czwartek, 23 grudnia 2010

Życzenia

Czego można życzyć czytelnikom Prologos na Święta i Nowy Rok? Nie będę życzył pomyślności, sukcesów, pieniędzy. Na to każdy musi sobie sam zapracować. Nie ma co tutaj pielęgnować postaw roszczeniowych wobec losu ;)



Życzę Ci zdrowia, gdyż zdrowy nędzarz jest szczęśliwszy od chorego króla. I Szczęścia. Ale nie tego w totolotku. Tego życiowego. Żebyś umiał sobie znaleźć swoje. Jeżeli nie potrafisz to wiedz, że często szukając szczęścia i dobra innych, znajdujemy własne*.


Dla nastroju kolędy. Dwa klasyki


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=u6aRyYex19Y&feature=related]


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=HFjI7gT1FvI]


ostatnie zdanie to oczywiście parafraza Platona.

wtorek, 21 grudnia 2010

Wielka księga oszczędzania - Dawid Michna

Po pierwszym moim wpisie na temat oszczedzania (pierwszy, drugi) skontaktował się ze mną niejaki Dawid Michna, autor "Wielkiej księgi oszczędzania - 500 sprawdzonych sposobów na oszczedzanie".


Dawida, jak również i mnie znacznie zirytowały komentarze maruderów pod moim pierwszym wpisem, których wydźwięk można streścić w zdaniu: " eeee po co oszczedzać 2 złote czy 5. Państwo zdziera ze mnie znacznie więcej i zedrze o wiele więcej na zwiększonym Vacie... to w podatkach leży mój problem, a nie w moich wydatakch". Hehe, takich maruderów lubie najbardziej :)


Dawid dał sie od razu poznać jako człowiek idący do przodu. Wysyła mi swoją książkę za darmo, w zamian ja napisze jej recenzje. Czyni to oczywiscie niniejszy wpis, wpisem sponsorowanym, na co uczulam co bardziej wrażliwych czytelników.


Dawid to praktyk oszczędzania (o czym sam pisze na swojej stronie), niestety po części zmuszony trudną sytuacją finansową w przeszłości. Piszę niestety ponieważ mam nadzieje, że większość czytelników jest lub stanie się osobami oszczednymi nie z przymusu, a z chęci odkładania pieniędzy na realizację swoich przyszłych celów.


Już na początku swojej książki autor pisze o tym, że oszczedzanie nie ma polegać na wyrzeczeniach, a na nawykach. Nawykach które sprawią, że bedziemy konsumować życie po prostu bardziej efektywnie. Bo przecież nie chcodzi oto, żeby wydawać pieniądze, a oto żeby z wydawanych pieniędzy uzyskiwać jak najwięcej korzyści.


Książka liczy 300 stron na których po krótce omówiono 500 sposobów na zmniejszanie wydatków. Oczywiście w takim mrowiu pomysłów nie ustrzeżemy sie od banałów, takich jak wyrobienie sobie nawyku zakrecania wody w czasie mycia zębów, czy krótkim otwieraniu lodówki. Dla mnie jako osoby raczej patrzącej na to gdzie mogą wyciekać złotówki przez palce dużo porad było oczywistych. Jednak każdy jest inny i każdy może znaleźć jakąś uwagę dla siebie.


Pamiętacie mój problem z wodą i prysznicem? W książce jest na to sposób. Otóż porada jest taka, żeby sprawdzić, czy prysznic ma głowicę która napowietrza strumień wody. Można dzięki temu zaoszczedzić 30-40% zużywanej wody, co u mnie przekłada sie bagatela na 50 pln miesięcznie. Takie napowietrzanie nie wpływa na komfort użytkowania. Osobiście na to wpadłem jeszcze przed przeczytaniem książki Dawida (pochwale się ;) ), jednak nie wpadłbym na to, gdybym nie zrobił sobie wykresu, gdzie idą głównie moje wydatki związane z utrzymeniem mieszkania i nie zaczął się nad tym zastanawiać.


Autor wskazuje, że każdy może sobie znaleźć w tej książce kilkaset sposóbów na oszczędzanie. Uważam to za przesadę (chyba że rzeczywiscie stoicie przed ścianą finansową). Jak każdy weźmie sobie kilka, ale za to naprawde przydatnych sposobów to będzie i tak wystarczająco... Nie ma co sie skupiać nad wypracowaniem setki nawyków. Wystarczy wybrać te przynoszace nam największe korzyści, najmniejszym wysiłkiem. Mnie osobiście zaciekawił sposób na zwiększanie efektywności grzania kaloryfera, zważanie na to w jakim dniu tankować samochód oraz o jakiej porze dnia.. Okazuje się że w pewnych porach dnia tankujemy więcej paliwa (w dm3 jest więcej paliwa)  niż w innych, ze względu na właściwości fizyczne paliwa w okreslenych temperaturach. Czy to nie najprostszy nawyk do wyrobienia? Nie tankuje w tym a tym dniu, tankuje raczej rano jak wieczorem. Proste a oszczedzić można ze 20 pln na miesiąc.


Kupowanie dzieciom ubranek, w szczególnosci tym bardzo małym to kolejne pole do oszczędzania. W sieci można kupić za 200 pln pakę 130 używanych ciuszków. Kupno tych samych rzeczy ale nowych to koszta rzędu 5000 pln. Osobiscie już przetestowałem pierwszą opcję. Zawsze to Krugenrand oszczędnosci, choć dla mnie największa oszczędność to czas spędzony w marketach na wybieranie tych wszystkich pierdół. To mogło by się źle odbić na moim zdrowiu psychcznym (znowu wydatek - tym razem na lekarza ;) ). I umówmy się. Nowe ubranka dla dzieci do 2-3 lat to głównie frajda dla rodziców, nie dla dziecka. Otwieranie z foli, odrywanie metek, wybieranie w sklepie. Niemowlakowi jest zupełnie obojetne czy sfajda sie w nowe śpioszki czy używane. Autor podaje wiele stron, na którym rodzice wymieniają sie używanym sprzętem czy ciuszkami.


