sobota, 31 grudnia 2011
2012
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=RX2jaylHqsw]
piątek, 30 grudnia 2011
Planowane postarzanie
Kto powiedział, że starość się nie sprzedaje ?!? Zachęcam do obejrzenia filmu:
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=QPPW8KM7eEU]
Postarzanie produktów jest faktem dla kogoś, kto korzysta z czegoś więcej niż żywności, sztućców czy wody. Wydaje się jednak, że obecny kryzys oraz społeczeństwo informacyjne może przynieść małą rewolucje w kupowaniu rzeczy. W końcu mogą powstać organizacje konsumenckie, hobbyści, konkurencja która będą badały żywotność na przykład żarówek. Tak jak teraz bada się energochłonność, podaje się ile kosztuje ser w przeliczeniu na 100gr (tak żeby producent nie mógł mamić dużym opakowaniem), tak można również się dowiedzieć ile dany produkt kosztuje na rok eksploatacji. Żarówka która kosztuje 20 pln może być dwa razy droższa od żarówki która kosztuje 40 pln. Wystarczy że ta druga będzie pracowała 4 lata, a pierwsza rok.
Czyż to nie jest pomysł na jakiś startup? Mam listę zakupów w telefonie i aplikacja po zaczytaniu kodu kreskowego podaje mi spodziewaną żywotność produktu oraz cenę na spodziewany rok eksploatacji.
Cały myk polega na tym, że planowanie postarzanie produktu jest możliwe wtedy, kiedy występuje asymetria informacji. Klient ma tylko informacje udostępnioną mu przez producenta. Reklama i ulotka. Wraz z powstaniem internetu, smartphonów i aplikacji mobilnych, rewolucja w kupowaniu może być przed nami.
I nie żałował bym zamykanych fabryk, tak jak nie żałuje, że rolnicy już nie zbierają zboża przy pomocy sierpa. Uwolnione moce skierują się w inną stronę.. na zaspokajanie innych ludzkich potrzeb. Zamiast myśleć, jak zaprojektować popsutą drukarkę, lepiej w końcu myśleć, jak zorganizować ludziom wakacje na księżycu.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=Bpb-3ghfTgk]
środa, 21 grudnia 2011
Złota polska dekada. Cz II
Święta się zbliżają, to czas na wpis ku pokrzepieniu serc. Nie ma co straszyć, gdy za rogiem czeka nas złota dekada. Półtora roku we wpisie "Złota polska dekada" temu pisałem
Jesteśmy blisko, jesteśmy tani, nie ma granic, nie ma ceł, nie mamy związków zawodowych w każdej firemce, pracujemy wydajnie, a jakość produktów jest OK.
Kryzys, który sieje teraz spustoszenie w krajach zachodnich wybitnie powinien przyspieszyć proces przenoszenia produkcji do tańszych regionów. Ten kto zrobi to pierwszy, wygra. Sentymenty i przyzwyczajenia zderzają się coraz częściej z twardym rachunkiem ekonomicznym.
Jeżeli proces jednak będzie szedł za wolno, to w końcu będą się pojawiać w Polsce przedsiębiorcy z odpowiednim kapitałem, którzy zaleją Berlin tym co konsumenci lubią najbardziej… tanim towarem.
Jedno jest pewne… Dysproporcja w zarobkach między Niemcami a Polską przy obecnym środowisku geopolitycznym jest nie do utrzymania na dłuższą metę i wraz z przesuwaniem ośrodków produkcyjnych da Polski będzie się zmniejszać. Jedynie co może temu przeszkodzić, to kretyni doprowadzający do zadłużania państwa.
Wydaje się, że nie ujełem jeszcze jedne czynnika. Rosnące koszty pracy w Chinach i rosnące koszty logistyki. Nie tak dawno obserwator finansowy pisał na temat exodusu firm z Chin:
(...)Na powrót do swojego kraju decydują się głównie firmy wytwarzające części samochodowe, maszyny budowlane i sprzęt AGD. Tak postąpił już amerykański gigant ATM i Ford. Chińska prasa podaje, że oprócz kosztów pracy i większej wydajności produkcyjnej amerykańskich fabryk, dużą rolę odgrywają także koszty gruntów. W takich stanach jak Alabama, Południowa Karolina czy Tennesse ziemia jest tańsza aniżeli w najbardziej rozwiniętych regionach Chin. (...)
