sobota, 29 stycznia 2011

Trzymając kciuki

Słowem stagnacja. Nic się nie dzieje. Żadnych zamieszek w USA, żadnych w Wielkiej Brytanii. W Hiszpanii można by powiedzieć że jeszcze spokój. Dlaczego tak jest? To proste. Duży może więcej, ale jak rąbnie o glebę to i huk będzie większy.


Gdyby tak Mubarak mógł się zadłużać w takim turbo tempie jak USA, to żadnych czołgów by nie było. Gdyby tunezyjski prezydent mógł drukować jak dziki walutę swojego kraju, to jego żona nie musiałby uciekać z jedną czwartą  narodowego złota na "polityczną emigrację". Egipt ma trochę więcej złota. Krótki rzut oka na ściągawkę i widzimy 75 ton... Jaki z tego wniosek? Jak Mubarak będzie się wybierał na banicje, to trochę zapłaci na lotnisku z nadbagaż :)


No ale dlaczego duży może więcej? Bo każdy ucieka do większego żeby schronić się pod jego skrzydłami. Do Dolara, do Euro! Do Jena! Bele żeby pozbyć się walut takich jak tunezyjskie dinary.


W USA nie ma czołgów, bo rząd może sobie pozwolić na zwiększanie zadłużenia, a nawet na drukowanie prosto z powietrza swojej waluty. Póki co wszyscy kupują dług denominowany w dolarze i za to może sobie fundować spokój. I funduje w coraz większym stopniu. Według danych o długu publikowanym przez FED, państwo w całości przejęło pałeczkę wzrostu zadłużenia w gospodarce... A dług napędza konsumpcję, a konsumpcja gospodarkę. Prawda?



Za sudden debt


To ciekawy wykres, jeżeli zauważymy, że przychód marginalny z każdego zadłużonego dolara oscyluje wokół zera. No ale trend został zachowany


Według Keynesian to wszystko OK. Państwowy zagregowany popyt za dług zastąpił zastąpił prywatny popyt. Teraz tylko zamknąć oczy, ścisnąć kciuki, kucnąć w kącie i przeczekać burze :) Oczywiście popyt państwowy, a popyt prywatny różni się znacznie co do swej istoty. Co innego wydatki na malowanie mostów, sprzęt wojskowy i kupowanie coraz droższego sprzętu medycznego, a co innego wydatki ludzi na potrzebne im dobra. Które z tych dwóch rodzajów wydatków indukują inwestycje które są w długim terminie produktywne?


Usa niewątpliwe poszło w trochę dziwną stronę. Przy rezerwowej walucie świata i ubezpieczającym wszystko jak leci państwowym Fannie i Freddie zadłużanie się było bardzo wygodne... tak wygodne, że i pracować prawie nie trzeba było. Po co fabryki i wytwarzanie jakiś dóbr skoro mam kartę kredytową z śmiesznie niskim stałym oprocentowaniem, a wraz z wzrostem wartości domu, mogę powiększać moje zadłużenie pod zastaw.


Gospodarka rynkowa ma zaszyte w sobie mechanizmy odpornościowe.. "Leczy" się w ślepego kierunku sama i nie potrzebuje żadnych stimulansów, żeby naprowadzać się na właściwe tory. Oto czy popyt państwowy jej pomaga czy nie toczą się już prawie od wieku kuriozalne spory. No cóż... Co prawda Keynes zalecał zadłużać się tylko w recesji, jednak ziarno przez niego zasiane dziś profituje górą długu. W końcu skoro stymulowanie jest dobre, to każdy polityk chce dobrze nawet i w czasie boomu. Dlaczego by więc się nie zadłużać by pomóc gospodarce.


Dziś USA siedzi w kącie i z zamkniętymi oczyma ściska kciuki przeczekując burze - deficyt większy niż 3 PKB Polski.  Niestety zamiast czekać w kącie, trzeba się brać do roboty, bo może nastać moment kiedy świat powie do dolara I can't take it no more i dom w którym mieliśmy przeczekać burze zawali  się na głowy.



