wtorek, 21 sierpnia 2012

Niemiecka strata

Dwa miesiące temu opisałem mit niemieckiego zysku, jako rzekomo miał wynikać z wprowadzenia Euro i wspólnego rynku. Fakt jest taki, że Niemcy zapracowali na swoje zyski, a efekty swojej pracy ulokowali w aktywa, które tworzone były nie w Niemczech, ale w słonecznej Hiszpanii czy Grecji.  Wspaniałe hotele z polami golfowymi po horyzont niszczeją dziś w  piaskach pustyni niczym starożytne Lepits Magna. A Niemcy mają z tego co? Nadzieje, że cokolwiek uda się z tego odzyskać. Niestety wiadomości z Eurozone  wskazują, że uzyskają inflację, która spuści sporo wartości z ich emerytalnych planów oraz tańszy bilet na Costa del Sol.

Dług jest z reguły problemem dłużnika. Gdy dług jest bardzo duży, to jest problemem wierzyciela. Ta stara żydowska prawda przemawia teraz do Niemców. Mamy 4 kanały powrotu zadłużenia:

  • Straty Bundesbanku

  • Straty banków prywatnych (pokrywane albo z odpowiednika BFG albo przez Bundesbank)

  • Płatności pomocowe dla południa Europy

  • Spadek eksportu - konieczność kosztownego dostosowania gospodarki do nowej sytuacji.


Drogi są dwie. Strefę Euro można utrzymać, albo pozwolić by padła. Analitycy z Carmel spróbowali podsumować potencjalne koszty jakie czekają Niemców w tych dwóch scenariuszach.


Szacunki jak to szacunki. Wszystko kwestia założeń jednak kwoty w jakich się poruszamy pozwalają mniej więcej ocenić jakich poziomów dotknie poziom zadłużenia Niemców. A będzie to zadłużenie, które w obu przypadkach spowodują systemowe spowolnienie wzrostu gospodarczego na okres około 20  lat. Tak mówią badania historycznych przypadków nadmiernego zadłużenia.

Niemcy stracą na tej całej zabawie i to stracą bardzo dużo. Nawet utrzymanie strefy Euro, które ma kosztować prawie 600 mld € nie jest rozwiązaniem końcowym, bo zakłada, że za te 5 lat kraje którym się pomaga, zaczną generować nadwyżki finansowe i zaczną spłacać ten ogromny dług. Za 5 lat sytuacja jednak może wyglądać gorzej, a nie lepiej. jesteśmy już 4 lata po wybuchu kryzysu i w zasadzie nie ma znacznej poprawy. Gospodarki południowe się ciągle kurczą, dług ciągle puchnie. Dlaczego niby za 5 lat ma być inaczej? Być może za 5 lat będziemy znowu pisać takie zestawienia i słowem wstępu, że "ok wtopilismy już 600 mld€ w Hiszpanie, trzeba kolejnych 1000€ na nastepne 5 lat".

Niemcy w ostatniej dekadzie, starały się zachować konkurencyjność. Płace nie wzrastały szybko, czego efektem jest malejący dochód rozporządzalny, a więc taka ilość pieniędzy, jakim przeciętny Niemiec swobodnie dysponuje. I owi biedniejący Niemcy, mają teraz finansować bogatych Hiszpanów czy Greków, którzy w poprzedniej dekadzie mieli nienotowaną bonanzę:


HT trystero.

Podtrzymywanie tej zamożności bedzie kosztowało Niemców wzrost długu, wzrost ubezpieczenia tego długu i spadek możliwosci wzrostu gospodarczego.


Dziś Niemcy mogę się zadłużać na realną ujemną stopę procentową. Jednak taki stan nie jest im dany na zawsze, a kiedyś te obligacje będzie trzeba zrolować. Pewnie już za prawdziwe odsetki.

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=A3Eomz9Hisw]

 

 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Sport

Tak jak miesiąc temu wszyscy znali się na piłce, tak dziś wszyscy znamy się na sporcie. W mediach znowu jest utyskiwanie na słabą formę naszych reprezentantów, że trzeba przemyśleć system szkoleń, treningów, żeby wychowywać mistrzów.

Może należałoby sobie najpierw zadać podstawowe pytanie. Po co nam te medale? Jaki mamy korzyści z tego, że Polska jest w jakimś tam rankingu medalowym?

Niektórzy mówią, że mamy dzięki temu dumę narodową i że dlatego warto łożyć pieniądze na sport i na emerytury olimpijskie.

