poniedziałek, 21 marca 2011

Pacta sunt servanda?

Dziś odbędzie się debata Rostowski - Balcerowicz. Ten kto ją obejrzy straci godzinę swego życia na oglądanie bezproduktywnych przepychanek. Minister Rosowski będzie bronił przejścia składek na ZUS, gdyż pozwoli mu to na mniejsze zadłużanie się Polski w następnych latach. Profesor Balcerowicz będzie bronił przekazywania składek do OFE i argumentował, że dziś kupujemy mniejsze problemy w przyszłości, gdyż kapitał odłożony dziś, nie będzie musiał być pożyczany jutro, na przyszłe zobowiązania Polski.


Żaden z tych Panów nie oferuje rozwiązania problemów budżetowych, a już tym bardziej bezpieczeństwa emerytur. W wersji Rostowskiego rzeczywiście dziś będziemy mieć mniejszy dług, lecz za kilka lat, gdy demografia da jeszcze bardziej o sobie znać, dopłaty do ZUS będą musiały być gigantyczne. Profesor Balcerowicz również niczego nie oferuje. Po pierwsze pieniądze w OFE nie są własnością emeryta co potwierdził sąd. Po drugie gdy przyjdzie do wypłaty, to będzie się ona odbywała w warunkach bessy giełdowej i pewnie kryzysu zadłużeniowego. W końcu gdzieś ta podaż obligacji i akcji będzie musiała się podziać.


Gdybym miał wybierać z tych dwóch propozycji wybrałbym bezsprzecznie ZUS. Nie ma co się łudzić że pieniądze z OFE kiedykolwiek zobaczę i nie widzę żadnego powodu dlaczego dzisiejszy oszczędzający mają płacić po 2 mld rocznie prowizji dla OFE, które bez żadnego ryzyka po prostu kupują obligacje rządowe


Ta debata o wyższości Świąt Bożego narodzenia nad Wielkanocą, a w zasadzie o tym co gorsze.. hiszpanka lat 18-19 czy dżuma w średniowieczu.


Nikt nie odważy się poruszyć prostego tematu. Tematu świętych krów w Polsce, które czy to układami z poprzedniego systemu, czy to paląc opony wywaliczyli sobie niewiarygodne przywileje. Do samych emerytur uprzywilejowanych dopłacamy 37 mld dziś i więcej jutro:



 


To są ludzi śmiejący się w twarz. Pełno jest historii jak to 35 letni żołnierz na miesiąc przed przejściem na emeryturę ustala sobie z chorążym ostatnie wynagrodzenie z którego będzie mu naliczana emerytura... tam nie ma normalnych przepisów tak jak dla każdego obywatela w ZUS. Tej korupcji w wojsku, czy służbach mundurowych nie ruszy ani CBŚ ani CBA z wiadomych względów.


Nie ma racji cynik9 powołujący się na pacta sunt sevanda i wymyślający jakieś dzikie fikołki z wydrukowaniem emerytur. Władza jest po to wybierana żeby  była suwerenem. A suweren ma to do siebie, że może rządzić i zmieniać warunki umowy. Inaczej przecież bylibyśmy w związku handlowym z państwem - wymieniali jedno za drugie - pewien rodzaj anarchokapitalizmu.  A tak przecież nie jest.


Czymże jest nadawanie przywilejów jak nie łamanie Pacta Sunt Servanda. Przecież przywilej jednego to oczywista strata drugiego.. Czy ten "drugi" się tak umawiał? Nie, ale i też nie musiał bo zrobiła to za niego władza z pozycji przymusu - po to jest ona wybierana.


Władza daje i odbiera i tak samo jak dała przywileje jednym kosztem innych to teraz może to odwrócić. Zabrać przywileje i usunąć kasty na korzyść reszty społeczeństwa. Takie realia państwowości.


