



Mathhew Hoh, dyplomata amerykański w Afganistanie w liście ze swoja dymisją napisał:
Straciłem wiarę i zrozumienie dla strategicznych celów USA w Afganistanie, mam wątpliwości co do obecnej strategii, a także tej, jaką zamierzamy przyjąć. Nie jestem pacyfistą, który upalony ziołem nawołuje, żeby wszyscy się miłowali, ale tu w Afganistanie nikt nas nie chce, a nasza obecność staje się tylko przyczyną jeszcze większej wojny. Jak niegdyś Sowieci próbujemy zaprowadzić w Afganistanie porządki i ideologię, których nikt tu nie zna ani sobie nie życzy.
Trudno o lepsze podsumowanie tego konfliktu.
Polak Francuz to dwa bratanki w polityce rolniczej. Struktura rolnictwa francuskiego i polskiego jest bardzo zbliżona i stąd interesy polskich rolników są bardzo zbliżone do tych francuskich, choć generalnie każdy rolnik ma jeden podstawowy cel... Wiecej dopłat, żadnych liberalizacji.
Ciekawe jest podejście Francuskich urzędów. Oni po prostu nie wiedzą innej drogi jak zwiększanie obecności dopłat do coraz to nowych działalności i uważają to za wręcz naturalne... Naturalność w tym myśleniu jest tak autentyczna, że aż dziwna. Poniżej skan z stanowiska rady regionalnej francuskiej Bretanii (kliknij aby powiększyć) co do przyszłej wspólnej polityki rolnej.
Jak widać już nawet nie francuscy rolnicy, ale władze Bretanii nie wyobrażają sobie innej polityki rolnej jak ta obecna. Odrzucają praktycznie w całości propozycje WTO (światowa organizacja handlu) liberalizujące światowy rynek rolniczy. WTO od dłuższego czasu postuluje, aby znieść cła i subsydiowanie eksportu w krajach rozwiniętych. Polityka rolna WTO opiera się na trzech filarach
To taki mały paradoks, że to biedniejsze kraje w WTO chcą liberalizacji handlu płodami rolnym, a nie rozwinięte. Wynika to z prostego faktu, że produkcja rolnicza jest stosunkowo mało kapitałochłonna i nie potrzebuje wysokiego know-how żeby ją rozwijać, no i dodatkowo kraje rozwijające się mają bonus od natury w postaci sprzyjającego klimatu.
Stad państwa na dorobku mogą zwiększać produkcje żywności po niższym koszcie niż w wysoko rozwiniętych krajach o wysokich zarobkach, a więc większej produktywności przemysłu. Barierą dla ich rozwoju są jednak wszystkie możliwe formy dopłat do rolnictwa w krajach uprzemysłowionych.
Unia Europejska stosuje cały szereg możliwych narzędzi chroniących europejskie rolnictwo, kosztem oczywiście europejskiego przemysłu i konsumenta, gdyż ochrona kosztuje.
Oprócz ceł zaporowych na import tańszych produktów rolnych oraz dopłat do eksportu własnych, Unia stosuje również cła wewnątrz unijne. Może się to wydawać dziwne, gdyż UE na każdym kroku podkreśla, że handel wewnątrz unijny jest pozbawiony ceł. Jednak wprowadzenie do polityki rolnej kwot produkcyjnych, które limituję produkcje w danym kraju jest współczesnym systemem celnym, nawet o wiele sprawniejszym w działaniu. Kwoty określają po prostu ile w danym kraju można wyprodukować mleka czy cukru. Jeżeli znamy kwoty produkcyjne, odejmiemy sobie od nich konsumpcje wewnętrzną w danym kraju, to już wiemy jak handel pomiędzy krajami będzie następował, o ile w ogóle wystąpi. Jak nie wprowadzać ceł żeby je jednocześnie nałożyć? Jeżeli Komisja Europejska ma władze nad całym obszarem UE, to może po prostu nakazać kto ile ma produkować. Efekt prawie taki sam jak cła, lecz mamy "wolny handel"; ot taki przykład orwellyzacji polityki.
Bretońscy rolnicy mówią, że gdyby nie kwoty, to by mogli zalać mlekiem Europę... ale zaraz zaraz. Koszt wyprodukowania mleka we Francji wynosi 33 centy, a w Polsce to 20 centów, także kto tu kogo zaleje w przypadku zniesienia kwot mlecznych.