[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=sUSjEU3upb4]

środa, 19 stycznia 2011

Prąd

W jednym w poprzednich wpisów wspomniałem, że samochody elektryczne mają potencjał do przycznienia się do zmniejsznia kosztów produkcji prądu. Jak? poprzez zbilansowanie systemu energetycznego. W chwili obecnej zużycie prądu nie jest jednolite w ciągu doby, nawet nie jest jednolite w tygodniu. Jest oczywiste, że w nocy zużywa się o wiele mniej prądu niż w dzień tak samo jak to, że we wtorek zużywa się tej energii więcej niż w niedzielę.


Prąd z elektrowni nie płynie tak jak z kranu woda, gdzie w dowolnej chwili można zwiększyć bądź zmniejszyć strumień. Wygaszanie kotłów i zmnijeszanie ciśnienia na turbinach to proces długotrwały stąd współczensa energetyka nie radzi sobie z problemem 'peaku' dziennego i 'doliny nocnej' w sposób efektywny. Rozwiązaniem mógłby być bufor, który pobierałby prąd produkowany w nocy i przechowywał na czas 'peaku dziennego' gdzie mógłby 'oddawać' energię zmagazynowaną w nocy. Oczywiście zużycie prądu byłoby wiekszę, ale w takim układzie cena jednostkowa prądu powinna spaść, gdyż wykorzystanie majątku trwałego (elektrownie i przesył) w o wiele większym stopniu byłby wykorzystywane. Udział kosztów stałych maleje. Dodatkowo cała instalacja pracowała by równomiernie bez niepotrzebnego 'rwania' w dzień.


Żeby taki efekt mógł zaistnieć, trzeba spełnić kilka warunków.


Po pierwsze akumulatory muszą mieć odpowiednią ilość cykli (ładowanie-rozładunek), żeby właścicel pojazdu nie przejmował się zużyciem baterii. Patrząc na zapowiedzi koncernów motoryzacyjnych to dość realna melodia przyszłości.


Po drugie samochody elektryczne muszą być odpowiednie spopularyzowane, żeby skala pozwalała na zastosowanie i branie pod uwagę mozliwości bilansujących.


Po trzecie system rozliczania energii musi się zmienić. Jasne dziś mamy taryfy, które zniechecają do zużywania energii w dzień, a zachecają w nocy, lecz musi powstać mechanizm umożliwiający odpsrzedaż energii lub wyliczenie rabatu za energię elektryczną z tytułu świadczenia usługi buforowania.


Po czwarte wreszcie, muszą powstać fizyczne możliwości odsprzedawania energii przez użytkowników końcowych na masową skalę. Takie rozwiązania, gdzie licznik kreci się w drugą stronę istnieją co prawda lokalnie, ale stworzenie kompleksowego systemu to inna bajka.


Takie bilansowanie systemu energetycznego będzie pierwszym krokiem w uczeniu się oszczędzania energii. Wiele GWh leży na stole i pewnie w dobie drożejących paliw kopalnych en masse bedzie to działanie jak najbardziej opłacalne.


Poniżej kilka wykresów obrazujących wpis:


Produkcja prądu w Polsce w grudniu z poszczególnych paliw. Co ciekawe weekendowy bufor stanowią z przeważającym stopniu elektrownie węglowe



Za Polskie Sieci Elektroenergetyczne


Zapotrzebowanie na prąd w poszczególnych godzinach doby w poszczególnych dniach. Widać wyraźnie, że przy bilansowaniu energii moc zainstalowana przy obecnym zużyciu mogłaby się kształtować na poziomie 21 GW zamiast 24,5 GW


 



Za Polskie Sieci Elektroenergetyczne


Taryfy nocne i dzienne mają też odzwierciedlenie na towarowej giełdzie energii, jednak tutaj obowiązuje system handlu ciągłego dla poszczególnej godziny. Jak widać ceny różnią się dość znacznie nawet pomiedzy środą a wtorkiem.



