poniedziałek, 29 września 2008

Pobudka, czy zmiana snu?


Kongresmeni się budzą, jak mają wydać 700 mld na operację, która w zasadzie ma na celu przeniesienia strat finansowych prywatnych firm na podatników.


Warto zaglądać na blog Financial Ninja, gdyż czasami wyciąga takie kwiatki:


[youtube:http://pl.youtube.com/watch?v=mbD62gNi9WE]



Pani kongresmen robi jednak jedno niedopatrzenie. Ci co bankrutują w Ohio, to nie są właściciele domów. Jeżeli ktoś bierze kredyt na 100 % wartości domu i przez 3 lata nie zaczął nawet spłacać kapitału, to trudno go nazwać w jakimkolwiek stopniu właścicielem. Nic nie miał przed wzięciem kredytu i nic nie ma po sądownym ogłoszeniu bankructwa. No ale wiadomo, wyborcy, polityka etc.


W międzyczasie zbankrutowały Washington Mutual, Wachowia i National City.


WaMu padło wręcz podręcznikowo. Całe aktywa w kredytach i klienci którzy chcieli wypłacić 16,7 mld gotówki. W obecnej atmosferze na rynku międzybankowym, tylko samobójca pożycza kasę, gdyż każdy jest potencjalnym bankrutem.


Z innej baryłki, to polecam jeszcze reklamę wyciągnięta przez doxę. Teraz to się ją odbiera, jako brutalną groteskę, ale swego czasu to wyciskacz wzruszeń i postanowień, że ja też jestem tego warty:).


[youtube:http://pl.youtube.com/watch?v=Ubsd-tWYmZw]



Koniecznie trzeba przeczytać epilog napisany przez doxę!



Znamienne jest to, że w reklamie przekonują się nawzajem „We can do this”. Istotnie, Ameryka zbudowała swą potęgę gospodarczą na właśnie takim podejściu. We can do this, we can do that. Od zgoła 40 lat coraz częściej jednak ich dewiza sprowadza się do „we can borrow for this”. I takie zdanie powinni do siebie mówić. No ale wtedy, country wide nie sprzedało by domu, a my przecież rzeczywistość odbieramy taką, jaka jest w telewizji.


Orwell, gdyby żył, pewnie stwierdziłby ze smutkiem, że nie miał racji, ale za to Huxley na pewno postawiłby mu kolejkę.


wtorek, 23 września 2008

Jak się drukuje pieniądze






To jest zastanawiające że jeszcze 100 lat temu wiedzieliśmy o pieniądzu wszystko, a dziś nie zastanawiamy się nad tym co to jest i skąd pochodzi. Jednak, trzymając w ręku banknot, trudno nie zadać sobie pytania, co właściwie sprawia, że jest on coś warty. Te rozważania już podejmowałem przy pomocy pierwszego rozdziału książki Rothbarda „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem” oraz wpisu o prawie własności i F&F. Chciałem tu jeszcze opisać pewien rys historyczny psucia pieniądza, ale nagłe przyspieszenie wydarzeń w USA, sprawia, że może być za późno na  tete a tete z filozofią pieniądza i trzeba dojść do sedna. A proces psucia pieniądza, czyli zwiększania jego podaży, leży u podstaw tego, co się dzisiaj dzieje w USA. Zatem dziś odpowiedź na pytanie:

Jak się drukuje pieniądze ?


Często można się spotkać z takim stwierdzeniem, jak „drukowanie pieniądza”, „pompowanie kasy”, „dostarczanie płynności”. Piszą o tym na różnych portalach, jak i na forach. Często jednak kończy się to na takim pustym stwierdzeniu, a jak się człowiek chce dowiedzieć, jak to jest w ogóle możliwe, to z reguły pozostajemy bez odpowiedzi. Otóż mało ludzi to rozumie, a wiele powtarza. Jest to niestety wynik naszej obecnej kultury. Kultury informacji i klikania, a nie wiedzy i myślenia. A wystarczy zaparzyć sobie herbatę, usiąść w kuchni i porządnie się nad tym zastanowić, a sami znajdziemy odpowiedź. No więc zastanówmy się. Wyjść musimy od fundamentu działania naszego obecnego systemu monetarnego. A jest nim proces kreacji pieniądza przez banki. Proces ten doskonale ilustruje animowany filmik publikowany przez Narodowy Bank Polski.


