądza kredytowego. Co się stanie gdy ilość pieniądza pustego zrówna się z ilością pieniądza ogółem? Dokładnie to samo co w Zimbwawe. Kliknij w rysunek, aby uzyskać wyraźny obraz:


zez-rozbiezny-w-zimbwawe


W Zimbwawe już nie ma kredytu.. pieniądz jest oparty tylko na prawnym środku płatniczym. Jest to generalnie koniec systemu. Dziś Zimbwawe, żeby odbudować zaufanie do swojej waluty rozważa wprowadzenie standardu złota. Kto wie.. może za lat kilka dolar amerykański będzie oparty na stabilnym dolarze zimbwaweńskim?


Patrząc jednak na wykres porównujący bazę monetarną, to kredytu ogółem, to Bernanke ma jeszcze trochę manewru :).


fed


Po opisaniu tego kontekstu, można wrócić do wpisu Steve Keena "the roving cavaliers of credit".


Kenn model mnożnika kredytowego opisuje twierdząc, że zawiera dwie tezy



The creation of credit money should happen after the creation of government money.

Kreacja kredytowego pieniądza powinna nastąpić po kreacji rządowego pieniądza (bazy - AD)

Z oczywistych względów nie zawsze się tak dzieje. Prezes Banku centralnego nie może zmusić banki i ludzi do udzielania i zaciągania kredytów.. może im tworzyć sprzyjające warunki drukując nowe pieniądze, ale sam fakt kreacji nie zależy bezpośrednio od niego.



The amount of money in the economy should exceed the amount of debt, with the difference representing the government’s initial creation of money.

Ilość pieniędzy w gospodarce powinna przekraczać dług (jaki dług? -AD ) o różnice, którą reprezentuje pierwotne stworzenie rządowych pieniędzy (Bazy - AD)

I to się zgadza, jeżeli patrzymy na system bankowy. Ilość pieniędzy w gospodarce przekracza ilość kredytów o wysokość bazy co jest wykazane na rysunkach. Nie wiem jednak, co Keen rozumie przez słowo „dług”. Jeżeli cały dług w gospodarce, to z oczywistych względów jest go więcej, gdyz nie każdy dług jest kredytem. Weźmy pierwsze z brzegu fundusze pieniężne MMF, bądź banki inwestycyjne, które same finansują się obligacjami i udzielają pożyczek prywatnym ludziom poprzez wszelkiej maści SIV’y czy CDO.


Keen zauważa, że najpierw są tworzone pieniądze kredytowe, a potem następuje zwiększanie bazy



Rather than fiat money being created first and credit money following with a lag, the sequence was reversed: credit money was created first, and fiat money was then created about a year later.

Jest to dość prosta obserwacja, jeżeli spojrzymy na 3 rysunek. Banki nie wykorzystują maksymalnie możliwości kredytowych jakie im daje baza monetarna i jeżeli czują dobrą koniunkturę, to powiększają akcje kredytową w ramach swoich możliwości. Bank centralny może, ale nie musi powiększyć bazę, ale z reguły to robi i tym samym ułatwia jeszcze bardziej powiększanie się akcji kredytowej.


W tym momencie Keen słusznie przytacza słynną już wypowiedź Bernanke’go



Like gold, U.S. dollars have value only to the extent that they are strictly limited in supply. But the U.S. government has a technology, called a printing press (or, today, its electronic equivalent), that allows it to produce as many U.S. dollars as it wishes at essentially no cost.

By increasing the number of U.S. dollars in circulation, or even by credibly threatening to do so, the U.S. government can also reduce the value of a dollar in terms of goods and services, which is equivalent to raising the prices in dollars of those goods and services. We conclude that, under a paper-money system, a determined government can always generate higher spending and hence positive inflation…

If we do fall into deflation, however, we can take comfort that the logic of the printing press example must assert itself, and sufficient injections of money will ultimately always reverse a deflation.