Za TGE


Tylko czekać kiedy każdy z nas będzie mógł być uczestnikiem giełdy energii. Taka liberalizacja obrotem prądu mogła by być znakomitym stymulantem to rozwoju systemu bilansującego jak i też lokalnych mini elektrowni. Kupuje za 140 pln MWh o 3 w nocy, sprzedaje o 17 w dzień za 270. 130 PLN leży na stole za każdą zbuforowaną megawatogodzinę dziennie. Oczywiście, żeby leżało dla każdego musi być zmienione prawo. Niestety rząd jak i opozycja mają teraz o wiele ważniejsze zmartwienia.

piątek, 14 stycznia 2011

Po bankructwie

Kolega Doxa lubi powtarzać i utwierdzać w przekonaniu, że po bankructwie państw zachodu społeczeństwa się rozejdą się w szwach i zaczniemy tonąć w odmętach głodu, ulicznych zamieszek i zarzynania winowajców systemu. Bankructwo oczywiście będzie wynikiem nadmiernego zadłużania się na potrzeby populistycznej polityki oraz w wyniku kryzysu energetycznego, szerzej znanym jako peakoil. Na przykład rozkładu społeczeństwa podaje Argentynę, która ciągle nie może się podnieść po bankructwie i z bele przyczyny odbywają się tam zamieszki.


Ja jednak do bankructwa państw nie mam aż tak pesymistycznego podejścia. Owszem również uważam że kierunek został już obrany i do defaultu dojdzie prędzej czy później. Jednak bankructwo z reguły ma walor oczyszczający;  otrzeźwienia i powrotu na drogę - powiedziałbym normalności,  gdzie każdy płaci swoje rachunki, a z braku soków biurokratyczne narośle na gospodarce umiera.


Nie podawałbym jednak tylko przykładu narodów z ameryki łacińskiej. Nie za bardzo znam tamtą kulturę, ale podejrzewam że krewcy Latynosi o wiele bardziej się frustrują z kolejnego nieudanego mundialu, niż z sytuacji gospodarczej. Każdy naród en masse jest inny i na przestrzeni wieków wyrobił w sobie swoje cechy. Grecy różnią się podejściem do pracy od Niemców. Włosi temperamentem przebijają flegmatycznych Anglików.


Bankructwo można porównać do porządnego kaca. Kaca można leczyć dwojako. Jedni wpadną na pomysł wypicia klina, inni się tak przestraszą, że zrezygnują z picia na długi czas. Mam wrażenie, że narody latynoskie raczej należą do tej pierwszej grupy. Argentyna zbankrutowała i cały czas próbuje pić swojego klina, lecz istnieją też inne kraje na świecie, które przeszły przez bankructwo lub inne załamanie społeczne.


Trudno o bardziej dewastującą katastrofę finansowo gospodarczą jak wojna. Spójrzmy na Japonię po drugiej wojnie światowej. Drewniane miasta spalone w nalotach dywanowych, gospodarka w całości nastawiona na produkowanie kontr produktywnego wojennego żelastwa, brak własnych surowców. Po kilku dekadach doszli do dobrobytu i konkurencyjności dorównującej, a w końcu nawet przeganiającej ówcześniejsze kraje "zachodu".


Korea południowa podczas wojny koreańskiej oprócz miasta Pusan w całości była okupowana przez czerwoną szarańczę. Dziś wyznacza kierunki rozwoju technologii w niezliczonych dziedzinach.


Po licznych bankructwach w Francji czy Hiszpanii zawsze stawano szybko na nogi. W zasadzie w jednym przypadku doszło do poważnego zaburzenia w postaci rewolucji francuskiej, ale szybko nastąpił nowy rozkwit za Napoleona. Gdyby nie jego zamiłowanie do wojny i nadmierna pewność siebie, Francja mogła być najsilniejszym państwem w Europie raptem kilka lat po bankructwie w 1788 roku.