Co ciekawe trwają również negocjacje w sprawie przesunięcia produkcji z Chin do Polski kilkudziesięciu znanych marek odzieżowych m.in. z Niemiec, Francji i Włoch. Do spadku opłacalności przyczynia się też wzrost kosztów transportu z Chin do Europy i nie tylko.
Szczerze mówiąc ostatnio zdziwiła mnie metka na moim swetrze. Napis made in Poland nie specjalnie się kojarzy z przemysłem odzieżowym. Sprawdziłem, koszule, spodnie, buty. Wszystko "made in Poland". Początkowo myślałem, że przypadek spłatał mi niezłego figla, ale potem sobie przypomniałem.. Przecież sam o tym pisałem prawie dwa lata temu ;)
Myślę, że o tym, że Polska będzie stawać się gorąca wielu przeczuwało siedzących trochę głębiej w biznesie. Tak zresztą wynikało również z moich rozmów. Sentymenty sentymentami, ale w czasie gdy trzeba ciąć koszty i racjonalizować zasoby rachunek ekonomiczny jest bezwzględny. 2010 rok, był jeszcze rokiem szoku i stosowania ring fence. Inwestycje zagraniczne ciągle spadały:
2011 rok to kompletne odwrócenie trendu. Widać przemyślano sobie kilka spraw na zachodzie. 7,5l mld € napływu zagranicznych inwestycji szacuje się na koniec września. Do końca roku możemy odnotować wzrost o 25%. Nie żeby ten wzrost był jakoś przesadnie wielkim wydarzeniem w kontekście tego co już się zdarzało w przeszłości. Ale jest wydarzeniem w kontekście tego, że gospodarki zachodu się kurczą, a inwestycje maleją. Kapitał ucieka do Polski. I słusznie. Z taką głębokością rynku, kosztami pracy, Berlinem oddalonym o 100 km i stabilnością prawa na poziomie europejskim to jedynie słuszny kierunek. Bele tylko dług nas nie wykoleił z tego toru.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=BiInUMGcPuU]
piątek, 16 grudnia 2011
Wniebowzięci
Jak powszechnie wiadomo, Polska podpisała protokół z Kioto, stając się jej sygnatariuszem. Według negocjacji zobowiązaliśmy się zredukować o 6 % emisję z roku bazowego 1989 do roku 2012. Rok 89 był wybrany nie bez kozery. Wtedy Polska emitowała na potęgę, bo był to okres, gdzie dobrobyt liczył się w tonach wyprodukowanej stali (oddawanej zresztą do ZSRR). Wszystkie huty szły pełną parą. Kilka miesięcy później emisja już nie była tak wysoka, bo i się okazało, że stali nie potrzebujemy, a wschodni przyjaciele nie widzieć czemu nie chcieli za nią płacić w dolarach. Takie określenie roku bazowego było ważne, ponieważ umożliwiło niejako automatyczne spełnienie zobowiązań z Kioto. Mało tego, w chwili obecnej, a więc do końca obowiązywania pierwszej rundy, ograniczyliśmy emisję o 33%.
I tutaj pojawia się ciekawa sprawa. Za każdą ograniczoną tonę emisji co2 ponad nasz cel, Polska jako kraj otrzymuje AAU (Assigned Amout Unit) w wysokości nadwyżki redukcji. Otóż to AAU to prawie złoto.. również można to sprzedać, jednak popyt na to mają tylko te państwa, którym nie udało się osiągnąć celu Kioto. Przykładem takiego państwa jest Kanada, która powinna kupić tych jednostek za ok. 14mld€.
Na koniec listopada, nadwyżka jednostek AAU, które zgromadziła Polska jest warta 7,5 mld € wcześniej sprzedała tych jednostek za 140 mln€ co daje razem zysk na tym interesie 7,64 mld €.
Problemy z owym zyskiem są dwa.