Dopłaty do produkcji lub do hektara upraw są kolejnym narzędziem wspierającym europejskie rolnictwo. Same dopłaty obniżają cenę rodzimych płodów rolnych, także konsument może taniej kupować produkty spożywcze. Oczywiście słowo taniej należy wziąć w nawias, gdyż za (sztucznie) tańszy chleb, mam (sztucznie) droższy prąd.
Myli się ten, który uważa że dopłaty zwiększają dochód rolników. Nie zwiększają.. zakłady przetwórcze dokładnie wiedzą jaka jest graniczna opłacalność produkcji rolnej uwzględniając już wpływ dopłat. O tyle o ile rolnik dostanie dopłaty, o tyle ma niższą cenę skupu. Oczywiście system nie jest szczelny i nie zawsze tak jest, obrotny rolnik jest wstanie wykorzystać pewne luki, jednak generalna zasada jest prosta.. Dotowanie rolników, to obniżanie ceny produktów rolniczych kosztem innych producentów, a nie zwiększanie dochodów rolników. Stąd postulaty rolników o zwiększenie dopłat wpisuję się w politykę taniej żywności, która zawsze jest na rękę politykom.
Duch General Motors, niczym w nawiedzonym domu, a raczej nawiedzonej globalnej wiosce daje o sobie znać w różnych częściach świata, a ostatnio zawitał do Polski.
Jak powszechnie wiadomo GM zbankrutowało i jedyne co po nim zostało, to nazwa i sporo problemów. Obecnie GM jest państwowe i wyprzedaje coraz to nowe spółki córki i resztę majątku. W Europie GM posiada Opla i Saaba, spółki kompletnie wydrenowane z pieniędzy i pozostawione w stan upadłości. Taka była polityka zarządu GM jeszcze z czasów gdy był on prywatny, ekhmm, to znaczy gdy była ona korporacją o rozproszonym właścicielu. Tak więc wszystkie spółki doprowadzone do bankructwa, prezesi na złotych spadochronach wylądowali na swoich prywatnych wyspach, produkcje samochodów powoli wszędzie ustaje. I co? I nic, tak się właśnie świat powinien leczyć z korporatyzmu. Duże spółki, źle zarządzane powinny upadać, a właściciele powinni mieć nauczkę na przyszłość. Samochody były i są potrzebne i ktoś je będzie produkował, a że akurat nie stare spółki… kto powiedział, że one produkowały najlepsze samochody.
Opel sprzedawany jest obecnie austriacko – kanadyjskiemu - rosyjskiemu konsorcjum Magna-Sbierbank. Wszystko by było okay, gdyby nie jeden szkopuł. Nowy właściciel chce pieniędzy państw w których umiejscowione są zakłady na restrukturyzacje przejmowanej firmy. Od samych Niemiec 4,5 mld Euro, a od Polski 1,2 mld złotych.. Ale zaraz zaraz.. Jeżeli GM sprzedaje takiego zombie, że żeby przywrócić w nim jako taką rentowność potrzeba lekko licząc 10 mld Euro, to to oznacza ni mniej ni więcej, tylko tyle, że cena jaką płaci Magna za Opla jest o tyle właśnie za wysoka. Magna powinna żądać tych pieniędzy od GM, poprzez obniżenie ceny sprzedaży Opla, a nie od państw. Oczywiście wszyscy sobie z tego zdają sprawę i potencjalne dotowanie Magny, to nic innego jak dotowanie General Motors, który jest państwowy czyli Obamowy. Obama od niedawna dzierży tytuł laureata pokojowej nagrody Nobla i coraz bardziej mnie przekonuje ta decyzja.. Toż to majstersztyk, żeby bez żadnego wystrzału oskubać Europę z 10 mld Euro!!! To prawie 450 ton złota.
Polskę straszą, że jak nie da 1,2 mld złotych to zamkną zakłady. Biznes i rachunek kosztów jest jednak odporny na takie puste groźby. Jeżeli będzie się opłacało produkować samochody w Polsce to produkcja będzie kontynuowana, Jeżeli nie będzie się opłacało, to produkcja będzie zaniechana. Czy damy 1,2 mld złotych czy nie, to nie będzie miało żadnego znaczenia. Nie martwię się zatem o Polską dotację do Magny… Jeżeli nie zwycięży logika, to opór przeciw dawaniu haraczu Niemcom i Rosjanom.