Tak jak złoto, amerykańskie dolary mają wartość tylko dlatego, że jest ich ograniczona ilość. Lecz rząd amerykański ma technologię zwaną prasą drukarską (lub jej dzisiejszy elektroniczny odpowiednik), która umożliwia wyprodukowanie dowolną ilość dolarów na życzenie po praktycznie zerowym koszcie

Poprzez zwiększanie dolarów w cyrkulacji lub nawet poprzez straszenie, że to się zrobi, rząd USA może zmniejszyć wartość dolara w stosunku do towarów i usług, co jest odpowiednikiem wzrostu ich cen. Nasza konkluzja jest taka, że w systemie papierowego pieniądza, zdeterminowany rząd może zawsze wygenerować zwiększone wydatki i tym samym większą inflacje.

Jednakże jeżeli wpadniemy w deflacje, możemy użyć naszej prasy drukarskiej i poprzez odpowiednie zastrzyki pieniężne, możemy zawsze odwrócić deflację.

Nie wiem czy Bernenke wierzył w to co mówił w przemówieniu z 2002 roku,  ale prawdopodobnie dzięki niemu dostał posadę szefa FED. Oczywiście nie zawsze można wywołać inflacje, bo papierowego pieniądza podług kredytu jest około 5 razy mniej, jeżeli jednak FED będzie drukował tak jak drukuje, to w końcu zadrukuje całe agregaty pieniężne (patrz tez wpis "Hiperinfacja") i znajdziemy się w modelu a’la Zimbwawe. Lecz kto będzie wtedy akceptował amerykańskie dolary?


Koniec części 1.

środa, 9 września 2009

Moraliści

Nie ucz innych moralności, bo może się okazać, że sam wymagasz pouczenia!


Przy okazji wpisu o bojkocie dolara przez szwajcarski bank Wegelin & Co poruszono problem moralności. Szwajcarskie banki nie chcą udostępniać danych swoich kontrahentów podejrzanych przez amerykańskie władze podatkowe o oszustwa, co ma być według niektórych,  ukrywaniem sprawców i uprawianiem paserstwa.


Przeskoczmy na chwilę do pewnej analogii. Wyobraźmy sobie, że w pewnym hotelu w Polsce wynajmuje pokój pewna irańska dziewczyna. Przychodzi nagle irański policjant i mówi do właściciela, że musi dać listę wszystkich irańskich kobiet wynajmujących pokoje, ponieważ istnieje podejrzenie, że ukrywa się tutaj, tj. w hotelu na tereanie Polski, irańska kobieta, która zdradziła swojego męża w Iranie. W Iranie jest to poważne przestępstwo i dlatego ta kobieta musi zostać wydana w ręce irańskiego funkcjonariusza. Co zrobi właścicel hotelu? Wykona telefon do policji polskiej i każe usunąć tego awanturnika, bo mu tylko klientów odstrasza. Jednak, jeżeli państwo Polskie podpisze umowę z Iranem, że takie przestępstwa irańskich kobiet bedą mogły być ścigane na terenie Polski to sytuacja się zmieni, ale nie do końca. Nikt sobie nie pozwoli, żeby wydalono ludzi z kraju obcym służbom na podstawie podejrzeń. Przestępstwo musi być udowodnione i to w polskim sądzie i dopiero polski sąd może wydać nakaz wydania irańskiej dziewczyny. Jeżeli się nic nie udowodni, to niestety, ale irańska policja nie może się szarogęsić w Polsce. Jeżeli jednak Państwo Polskie ustali, że irański policjant bedzie miał wgląd do wszystkich rejestrów klientów hotelarza przy każdej sposobności, gdyż zawsze się może zdarzyć jakaś irańska kobieta poszukiwana przez irański władze, która zdradziła męża to hotelarz ma problem. Narusza to bowiem dobro prywatności jego pozostałych klientów, którzy odtąd mogą być inwigilowane przez irańską policje. Co może zrobić hotelarz? Może wywiesić kartkę, że "irańskich kobiet nie obsluguje" i konsekwentnie się tego trzymać.


Czas odsłonić bohaterów... oczywiście Polska to Szwajcaria, Hotelarz to Wegelin, Irańska kobieta która zdradziła męża to pieniądze pochodzące z oszustwa podatkowego w USA a irański policjant to fiskus amerykański.