- Po pierwsze Komisja Europejska na konferencji klimatycznej w Durbanie wnioskuje i naciska, żeby nadwyżki zgromadzone do roku 2012 mogły być przeniesione na następny okres tylko w jednej piątej. Szybkie liczenie na kartce daje kwotę 6 mld €, które idzie się gwizdać. Cały czas myśleliśmy że mamy w ręku 7,5 mld warte w AAU, a tu komisja mówi, że tylko 1,5 mld. Co się dzieje w kraju, któremu ucieka z przed nosa 27 mld złotych? Władza udaje, że nie ma tematu, a opozycja.... No cóż.. macha pochodniami i krzyżami przed pałacem.
- Po drugie, płatnicy którzy mają kupować jednostki AAU się wykruszają. Pierwsza zrobiła to Kanada. mając płacić 14 mld € wypisała się z tej zabawy. Co się dzieje jak jest podaż, a znika popyt? Zgadza się. Cena nurkuje w dół. Możemy to zaobserwować na poniższym wykresie.
Na wykresie mamy widoczny zjazd jednostek EUA (EU emssion allowance), jednostek handlowanych na giełdzie w Europie, a które skorelowane są z jednostkami AAU.
Podsumowując.
- Zyskaliśmy 7,5 mld € w AAU, ale zwlekaliśmy z ich sprzedażą, to teraz może się okazać że będziemy mogli sprzedać tylko 20%,
- System się sypie, stąd i cena tego co nam zostanie będzie spadać,
- Zwlekaliśmy z sprzedażą, bo jak to zwykle bywa w Polsce były opóźnienia z uchwaleniem stosownej ustawy. Były ważniejsze sprawy.
- Rząd zdaje się mieć niezachwiane zaufanie w decydentów i czekamy, ponieważ zgodnie z polityką kurzego paraliżu, jeszcze się nic nie stało.
Słowem. Zachowujemy się jak Pan Lutek z klasyka:
[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=2KIY4vdrp2k]
czwartek, 15 grudnia 2011
Splendid Isolation
Jestem pod lekkim wrażeniem, jak Wielka Brytania wpasowuje się może nie w politykę, ale w ducha polityki na przestrzeni bez mała dwóch wieków. Splendid Isolation czyli Wspaniała Izolacja to termin ukuty w końcu XIX wieku. Określa on politykę nie mieszania się Zjednoczonego Królestwa w wewnętrzne spory Europy kontynentalnej. Niektórzy badacze dyplomacji jak Kissinger żartują, że politykę izolacji rozpoczął już premier North z końcu XVIII wieku poprzez utratę koloni brytyjskich i wygaśnięcia zarzewia do konfliktu z Francją, jednak można chyba spokojnie założyć, że od czasu Kongresu Wiedeńskiego Brytania nie interesowała się za bardzo tym co się dzieje w Europie i chyba tylko z nudów zaangażowała się w eskapadę na Krym.
Splendid Isolation został zakończony w wyniku zjednoczenia się Niemiec i ich wzrastającej potęgi. Państwa w Europie przywykłe do ustalania swoich sojuszy w imię równowagi sił musiały się mocno spolaryzować. Powstanie Entente Cordiale, a następnie trójporozumienia było jedną z przyczyny rozpoczęcia wyścigu zbrojeń na niespotykaną skalę. Potem wiemy co było. I wojna światowa z dogrywką w 39 roku.
Do integracji Europejskiej Wielka Brytania zdaje się właśnie podchodzić tak jak w XIX wieku. Do układu z Shengen nigdy nie przystąpiła, Do Unii Europejskiej owszem, ale jako jedyna (!!!) wynegocjowała sobie rabat w składce członkowskiej. Do strefy Euro nie przystąpiła. Teraz premier Cameron wbija nóż w pomysły fiskalnej integracji. Jako jedyny kraj nie zgodził się na tak głęboką integrację i myślę, że to właśnie UK jako pierwsze zdecyduje się na referendum w sprawie wystąpienia z EU. Jeżeli patrzeć na tą politykę w kontekście ostatnich 200 lat, to aż dziw bierze jak konsekwentna może być polityka państwa w demokratycznym w końcu ustroju.
Czy Wielka Brytania na izolacji dobrze wyjdzie? W XIX wieku mieli wspaniałą izolację. Mówiono tak dlatego, gdyż zauważano pozytywy nie mieszania się w kłótnie i spory i dyplomatyczne omijanie sojuszy czy twardych stanowisk. Zamiast tego zajmowali się sobą i co? Zbudowali jedne z najpotężniejszych imperiów jakie zna historia.