Animowany film o kreacji pieniądza - kliknij aby odtworzyć



I widzimy jak Pan Jan wpłaca 1000 złotych do banku, a system bankowy generuje 27 571 złotych dodatkowego pieniądza. Podaż pieniądza wynosi 28 571 złotych, dokładnie tyle, ile Pan Jan ma na koncie i banki wykreowały kredytu, który znajduje się na saldach depozytowych tych, którzy zostali tym kredytem opłaceni. Stąd stwierdzenie, że pieniądz jest długiem.

Ok. teraz czas na kluczowe obserwacje. Zauważmy, że od każdego depozytu bank musi odprowadzić do banku centralnego 3,5 procent pieniędzy. Ten procent nazywa się stopą rezerw obowiązkowych. Wykonajmy jednak pewne dalsze obliczenia na boku. Dla uproszczenia rachunków załóżmy, ze stopa rezerw obowiązkowych wynosi 10 procent. Co się stanie, gdy zmniejszymy stopę rezerw obowiązkowych do 5 procent ? Przy zmniejszeniu stopy rezerw obowiązkowych, podaż pieniądza wzrosła dwukrotnie... Zwróćmy uwagę, że poziom rezerw w banku centralnym nie zmienił się, mimo zmniejszenia stopy rezerw obowiązkowych. Ok. idźmy dalej. Co się stanie gdy stopę obniżymy do poziomu 2 procent albo 0,01 procent? Podaż pieniądza wzrosła odpowiednio do 50 000 złotych i 1 000 000 złotych przy pierwotnym tysiącu! Poziom rezerw w banku centralnym we wszystkich przypadkach pozostaje ten sam. No dobrze, ale czy jest jakaś granica tworzenia pieniądza? Nie ma. Bank Centralny ma możliwość zwiększania podaży pieniądza w nieskończoność. Ilustruje to poniższa tabelka: Im mniejszy poziom stóp rezerw obowiązkowych, tym Bank Centralny może generować więcej pieniędzy w systemie. A przy stopie równej 0 w systemie będzie nieskończona ilość pieniędzy. Wszyscy będziemy niewyobrażalnie bogaci ;) Po tym wprowadzeniu, czas na metodologię druku pieniądza. Druk pieniądza polega na zwiększaniu masy pieniądza w gospodarce, a więc na zwiększaniu podaży pieniądza (niekoniecznie w banknotach).



Metodologia

Druk pieniądza - metoda I – obniżanie stopy rezerw obowiązkowych. W zasadzie metoda już omówiona i najprostsza. Banki otrzymując depozyt, który de facto pochodzi z czyjegoś kredytu, może większą jego część pożyczyć dalej. Zwiększa się ilość pieniądza, bo zwiększa się poziom sald na kontach całego społeczeństwa. Czyjś kredyt, jest Twoim depozytem i odwrotnie.

Druk pieniądza – metoda II – zakup aktywów przez Bank Centralny.

Bank Centralny, zakupując jakiekolwiek aktywo na rynku, wykorzystując pieniądze ze swojej rezerwy, wprowadza pierwotne pieniądze na rynek. Co się dzieje? Załóżmy, że bank kupuje, wykorzystując pieniądze z rezerwy, dom od Kowalskiego. Kowalski otrzymuje 500 000 a Bank Centralny dom. 500 000 Kowalski wpłaca do banku, banki tworzą z tego nowe pieniądze wykorzystując mechanizm kreacji. Co ciekawe to 500 000 wraca do Banku Centralnego w postaci rezerw cząstkowych od udzielanych kredytów. Bank ma i dom i z powrotem swoje rezerwy. Żyć nie umierać.