Czy wszyscy pamiętamy sprawę Edwarda Mazura, który miał być wydany polskim władzom, gdyż był  podejrzany o zabójstwo gen Papały? Polscy urzędnicy jechali do amerykańskiego sądu z dowodami i to amerykański sąd określał czy na podstawie tych dowodów wydać Mazura Polsce. Jak się okazało nie zezwolił na ekstradycje.


Czy uciekinierów politycznych z dawnego bloku komunistycznego należało wydawać komunistom tylko dlatego, że przestępstwem było opuszczenie PRL?


Czy w imię udostępniania informacji zezwolimy policji na wchodzenie do naszych domów i regularnego ich przeszukiwania, bo zawsze może się przecież okazać, że mamy trupa w szafie. A czy zezwolimy irańskiej policji przeszkiwanie naszych domów? W końcu u nas również mogą się ukrywać irańskie kobiety.


Szwajcaria zdecydowała się podpisać kolejne porozumienie z amerykańską administracją. Tego co w zamian przehandlowano pod stołem, albo raczej jaki kaliber przyłożono do głowy nie wiemy. Wegelin jednak idzie na sposób. Jeżeli ma podawać dane swoich klientów mających aktywa w dolarach, to woli wcale nie mieć tych klientów. Nie robi tego w imię jakiejś altruistycznych idei, ale we własnym interesie. To, kiedy zainstniało przestępstwo i czy w ogóle zaistniało Wegelin nie rozstrzygnie, tak samo jak hotelarz nie rozstrzygnie o winie swoich klientów. Nie jest to zresztą ich rolą; oni zajmują się bankowością, a o winie i związanej z nią moralnością niech rozstrzygają rodzime sądy i rodzime prawo.







poniedziałek, 7 września 2009

Wegelin - czyli pożegnanie z Ameryką

przechwytywanieWegelin & Co to najstarszy bank szwajcarski. Niewiele się słyszy o konkretnych nazwach samych banków w Szwajcarii. Powiedzenia "pewne jak w szwajcarkim banku" lub "konto w Zurychu" jest o wiele bardziej rozpowszechnione niże same nazwy. To, że się o samych bankach nie słyszy, to właśnie ich zaleta.. Niewiele mówią, nie są widoczni w mediach, nie szukają rozgłosu w reklamach telewizyjnych. Wielkie pieniądze lubią spokój, a to zapewniają im szwajcarskie banki, a wśród nich Wegelin & CO. Przerwano jednak milczenie i Konrad Hummler, który jest członkiem zarządu Wegelin & Co oraz prezesem stowarzyszenia prywatnych banków szwajcarskich przemówił w tonie bez precednesu. Polecam zapoznać się dokładnie z listem do klientów, gdyż uważam go za epokowy. List jest pisany w imieniu Banku Wegelin, lecz nie ulega wątpliwości, że pod tezami w liście mogą sie podpisać wszytkie banki szwajcarskie. Co ciekawsze smaczki zaznaczyłem na żółto. HT Yogos via ZeZo. Oryginalny dokument do ściągnięcia pod tym linkiem. Poniżej listu najważniejsze tezy.


wegelin_1



wegelin_2

wegelin_3

wegelin_4

wegelin_5



wegelin_6wegelin_7wegelin8

Najwżniejsze tezy wyciągnięte przez ZeZo:





  • Stany przymusiły UBS i resztę szwajcarskich banków do redukcji tajemnicy bankowej w dwuetapowej operacji. W pierwszym etapie zmieniły przepisy tak, aby stały się bardziej restrykcyjne i niejasne. W tę pułapkę wciągnęły - prawdopodobnie świadomych - wspólników w bankach typu UBS, aby następnie wykazać ich - w świetle nowych przepisów - kryminalne współuczestnictwo, czyli czerpanie korzyści z przestępstw skarbowych.