Są też rady, które pukają do naszego sumienia. Osobiście bardzo zapadło mi w pamięć zdanie "Nie kupuj dziecku wiele drogich zabawek... Spędzaj z nim wiecej czasu".


Dawid kończy książkę rozdziałem o tym na czym nie warto oszczędzać. Ostatnia porada mogła by być mottem życiowym wielu.


Zachecam do oszczędzania lub chociażby do zastanowienia się na co wydaje się pieniądze. Niestety musze ostrzec. Oszczędne życie prowadzi z reguły do o wiele trudniejszego problemu, na którego nie ma tak prostych poradników. Gdzie się podziać z oszczędnosciami, żeby nie zżerała je inflacja i żeby zarabiały jeszcze kawał grosza. To problem znacznie trudniejszy, ale wydaje sie o wiele przyjemniejszy.


Książka do kupienia ze strony autora

niedziela, 19 grudnia 2010

Kosmiczny AKAP

Rozmawiałem ostatnio z kolegą zajmującym się umieszczeniem satelit i ich prowadzeniem na orbicie. To zajęcie znacznie odbiega od naszej codzienności, gdyż eksploracja i zagospodarowanie kosmosu to stosunkowo dziewicza dziedzina.  Co ciekawe, z doświadczeń kolegi wynika, że obecny podbój kosmosu niewiele się różni od epoki odkryć Henryka Żeglarza, Amerigo Vespucci czy Vasco da Gamy. Sytuacja mniej więcej wygląda tak, że pierwszy kto zajmie daną orbitę, po rozpycha się na niej używając metody faktów dokonanych, ten zdobywa przestrzeń dla siebie. Praktyka niczym sie nie różni od wbijania padrão w wybrzeże. Wszelkie skojarzenia z "pierwotnym zawłaszczeniem" jak najbardziej uzasadnione.


Tu pojawia się jednak ciekawa sytuacja dla badaczy anarchokapitalizmu.  Otóż państwa w kosmosie, zachowują się niczym w modelu rozwoju anarchokapitalizmu z tym że zamiast poszczególnych ludzi mamy poszczególne państwa. Na lądzie państwa ustalają równowagę ze sobą poprzez równowagę sił swoich armii i łączenie się w rozmaite sojusze. W razie naruszenia tej równowagi mamy z reguły wojnę lub jednego światowego hegemona.


Co innego jednak w kosmosie. Państwa odżegnują się od użycia siły czy też przemocy w imię współpracy i co tu dużo mówić... cięcia kosztów. Naiwnym jest oczywiście sądzić, że państwa nie tworzą w swoich laboratoriach kosmicznej broni, ale póki co, nie została ona jeszcze użyta.


Mamy zatem pierwotne zawłaszczenie i korzystanie z kosmosu bez użycia siły, zatem AKAPowski model wydaje się sprawdzać.


Jednakże jak się okazuje, ktoś w tej idylli zaczyna bruździć. Dzieję się dokładnie tak jak na Ziemi. We wpisie Czy "Czy rzeka może być prywatna" wskazywałem na klasyczny problem trucia środowiska. Generalnie bardzo trudno sobie poradzić wolnorynkowymi mechanizmami, żeby jakaś fabryka nie spuszczała chemikaliów do rzeki. Nawet, gdyby cała rzeka należała do właściciela fabryki, to zawsze te chemikalia spływają do morza i jest problem.. Przerzucanie kosztów na innych to sfera, która (mówię to z bólem ;) ) rynek sobie nie radzi.


Co się dzieje w kosmosie? Otóż użytkownicy kosmosu również śmiecą i zanieczyszczają przestrzeń wszystkim pozostałym. Problem polega na tym, że pozostałości po satelitach czy rakietach, bardzo małe, zazwyczaj pędzą z ogromną prędkością po orbicie. Zaginiona śrubka lub inny odłamek wyrządza tyle szkód co pocisk, czyli praktycznie niszczy satelitę. A czyja to była śrubka to trudno stwierdzić ;)



Przestrzeń kosmiczna w której krążą satelity wokół Ziemi jest bardzo duża i przypadki kolizji z śmieciami są bardzo rzadkie. Jednak samych śmieci nie można ignorować i firmy montują na swoich satelitach "lekkie opancerzenie". Taka osłona nie ochroni urządzenia przed większością śmieci, ale mimo wszystko widać opłaca się je montować. Każdy kilogram umieszczony na orbicie kosztuje fortunę, a kilogram przeznaczony na osłony to czysta strata.


Można oczywiście powiedzieć, że śmieci w kosmosie to naturalne środowisko prowadzenia biznesu. Niekoniecznie. Są użytkownicy którzy starają się nie zostawiać śmieci w kosmosie i tak ustawiać proces, żeby większość spłonęła w atmosferze, a są też i inni. Na przykład Chiny, które wiele się nie zastanawiając w 2007 roku zniszczyli swoją satelitę wystrzeliwując rakietę balistyczną z Ziemi. China Confirms Firing Missile to Destroy Satellite. Szacuje się, że w wyniku tej eksplozji powstało w kosmosie około 3000 odłamków mogących zniszczyć inne satelity. Przy istniejących dziś 30 000 - 40 000 odłamków akcja chińczyków odpowiada za prawie 10% śmieci ogółem. Śmieci, których koszty istnienia będą ponosić wszyscy. I co teraz?