O pacta sunt servanda to sobie mogą rozmawiać przedsiębiorcy albo dżentelmeni spłacający wzajemnie długi. Ale nie władza, która w głupocie nie może tkwić kosztem gnębienia pracującego społeczeństwa.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=uuAEXidu42s]

niedziela, 20 marca 2011

Sposób na bańkę

 


Wielu ludzi, w szczególności na stronie szanownego kolegi Doxy czeka na koniec bańki w Polsce i spektakularne zejście z cenami mieszkań w Polsce. Sa ku temu powody. Otóż marża dewelopera według danych przytaczanych już tu kiedyś wynosi prawie 100 %



Cóż, ceny są takie jaki jest popyt. Nadzieja na to że spadną może mieć o tyle uzasadnienie, że nagle płace z Warszawie dramatycznie spadną lub deweloperzy pobankrutują i będą musieli sprzedawać po coraz niższych cenach. Niewątpliwe są to czynniki prawdopodobne i sam mam raczej "czucie", że ceny spadną, ale nie koniecznie do poziomu z przed wzrostu w latach 2006-2007.


Każda cena ma swojego klienta i skoro utrzymywane są ceny na takim poziomie jakim są, to widocznie musi się to deweloperom opłacać. Wielu mogą szokować takie ceny.. Jak to za metr 8000 pln? Cóż, wszystko zależy od punktu siedzenia. Jeszcze na studiach profesor mówił że dziś się może Wam - studentom wydawać, że mając 50 pln w kieszeni macie dużo pieniędzy i możecie solidnie poszaleć na mieście. Jednak dla niektórych osób 500 pln na wypad na miasto to żadna kwota. Raptem na obiad i taksówkę. Kiedyś się z tego śmialiśmy, dziś wielu z znajomych ma albo na wpół spłacone mieszkanie, albo odłożone środki mogące w całości pospłacać zobowiązania. Owszem, statystki mówią o zadłużeniu netto, jednak nie wpływa to na percepcje ceny. W końcu skoro strumienie dochodów pozwalają na obsługę długów, to i po to ten dług jest. Żeby korzystać z konsumpcji teraz, zamiast później.


Warszawa jak i kilka innych metropoli w Polsce stała się po wejściu do unii miastem porównywalnym z innym metropoliami na zachodzie. Licząc relacją dochód/cena metra to ceny w Warszawie albo dyskontują przeszyły wzrost płac wiekszy niż na zachodzie, albo są za wysokie:


Na tym można opierać "przeczucie", że ceny powinny spaść, ale na wiele bym nie liczył.

Tymczasem, cynik9 zawsze naucza, że wartości nie powinno się szukać tam gdzie są tłumy. Zazwyczaj jest ona dokładnie gdzie indziej.

Z rysunku NBP wynika, że zysk dewelopera jest horrendalnie duży, a zysk wykonawcy bardzo mały. Póki co żyjemy w wolnym kraju, w wolnym na tyle, że nie jesteśmy skazani na kupowanie mieszkania z widokiem na pałac kultury. Skoro tak to może warto rozejrzeć się za domem wolno stojącym, a konkretnie, za swoją budową. Nikt oczywiście nie musi dziś machać kielnią samodzielnie. Niekoniecznie jest to "najtańszy sposób". Można rozejrzeć się na rynku i wynająć firmę do zbudowania domu pod klucz. Weźmy pierwsze lepsze z brzegu domki z ofert.


 

Za 220 000 pln. Dużo ? Mało?


Za 253 000 Pln.

Może jakieś domy z prefabrykatów?
W programie „Dom w cenie mieszkania” obowiązują następujące ceny:

stan surowy otwarty – 1m2 powierzchni netto od 650 zł. netto (+ 7 % VAT) bez fundamentu

stan całkowicie wykończony z zewnątrz – 1m2 p.n. od 1250 zł. netto bez fundamentu

stan pod klucz – 1m2 p.n. kosztuje  od 2190 zł. brutto z fundamentem

Może domy kanadyjskie?
Powierzchnia netto
domy parterowe

Cena brutto 1m2
50-100 3600 PLN
100-120 2900 PLN
120-170 2600 PLN
170-200 2400 PLN
powyżej 200 2100 PLN

Przykładów można mnożyć na budowę domu w cenie kawalerki w centrum Warszawy. Tylko proszę nie pisać, że z takiego domu to jest daleko do tramwaju. Za to się płaci ekstra. Stąd już niedaleka droga do oczywistej konstatacji. Płaci się za lokalizację, a w przyszłej strukturze ceny dominującą rolę będzie stanowić cena działki, a nie zysk dewelopera.