Oczywiście jest tu jeden aspekt. Banki komercyjne mają teraz więcej rezerw zdeponowanych w Banku Centralnym, a Bank Centralny ma na ich pokrycie teraz 500 000 rezerw, które wpłynęło z kreacji nowego pieniądza, oraz dom. W przypadku wycofywania rezerw z Banku Centralnego (BC), może się zdążyć, że BC będzie musiał upłynnić ten dom, czyli sprzedać go na wolnym rynku. W ten sposób zmniejszy podaż pieniądza, czyli pieniądz zamiast druku ulegnie destrukcji. Jednak konstrukcja systemu wymusza na BC ciągłe zwiększanie podaży pieniądza – o czym później


Druk pieniądza – metoda III – zakup obligacji przez Bank Centralny.


Jeżeli Bank komercyjny kupi od Skarbu Państwa obligacje to nie ma to wpływu na podaż pieniądza (przynajmniej na tym poziomie rozważań). Bank od tego momentu ma w swoich aktywach zamiast gotówki obligacje. Ale ta gotówka nie znika! Rząd nie chowa pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży obligacji do skarpety, ale redystrybucje je do swoich jednostek budżetowych, czy daje je np. stoczni szczecińskiej. I te pieniądze znajduję się oczywiście na kontach bankowych, gdzie służą do kreacji pieniądza przez system.


I teraz. Bank posiada obligacje ale chce również udzielać kredytów pieniężnych. Może sprzedać te obligacje innemu bankowi komercyjnemu, co jednak nie wpływa na ogólną podaż pieniądza. Co się jednak stanie, gdy BC, wykorzystując pieniądze ze swojej rezerwy, kupi od banku komercyjnego te obligacje? Ano, „wpompuje pieniądze” w system tak samo, jak przy zakupie domu. Nowe pieniądze znowu ulegają procesowi kreacji przez system bankowy przy pomocy mnożnika pieniądza (1/stopa rezerw obowiązkowych). Bank ma z powrotem swoje rezerwy plus nowe, ale w postaci obligacji, a nie samego pieniądza.




Druk pieniądza – metoda IV – pożyczanie pieniędzy od Banku Centralnego.



Bank komercyjny ma klientów, ale ze struktury jego aktywów wynika, że nie może już udzielać kredytów, bo nie ma wystarczającej ilości depozytów. Bank jednak nigdy nie powie, że nie może udzielić kredytu, bo skończyły mu się pieniądze :). Taki bank może pożyczyć pieniądze na rynku międzybankowym, co w sumie nie ma znaczącego wpływu na podaż pieniądza. Jednak zasadniczy wpływ na podaż ma taka pożyczka od BC. Bank centralny pożyczy po stopie redyskontowej swoje rezerwy, wskutek czego pojawia się nowy pieniądz w systemie bankowym podlegający dalszej kreacji pieniądza.



Druk pieniądza – metoda V – kwotowe zmniejszanie rezerw obowiązkowych w Bank Centralnym



Można zmniejszyć procentowo kwotę rezerw obowiązkowych, ale również i kwotowo, tak jak w artykule 39a ustawy o NBP. Mniejsza kwota rezerw obowiązkowych to oczywiście zwiększone możliwości kredytowe banku, a co za tym idzie zwiększona kreacja pieniądza.



Druk pieniądza – metoda VI – metoda „na chama”



Bank Centralny po prostu dopisuje sobie cyferki do swojej rezerwy. To nie jest narzędzie obecnie wykorzystywane i legalne. Jest w odwodzie, jak inne instrumenty zawiodą i będzie potrzebny „plan ratowania gospodarki”. Z drugiej strony czort wie, jak jest finansowana wojna w Iraku, skoro większość wydatków jest tajna i „pozabudżetowa”.