Być może skończy się jakimiś regulacjami, które ograniczą emitowanie śmieci w kosmosie. Może będzie jakiś podatek dla tych którzy śmiecą. Ale kto to będzie kontrolował, kto to będzie sprawdzał, kto to będzie egzekwował? Jakaś organizacja ponad narodowa? Jakie będzie miała umocowanie do nakładania ewentualnych sankcji?


Na Ziemi radzenie sobie z problemami środowiskowymi zostawiono poszczególnym państwom. Generalnie trucie w jednym państwie nie przekłada się tak bardzo na poziom zatrucia w państwie sąsiednim, stąd też mechanizm wydaje się sprawdzać.  W Niemczech mimo ogromnego przemysłu mamy czyste powietrze i wodę, w Chinach są ogromne zanieczyszczenia wszystkiego, ale nie wpływają one na sytuacje w Niemczech.


W kosmosie jednak "trucie" przekłada się praktycznie natychmiast na wszystkich. Sądze, że to ciekawa zagwozdka dla AKAPów. Zamiast studiować myśli starożytnych filozofów i zgłębiać praprzyczyny powstawania narodów, mogli by trochę pobadać sytuację organizacyjną w kosmosie, gdyż mają okazje oglądać historię powstawania "mechanizmu przymusu" na własne oczy.



niedziela, 12 grudnia 2010

Energia pierwotna

Co to jest energia pierwotna każdy czytelnik tej strony powinien już wiedzieć. Dla pewności jednak przypomnę, że energia pierwotna to energia jaka jest zmagazynowana w źródle energii. Pierwotne źródło energii to takie które możemy brać bezpośrednio z natury. Jest nim na przykład węgiel, ropa, gaz, czy promienie słoneczne. Źródłem energii nie jest elektryczność. Elektryczność w gniazdku jest tylko nośnikiem energii. Jej pierwotnym źródłem jest na przykład węgiel (w zależności jakie paliwo używa elektrownia). Oczywiście, zawsze jest tak, że zużycie energii pierwotnej jest większe niż wykorzystanie energii wtórnej. Dla przykładu energia pierwotna węgla wynosi ok 28000 kJ/kg, ale to wcale nie oznacza, że paląc kilogramem węgla w piecu centralnego ogrzewania kaloryfery oddadzą w formie ciepła dokładnie 28000 kJ. Sprawność kotła czyli krótko mówiąc ciepło ulatniające się nam przez komin determinuje nam jego sprawność, a wiec stosunek energii użytkowej do energii pierwotnej.


Każdy kraj zużywa energię pierwotną na różne cele. Ropa z reguły na transport, węgiel na ogrzewanie i produkcje prądu, gaz na ogrzewanie lub do produkcji przemysłowej etc. Podawane niżej w wykresach profile zużycia są wyrażone w MTOE.



W przypadku USA, oprócz ilości ogółem nie ma nic ciekawego. Bardzo dobra dywersyfikacja różnych źródeł energi pierwotnej utrzymywana przez dekady w nienaruszonej strukturze. Proszę zwrócić uwagę na energię pozyskiwaną ze słońca, wiatru czy geotermalną. Czerwonej wstążki praktycznie nie widać.


Niemcy... Ci faktycznie kombinują z energią odnawialną. Mają nawet oddzielną partię w parlamencie która za tym lobbuje. Przejeżdżając przez Niemcy widzimy tego efekty... Wiatrak na wiatraku. Jednakże patrząc jaki ma to efekt w całościowym bilansie energetycznym to należy stwierdzić, że raczej mizerny. To dlatego Merkel tak bardzo nie chciała likwidować sobie elektrowni jądrowych... Jasne, Zieloni robią wokół wiatraków i słońca dużo szumu ale... well spójrzmy na liczby. Szum nie przekłada się na energię. Zwiększyła się dość wyraźnie wstążka pomarańczowa. Widać biogazownie i innego tego rodzaju spalanie przynoszą większy efekt, ale ciągle to kropla, która ma swoje naturalne ograniczenia.


Dania. Kraj wzór jeżeli chodzi o ekologię. Wiatraki na całym wybrzeżu. Efekt? kiepski.


Chiny nie patrzą na żadną ekologię. Gigantyczny wzrost zużycia mówi sam za siebie


 


Polska.. Polska węglem stoi i to pokazuje obrazek. Zaskakujące jest to że w latach 70-80 zużywaliśmy tak dużo ropy, mimo, że przecież samochodów raczej nie było. Tyle szło na manewry układu warszawskiego czy jak? Ma ktoś na to jakieś wyjaśnienie?


Ropa w Polsce rozbita na rodzaj konsumowanych paliw. Wyraźny wzrost udziału diesla, kosztem benzyny.


 



Na koniec ciekawostka. W Norwegi cała energia elektryczna produkowana jest z tam wodnych.


Pobawić można się tutaj.


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=Ddn4MGaS3N4]


ht sudden debt


 


 


 


 


 


 


 

sobota, 11 grudnia 2010

Oszczędzanie 2

Po pierwszym wpisie o oszczędzaniu, pojawiły się głosy, że co ja tutaj  piszę o jakiś dziadowskich oszczędnościach na 50 - 100 złoty gdy państwo z nas zdziera nieporównywalnie więcej. O podatakch trzeba pisać !!! Huh :) O prawie niczym innym na tym blogu tu nie piszę jak o rozdętym do granic państwie i długu. Mimo że temat jest rzeczywiście ważki,  to jak przekłada się pisanie o nim na faktyczny stan waszego portfela?