Produkt krajowy brutto to bardzo ważny wskaźnik. Wskaźnik ten informuje nas o wartości sprzedaży krajowej produkcji dóbr finalnych. Im więcej się wyprodukuje, tym większe PKB (Link).
PKB ma wiele wad, min nie uwzględnia szarej strefy, czy postępu technologii. Lista za wiki-pl wiki-eng. Te wszystkie wady sprawiają, że PKB to bardzo zły wskaźnik, ale tak samo jak z demokracją, nikt jeszcze nie wymyślił lepszego (no może z tą demokracją przesadziłem).
PKB liczy się w ujęciu nominalnym, a następnie sprowadza się go do wartości realnych. Krótko mówiąc, koryguje się nominalny PKB o wskaźnik inflacji. Założenie jest całkiem oczywiste... Większa wartość wyprodukowanych dóbr nie może być efektem wzrostu cen poprzez zwiększanie ilości pieniądza w obiegu.
Wszytko by było okay, gdybyśmy mieli pewność, że jest to rzetelnie liczone, ale nie jest. Po pierwsze fałszowana jest inflacja. Im mniejszy wskaźnik inflacyjny tym większe PKB. Pokusa do manipulowania tym wskaźnikiem jest więc ogromna i to jest robione, o czym niejednokrotnie tutaj wskazywałem.
Samo PKB jest również manipulowane i to w ten sam sposób co inflacja, ale niejako w drugą stronę. Zabrano się za wady PKB jednocześnie wypaczając je. Co zrobić, żeby skorygować PKB o szarą strefę? wystarczy ją oszacować i dodać do PKB. Prawda, że proste? Jeżeli mieszkasz we własnym mieszkaniu, to masz korzyść w takiej postaci, że nie musisz płacić czynszu, czyli de facto masz dochód. Dodajmy to do PKB. Zajmujesz się sama dzieckiem? Dodajmy kwotę jaką byś musiała płacić opiekunce. Twój nowy nowy komputer jest 2 razy szybszy, lecz po takiej samej cenie po jakiej kupiłeś stary? Policzmy wartość sprzedaży tego w PKB jako dwukrotoność jego ceny.
Sposobów jest wiele i wszystkie one doprowadzają nas do jednego wniosku. Porównywanie PKB nie ma sensu póki nie mamy pewności, że liczone jest dokładnie w taki sam sposób. USA ma długą tradycję fałszowania tego wskaźnika, lub eufemistycznie mówiąc, pokazywania go w różowych barwach. Polska narazie ćwiczy zaniżanie inflacji, a sposób narzuca Unia Europejska. Wskaźniki bezrobocia, inflacji, PKB to oczywiste czary, które kiedyś wyjdą na wierzch.
Doskonale to wszytko objaśnił Martenson w swoim cyklu Crash Course. Polecam uwadze wszystkie filmy, a o PKB ten odcinek:
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=zPkTItOXuN0]
Może znajdzie się jakiś student ekonomii co w ramach nauki ekonomii i angielskiego zarazem przetłumaczy filmy Mortensona?
Kenneth S. Rogoff z National Bureau of Economic Research opublikował nie tak dawno wyniki swoich badań. Badał rzecz niezwykle na czasie, bo bankructwa państw na przestrzeni wieków. Pierwsza obserwacja wynikająca z jego pracy to fakt, że bankructwa państw to rzecz bardzo powszechna. Nie ma w historii czasu, w którym jakieś państwo nie było w okresie niewypłacalności. (klinij w obrazek dla lepszej rozdzielczości)
Wykres przedstawia procent państw, które w danym czasie były w stanie bankructwa, bądź restrukturyzacji swojego długu. Restrukturyzacja to bardzo niewinne słowo w tym przypadku.
Pierwsze co się jednak rzuca w oczy, to średnio 25 procentowy udział państw w stanie bankructwa z momentami szczególnych nasileń podczas wojen.