W terminologii oficjalnej, nazywają się te działania instrumentami prowadzenia polityki pieniężnej, a nie druk pieniądza. Oczywiście patrząc na te metody, to możemy dojść do całkiem słusznego wniosku, że Bank Centralny tak samo jak drukować pieniądze, może je również i niszczyć. A to poprzez podwyższanie stopy rezerw obowiązkowych, sprzedaż aktywów na rynku, sprzedaż obligacji czy pożyczania pieniędzy od banków. Otóż, technicznie ma taką możliwość, lecz w praktyce jest zmuszony do drukowania nowych pieniędzy. Z czego to wynika? Z panicznej obawy przed deflacją. Kreowanie nowych pieniędzy to nic innego jak kreowanie inflacji, destrukcja pieniędzy to kreowanie deflacji. Dlaczego deflacja jest taka groźna dla systemu pustego pieniądza? (mimo, że jest naturalna w systemie wolnego pieniądza).



Jeżeli Bank Centralny chciałby doprowadzić do deflacji poprzez destrukcje pieniądza (mechanizmy opisane), to tym samym, zmniejszyłby popyt na kredyt. Mniej kredytu to mniej pieniądza, co łatwo może doprowadzić do spirali, która anihiluje cały system. Warto jednak zauważyć, że żeby nastąpiła deflacja, najpierw musi nastąpić inflacja.





Natomiast, jeżeli spojrzymy na system bankowy jako całość, to dojdziemy do wniosku, że jest on kompletnie niewypłacalny. Banki w swoich aktywach mają bardzo mało fizycznej gotówki (wymienianej w NBP na banknoty), gdyż ona po prostu nie zarabia i starają się jak najwięcej trzymać w zarabiających kredytach. Zwiększona, niż normalnie wypłata gotówki z banku (obojętnie czy robi to BC, czy ludzie, wyciągając gotówkę z systemu), zmusiłaby bank do upłynnienia swoich kredytów (wypowiedzenia umów kredytowych lub nie udzielania następnych kredytów – jeżeli by to wystarczyło). Nastąpiłaby destrukcja pieniądza poprzez wycofanie pieniądza z systemu bankowego. Jeżeli liczba kredytów się zmniejszy, to liczba pieniądza się zmniejszy. Nastąpi efekt spirali i może się zdarzyć, gdy jeden bank utraci płynność i odmówi wypłat, że większość z nas ruszy na banki po swoje pieniądze. Jednak pusty pieniądz jest długiem i jeżeli nie ma długu, to nie ma pieniądza. Następuje implozja systemu finansowego i banki zostają zamknięte, wraz z naszymi znikającymi pieniędzmi.


Kiedy taki run na banki może nastąpić? Być może niedługo w USA, gdzie system bankowy jest bardzo mocno zalewarowany (duży mianownik w mnożniku pieniądza) nastąpi upłynnianie nierentownych inwestycji. Kiedy nastąpi taki moment... tego nie wiadomo, ale wydaje się, że jesteśmy bardzo blisko.


Bank Centralny, stara się oczywiście nie dopuścić do run’u na banki. Wiąże się to z automatyczną recesją. Dlatego następuje „pompowanie pieniędzy”, „dostarczanie płynności”, czyli po prostu druk - zwiększanie podaży pieniądza. Jednakże tym samym powoduje większą dźwignię w systemie bankowym (mniejsze rezerwy w BC od depozytów), coraz bardziej destabilizując cały system oraz oczywiście większą inflację.


Zastanów się, jaką rolę w tym systemie pełni stopa oprocentowania kredytów i co z tym związane, dlaczego banki w USA cierpią na problem „braku płynności”?


Czy boom napędzany zwiększaniem podaży pieniądza jest boom’em, czy iluzją czekającą na korektę w postaci recesji?




Mami się ludzi różnym stwierdzeniami. A to, że bank prowadzi operacje otwartego rynku, a to zmiana stopy referencyjnej, a to redyskontowej, a to zmiany rezerw obowiązkowych. W ostateczności jednak efekt jest w postaci zwiększenia podaży pieniądza, a nie jego destrukcji.


Dlatego, Bank Centralny ustanawia sobie cel inflacyjny na poziomie na przykład 2,5 procent i „walczy” z inflacją. A tak naprawdę to walczy ze zjawiskiem, które sam tworzy. Zastanów się, dlaczego nie mamy celu inflacyjnego równego 0 procent?