Trzeba zdać sobie sprawę, że Wasz wpływ na obciążenia podatkowe w tym kraju, jest taki sam jak na pogodę za oknem. Możesz ją zmienić, przenosząc się po prostu pod inną szerokość geograficzną. Owszem, każdy dokłada jakąś tam cegiełkę do ogólnej "wiedzy i nastawiania społeczeństwa", czego przykładem jest min ten blog, ale nie oszukujmy się. W kategoriach efekty do wysiłku wynik oscyluje wokół zera.


Niestety z komentarzy wynika również, ze wielu nie rozumie idei oszczędzania. Oszczędzanie nie polega na tym, żeby po prostu wydawać mniej. Polega na tym, żeby wydawać mniej zachowując komfort życia, a najlepiej zwiększając go. Owszem większość ludzi zaczyna oszczędzać dopiero wtedy kiedy bieda ich przyciśnie i pewnie z tym się to kojarzy. Jedzeniem czerstwego chleba ze smalcem, chodzeniem w kurtce po mieszkaniu i pójściem spać kiedy robi się ciemno :) Oszczędzanie to raczej styl życia, to pewne nawyki, które wyrosły z przemyślanej dyscypliny. Raz nabyte nawyki są nie tylko sposobem na życie, ale niosą za sobą korzyści komfortu finansowego.


Podam dla przykładu jakie "oszczędne" hobby można mieć. Owszem hobby trudno wybierać, jednak jeżeli wyrobiłeś sobie wcześniej pewne podejście do życia, to nigdy Ci nie przyjdzie do głowy, żeby Twoim hobby było na przykład gra w golfa, która z reguły niesie za sobą duże koszta.


Przykłady? Kup sobie jakąś porządną grę planszową. Dzięki niej zamiast wychodzić na jakiejś dyskoteki czy inne masowe imprezy możesz ze znajomymi spędzić mnóstwo fajnego czasu. Zamiast przekrzykiwać techno w zadymionej i przepoconej sali z pytaniem o drogę do toalety, możesz przeprowadzić z nimi rzeczywistą rozmowę. Porządna gra zostaje z Tobą do końca życia, znajomi z reguły również. Oszczędność pieniędzy ogromna, ale kto na to zwraca uwagę? Nikt, i dobrze, bo wybór nie jest wyrzeczeniem.


Możesz pisać bloga.. Za czas poświęcony na jego pisanie płacisz tylko zużyciem prądu, który pewnie i tak byś zużył na granie w Farmville. Dodatkowo takie hobby Cie niesamowicie rozwija - obojętnie w jakiej tematyce piszesz - i pozwala na poznawanie wielu wartościowych ludzi. Czasami może się to przerodzić w całkiem nieźle płatne zajęcie.


Może dobrym pomysłem byłaby nauka gry na gitarze. Granie na instrumencie nie tylko dostarcza dużo zabawy, ale również niesamowicie stymuluje rozwój mózgu. Gitarę kupuje się raz, od czasu do czasu wymieniając struny. Gdy kiedyś Cie przyciśnie życie masz umiejętność, którą możesz wykorzystać do drobnego dorabiania poprzez udzielanie korepetycji (przećwiczone za studenta ;)) Wreszcie zamiast w sobotni wieczór iść do kina i stracić stówaka na oglądnięcie kolejnego rozczarowującego gniota, można sobie pograć z przyjaciółmi. Nie ma większej zabawy niż jamowanie przy piwku do późna.


Mi powyższe hobby sprawiają dużo frajdy i nigdy ich nie traktowałem jako wyrzeczeń, mimo że bez żadnego problemu stać mnie by było na kosztowniejsze spędzanie czasu. Przeciwnie widząc czasami ludzi, którzy łażą godzinami w hipermarketach w pogoni za gadżetami, mam wrażenie że oni się okropnie męczą... tylko nie zdali sobie jeszcze z tego sprawy.


Stąd trochę mnie zaskoczyło pytanie jednego z czytelników jak ja się odnajduje w świecie Tap Madl? W ogóle się nie odnajduje, bo w nim nie jestem. Po co mam być? Nie widzę tam nic ciekawego. Coś przeoczyłem? Zamiast kultu konsumpcjonizmu wyznaje kult powiększającej się góry srebra na moim funduszu emerytalnym czy funduszu studenckim moich dzieci. To też może sprawiać frajdę.


A propos gitary.. Są tu jacyś wioślarze na pokładzie? Jeżeli tak, to myślę, że macie już w swojej subskrypcji Sungha Jung'a? Chłopak jest fenomenalny.  Poniżej dwie aranżacje popowe i jeden klasyk.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=CgVqX0a49HM&feature=channel]


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=vsTOz_iEfI4]


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=rUmQNWAIiRc]


środa, 8 grudnia 2010

WikiLeaks 3

Ja wiem, trochę już może przynudzam z tą serią o Wiki, ale do jeszcze jednej kwestii chciałbym się odnieść. To kwestii Paula i jego pytania zadanego w kwestii Wiki:



"why exactly should Americans be prevented from knowing what Goverment is doing in their name?"

Co w skrócie można przetłumaczyć, jako czego konkretnie amerykanie powinni nie wiedzieć, co rząd robi w ich imieniu.


Paul jak na rasowego libertarianina przystało po prostu nie uznaje żadnych tajemnic i sekretów państwowych co do zasady. Powiniśmy miec wolne społeczeństwo bez spisków i sekretów. Wspaniale... jestem za. Czy kiedykolwiek to działało?