Wreszcie Niemcy. Po I wojnie światowej oficjalnie ogłosiły niewypłacalność. Republika Weimarska jest słynna ze swojej spirali hiperinflacyjnej dzięki której skutecznie "wykasowała" długi wobec własnych obywateli.  To takie same bankructwo jakie niewątpliwie będziemy oglądać w kraju dolara i w niektórych nadmiernie zadłużonych krajach strefy euro po jej rozpadzie.


Niemcy raptem 10 lat po hiperinflacji stanęli mocno na nogi, a po kolejnych 10 latach posiadali prawie całą Europę. Oczywiście nie chwalę nazizmu i ich polityki gospodarczej, ale rzadko się zdarza w historii, żeby biedne kraje podbijały bogate. To silne i bogate kraje podbijają słabsze - z reguły biedniejsze. Zresztą nie o podbój chodzi. Proszę sobie wyobrazić jaką dziś by miały pozycje polityczną i gospodarczą Niemcy, gdyby Hitler powstrzymał się po Anschluss'ie Austrii i Czech.


A tak wyglądały raptem 15 lat po totalnym bankructwie i załamaniu państwa i upadku monarchii. Oczywiście zaraz potem była kolejna wojna, lecz znowu.. Zdewastowane i zbankrutowane Niemcy, terytorialnie okrojone o połowę, po zaledwie kilkunastu latach stały się motorem rozwojowym Europy. Do dziś rozdają karty w Unii Europejskiej i wyciągają innych za uszy.  Nie było zamieszek, naród nie wszedł w spiralę degrengolady, a wziął się do roboty.


Także nie ma nigdzie zapisanego jednolitego przeznaczenia jakie czeka społeczeństwo po bankructwie. Kraje latynoskie to jeden przykład. Kraje kultury zachodniej i orientu to drugi przykład. Oczywiście lepiej nie doprowadzać nigdy do stanu, w którym państwo bankrutuje, ale tak to już z narodami jest. Niektóre lubią od czasu do czasu pożądanie się na....  napić.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=gJDHvsbYBUE]

sobota, 8 stycznia 2011

Nie taki Peakoil straszny

Jedną z tematyk tej strony jest Peakoil, czyli globalny szczyt wydobycia ropy naftowej i konsekwencji tego zjawiska dla gospodarek. Przyznaje, trochę zaniedbywany temat ostatnio, lecz oczywiście wcale nie stracił na swej aktualności. Wręcz przeciwnie. Ropa dobija do 90$ za baryłkę, czyli do poziomu z czasów boomu kredytowego. Co ciekawe boomu kredytowego teraz nie mamy. Skąd taki poziom cen? Ano właśnie z peakoil. Rynek jest coraz ciaśniejszy, OPEC może sobie dowolnie kształtować ceny, gdyż wie, że nikt poza nim nie może dostarczyć większej podaży. Oczywiście są analitycy, co się zachwycają zapasami wydobytej ropy w zbiornikach na wybrzeżu teksasu, czy tłumaczeniem, że 98% ropy i tak jest handlowanie w papierowych kontraktach, nie mających nic wspólnego z rzeczywistym popytem i podażą. Cóż, może i nie ma, ale w długim terminie liczy się towar, na którym dany kontrakt jest oparty. Inaczej taki handel niczym by sie nie różnił od handlu przestrzenią kosmiczną w innej galaktyce.


W blogosferze wielu jest wieszczy zagłady z powodu Peakoil. Osobiście nie widzę tego tak czarno. Peakoil zmieni nam paradygmat. Gospodarka zacznie zmieniać swój focus z produkowania gadżetów typu smarkfon, tysięcy kolorowych gazet i innych produktów dla generacji Y. Tak jak teraz najlepsze mózgi tego świata myślą nad nowymi gadżetami, tak w przyszłości środek ciężkości zdecydowanie przesunie się w stronę produktów i usług zwiększających nasze zdolności do oszczędzania energii. Do produkowania jej z źródeł odnawialnych, które dziś ciągle przegrywają z paliwami kopalnymi. Zresztą co ja mówię. Ten proces dla uważnego obserwatora już sie zaczął i to jakieś 5 lat temu. Teraz tylko nabiera przyspieszenia, a wysokie ceny energii z każdą chwilą potęgują ten proces.