  • Podobnie jak w przypadku swej polityki zagranicznej, Stany w sprawach podatkowych zachowują się w sposób imperialny. Chcą zmonopolizować pod swoją kontrolą wszystkie przepływy kapitałowe i w tym celu muszą zdjąć ochronę tajemnicy bankowej. Centralnym przykładem jest globalne amerykańskie prawo podatkowe, które za podmiot zobowiązany wobec amerykańskiego fiskusa uważa nie tylko swoich obywateli, niezależnie od miejsca pobytu, nie tylko rezydentów amerykańskich (osoby cywilne i prawne), ale także osoby trwale przebywające w Stanach, nawet nielegalnie, oraz - i to już jest bomba - wszystkich posiadaczy amerykańskich papierów wartościowych. Masz dolara - musisz zadeklarować fiskusowi w Stanach. To według Wegelina trochę za daleko.

  • W braku właściciela bądź jego spadkobiercy, nowelizacja globalnego kodeksu skarbowego przewiduje solidarną odpowiedzialność powiernika (banku). Teraz jeśli bank ma jakieś papiery amerykańskie - akcje, obligacje, gotówkę itd. - musi zgłosić się do IRS w imieniu i zamiast właściciela, w przeciwnym razie będzie odpowiadać za jego zobowiązania wobec fiskusa.

  • Nowe przepisy są tak restrykcyjne, że Stany - oprócz stania sie globalnym inspektorem skarbowym - staną się globalnym egzekutorem, bowiem niejako z natury rzeczy będą powodowały nieumyślne błędy i opuszczenia.

  • Stosowanie ekonomicznego przymusu w obecnej dobie, kiedy Stany zaczynają tonąć w długach, może być najgorszą taktyką. Wegelin nie ma zamiaru ugiąć się przed policyjno-skarbową presją US i rezygnuje w ramach protestu z amerykańskiej klienteli w ogóle. Jego śladem podążą niechybnie inne szanujące się banki prywatne. Czy to Stanom się opłaci? Na długą metę nie, co Wegelin precyzyjnie uzasadnia.

  • Ogromne potrzeby pożyczkowe Stanów, co najmniej 10 bilionów w ciągu nabliższej dekady, powodują że oprocentowanie pożyczek już dziś pochłania ok 10% dochodów budżetowych, a niebawem wartość ta ulegnie prawdopodobnie podwojeniu. Taki poziom długu jest już niebezpiecznie blisko niewypłacalności, kiedy cały dochód budżetowy do dyspozycji pochłaniany jest przez odsetki od starego długu.

  • Według Frankfurt Institute całkowite skumulowane aktywa sektora bankowego wynoszą  600% pkb (mi znane szacunki peak credit to 375%). Jest to poziom długu nie tylko nie do spłacenia, ale który będzie przygniatał Amerykę deflacyjnym zwijaniem kredytu przez najbliższą dekadę.

  • Około 40% długu publicznego - 4 biliony - są sfinansowane przez pożyczki (obligacje) między instytucjami rządowymi, więc de facto są wzięte z księżyca.

  • Warren Buffet (Berkshire Hathaway) oraz Bill Gross (Pimco) doradzają wyjście z dolara i inwestycji dolarowych, bowiem jest on skazany na zagładę. Wegelin posuwa się nawet do przenośni o szczurach uciekających z tonącego okrętu. Dlaczego to robią z taką niechybną precyzją? Znają tajniki budowy okrętu, jego wszystkie dziury, lepiej od konstruktora i kapitana statku razem wziętych, bo żyją pod pokładem.

  • Stany dawno przestały być atrakcyjne ekonomicznie. Dziś liczy się BRIC. Teraz, kiedy nadchodzi nieuchronny upadek, starają się użyć jeszcze swego nacisku ekonomicznego, co jest aż nadto zrozumiałe, bo USA są przyparte do muru. Jednak - jak twierdzi potomek osiemnastowiecznych bankierów (to rówieśnicy Rothshildów) - dobrobyt nie idzie w parze z agresją, wręcz go wyklucza. I to by było na tyle.



Dodatkowy wyciąg z listu ode mnie.