Drugi wykres pokazuje to samo, jednak waży powyższe państwa ich produkcją przypadającą na produkcje światową. Słowem im państwo o większej gospodarce w stanie bankructwa, tym większy mam wpływ na wysokość krzywej. Widać wyraźnie, efekt wojen napoleońskich i światowych. Wykres nie przesądza czy wojny były przyczyną bankructw, czy też bankructwa były przyczynkiem do wojny. Z reguły oczywiście to wojny demolowały gospodarkę, a co za tym idzie powodowały, że państwo nie mogło obsługiwać swoich zobowiązań, ale były w historii też inne przypadki. Jednym ze sposobów spłaty długów jest napadanie swojego wierzyciela, co krótkotrwale ćwiczył Hitler.

Kolejny ciekawy wykres to czas trwania stanu bankructwa. Z reguły dość szybko sobie z tym radzono.

Bankructwa na długu zagranicznym w okresie przedindustrialnym. Wydają się dość częste, ale to pozory. Należy zwrócić uwagę na podziałkę czasową; połowa milenium to szmat czasu.
Do roku 1913 roku panował de facto system pieniądza kruszcowego. Nakładał on na władców poszczególnych państw pewne ograniczenia w finansowaniu swych wydatków. Należy pamiętać, że władca ma generalnie 3 źródła finansowania budżetu - Podatki, pożyczki, psucie pieniądza.
Podatki są nieprzyjemne dla obywateli i je każdy widzi, pożyczki można zaciągać, ale trzeba za nie płacić odsetki to raz, a dwa, że podważają wiarygodność państwa i samego władcy.. W końcu jakiś możny może nie pożyczyć królowi i okienko się zamyka. Pozostaje zatem psucie pieniądza. Przed wiekami radzono sobie z tym w bardzo prosty sposób. Po pierwsze, wydatki budżetowe należy opłacać w walucie. Wydaje się to banałem, ale finansowanie swoich wydatków psuciem pieniądza nie mogło by nastąpić, gdyby żołd żołnierza wynosił na przykład 3 gramy złota na miesiąc. Wynagrodzenie musi być określone w walucie, zatem nazywano monety inaczej niż poprzez wskazywanie wagi samej monety.. stąd dukaty, talary, franki, guldeny. Jak ludzie się przyzwyczają, że mają płacone z dukatach a nie w złocie to potem już jest sprawa prostsza. Władcy nakładali monopol na mennice i nacjonalizowali ten przemysł. Cała działalność mennicza była państwowa i pod bezpośrednim nadzorem króla (powstawał protoplasta banku centralnego). Następnie sukcesywnie przetapiano dukaty z dużą zawartością złota i wytapiano nowe z mniejszą. Oczywiście dzięki temu zabiegowi można było wytopić więcej dukatów, niż zebrano z podatków, gdyż coraz więcej w nich było domieszek, a coraz mniej szlachetnego kruszcu. Żołnierz ciągle dostawał swoje 3 dukaty, ale złota już mniej. Oczywiście ludzie zauważali ten proceder i monety z większą zawartością złota starali się zachowywać dla siebie, wypuszczali w obieg te z mniejsza zawartością kruszcu.. stąd prawo Kopernika, że pieniądz gorszy wypiera lepszy.
Proceder ten obrazuje poniższy rysunek pokazujący ilość srebra w monetach na przestrzeni wieków:
Ta praktyka nie została wymyślona w średniowieczu. Rzymscy cesarzowie również wspomagali się psuciem pieniądza, co pokazuje ilość srebra w denarze na przestrzeni wieków.

To wszytko prowadzi nas do inflacji i ta rzeczywiście występowała również w okresie pieniadza kruszcowego i była spowodowana po pierwsze psuciem pieniądza, a po drugie produkcją kruszców. Należy jednak zauważyć, że do momentu ustanowienia pierwszego nowożytnego banku centrlanego utrzymywała się na stałym poziomie. Były okresy deflacji, raz inflacji, ostatecznie jednak jest lekka przewaga inflacji. Z momentem wprowadzania pustego pieniądza, ruch mamy w zasadzie w jedną stronę i jest nią chroniczne psucie pieniądza skutkujące inflacją.