Odpowiedź na to pytanie jest prosta, aczkolwiek nie konkretna. Amerykanie nie powinni znać rzeczy, których ujawnienie godzi w rację stanu USA (raison d'État).


Doskonałym przykładem na tajemnice, których nie powinna znać społeczność był program SDI za Reagana. Reagan prowadził politykę zbankrutowania ówczesnego ZSRR. Celowo sabotował budowę gazociągu w ZSRR, mieszał sie w politykę cenową ropy w krajach arabskich, głównie Arabii Saudyjskiej. Wreszcie ogłosił program SDI, czyli inicjatywy obrony strategicznej. SDI to był blef. Celowo ogłoszony i eksponowany w mediach program, który miał zmusić Sowietów do badań w tym zakresie. Reagan wiedział, że ogłasza program, który w teorii jest tak wysoce zaawansowany technologicznie, że niewykonalny. W tej dziedzinie sowieci byli jednak wyjątkowo słabi i dotrzymanie kroku USA było by dla nich bardzo kosztowne. Ilościowo sowieci mogli konkurować z produkcją rakiet balistycznych, głowic nuklearnych etc. Tą technologię juz mieli. Rozbrojenie w liczbie rakiet nie miało więc takiego znaczenia. Radzieccy naukowcy przekazywali swoje opinie Gorbaczowowi, że program SDI jest tak zaawansowany technologicznie, że nie wierzą, że amerykanie uważają tą broń za realną do skonstruowania. Jednak co innego sie domyslać, a co innego wiedzieć. Gorbaczow na każdym spotkaniu rozbrojeniowym z Reaganem podkreślał, że konieczne jest rezygancja z programu SDI w ramach rozbrojenia. Wiedział, że przegrywa wyścig zbrojeń, wyścig na technologię, a Reagan wiedział, że blefuje i wpuszcza Gorbaczowa w drogę do nikąd. Kilka lat później ZSRR zbankrutował, a wraz z nim zagrożenie wojną nuklarną. Dzieki utrzymywaniu tajemnicy, Reagan mógł prowadzić politykę jaką prowadził i dziś jest uznawany za grabarza ZSRR. Dokładnie w roku upadku ZSRR odwołano program SDI.


Oczywiście i ja widzę różnicę pomiedzy polityką Reagana a polityką Busha. Reagan wyraźnie ogłosił, że wrogiem USA jest ZSRR i jego celem jesr rozbicie "imperium zła". Amerykanie za tą strategią głosowali, lecz szczegółów nie znali. Dzisiejsza polityka zagraniczna USA w szeregiem wojen prowadzonych jednocześnie jest również i dla mnie nie zrozumiała (proszę nie pisać w komentarzach dlaczego amerykanie siedzą w Iraku. Każdą wersję słyszałem łącznie z wojną z Chinami). Gdybym był obywatelem USA to z pewnością nie głosowałbym za kontynuowaniem tych wojen i na ludzi którzy zapowiadają, że działania w tym kierunku będą podejmowane. Ale to inna sprawa. Oddzielną sprawą jest wyznaczenie strategii, wizji polityki zagranicznej,  od szczegółów jej wykonywania. Jeżeli się ktoś decyduje na wojnę to wiadomo, że wióry polecą. Ważne czy iść na wojnę czy nie i na jakich przesłankach się idzie. Jeżeli przywódca kłamał co do strategi i wizji, to z tego powinien być rozliczany.


Tak samo jak Reagan mógł ponieść porażkę, gdyby tajemnice polityki były ujawniane, tak samo i dla Polski niebezpieczne jest ujawnienie tajemnic.


W doniesieniach WikiLeaks jest również informacja o polskiej polityce zagranicznej, w szczególności w kontekście interwencji w Gruzji.  Jak się okazuje z tych dokumentów polska polityka zagraniczna wschodnia na linii prezydent-rząd była zaskakująco zbieżna. Mówią o tym depesze amerykańskich dyplomatów przywołujących wypowiedzi polityków co do wizji wspierania byłych republik, również Białorusi i Kaukazu jako miękkiego podbrzusza tego układu.  I dobrze. Sam uważam, że taka polityka jest polską racją stanu. Wzmacnianie sobie krajów buforowych na wschodzie powinno być główną osią naszych zainteresowań. Tak, uważam że bieganie prezydenta Kaczyńskiego po krzakach w Gruzji było również naszą racją stanu, choć nie uważałem za nią wypowiadanie się o Rosji w sposób negatywny i psujący relacje. To już było niepotrzebne. Co by się jednak stało gdyby prezydent ciągle żył, zdobył by reelekcję i z wycieku wynikało by, że rząd ma zupełnie inną strategię i są wewnętrzne tarcia? Rosja mogłaby rozgrywać prezydenta przeciwko rządowi i odwrotnie jak chciała.


Wracając jednak do USA.


Wyjście z izolacjonizmu USA na poważnie zaczęło sie od Woodrow'a Wilsona... To on jest twórcą doktryny polityki zagraniczenej, która jest utrzymywana z grubsza do dziś. Jednak wcześniej,  sami amerykanie nie byli tacy święci i miłujący izolacjonizm... Ekspansja na zachód, aż do Filipin nie odbywała sie tylko i wyłącznie formie bilateralnych umów handlowych. Często podejmowano decyzje w polityce zagranicznej mniej lub bardziej słusznie w opozycji do społeczeństwa.