Podaż pieniądza mierzy się poprzez agregaty pieniężne. Popatrzmy jak to się dzieje w przypadku polskiego NBP. Mimo całej gadaniny o restrykcyjnej polityce, czy luźnej i tak w ostateczności mieliśmy ruch tylko w jedną stronę... w stronę zwiększania podaży pieniądza, a więc inflacji. Obserwując wykres można zauważyć przyspieszenie w roku 2003 w zwiększaniu podaży pieniądza. Obniżono wtedy stopę rezerw obowiązkowych z 4,5 % do 3,5%.



USA od marca 2006 roku nie publikują danych o swojej podaży pieniądza (konkretnie agregatu M3). Zgodnie z zasadą, że skoro jestem chory, to najłatwiej zbić termometr. Co z oczu, to z serca i pewnie kredytująca USA zagranica się lepiej z tym czuje... ale to już temat na inny wpis.


Jak się przedstawiała podaż pieniądza w USA? Efekty polityki pieniężnej na wykresie.







Jak widzimy znowu ruch jest tylko w jedną stronę.


Nie dziwmy się zatem, że kiedyś dolar był zdefiniowany jak 1/20 uncji złota, a w systemie pustego pieniądza, dziś, rynkowa wartość dolara to 1/900 uncji złota.




Wróćmy jeszcze na koniec do naszego Pana Jana i filmiku ze strony Narodowego Banku Polskiego. Filmik sugeruje, że dzięki kredytowi i systemu bankowemu wyprodukowano tyle pożytecznych dóbr i tyle rzeczy można było nabyć. Jednak czy system bankowy był do tego potrzebny? Czy to dzięki systemowi nastąpiła ta produkcja? Zobaczmy co Pan Jan trzyma na samym początku w ręku i co to jest... i ile to jest warte?


Zaparz herbatę, usiądź w kuchni i myśl, myśl, myśl..... aż Cię głowa rozboli. Bo myślenie ma kolosalną przyszłość :)






................................................................................................





Metody są to oczywiście nie wszystkie, ale najprostsze. Inne to kompilacje tych opisanych. Fed jednak ciągle wymyśla jakieś innowacje w tym temacie:)




Temat oczywiście jest rozwojowy. Wpływ zagranicy, który trzyma dług, wpływ na kursy walutowe. Jak to możliwe, że Amerykanie, którzy mają ujemna stopę oszczędności, mogą posiadać jakieś pieniądze?


Plus ekonomiczne skutki inflacji, jak i szczegóły spirali deflacji, kontrakcji kredytu.


Jednak nie wszystko naraz...













piątek, 19 września 2008

Narzędzie do turbo nacjonalizacji


Kolejny precedens, ale wpisujący się w trend precedensów.  Zgodnie z teorią oczekiwań, rynek będzie się do tego przyzwyczajał, a swoje działania dopasowywał. Ale rynek tłustych kotów, a nie drobnego przedsiębiorcy z Montany.


Co się tym razem wydarzyło? Ledwo człowiek odejdzie od klawiatury, a się dzieją rzeczy donioślejsze od przeszłych.



Henry Paulson i Ben Bernanke chcą otworzyć specjalny Trust (Trust w tym momencie ma tyle wspólnego z zaufaniem co krzesło z krzesłem elektrycznym). Owo dziwo wykupi wszelkie „złe długi” od instytucji, które będą mieć problemy. Kasę na ten cel będzie mieć przelaną od skarbu państwa, a skarb państwa ściągnie pieniądze z rynku sprzedając nowe obligacje za pomocą FED. Oczywiście Paulson mówi, że chce tylko dobra podatnika i robi minę, jakby chciał to wytłumaczyć.





I pewnie dopnie swego, bo już niedługo wszystkie te domy będą państwowe.


(swoją drogą, co za tupeciarze… na swoim znaku państwowym wypisują datę wejścia konstytucji USA w życie, a to co robią jest kompletnym zaprzeczeniem konstytucji !!!)