  • Hummler skarży się na podwójną moralność. USA ma pod sobą raje podatkowe i to nawet w ich jurysdykcji (Deleware, Floryda), natomiast wymusza ustępstwa w suwerennym państwie.

  • Banki szwajcarskie są zmuszone do zmiany umów ze swoimi klientami w trakcie ich trwania. Obietnice składane przez szefów banków muszą być łamane nie z ich przyczyny, a pod przymusem obcego organu podatkowego.

  • USA uczy moralności inne kraje, a same ropoczynały wojny najczęściej w ostatnich 60 latach, przeważnie bez mandatu ONZ

  • W USA leży i kwiczy edukacja, opieka zdrowotna, za to szaleje konsumpcjonizm na kredyt... Inwestycje to obca koncepcja

  • Amerykański urząd skarbowy nie potrafi zarejestrowac wszystkich mieszkańców USA, a chce śledzić każdego dolara. Mało tego, chce przerzucić odpowiedzialność za kontrolę na aktywami w USA na zagraniczne banki z oczywistymi karami w razie uhybień.

  • Według nowych przepisów trudno rozsądzić kto jest obywatelem USA w rozumieniu urzędu skarbowego  a kto nie.  Teoretycznie może być nim nawet student studiujący w USA, który posiada dolary.

  • Według nowej definicji wszelkie derywaty na obligacjach liczą się również jako obligacje, co skutkuje chęcią kontroli rynku Over the Counter na całym świecie. Jest to niewykonalne.

  • Dla wszytkich staje się jasne, że posiadanie amerykańskich obligacji staje się niebezpieczne nie tylko ze wzeględu na niewypłacalność budżetu USA, ale również ze względu na nowe prawo podatkowe, które USA chce wprowadzic na całym świecie.

  • Sugestia, że oficjalny dług publiczny USA jest deklarowany a nie rzeczywisty.

  • Wszytkie fundusze rzadowe typu medicare i opieka zdrowotna to jedna wielka piramida finansowa niczym nie różniąca się od działań Madoffa.

  • USA bedą zmuszone do regularnego sprzedawania obligacji bankowi centralnemu za nowe pieniądze. Znowu, piramida finansowa istnieje dopóki się powiększa.

  • Potrzeby pożyczkowe USA wypchną z rynku wszelkie prywatne podmioty ubiegające się o kapitał. Rząd będzie jedynym pożyczającym i kupującym zarazem.

  • "Bohater" Roosvelt pogłębiał wielką recesję i gdyby nie druga wojna światowa powinien byc postrzegany jako najgorszy prezydent USA. Obama powtarza to co czynił Roosvelt.

  • Wegelin namawia klientów do porzucenia dolara i aktywów denominowanych w dolarach. W dolarze widzi również ryzyko dla siebie, dlatego należy się spodziewać, że rekomendacja odrzucenia dolara nie bedzie tylko słowna.

  • USA jest silna militarnie i coraz agresywniasza na zagranicznych rynkach kapitałowych wymuszająca coraz to nowe obowiązki na zagranicznych instytucjach. Agresja i dobrobyt się wyklucza i na dłuższą metę nie prowadzi do niczego dobrego

  • Hummler żegna się z Ameryką. Nie chce mieć z nią nic wspólnego, dopóki ta nie wróci do wolnego rynku i zdrowych zasad. Na dzień dzisiejszy mówi: żegnajcie.


Pozostaje tylko pytanie. Po co IRS chce wiedzieć gdzie jest każda obligacja USA. Czyżby zapowiada się akcja kasacji długu po wcześniejszej dokładnej rejestracji? W liście do klientów nie ma nic nowego, o tym wszystkim trąbią dziesiątki blogów w Polsce i USA. Jednak nigdy z bankowego najwyższego szczebla nie popłynął tak jasny przekaz i tak dobitny. Tylko czekać, aż pozostałe banki w Szwajcarii wyjdą z taką samą polityką odejścia od dolara. Szwajcaria sobie może na to pozwolić, jest niezależna, w odróżnieniu od strefy Euro.

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...