Sama tworzenie przez rządy inflacji nie jest bezkarne. W momencie zerwania waluty z linkiem do kruszców, bardzo mocno wzrosła ilość kryzysów walutowych. Państwo, które traciło zdolność do regulowania swoich zobowiązań z przychodów podatkowych po prostu drukowało pieniądze na spłatę, tym samym deprecjonując skokowo swoją walutę. Pokazuje to dobitnie poniższy rysunek:
W walucie kruszcowej deprecjacja skokowa nie jest możliwa do przeprowadzenia w tak prosty sposób. Jeżeli waluty w obrocie międzynarodowym określone są na kruszcu to stosunek wymiany określa waga kruszcu w monecie. Jeżeli frank i gulden miał 5 gramów złota każdy, to stosunek wymiany wynosił 1:1 i żadne czary tego kursu nie mogły zmienić. Chyba żeby franki przetopić i zrobić je z 2,5 gram miedzi i 2,5 grama złota.. wtedy stosunek wymiany wynosiłby 2:1 i byłby wynikiem tylko i wyłączenie psucia pieniądza jednej z nich. Dziś ta sama zasada dotyczy również naszych pustych walut, lecz technika psucia jest lekko inna..
Można zakładać, że okres bankructw mamy za sobą, że bogatych krajów i dużych gospodarek już to nie będzie dotyczyć. Tym razem będzie inaczej. Tytuł pracy Rogoffa można odczytać w trójnasób. Dosłownie lub przekornie. Historia nas uczy, że państwa bankrutują i gdy spojrzy się na nią z odpowiedniej perspektywy czasowej to jest to zjawisko bardzo powszechne. Można jednak odczytać tytuł również w ten sposób, że w dzisiejszych czasach po raz pierwszy w zasadzie mamy tak powszechną walutę papierową. Po raz pierwszy bedzie można masowo wyjść z długów drukując odpowiednią ilość gotówki niemalże na zawołanie.. Oczywiście maja taką możliwość takie kraje, które zadłużają się w swojej rodzimej walucie, bo tylko taką mogą bezkarnie psuć. USA, kraje strefy Euro... one nie bedą miały problemów z spłatą długów, jeżeli ich banki centrlane zdecydują się druk potrzebnych środków.
Kryzys argentyński z stałym przywiązaniem peso do dolara miał swój epilog w zamknięciu banków. Ludzie chcieli wypłacać dolary, a nie peso, a dolarów bank nie mógł drukować. Banki zostały zamknięte i gdy ponownie je otwarto, peso ustalone już było na o wiele niższej stopie wymiany z dolarem niż przed zamknięciem. To samo może spotkać dziś Łotwę i ich Łata z pegiem do Euro. Jeżeli Bank Łotwy zdecyduje się na skokowy druk Łata w celu regulowania swoich długów, to równoznaczne to będzie z spadkiem siły nabywczej samego Łata i brakiem możliwości zadużania się na zewnątrz.
Tym razem może będzie inaczej, bo ludzie mogą tego nawet nie zauważyć. Jest to najsmutniejsze w tym wszystkim, gdyż każdy kryzys powinien mieć walor oczyszczający. W przypadku kryzysu walutowego, czy stopniowego psucia pieniądza procesy mogą się dziać tak wolno, że ludzie nie zauważą tego i nie zinterpretują właściwie tego co się stało.. Możemy przejść przez kryzys kompletnie go nie zauważając!! Dla jednego pokolenia pokolenia będzie to niezauważalne. Wyobraźmy sobie oglądanie wypadku samochodowego klatka po klatce. Gdy codziennie byśmy obserwowali jedną nową klatkę filmu, to w zasadzie można stwierdzić, że nic się nie dzieje. Tak samo jest dewaluacją walut i kryzysem na poszczególnych długach.. Może on bardzo powoli trwać, a większość ludzi nawet nie będzie o nim wiedziała.