Demokracja ma generalnie z tym problem. Kiedyś władza należała do króla, czy cesarza, a ten wiadomo.. odpowiadał przed Bogiem i historią. Nie było problemu z określeniem racji stanu państwa i obywateli, gdyż określał ją król mniej lub bardziej słusznie. W demokracji władca odpowiada przed Bogiem historią i dodatkowo przed społeczeństwem. I tu pojawia się pewna niedogodność, bo racja stanu wymusza czasami tajenie szczegółów działań przed społeczeństwem. Wymusza stare podejście, że odpowie przed społeczeństwem, ale za kilka dekad czy stulecie, kiedy tajemnica będzie mogła być zdjęta. Czyli odpowie przed historią. To niewątpliwie problem dla władzy, gdyż nakłada na nią kaganiec. Czasem wychodzi to na dobre, czasem na złe.


Dlatego w demokracji nikt nie rozpisywał referendum, czy amerykanie chcą iść zabijać meksykanów, żeby zdobyć trochę pustyni w teksasie. Nikt nie pytał w czasie wojny o niepodległość, czy społeczność akceptuje zasadzkę na wojska royalistów w konkretnej dacie.


Oczywiście najwygodniej przyjąć libertariańską postawę: Handluj ze wszystkimi, nie wchodź z nikim w sojusze.


Czasami mam wrażenie, że ruch hipisowski ukrył sie w dzisiejszym libertarianiźmie i to takim, który połknął sztyl od miotły. Nie mam nic przeciwko libertarianizmowi. Przeciwnie, głęboko z nim sympatyzuje, gdyż daje potrzebny kręgosłup moralny. Świat jest jednak tak skonstruowany, że owy kręgosłup musi być elastyczny. Tą elastyczność wymusza pragmatyzm wynikający z otoczenia, które nie zawsze chce nas obsypywać kwiatami i puszczać gołąbki pokoju na nasz widok. Sad but true. Kręgosłup jest ważny, żeby wiedzieć jaka jest nasza naturalna pozycja. Czasami jednak przechodzimy przez za niskie drzwi i wtedy trzeba sie schylić, zamiast prawić tanie komunały o nienaruszalności zasad. Niektórzy sobie tę głowę celowo rozbiją, jednak takie uderzenie szybko leczy z hipisowskich wizji świata.

wtorek, 7 grudnia 2010

WikiLeaks 2

Jak to mawia mój kolega, rola blogera jest bycie niezrozumianym. Nie inaczej było w przypadku wpisu o WikiLeaks :)


Jedyną moją intencją było wskazanie, że ujawnianie tajemnic dyplomatycznych, informacji które co do zasady powinny być tajne nie jest etyczne, a wręcz szkodliwe. Trzeba chyba tracić instynkt samozachowawczy, w przypadku przyklaskiwaniu dla demontowania pracy swojego wywiadu i wystawianiu ludzi służących krajowi na niebezpieczeństwo. Może się to wydać dla wielu dziwne, ale ludzie służący krajowi czy to w USA, czy to dla Polski, mają często faktyczne poczucie misji i wykonują patriotyczną pracę, z których efektów nie mogą się publicznie pochwalić. To nie oni odpowiadają za skorumpowanie władzy, czy głupawe przekazy polityków dla demokratycznego wyborcy. Oczywiście nic to nie znaczy dla internetowych patriotów, którzy jedyne zagrożenie jakie zaznali, to obawa o brak prądu dla swojego komputera w czasie burzy. A nuż kolejnego odcinka Alexa Jonsa nie obejrzą ;)


Wikileaks zaczęło być słynne od emisji filmu Collateral Murder z Iraku, na którym żołnierze USA dokonali mordu na cywilach.


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=gKqARP6N5OA]


Przyznam się szczerze że i ja na samym początku się zachłysnąłem. No rzeczywiście! mord. Do czasu aż poczytałem analizę byłego żołnierza stacjonującego z Iraku, który trudnił się analizą takich zdjęć i gdzie wyraźnie napisał gdzie widzi RPG, AK47. Trudno nie było przyznać mu racji, po dokładniejszym obejrzeniu filmu. W Iraku trwa wojna i jeżeli jest przepis, że nie można sobie maszerować z RPG po centrum miasta pod groźbą utraty życia, to nie można. I żołnierze mieli prawo strzelać. A to że dziennikarz który się plącze w takim środowisku może się również dostać pod ogień... No cóż... taka rola dziennikarza wojennego.. chciał mieć ekstra reportaż i zdjęcia to ma i ekstra ryzyko.


Oczywiście wiem jakie się już głosy pojawią... że amerykanie tak jak hitlerowcy okupowali Polskę i ze śmiesznym jest mówić, że opór jest nielegalny bo jest wbrew przepisom. Owszem, ale to nie armia i nie Ci żołnierze rozpoczęli tą wojnę, a rząd USA. I to on, a nie żołnierze odpowiadają za jej konsekwencje. Jeżeli jest przepis, że rozstrzeliwujemy bandę łażąca z RPG po mieście, to żołnierze rozstrzeliwują.


Jeżeli jest przepis zabraniający szczucia psami i zmuszania do jedzenia własnych odchodów tak jak to czyniono Aby Ghraib, to ujawnienie zdjęć takich działań rzeczywiście służy utrzymaniu porządku w armii. I tyle, proste, ale nie dla wszystkich oczywiste.


Ujawnienie samych zdjęć z helikoptera nie było żadną sensacją. Równie dobrze mógł ten dzienniarz stać gdzieś pod ścianą i wszystko nagrać na swojej kamerze i to opublikować. Nic tajnego. Jednak robienie z tego przez WikiLeaks sensacji i opisywanie tego jak morderstwo dosyć mocno zapaliło mi żółte lampki na tą organizację.