Wielu mówi, że zachód nie ma wystarczających środków finansowych, że jest pogrążony w długach i że nie stać go będzie na przestawienie gospodarki z ropy na inne źródło. Cóż. Zachód oczywiście jest zadłużony, ale coś Wam powiem. Zapomnijcie o długach, zapomnijcie o pieniądzach. To tylko zapisy elektroniczne gdzieś w bankach, to tylko papierki. Ostatecznie do przestawienia gospodarki liczą się ludzie i technologia. A ta jest na miejscu. Także zachód po prostu może zrobić reset na długu i zacząć od nowa. Jasne, nikt nie pożyczy już centa, a handel będzie pewnie możliwy tylko za jakieś materialne dobra (kruszce, towary, etc), ale technologii, ludzi, fabryk nikt nie zabierze.Bankructwo będzie raczej kontrolowane, gdyż zachód rozważnie zadłuża się w swoich walutach, czyli takich które mogą wydrukować. Emeryci i wierzyciele ucierpią, ale well, za socjal, niskie podatki na kredyt i populizm tak się płaci.


Zaczynamy od ropy, która idzie mocno w górę i którą łatwo zastąpić gazem ziemnym. Autobusy czy samochody na CNG to nie technologia z księżyca. To rzeczywistość czekająca tylko na odpowiednie warunki cenowe, czyli różnicę pomiędzy ilością kilometrów przejechanych na jednym dolarze wydanym na ropę, a dolarze wydanym na gaz.


Docelowym jednak napędem dla pojazdów jest silnik elektryczny. Dlaczego? Gdyż pracuje z sprawnością powyżej 90%, co w porównaniu z 40 % sprawnością silnika spalinowego stawia go zdecydowanie na przedzie. Oczywiście prąd trzeba wyprodukować i ta produkcja ma również określoną sprawność, jednak zaletą prądu jest to, że można go pozyskać praktycznie z każdego źródła - gazu, słońca, węgla etc. Sam silnik elektryczny ma wiele dodatkowych zalet, jak brak konieczności używania sprzęgła, przyspieszenie, poziom hałasu, możliwość nocnego bilansowania systemu energetycznego, brak rury wydechowej - jednak dla rozwiązania problemu energetycznego z powodu Peakoil te czynniki są bez znaczenia. Po prostu będzie łatwiej sprzedać samochody elektryczne dla early adopters.


Skoro jest tak dobrze, to dlaczego nie jeździmy jeszcze samochodami wyposażonymi w silnik elektryczny. Zawsze jest jakiś haczyk i tym haczykiem jest bateria. Ludzkość nie nauczyła się jeszcze magazynować energii elektrycznej w tak małej przestrzeni i w tak małej masie, żeby można ją było zastosować w samochodach konkurencyjnych do spalinowych. Jednak jako że technologia od jakiegoś czasu przekierowała swoją wzmożoną uwagę na tą dziedzinę, obserwujemy ogromny postęp. Jak wynika z poniższego wykresu cena baterii litowo jonowych dla laptopa spadała średnio 14 procent rocznie przez 15 lat. To dzięki temu spadkowi dziś ekonomicznie opłacalnie staje się montowanie ich w samochodach.


Analitycy Deutsche Bank dodatkowo przewidują skokowy 30 procentowy spadek ceny baterii w 2012 roku. Według wyliczeń, wyższa cena samochodu elektrycznego spłaca się w ciągu 10 lat (bez dopłat rządowych do zakupu) i w przeciągu 5 lat z rządową dotacją. Warto zaznaczyć, że każda podwyżka cen ropy poprawia ten wynik na korzyść samochodu elektrycznego.


Co to wszystko oznacza? Najpierw będziemy jeździć mniej i kupować produkty, które w swej cenie zawierają mało "ropy". Potem stopniowo będziemy przerzucać się na inny model transportu. Także nie taki peakoil straszny, a wieszczom zagłady proponuje spożytkować swą energię na wymyśleniu, jak na peakoil będzie można zarobić.