Niewiedza jest błogosławieństwem, to chyba najlepszy cytat z matrixa, i pasuje do naszego finansowego odpowiednika jak ulał. Można przecież dojść do wniosku, że co nas powinny obchodzić jakieś długi państwowe, psucie pieniądza, agregaty... To się wszytko dzieje gdzieś na górze, faceci na świecznikach coś tam kręcą, ale mnie i tak to nie dotyczy. Życie przecież idzie dalej. Czy w Argentynie ludzie poumierali z głodu? Czy świat się zawalił? Nie, oczywiście że nie ale musisz sobie zdać sprawę drogi czytelniku, że za te wszystkie długi płacisz w ostateczności TY tylko tego nie widzisz. Bedziemy masowo polować na spekulantów, na drożyzne, lecz nie zauważymy przyczyn tego stanu rzeczy. W Bueanos Aires prostestowano bardzo inntesnywnie, ale tylko garstka wiedziała, dlaczego się wszytko zawaliło. Dlaczego nagle oszczedności straciły wartośc, dlaczego nici z planów emerytalnych. Koniec iluzji cyfr jest nieubłagany, pytanie tylko czy stanie się to poprzez skokowy krach w wariancie argentyńskim czy stopniową pozronie niezauważalną erozję.
Proste ćwiczenie na zobaczenie tej erozji.. Policzmy co by się stało gdyby wszystkie nasze składki na emeryturę przepić i zbierać puste butelki po tych libacjach... gdy sprzedasz te butelki, to masz więcej kapitału niż mógłbyś mieć odkładając składki na swoją emeryturę. A gdzie dopiero, gdyby na bieżąco sprzedawać te butelki i lokować pieniądze na procent! Choć wyliczenia tvn są mocno uproszczone (nie liczy się z średniej długości życia ilość czasu spędzonego na emeryturze), to jednak oddają istotę sprawy.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=IR2MdaD_nKo]
Dziś Zus zaciąga kredyty w bankach. Pieniądze jakie widzisz na Twoim rzekomym koncie emerytalnym, to nie oszczędności.. to tylko cyfra, która w razie potrzeby będzie wydrukowana. To jeden z rachunków, które płacisz za te długi i nawet OFE nie pomoże. Kiedyś pokazywano emerytów inwestujących w OFE leżących pod palmami, dziś już wiemy, że i tak na starość, za uzbierane pieniądze można co najwyżej kupić bułkę ze smalcem i aspirynę. Wszytko przez utratę wartości pieniądza. Nawet jak z OFE coś dostaniesz, to i tak sam sobie podwójnie zapłacisz. OFE inwestują w długi państw, a te długi są zaciągane przez państwo w Twoim imieniu. To, że płacisz przy dystrybutorze za paliwo 4 złote, a nie 2, to również koszt tego co się dzieje na górze. Za te wszystkie wielkie cyfry ktoś płaci, a płacić można na wiele sposobów, ale zawsze płacącym jesteśmy my wszyscy.
Jeżeli to wiesz, to wiesz jak zabezpieczyć swoją emeryturę. Mieć odłożone aktywa namacalne, tak zwane tangibles. Coś co przynosi dochód i same w sobie ma wartość; ziemia, nieruchomości, kruszce. Z takimi aktywami, możemy już się obawiać tylko jednego zjawiska, które często występuje w czasie ostatecznych rozliczeń międzypaństwowych zobowiązań. Tym zjawiskiem są wojny, a pokzaują to powyższe obrazki. Wtedy nieruchomość mogą pomóc jak umarłemu kadzidło, lecz pozostaje złoto, a z nim można się szybko ulotnić.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=CxY1B8mdGuA]
Tydzień temu odbyły się wybory w Niemczech. Wybór jakiego dokonali Niemcy jest bardzo ciekawy w kontekście nadchodzącego kryzysu. Wielka koalicja SPD-CDU została rozwiązana i po nowych wyborach uformuje się rząd złożony z CDU-FDP. Tak się składa, że miałem okazje poznać przedstawicieli poszczególnych partii w Niemczech na szczeblu lokalnym, a konkretnie landu Hesji.. Rozmowy były prowadzone pod kątem porównania sposobów konstruowania budżetów Hesji i Wielkopolski. Dzięki temu dało się poznać nastawienie poszczególnych frakcji do ważkich spraw i generalne obeznanie jak wygląda ich scena polityczna.
No więc w Niemczech działa 5 głównych partii.
Die Linke to klasyczni komuniści, ale nie w deseń rodzimego SLD, lecz bliżej im do skrzyżowania Samoobrony z frakcją Żyrinowskiego w Dumie rosyjskiej.