Oczywiście Polacy tworzą społeczność i mogą być z czegoś zbiorowo dumni i to promować. Pytanie tylko czy to taka wielka duma, że jeden z członków naszej społeczności od 20 lat katował się treningiem pt. podnoszenie ciężarów, żeby w wieku 30 lat być kaleką z niesprawnymi stawami i połamanym kręgosłupem, niezdolnym do pracy zarówno fizycznej jak i umysłowej, gdyż dawno już wypadł z obiegu? Czy to jest sport? Czy rzeczywiście należy to nagradzać dotacjami? Co nam daje to, że zdrowy chłop zajmuje się codziennie pchaniem żelaznej kuli na trawę. Co nam daje to, że finansujemy jakieś kluby w których ludzie dotykają się drutami, albo rzucają oszczepem w dal?

Trzeba bowiem rozróżnić dwie sprawy. Sport wyczynowy od sportu rekreacyjnego. Osobiście byłbym bardziej dumni gdyby Polacy byli masowo usportowieni, biegali, jeździli na rowerach czy pływali, niż z tego, ze ktoś na olimpiadzie strzelił z flinty w 10tkę.

Podczas pobytu w Norwegii jedno bardzo mnie uderzyło. Każdy uprawia sport. Popołudniami czy wcześnie rano na ścieżkach jest mnóstwo ludzi, którzy wykonują jakiś wysiłek fizyczny. Biegają, jeżdżą na rolkach czy na rowerze czy nawet na nartach letnich. Na korytarzach rządkiem stoją narty dla wszystkich członków rodziny. Wielu na nartach “dojeżdża” do pracy. Słowem, usportowienie narodu jest ogromne, jednak na olimpiadzie Norwegów jak na lekarstwo. Nie widać tam norweskich sztangistów, miotaczy kulą, dyskoboli, zapaśników czy innych dziwnych sportów. Dlaczego? Inne priorytety. Inne rozumienie sportu.

Polska za to ma ambicje do “wyhodowania” mistrzów w każdej dziedzinie i łoży na to pieniądze. Ale przecież nas na to stać. Lista związków jest naprawdę imponująca:

  • POLSKI ZWIĄZEK BADMINTONA

  • POLSKI ZWIĄZEK PŁETWONURKOWANIA

  • POLSKI ZWIĄZEK BILARDOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK SKIBOBOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK SPORTÓW SANECZKOWYCH

  • POLSKI ZWIĄZEK SUMO

  • POLSKI ZWIĄZEK KRĘGLARSKI

  • POLSKI ZWIĄZEK WARCABOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK WUSHU

  • POLSKI ZWIĄZEK MUAYTHAI

  • I wiele innych


Pełna list tutaj. Oczywiście związki utrzymują się z różnych źródeł, ale jednym z nich jest dotacja z Ministerstwa Sportu. Jakiego sportu? Sportu wyczynowego, czyli takiego, że oto chcemy pokazać jacy to jesteśmy najlepsi.

Jestem przekonany, że gdyby na olimpiadzie wciągnięto dyscyplinę w postaci gry w bierki to od razu byśmy mieli w Polsce “Polski Związek Gry w Bierki” I tu również byśmy chcieli pokazać, że jesteśmy najlepsi. I karuzela by się zaczęła kręcić: Rauty, spotkania, bankiety, poczęstunki, zagraniczne zgrupowania itp.

Trzeba napisać sobie jasno, że łożymy pieniądze na fanaberie jednostek, a nie na sport. Sport to tzw “popular movement” w którym masy są usportowione, a nie jednostki. Nasza “Duma” jest zogniskowana nie na tym co trzeba.

Przykład pierwszy z brzegu sportu, który ma więcej zawodników jak kibiców. Kolarstwo torowe


Oto wybudowaliśmy sobie misia tor, który z racji tego że nie jest wykorzystywany, przynosi straty i będzie sprzedany za ułamek wartości po jakiej został zbudowany. A wyłożyliśmy bagatela 100 mln złotych. Tak rozumiemy sport? Chcemy mieć koniecznie mistrzów olimpijskich w tej dziedzinie? Po co?