 

Disclaimer. Prezentowane firmy to firmy przypadkowo wzięte z Google. Linkowanie do nich nie oznacza, że te firmy znam i polecam.

 

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=sJB2YEnhfUI]

 

 

 

 

sobota, 19 marca 2011

Restytucja mienia Żydom? Oczywiście!

Dawno nie było jakiegoś porządnie kontrowersyjnego wpisu i tak sobie myślę, że wielu osobom na myśl o Żydach piana samoczynnie wychodzi z ust. No więc dziś coś o nich, a konkretnie o restytucji ich prywatnego mienia zagrabionego przez państwo polskie.


Otóż jestem absolutnie za restytucją i dobrze, że Żydzi upominają się o swoje. Może kiedyś dotrze do ludu, choć z czasem oto coraz trudniej, że Polska jako jedyny kraj w Europie Wschodniej nie ma załatwionego tematu reprywatyzacji. Wszystkie kraje wokół w ten czy inny sposób ustawowo doszli do ugody i zwracali mienie bezprawnie nacjonalizowane podczas komunizacji kraju, tylko Polska udaje, że tematu nie ma i odsyła do sądów. W sądach jak pojedynczy człowiek wygra swoje to huk. A ludzie umierają, dowody stają się coraz bardziej zatarte, coraz trudniej cokolwiek udowadniać. Zresztą udowodnić. Gros mienia zagrabione były w prosty sposób. Przychodziła ubecja czy inna służba i z pistoletem przy skroni sprzedawało się działkę w środku miasta jak ziemię rolną ostatniej klasy za grosze. Takiego mienia się nigdy nie odzyska w sądzie. W końcu była sprzedaż to o co chodzi?


Jako jedyny podmiot który mógł w cywilizowany sposób odzyskiwać swoje mienie był Kościół Katolicki. Dlaczego znowu są w Polsce takie podziały? Dlaczego jest kasta uprzywilejowana kosztem wszystkich innych? Dlaczego normalni obywatele nie doczekali się swojej ustawy na mocy której mogli by w sposób nie urągający godności odzyskać swoje mienie lub chociaż odszkodowanie. Nigdzie indziej nie ma takich problemów, żeby to ograbiony musiał dochodzić przed sądem swoich praw od złodzieja. Oto Polska.


Trzeba pamiętać, że Żydzi dochodzący swoich praw byli pełnoprawnymi obywatelami Rzeczypospolitej. To obywatele tacy jak my teraz tylko innego wyznania. Oczywiście. Dziś w Polsce dzisiejsi "polscy patrioci" najchętniej wymazywali by masowo akapity o Jankielu z Pana Tadeusza. Wszędzie widzą spiski, pejsatego Żyda zacierającego ręce i kamienicznika wywalającego matkę Polkę na bruk. Tymczasem Żydzi walczą o swoje, a to że umieją się organizować tylko należy im zaliczyć na plus. Polacy powinni z nich brać przykład, zamiast patrzeć krzywo.


Jak się okazuje Polska z niektórymi ma ugodę i sprawa jest zamknięta. W wyjątkowo celny sposób minister Sikorski (przy obojetenie jakiej okazji oskarżany o bycie "żydowską wtyczką") odsyła obecnych obywateli amerykańskich do odpowiedniej umowy ucinając dyskusję. Cóż, skoro suwerenny kraj jakim jest USA podpisał taką ugodę, to niepoważnym jest wkładanie palca w drzwi. Jednakże co do wszystkich innych ówczesnych obywateli państwo Polskie ma niezałatwione sprawy.


Oczywiście jakakolwiek restytucja powinna być dokonana na równych zasadach wobec wszystkich obywateli i na mocy jednej ustawy. Niczym się nie różni Polak wyznania żydowskiego, katolickiego czy ateisty. Każdy powinien mieć takie samo prawo do restytucji.