Dla zainteresowany kilka wiele mówiących wykresów: (kliknij aby powiększyć)



Ktoś kiedyś pytał na co co idzie. Poniżej na przykładzie USA:






sobota, 1 stycznia 2011

Najpopularniejsze myśli 2010

Tradycyjnie na początku nowego roku podsumowanie najpopularniejszych wpisów z zeszłego mierzoną ilością odwiedzin. Pierwsze szesnastka z roku 2010:


1. Skandal !!! Mega przekręt !! Czyli dzieci NEO na tropie afery milenium


Niesamowite jakim gorącym tematem w 2010 roku była afera o sprzedaży za grosze Polskiego gazu (G)Łupkowego. Internetowy detektywistyczny tłum doszukiwał się afery, rozdzierał szaty niczym Rejtan i wznosząc ręce w niebo wołał "Że w Polsce to tak zawsze". Temat w rzeczywistości o wiele mniej gorący, ale co tam. Hitem 2009 roku była cudowna Energia Nazimka, w 2010 roku hitem były (G)łupki, to w 2011 będzie pewnie coś równie absurdalnego.


2. Łupki, a łupienie Polski


Pierwszy wpis o łupkach, na pierwsze doniesienia o "przekazanie w obce ręce 1,5 mld m3 gazu" ;)


3. Frajerzy narodu


O frajerach narodu, czyli z grubsza o nas; pracujących na miliony osób niepracujących, będących na lewych rentach i przedwczesnych emeryturach. Na wyłudzaczy świadczeń i kombinatorów. W kombinowaniu Polacy są dobrzy i słynni. Szkoda, że nie z pracy i produktywności o czym pokazuje wykres stopy zatrudniania. Najniższy w Europie. W kraju nie będzie dobrze, jeżeli nie pozbędziemy się tego nienormalnego garbu, wyhodowanego na własne życzenie.


4. Przejedzone autostrady


Jeżeli masz trudności z wyobrażeniem sobie czegoś, to postaraj sobie to wizualizować. We wpisie zwizualizowałem przychody z podwyżki Vatu, kasę która idzie na "bezpłatne szkolenia", roczne odsetki od długu i sam dług w formie kilometrów potencjalnych autostrad. Przerażające.


5. Szkółka niedzielna


Czyli jak kasa wędruje od podatnika do bezrobotnego i kto ma jakie motywy na każdym szczeblu. Na szkolenia typu jak pisać CV lub jak nie poślizgnąć się na chodniku idzie 230 kilometrów autostrad rocznie. Tyle by można wybudować, pewnie przy pomocy wielu obecnych bezrobotnych.


6.  Licznik długu Polski


Wpis co prawda z 2009 roku, ale w 2010 cieszył się nie słabnącą popularnością. Na wezwanie na tym blogu Tomasz Mazur stworzył prosty licznik zadłużenia, który pojawia się na coraz większej ilości serwisów. Popularny klip DJFunkyKovala o długu publicznym również zawiera skrypt Tomasza, który jako pierwszy został opublikowany na tej stronie. Widać ciekawe inspiracje szybko tworzą kolejne. Kto wie, może zegar Balcerowicza w Warszawie również powstał z inspiracji licznika który tutaj powstał ;)


7. Biogaz – czy to się opłaca?

Mamy ambicje zostać biogazowym potentatem i dlatego miliardy pójdą na pompowanie naszej rodzimej eko-bańki. We wpisie wyliczenie jak biogaz się opłaca w przypadku uwzględnieniu dotacji i pozostawienia tych wszystkich urządzeń na pastwę wolnego rynku.

8. Dzicz

Czyli dzikie drukowanie w Stanach. Bernanke panicznie usiłuje wywołać inflacje, dlatego drukuje dolary na potęgę i kupuje za nie śmieci od banków komercyjnych. Banki komercyjne zamiast iść z gotówką na rynek i zacząć ją pożyczać wywołując faktyczny wzrost podaży pieniądza chowają ją z powrotem w FED. Wskutek tego pieniądza nie przybywa, a zmienia się jego struktura. Dziki kraj, dziki system, będzie dzika waluta. No doubts.