Być może Cameron nie zdobędzie z powrotem Indii i Australii, a Kanada ciągle pozostanie suwerenna, ale powoli wyciągając nogę z europejskiego jogurtu może zaoszczędzi na początek na biletach lotniczych. Co się ogląda BBC, to jest albo w Brukseli, Strasbourgu albo uzgadnia stanowiska do kolejnych propozycji Merkozego w Westminster. Kto wie jakby wyglądała Wielka Brytania, gdyby Ci wszyscy politycy zaczęli znowu zajmować się, na wzór XIX wieku, wyłącznie jej sprawami, a nie cięciami we włoskim budżecie.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=21RltAs-YHU&feature=related]
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Chcę wierzyć

Nie znam danych dla innych krajów, ale wyniki dla Polaków są dość przerażające. Może budzić ciekawość, jak w chrześcijańskim kraju, głęboko katolickim (w każdym razie według deklaracji), może powstać taki podatny grunt dla zabobonów. Przecież wiara w czary, uroki, jasnowidzów itp sprawy to czysta herezja. Za to ludzie płonęli na stosach. Okazało się, że CBOS w swoim badaniu zawarł również korelację pomiędzy deklarowaniem się jako osobą wierzącą a akceptacją dla paranauki oraz magii i astrologi:
Jak widać korelacja jest dodatnia. Im osoba bardziej wierzy w Boga, tym bardziej wierzy w paranauki, magię i astrologię. Ta sama korelacja zachodzi gdy bada się częstość uczestnictwa w praktykach religijnych.
Jak wytłumaczyć tą sprzeczność? Być może nie chodzi o wiarę w Boga, ale w wiarę w cokolwiek. Być może człowiek ma naturalne skłonności do wierzenia w coś, czego nie rozumie. A jak już ma skłonność to wierzy w Boga, moc gwiazd, zodiaki, tarota, magię i w co popadnie. Stąd i jakże trafna wydaje się sentencja Voltaire-a Gdyby Boga nie było, należałoby Go wymyślić. W końcu popyt na wiarę jest.. trzeba go tylko ukierunkować.
Stąd też może i pochodzi zamiłowanie Polaków do spisków, negacji globalnego ocieplenia, działania szczepionek itp spraw. Czyżby Mickiewicz z swoim "Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko" odbił aż takie na nas piętno? W końcu wychodzi na to, że lepiej przeczytać horoskop, zająć się zdejmowaniem uroków, a w sprawie leczenie iść do znajomego znachora.
***********************
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ctHGBiByTDU&feature=related]
sobota, 10 grudnia 2011
Przymusowa "co łaska"
Swego czasu przetoczyła się dyskusja na temat likwidacji funduszu kościelnego i zastąpienie go dodatkowym 1 procentowym odpisem od podatku pit na rzecz związków wyznaniowych. Dotacja na rzecz funduszu kościelnego to dziś ok 100 mln złotych. Według wyliczeń money.pl, gdyby połowa ludzi regularnie chodzących na msze odpisała 1 procent podatku, to dotacja do samego kościoła wynosiła by 300 mln złotych. Zatem rozmawiamy tutaj nie o likwidacji funduszu kościelnego, a o zmianie jego nazwy i trzykrotnym powiększeniu.
1% może brzmieć niewinnie. Poza tym mówimy przecież o "dobrowolnym odpisie" od podatku. To prawie jak wolny wybór prawda? Niestety dziura w podatkach powiększona do 300 mln złotych musi zostać uzupełniona. W końcu z budżetu znika 300 mln, to trzeba gdzieś te pieniądze pozyskać. Skąd? Z różnych źródeł, trochę za zwiększonego Vatu, trochę ze zwiększonej akcyzy. Kto te koszty poniesie? Oczywiście wszyscy. Zarówno wierzący, jaki i Ci którzy nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Szkopuł bowiem tkwi w tym, że żaden datek, który przechodzi przez system podatkowy nie można nazwać dobrowolnym. Jeżeli gdzieś jest luka, wyrąbana rzekomym podatkowym odpisem dedykowanym, to ktoś tą lukę musi zasypać. Kto? Reszta. W końcu dlaczego kościół nie chce likwidacji funduszu i zastąpienia go dobrowolnymi datkami? Dlatego, że datki to dodatkowy wydatek, a 1 procent odpisu to wydatek który i tak ludzie ponoszą i tak. Kwestia tylko zaznaczenia odpowiedniego ptaszka w pitcie. Zresztą ptaszka. Oczami wyobraźni widzę, jak na mszach, przed eucharystią księża będą serwować szkolenia z prawidłowego wypełniania PITa, a ministranci przy wyjściu będą rozdawać wypełnione szablony.