Fakt, że te zobowiązania do dziś nie zostały uregulowane urągają powadze państwa i sprawiają, że obywatele tracą szacunek do niego. W końcu jak ma się czuć obywatel, który za przedwojenne obligacje wyrażone w złocie, za zagrabiony przez komunistów dworek czy kamienice, za wywłaszczenie z ziemi dziś może oglądać wysunięty od państwa środkowy palec. Dziki kraj.


Kościół jako jedyny miał ustawioną swoją komisję majątkową i mógł odzyskiwać swoje mienie. I jako jedyny był do tego najmniej upoważniony, gdyż jego majątek biorąc pod uwagę aspekt moralny powinien należeć de facto do państwa. Chyba nikt na tym padole nie uwierzy, że wszystkie klasztory, ziemie, opactwa pochodziły ze sprzedaży chłopom własnoręcznie robionego wina mszalnego. Wręcz przeciwnie. To chłopi byli zmuszeniu do opłacania podatków i zaopatrywania mnichów w żywność w tym wino, dużo wina. Śmiał się z tego Krasicki, sam będąc osobą duchowną, w jakże genialnej monachomachii




W mieście, którego nazwiska nie powiem,
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda,
W mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem, Miasto
W godnem siedlisku i chłopa, i Żyda,
W mieście (gród, ziemstwo trzymało albowiem
Stare zamczysko, pustoty ohyda)
Były trzy karczmy, bram cztery ułomki,
Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki


(...)


Wtem brat Kleofas na obiad zadzwonił:
Wypadli wszyscy, jakby ich kto gonił.
Że dobrze myśleć o chlebie i wodzie,
Bajali niegdyś mędrcy zapalczywi.
Wierzył świat bajkom, lecz, mądry po szkodzie,
Teraz się błędom poznanym przeciwi.
Już wstrzemięźliwość nie jest teraz w modzie;
Piją, jak drudzy⁸¹, mędrcowie prawdziwi.
Miód dobry myślom żywości udziela,
Wino strapione serca rozwesela.

I tak oto KK jako pierwszy i pewnie jedyny odzyskał mienie, które uzyskał od obywateli pod przymusem królewskich podatków i nadań. Dziś co prawda podatki na KK zostały zmniejszone i ograniczają się do konkordatu jednak podatków nie płacą. W końcu jesteśmy państwem laickim prawda?


A normalny uczciwy obywatel tak jak nie odzyskał majątku, tak nie odzyska, a podatki płaci. I jak tu mieć szacunek do państwa?


Disclaimer. Nie jestem Żydem ani nie mam żydowskiego pochodzenia.


 

czwartek, 17 marca 2011

Niebezpieczny atom?

Histeria w stylu Le Bona ogarnęła świat w związku z awarią elektrowni atomowej w Japonii. W Szwecji wykupują jodek potasu, w Stanach w CNN non stop przewijają się obrazki pokazujące jaka cześć tablicy Medelejwa leci do nich przez Pacyfik - Nagle wszyscy znają się na liczbach atomowych, czasie rozpadu atomu i promieniowaniu tła! Unia wstrzymuje u siebie projekty budowy elektrowni, a jacyś niemieccy notable sugerują nam ponowne rozważenie budowy atomówki! Ja tam się Niemcom nie dziwię. Są potentatem w technologiach solarnych, wiatrowych i biogazowych i muszą komuś tą technologie sprzedawać. Najlepiej oczywiście nam. Wstrzymał bym się jednak do czasu, aż szanowni sąsiedzi przekonają Francuzów do energetyki wiatrowej.


Cóż. Czy energetyka jądrowa jest rzeczywiście taka niebezpieczna? spójrzmy na dane ile istnień ludzkich "kosztuje" nas wytworzenie jednej TWh w podziale na źródła:



Za nextbigfuture (źródła we wpisie - najciekawsze 1 2 3 4 5)


Skala mniej więcej pokrywa się z danym dla Europy:



Dane zawierają ofiary Czarnobyla.