Niektórzy jednak czytelnicy mają tendencję do robienia sobie w głowie mixu emocjonalnego i nie oddzielenia rzeczy które powinny być rozpatrywane oddzielenie. Ujawnianie tajemnic, które powinny pozostać tajne to jedna sprawa. Natomiast gonienie Assange po całym świecie na podstawie absurdalnych zarzutów to druga sprawa, w której w ogóle nie zajmowałem głosu. Nie przeszkadza to jednak czytelnikom podtykać mi linków do innych blogerów, którzy wypowiadają się "po linii". Szczerze mnie dziwi jak się świat kompromituje z tym Assange. USA powinien mieć prawo, zabraniające ujawniania i rozpowszechniania tajemnic państwowych i takie ma. I na tej podstawie powinien ścigać Assnage. Wymyślanie jakiś gwałtów w Szwecji, molestowania seksualnego i na tej podstawie gonić za tym hakerem jest po prostu żenujące. Hitem jest bank w Genewie, który odmówił mu założenia konta, gdyż dopatrzył się, że Assange nie zamieszkuje Szwajcarii w sposób jaki podał w oświadczeniu. Jakby Szwajcaria była znana z tego, że wszyscy deponeci mieszkają na stale w Genewie i podają wszystkie dane osobowe ;)


Jednak proces ścigania Assnage trzeba rozpatrywać zupełnie oddzielnie od tego co on robi i dlaczego jest ścigany.


Promykiem nadziei, że i w końcu liberalni blogerzy otwierają trochę oczy na rolę i faktyczną działalność WikiLeaks jest Gonzalo Lira. W ostatnio opublikowanym wpisie pisze (polecam cały), mam nadzieje że dla niektórych otrzeźwiająco:



It claims (WikiLeaks - AD) it is a whistleblowing site—a claim which is the basis for its entire effort at self-promotion. But it soon becomes apparent that Wikileaks doesn’t want to call attention to malfeasance per se: Rather, Wikileaks just wants to reveal secrets—the bigger the better, the more embarrassing the better.

I say this because Wikileaks has consistently published confidential material that in and of itself did not serve the purpose of opening governments to greater accountability, yet which hurt individuals egregiously.

(..)

He/it did not recognize what was bad about releasing information about a private individual, even someone as deplorable as Palin. The information was simply released with an eye to maximum media impact, but without a corresponding eye towards the morality and goodness of making the information known.

This goes to show what Wikileaks’ is really interested in: It doesn’t want to blow any whistle—it wants a world without secrets. And it wants to make sure the world knows that Wikileaks is the reason the world has no secrets.

This reflects a hacker’s worldview—which should surprise no one, of course, because that’s what Assange is: A former teenaged hacker.

Who Assange is, and what his organization, Wikileaks, really is—a hacker’s site, not a whistleblowing site—inevitably creates tensions with people who genuinely are appalled by the behavior of the Western democracies over the last ten or fifteen years.

Sapienti Sat.

















Nie rozumiem tylko troli, które w wirze emocji rzucają wyzwiskami, albo jadą ad personam po mnie...


Dla nich piosenka :)



If You Dont Like What You See Here

Get the Funk Out

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ILwYfJ8hulI]

piątek, 3 grudnia 2010

Oszczędzanie

Zamiast siedzieć bezproduktywnie przed komputerem i klikać w linki nie mające większego sensu radzę dziś wieczorem zrobić sobie zestawienie swoich comiesięcznych opłat stałych. Tyle się narzeka w Internecie na koszty życia, na opłaty etc a podejrzewam, że nawet nie wiecie ile one miesięcznie wynoszą, ani jaka jest ich struktura. Możecie podać konkretna kwotę ile miesięcznie was kosztuje życie? Opłaty stałe? Hę?


No właśnie... a to jasny sygnał, że nie przywiązujecie uwagi do oszczędzania. Nie ma w tym nic złego.. w końcu stare żydowskie porzekadło mówi: Icek, Ty nie oszczędzaj, Ty zarabiaj!


Jednakże, jeżeli już się zabieramy za narzekanie, to wypadało by wiedzieć na co narzekamy i jakie działania możemy podjąć, żeby przestać narzekać. Na tym polega konstruktywne podejście w odróżnieniu od masowo modnego bicia piany.


Po wpisie z przed roku wnioskuje, że raczej czytelnicy nie przywiązują wagi do kosztów które ponoszą. Ok, choć zawsze lepiej wiedzieć, gdyż możemy się czasem zaskoczyć. Żeby Was trochę zachęcić poniżej struktura moich kosztów funkcjonowania mieszkania.



Pierwsze spostrzeżenie jakie się nasuwa, to takie, że ponad połowa kosztów to koszty na które mam bezpośredni wpływ i które mogę zmniejszyć po prostu zmniejszając zużycie. Czyli nie jest tak, że nic nie można zrobić. Drugie co mnie zaskoczyło to koszty zużycia wody... szczerze nie sądziłem, że są tak wysokie, tym bardziej na dwie osoby w mieszkaniu. Wynoszą tyle samo co ogrzewanie. Tak... tu zdecydowanie jest problem i pewne pole do ukrócenia radosnej konsumpcji ;)


To, co przede wszystkim ten wykres mówi, to pole gdzie działania zwiększające oszczędność przyniosą najwięcej efektów... Zasada pareto zawsze działa :) Pamiętanie o wyciąganiu z gniazdka ładowarki, nic nie znaczy przy skróceniu czasu przebywania pod prysznicem, czy zamknięciu wody w czasie mycia zębów. Może zmywarka to nie jest taki głupi pomysł?