Zawsze gdy się czyta takie rzeczy, to otwiera się moje liberalne serce i widzi tych przeciętnych Kowalskich, którzy pracują na dwie zmiany, żeby utrzymać rodzinę, opłacić rachunki, składki i podatki. Oni na żaden sport nie mają szansy. Nie mają już czasu ani pieniędzy, ale za to finansują budowę takich torów, żeby potem za ileś lat zobaczyć jak im jakiś kolarz pomacha flagą na ceremonii otwarcia igrzysk.

O charakterze państwa wiele mówi jego podejście do obywateli. Im ten charakter jest bardziej inkluzywny, tym silniejsze społeczności tworzy. Mówi o tym nam historia. Dotowanie sportowców takim podejściem na pewno nie jest. Mamy związki, mamy wielki tor kolarski, natomiast ścieżki rowerowej po centrum miasta dla zwykłego Kowalskiego nie ma.

Przy okazji igrzysk warto sobie poczytać, jak sport jest zorganizowany w różnych krajach.


Muszę przyznać, że najlepsze podejście jest w Niemczech. Cytuje:
 In Germany the sporting authorities finance themselves from the revenues that they earn. The State is neither directly nor indirectly involved in financing them and does not exercise any financial control

Czyż to nie najczystsze podejście? Może Niemcy nie mają aż tak dużo medalistów, za to ścieżek rowerowych, boisk czy basenów mają aż nadto, a i Bundesliga nie najgorsza. No ale to kwestia podejścia. My chcemy medali !!!

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=H4q1qeacqnw]

czwartek, 2 sierpnia 2012

Cykl

Im więcej człowiek czyta, tym coraz jaśniejsze ma przekonanie że wszystko już było. Historia zatacza koło zarówno w wydarzeniach jak i w powtarzających się dyskusjach.

Nicolo Machiavelli w swoim księciu brutalnie wyłożył realia i cykle polityki, które w zasadzie sprawdzają się do dziś. Mówi się, że jego książkę mieli pod poduszką Stalin i Hitler. Po czynach można domniemywać, że czerpali z niej aż nadto.

Nawet wszelkie dyskusje o banku centralnym ucina książka Money and the Federal Reserve System:Myth and Reality

Może nie ucina do końca ale stanowi świetne podsumowanie wszelkich mitów krążących obecnie po sieci. A wystarczy przeczytać książkę, która powstawała długo przed internetowymi forami w obecnym kształcie!

Natomiast niejaki Polybius, historyk grecki, po przeanalizowaniu historii doszedł w swoich 6 książkach do wniosku, że organizacja polityczna przebiega mniej więcej według tego samego schematu. I to w II wieku p.n.e.


Polybius zakłada, że rządy monarchów, arystokratów czy demokracji są czymś dobrym, a tyranii, oligarchii czy ochlokracji czymś złym. Stwierdził, że Rzymianom udało się wyrwać z tego cyklu dzieląc władzę pomiędzy te trzy grupy społeczna dając konsulom władzę wykonawczą (funkcję monarchów), legislacje arystokracji (sanat), a ludowi sądy. Czy to nie brzmi znajomo? Tak to protoplasta koncepcji trójpodziału władzy wymyślonej na nowo przez Johna Locka i 'spapugowanej' przez Monteskiusza.

Schemat jest aktualny dziś i oficjalnie znajdujemy się w punkcie 5. Trudno powiedzieć czy obecnie trójpodział władzy jest zachowany, skoro nasz odpowiedniki tego podziału (rząd, sejm, sądy) siedzą w tej samej kieszeni.

Wydaje się, że realnie to jednak lewitujemy pomiędzy ochlokracją a oligarchią, czy w zasadzie oligarchią utajoną, gdyż sposób w jaki rozwiązano temat wykupu z złych długów banki amerykańskie czy europejskie zakrawa na pomstę ludu. Biznes, ten zły biznes, wszedł po prostu za mocno w politykę, a polityka za mocno skusiła się pieniędzmi pochodzących od układ oligopolowego.

Swego czasu niejaki Chrystus rozdzielił biznes od religii przepędzając handlarzy z jerolozomijskiej świątyni. Mimo, że później ten rozdział również się zdegenerował, to dziś potrzebny jest podobny manewr.

Dlatego jest miejsce na kogoś, który gestem Chrystusa przepędziłby bankierów z polityki. Tak, żebyśmy z ochlokracji czy plutokracji wrócili do istoty demokracji i uciekli od ostatecznego wpadnięcia w rządy nowożytnych oligarchów. Ostatecznie nawet niech już będzie ta monarchia. ;)



 

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=MG0hH7VfURw]

HT PM

 

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...