Nie ma nic gorszego niż słuchać hipokrytów w mediach głoszących o "bezpiecznych elektrowniach węglowych". Jakby śmierć miałaby przychodzić tylko w wyniku wybuchu kotła w elektrowni. Nikt nie patrzy jak codziennie jesteśmy zmuszani wdychać pyły i pół tablicy Mendelejewa (łącznie z uranem) wydobywającą się z kominów opalanych węglem. Dla elektrowni atomowych większość przypadków śmierci to wypadki przy wydobywaniu cementu (potrzeba dużo cementu do budowy EJ), niż wypadki samej awarii w Czarnobylu.


Z technologią atomową jest tak jak z podróżowaniem samolotem. Ludzie się boją latać i na wakacje często z powodów "bezpieczeństwa" jadą samochodem, zamiast skorzystać z najbezpieczniejszego środka lokomocji jakim jest samolot.


Także kierując się kryterium bezpieczeństwa powinniśmy stawiać jak najszybciej nie 2 a 10 elektrowni jądrowych. I to szybko. Korzystając z promocji jaką daje nam świat w postaci przyhamowania swoich projektów. Zwolnią się moce przetwórcze u dostawców technologii atomowych, = to będzie można wytargować dwie siłownie gratis.


 


Była Nirvana, to dziś będzie klasyk z innej półki


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=dcoRRkG7cvA]


 

sobota, 12 marca 2011

Tsunami

Japonia zdaje się doświadczać jednego z największych kataklizmów naturalnych w swojej historii. Przygotowani są bardzo dobrze, także strat w ludziach na pewno nie będą mieć tak dużych jak na Malajach (2004) czy Haiti (2010), jednak na pewno o wiele większe straty materialne doświadczą ten kraj. Stopień rozwoju techniki, zaawansowanego przemysłu, natężenia infrastruktury i gęstości bogactwa na hektar jest jednym z najwyższych na świecie. To wszystko własnie teraz płonie, jest zalane przez tsunami lub zwyczajnie opuszczone z powodu braku prądu czy pęknięć w budynkach. Wiele z tych domów, wieżowców czy infrastruktury będzie pewnie musiało być wyburzonych przez ludzi ze względów bezpieczeństwa.


Jestem przekonany, że Japończycy sobie świetnie poradzą z posprzątaniem i późniejszą odbudową wybrzeża, jednak będzie to miało swoje reperkusje dla gospodarki światowej.


Często ludzie pytają, skoro jest tak dużo długu na świecie, to gdzie są wierzyciele? Kto jest po drugiej stronie długu. Dług siedzi w oszczędnościach obywateli zgromadzony w różnych funduszach emerytalnych, funduszach inwestycyjnych, rezerwach banków narodowych, rezerwach firm ubezpieczeniowych etc.


Japonia jako kraj jest znana z tego, że ma bardzo wysoki poziom długu. Ponad 200 % pkb długu publicznego to bardzo dużo jak na warunki każdego kraju, jednak specyfiką Japonii jest to, że tylko 5 procent tego długu trzymane jest przez cudzoziemców. Cała reszta jest w posiadaniu Japońskich gospodarstw domowych, banku centralnego i japońskich firm. Co więcej, Japończycy poprzez strukturalną nadwyżkę handlową są w stanie akumulować aktywa zagraniczne czyli min dług innych państw.


I tutaj dochodzimy do implikacji jakie wczorajsze trzęsienie ziemi może mieć na światowy rynek długu. Jest oczywistym, że Japończycy, żeby wziąć się za odbudowę swoich domów, infrastruktury etc. będą musieli upłynnić swoje oszczędności poprzez sprzedaż swoich udziałów w funduszach inwestycyjnych, akcji czy obligacji. Tak samo firmy ubezpieczeniowe, trzymające swoje rezerwy w obligacjach innych państw, będą zmuszone je upłynnić, żeby spełniać roszczenia swoich klientów. To oznacza pojawienie się znacznej podaży obligacji na rynku długu.


Trudno teraz ocenić jaka to będzie skala i wpływ na rekordowo niskie oprocentowanie obligacji japońskich. W końcu Japończycy mogą przerzucać się z posiadania akcji japońskich firm na posiadanie rządowych obligacji co wpłynie na jeszcze mniejsze oprocentowanie.