9. Łatwy kredyt, łatwy zysk

Kilka interesujących wykresów z raportu NBP o marży w cenie metra kwadratowego w Polsce. Dla każdego kto zna mechanizm pompowania bańki na ekspansji kredytowej nikogo nie dziwi ogromna, wręcz 100% marżowość deweloperów. Ale co innego być o tym przekonanym, a co innego widzieć szczegóły z raportu NBP.

10. New World Order

Czyli o tym jak to każdy, który zamiast wieczorynki nie ogląda Alexa Jonesa, nie wie że żyjemy na łańcuch bankierów, że dług musi rosnąć, bo nie starczy na odsetki, jak to wprowadzają nam rząd światowy i chipy pod skórę jest lemingiem i pożytecznym idiotą :D

11. Polska Agencja Rozkładu Przedsiębiorczości

O szkodach które wyrządzają gospodarce oraz przedsiębiorczości dotacji unijne. Jako bonus dołączyłem moja wizję firmy i wykorzystania na nią funduszy. Z czasem okazało się, że mój pomysł nie jest dość absurdalny i przegoniło go życie w swej absurdalności przy pomocy serwisu o kotach!

12. Po co nam banki centralne?

Minister Rostowski oświadcza, że gdyby banki centralne nie miały ratować bankrutów to byłby nie potrzebne. Wystarczyła by waluta oparta na złocie. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, ale jednocześnie trzeba sobie zadać pytanie dlaczego mamy ratować bankrutów? I czy wszyscy bankruci zostaną "uratowani", czy tylko Ci których minister wskaże palcem?

13. Życie na kredyt

Czyli o lamentujących amerykanach, którzy po 40 latach pracy nie mają żadnych oszczędności, nawet dom nie jest ich. Nie ma ich co żałować. Przez te wszystkie lata zamiast oszczędzać wymieniali sobie samochód co dwa lata, wakacje na bermudach i IPhone w każdym kolorze i generacji. Teraz zbierają odpadki po śmietnikach. Może ich dzieci sobie to dobrze zapamiętają i wyciągną jakieś wnioski.

14 Płaca minimalna – badania naukowe

Czyli udowadnianie że jabłko spada na Ziemie, a nie leci w przestrzeń kosmiczną. Muszę przyznać, że wiele zabawy miałem z polemizowaniem z badaniem naukowym przeprowadzonym w kilku restauracjach w dwóch hrabstwach i wyciąganiu z nich jakiś wniosków. Niestety niektórzy się przesadnie nastroszyli na wieść o tym, że raczej nie traktuje tego "sporu naukowego" poważnie. Dyskusja przeciągnęła się na kilka innych blogów, gdzie udowodniano, że przecież zawsze można zatrudniać na pół etatu, na zlecenie, o dzieło, gdzie można manipulować dowolnie wysokością wynagrodzenia (w sensie bardzo niskie), a mimo to bezrobocie nie znika. Uwielbiam takich kulturystów teoretyków, którzy nigdy w swoim życiu nie musieli stosować kodeksu pracy od strony pracodawcy, lecz nie przeszkadza im to w wyciągnięcie jak z rękawa sposobu na ominięcie płacy minimalnej. Spróbuj legalnie zatrudnić nianie; na umowę o dzieło lub zlecenie :)


15 Ryżową szczotką - przedruk


Wpis Karola Zbyszewskiego z czasopisma "Prosto z mostu" z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Niesamowity polot w artykule, udowadniający, że czasy się zmieniają, ludzie nie.


16 Postulaty sierpniowe


Czyli o hipokryzji i dorabianie ideologi bojowników wolności dzisiejszej solidarności w czasach kiedy nie ma żadnego zagrożenia.



[poll id="16"]


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=tAWQNWiFfC8]

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...