Jednak jak to zwykle z Polsce bywa, rozmawia się o szczegółach a mało kto patrzy na cały obraz. Może to taka technika dyspersji? Odwrócenia oczu od rzeczy istotnych. Z wyliczeń money.pl na dole sporządziłem wykres przedstawiający faktyczne wpływy kościoła:
Za money.pl
Można krytykować dotacje do katechetów i nauczanie religii w szkołach, jednak trzeba zdać sobie sprawę, że owo nauczanie wcale nie jest przymusowe. To rodzice decydują o tym, czy dziecko ma być nauczane religii czy etyki i owe dotacje wynikają wprost z tych decyzji. Trudno zatem mówić, że likwidacja nauczania religii w szkołach prowadziła by do oszczędności, ponieważ w zamian za religię nauczano by etyki, a nauczycieli etyki trzeba przecież również opłacić. Pomijam już fakt, że większość rodziców nie wie, że może dziecko wypisać z religii, a jak wie to i tak zapisuje bo "co wioska powie".
To co widać jednak z tego wykresu to fakt, że owy fundusz kościelny to ledwo kropka w porównaniu z przywilejami podatkowymi. Proszę dobrze zrozumieć. Przywileje dla jednych to obciążenie dla innych. Ktoś co roku te 2 miliardy przywilejów musi pokryć, a jest to kto? Ty.
2 miliardy, to patrząc na metodologię liczenia money.pl bardzo konserwatywna kwota wyliczona z takich oczywistych rzeczy jak zwolnienia z PIT z obrotu na czynności sakralnych, opłacania przez państwo składek na ubezpieczenia społeczene w tym emerytalne oraz zwolnień z podatku od nieruchomości itp. Nie jest w to wliczana szara strefa w klerze, a to że taka szara strefa istnieje z uwagi na kuszące zwolnienia z Pit mniej więcej każdy wie.
Zatem rocznie, przymusowa co łaska od społeczeństwa to 2 221 mln złotych. Quasi przymusowa łaska to 1630 mln, a faktyczne nieopodatkowane dobrowolne datki to 1223.
Czy to wszystko? Oczywiście nie. Pozostaje nam jeszcze efekty działania komisji majątkowej i zwrotu mienia. Łączna wartość przekazanego majątku to 5 mld pln, a i tak trudno się pod tą kwotą podpisać. W prasie można było śledzić, jak przekazywane ziemie warte 20 mln złotych po czym parafie sprzedawały za 100 mln.
Ale dobrze. Można reprywatyzację uznać za rzecz jak najbardziej pożądaną. W końcu oddaje się majątek, który wcześniej został bezceremonialnie zabrany. Czy rzeczywiście tak jest w przypadku majątku Kościoła? Cóż, można by zadać pytanie, a skąd ten majątek w rękach kościoła się znalazł? Niestety wielkie katedry, opactwa, ziemie i wpływy pochodziły nie z datków głodujących chłopów, a głównie z nadań państwowych, wcześniej królewskich oraz z dziesięciny. Czyli z czego? Z przymusowego "co łaska".
***********************************
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=xTbRQBb7cog]
Rewolucje
Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...
-
No i proszę, coraz ciekawiej za wielką wodą. Mamy już wymyślony przez nich pusty pieniądz, widzieliśmy piramidę finansową Madoffa, teraz się...
-
Wszystkie państwa strefy euro będą ściśle przestrzegać zobowiązań budżetowych, poprawią konkurencyjność i równowagę makroekonomiczną. Deficy...
-
No i proszę. My tu rozprawiamy o płacy minimalnej, tymczasem postęp kroczy w tej dziedzinie wielkimi krokami. Okazuje się że w Hong Kongu, k...