Narazie obserwując oprocentowanie długu można sprawdzić, które kraje są najbardziej wrażliwe na takie wahania. Z krajów PIIGS bondy portugalskie wydają się być mocno gorące. W dzień trzęsienia oprocentowanie dwulatek wzrosło o bagatela 2 punkty procentowe:



Grecja przyjęła trzęsienie z podniesioną przyłbicą. Dumnie pozostaje przy swoich 17 procentach:


17 %! Co za czasy. Jeszcze trochę i kupowanie w Polsce obligacji greckich będzie zakazane na mocy ustawy lichwiarskiej ;)


Tak więc Japończycy na jakiś czas przestaną kupować po świecie dług. Skala spadku popytu nie będzie pewnie drastyczna, ale widać, że co bardziej dziurawe łajby już odczuwają tsunami które przetacza sie po przeciwległej stronie globu.

wtorek, 1 marca 2011

Korek

Przez media przetoczyła się niedawno dyskusja na temat raportu o korkach w dużych miastach w Polsce. Raport sporządziła firma Deloitte i warto przekopiować tutaj z tego raportu kilka wykresów oraz konkluzje.

.

.

 

Najpierw wydatki na komunikacje, drogi itd na mieszkańca.


Z tej tabelki wychodzi ciekawy wniosek. Gdyby drogi były prywatne, albo tylko kierowcy by ponosili tylko koszty na utrzymanie dróg, musiałbym w poznaniu zapłacić 505 złoty rocznie. Tyle powinna wynosić winieta roczna. Hmmm bardzo bym poprosił... ale tankować to bym już chciał bez tej akcyzy, opłaty paliwowej i innych podatkowych dodatków.

Oczywiście czasami wybieram się poza miasto, ale nie sądzę żeby "bilet dzienny" był jakoś mega kosztowny :)


Tabeleczka z kosztami korków, jednak według opisu metodologii Deloitte wynika że te koszty są mocno niedoszacowane. Sami się przyznają i słusznie.. lepiej podawać liczby mniejsze a pewne, niż za bardzo wydumane, i które bele ignorant może podważyć.

Czym się różni koszt korków dla pracujących od kosztu dla gospodarki? Pracujący płacą podatki min od paliwa i te podatki nie są kosztem dla gospodarki jako całość. Zatem koszt 3.653 mld rocznie to koszt stricte zmarnowanych zasobów.

Jak wiadomo Polska goni "Zachód" Niestety wynika z raportu, że czasami goni nie tam gdzie trzeba, albo się wręcz zapędza:

Kilka wyciętych konkluzji:
3. Obliczanie kosztu alternatywnego korków i wykorzystania go jako jedno z kryteriów w przetargach na inwestycje drogowe. Czas to pieniądza, więc koszt (w przetargu) remontu drogi powinien uwzględniać utracone korzyści powodowane przez nowe utrudnienia w ruchu. Inwestycje i remonty mogą okazać się nieco droższe, ale będą realizowane szybciej. Z drugiej strony, kary za nieterminowe wykonanie prac również powinny uwzględniać koszt alternatywny większych korków.

5. Przywrócenie strzałek do skrętu w prawo. Ich (częściowa) likwidacja nie wynika z przepisów unijnych, ale wyłącznie z krajowych zmian w przepisach.

6. Likwidacja przycisków do świateł dla pieszych. Zwykła sygnalizacja świetlna jest wystarczająca a przyciski stosuje się w krajach UE tam gdzie nie ma skrzyżowań, albo dla niepełnosprawnych w celu wydłużenia zielonej fazy.

8. Zasadnicze zmniejszenie ilości znaków drogowych, w tym ujednolicenie ograniczeń prędkości pojazdów w miastach np. do dwóch (50 km/h i 80 km/h)6. Polska wydaje się rekordzistą świata w ilości znaków drogowych. Percepcja przeciętnego kierowcy nie jest w stanie zarejestrować takiej ilości informacji niezależnie czy pojazd porusza się z prędkością 50 km/h, czy 80 km/h.

Do czego to dochodzi, żeby firma z tym "ohydnym kapitałem obcym" wytykała nam za darmo szkolne błędy

Cały raport na stronach  Delloite

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=PvwqSMRtoSI]

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...