Ciekawe jak to u Was wygląda.

środa, 1 grudnia 2010

WikiLeaks

W ostatnich dniach w mediach jest wrzawa z powodu dokumentów ujawnianych przez WikiLeaks. Jako, że cały Internet podnieca się tymi przeciekami, to i ja coś napisze.. tym bardziej że mam zdanie zgoła przeciwne :) .


Ja rozumiem, że lud lubi dowiadywać się rzeczy tajnych, kuchni wielkiej polityki, tym bardziej że różni się ona zasadniczo od tego co jest pokazywane w telewizorze. Jednak wykradanie i ujawnianie rzeczy tajnych dotyczących wywiadu, spraw wojskowych i dyplomacji ma swoją nazwę i jest nią po prostu szpiegostwo. Za takie rzeczy ludzie z wikileaks powinni wisieć.


Dziś oczywiście łatwo atakować państwo, gdy skompromitowane kryzysem, kradzieżą Tarp, oraz dwoma wojnami których przyczyn może nie do końca rozumiemy (Nie ma wytłumaczenia dla siedzenia 10 lat w Afganistanie - przynajmniej tego oficjalnego). Co za czasy... dziś uważa sie walenie w państwo jako chwalebną i obywatelską postawę.


Gdyby się cofnąć 40 - 50 lat do tyłu. Gdyby wtedy wyciekały jakieś depesze związane z kryzysem kubańskim, faktyczną polityką NATO w zimnej wojnie, polityką detente. Gdyby wyciekły informacje CIA jak Casey i Reagan rozmontowywali ekonomicznie ZSRR w nie zawsze legalny sposób. To jaka by była reakcja ludzi? Jaki miało by to wpływ na wywiad i służby dyplomatyczne zaangażowane z ten proces?... Dewastujący całą politykę, dzięki której mamy teraz zdjęte zagrożenie atomowej wojny i przymusu ataku na Danie w barkach desantowych.


Ale nie.. Dziś Wikileaks to bohater bo ujawnia "szczegóły działania systemu". Gdyby ludzie znali wszystkie szczegóły, to już dawno byłaby rewolucja.. I co dalej? Niestety czynniki państwotwórcze znowu zbudują taki sam model państwa, który musi mieć swoje tajemnice. I taka jest praktyka, na która bez sensu się jest obrażać.


Oczywiście, można mieć romantyczne podejście.. Transparentność służb wywiadowczych, albo w ogóle ich nie posiadać; dyplomaci mówili by o wszystkich szczegółach w telewizorze itp mrzonki. Można również mieć izolacjonistyczne podejście. Jak kraje w dwudziestoleciu wojennym. Nic nikogo nie obchodziło. Francja co prawda panikowała, ale reszta krajów zamykała oczy na problem. USA dopiero gdy się zaczęło ostro robić w Europie, zrozumiała, że Europa zdominowana przez faszyzm jest również dla nich zagrożeniem. Gdyby nie pomoc dla UK i ZSRR dziś byśmy wszyscy mówili po niemiecku.. o ile w ogóle byśmy byli. Warto poczytać pamiętniki Churchilla czy kompendium Kissingera zbierające źródłowe przekazy z podskórnej polityki tamtych lat, żeby mieć chociaż mglisty obraz przed jakimi dylematami stoi wywiad i głowy państw, które dla szerokiej publiki nie były przekazywane - bo były tajne i dlatego skuteczne. A przecież są jeszcze dokumenty utajnione na wiek albo i dłużej.


Rynek nie znosi próżni.. tak samo rynek polityczny.. jak jesteś słaby i smaczny, to wcześniej czy później jesteś połknięty. Tego się można nauczyć z historii. Przykład traktatu wersalskiego gdzie stworzono małe bezbronne państwa bez rządnych zabezpieczeń również to pokazywał. Co rozsądniejsi mówili od razu, że kraje takie jak Polska, Czechosłowacja Bałkany, kraje nadbałtyckie wcześniej czy później będą połknięte. I były.


Postawa "mam prawo wiedzieć" w przypadku polityki zagranicznej trąci naiwnością. Czy jako obywatele byśmy byli wygrani, gdyby polskie Wikileaks opublikowało wewnętrzne depesze polskich negocjatorów z negocjacji kontraktu gazowego wskazujące na widełki cenowe w jakich możemy się poruszać? Lud by się oczywiście cieszył, że poznał "tajne informacje", ale co z naszą pozycją negocjacyjną? Takie depesze są publikowane pokazujące amerykańską politykę dotyczącą ropy w w Arabii Saudyjskiej, Iranu i Chin. Takie wycieki nie robią oczywiście wrażenia na wywiadzie chińskim, rosyjskim czy irańskim, ale "co innego się domyślać, a co innego wiedzieć".


Szansa na zrozumienie w jakich czasach się żyje jest dane tylko nielicznym. Z reguły to dyplomaci, wywiad i głowy państw, gdyż tylko Ci posiadają wiedzę nie dostępną nam. I oni podejmują decyzje, czasami dla nas nie zrozumiałe, a czasami po prostu błędne i głupie. Ale tego sami nie ocenimy, a tym bardziej na podstawie publikowanych tajnych depesz. Zresztą równie dobrze może być to wyciek kontrolowany lub efekt działania wywiadu na przykład chińskiego czy rosyjskiego. Warto o tym pamiętać podniecając się kradzionymi i nielegalnie publikowanymi tajnymi dokumentami demokratycznego i wolnego państwa.

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...