Zieloni to również komuniści, ale przyświeca im trochę inna ideologia. Ludzie nie mają mieć po równo, ale ludzie mają być podporządkowani przyrodzie. Wiadomo co się za tym kryje.
SPD to socjaliści, którzy raptem 40 lat temu wykreślili ze swojego programu przewodnią myśl Marksa działając przecież w RFN.
CDU to chadecja, czyli dla każdego coś dobrego.. takie skrzyżowanie PO z PiSem.
FDP to wolna partia demokratyczna reprezentująca liberałów.
Niech mi Niemcy wybaczą tę pobieżna analizę ;)
Wracając jednak do budżetu Hesji. Ciekawe jest niemieckie podejście do uchwalania deficytów. Otóż, żeby uchwalić deficyt w budżecie Hesji, należy udowodnić, że pieniądze z pożyczki pójdą tylko i wyłącznie na inwestycje. Na pierwszy rzut oka całkiem rozsądnie.. w końcu na co brać pożyczkę, jeżeli nie na przynoszącą w przyszłości dochód dla mieszkańców inwestycję. Okazuje się jednak, ze podejście do definiowania inwestycji w niemieckich landach jest dość kuriozalne. Otóż podwyżka dla nauczycieli jest inwestycją w przyszłe wykształcenie młodych Niemców.. Lepiej wykształceni pracownicy to ponoć lepsze zarobki, a jak lepsze zarobki to wiadomo... więcej podatków i inwestycja się zwraca. Inwestycja w sprzątanie?? proszę bardzo..czyściejsze miasta to większe wpływy z turystyki - inwestycja jak nic. Podwyżki dla policjantów to inwestycja w bezpieczeństwo. Przykładów można mnożyć i tak też robili przedstawiciele heskiego Landtagu. Z tego kreatywnego podejścia do inwestycji Hesja dorobiła się 34 miliardów Euro długu. Stanowi to 100 % wpływów budżetowych Landu. Zadłużenie na takim poziomie lokalnego parlamentu jest ogromne. Nie mówimy tu o budżecie krajowym, ale lokanym. Dla porównanie zadłużenia polskich Wielkopolski wynosie 3 procent dochodów.. w skali kraju trochę gorzej, ale nie ma dramatu:
Pytanie padło, skąd biorą finansowanie tego ogromnego deficytu? Oprócz finansowania kredytami z banków, emitowania swoich własnych obligacji ostatnio pojawiła się nowość. Skarbnik Hesji, w ramach dywersyfikacji źródeł finansowania załatwia pieniądze w Chinach. Dywersyfikacja, trudne słowo i z dumą wypowiedziane przez przedstawiciela SPD jako ich swoisty sukces... w końcu wiadomo dywersyfikacja kojarzy się z bezpieczeństwem. Po spotkaniu miałem okazje nieformalnie porozmawiać z przedstawicielem FDP. Spytałem się, jakie jest jego podejście do tej dywersyfikacji, gdyż widziałem jak się cały czas krzywił przy stole. Powiedział to, co każdy mający kilka synaps sobie pomyślał, że to wstyd dla nich wszystkich, że wysyłają skarbnika na daleki orient, żeby tam wycierał kolanami chińskie korytarze w poszukiwaniu pieniędzy. Samo FDP zgłosiło projekt uchwały zakazujący uchwalania jakiegokolwiek nowego deficytu, gdyż widzieli w tym zgubę całego Landu. Były to czasy wielkiej koalicji SPD-CDU; FDP była wtedy w opozycji.
Dziś FDP wchodzi w koalicję z CDU. CDU na pewno odetchnęło z ulgą, gdyż widać było wyraźnie jak bardzo się męczyło w socjalistyczną SPD. FDP będzie miało pokazać w praktyce swój program ograniczania długu. Pierwsze doniesienia z Hesji nie są jednak optymistyczne; w budżecie na rok 2010 ma się znaleźć kolejne i zarazem rekordowe 3,4 miliarda euro deficytu, a wiec nowego długu. Narazie to początki, jednak obserwacja zachodniej sceny politycznej zaczyna się robić coraz ciekawsza... w szczególności obserwacja wytrzymałości ideałów FDP.
PS. Budżet Hesji ma 5000 stron. Nikt go w całości nie przeczytał.
Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...