Jednak to co robi Paulson, może nie być pozbawione sensu. Wolny rynek w USA  był tylko w XIX wieku, a dziś już nie ma sensu udawać, że jest inaczej niż jest. Cała gospodarka oparta na państwowym pieniądzu musi się odbijać od malinowego boom’u do kryzysu. Problem w tym, że boomy i kryzysy są coraz większe i na kolejnych kryzysach coraz łatwiej jest się zabić.


I teraz przyjmijmy założenie że Ben razem z Henrym doszli do wniosku, że Party is over, i zaraz to wszystko padnie z dolarem i obligacjami na czele. Co się może stać?


Podążmy za prawem własności…


Skoro zadłużenie na końcu łańcuszka SIV’ów trzyma Azja, to jest nieciekawie. W końcu, jak już nikt nie będzie mógł im zwrócić kasy za SIV’y, to w ostateczności skorzystają z prawa przejęcia domów z hipotek, (SIV'y nie mają bezpośredniego prawa do poszczególnej hipoteki, ale jak się zrobi naprawdę gorąco to z masy spadkowej coś chińczycy na pewno ulepią - chyba, ze bez szemrania zaakceptuja setki mld strat.) czym rozwiążą problem przestrzeni życiowej dla swojego narodu :) . Widok Chińczyków, przejmujących domy od Amerykanów jest stanowczo nie do zaakceptowania.


Zatem, co robić?


Ano stworzyć taki fundusz, który skupi te wszystkie SIV’y. Fundusz będzie miał kasę ze sprzedaży państwowych obligacji. Wypłacalność obligacji gwarantuje nie hipoteka, ale rząd. Łatwo można dojść do wniosku, że tym sposobem rząd przejmuje, kolejne dodatkowe ryzyko niewypłacalności. Tylko, że to rząd odtąd będzie miał zabezpieczenie na czymś realnym (domach i ziemi), a Chińczycy będą mieć tylko obietnicę zapłaty w dolarach od rządu. A jak już przyjdzie co do czego, to Ben ten cały dług może im wydrukować na jednym banknocie i im wręczyć.  Zapanuje niekontrolowana inflacja oczywiście, ale no to są amerykanie przygotowani… Już się pojawiają plotki, że ten kryzys na Wall Street zaaranżowała Al-Quida ;)


Czyli nic, tylko krzyknąć, że wszyscy jesteśmy Amerykanami, a Chińczycy niech się zastanowią, czy są po stronie osi zła, czy po jasnej stronie mocy.


Scenariusz szalony??? może.



Na koniec odpowiedź na pytanie „Czy ja przewiduje, że giełda USA wzrośnie?”


Ależ, oczywiście że wzrośnie… do samego nieba… dokładnie tak jak w Zimbabwe :)



............................................................................................................


Kilka dni mnie nie będzie, a pewnie wiele rzeczy się wydarzy. Nie wiemy dokładnie jak ten nowy twór będzie funkcjonował. Jedno jest pewne. Skoro los dolara jest przesądzony, to idźmy za prawem własności.



czwartek, 18 września 2008

W życiu trzeba do czegoś dojść


Tym hasłem, nasz najlepszy chodziarz, reklamował ubezpieczenia emerytalne AIG Amplico Life. AIG doszła do bankructwa. Chyba nie o to chodziło P. Korzeniowskiemu.


AIG w ostatniej chwili zostało podtrzymane przy życiu dzięki pożyczce 85 mld usd od FED, pod zastaw 80 procent udziałów.


Trudno wywnioskować co się w zasadzie wydarzyło. Jedne serwisy mówią, że FED otrzymał w zabezpieczeniu te udziały, drugie, że FED pożyczył pieniądze rządowi i to rząd pożyczył AIG z zastawem na prawie całym majątku, a inne, że FED pożyczył a zastaw ma rząd. Serwisy mają skłonność do utożsamiania FED z rządem a jest ogromna różnica. Skarb Państwa to rząd, a FED to prywatna instytucja. Miejmy nadzieje że Bernanke (FED) i Paulson (UST) wiedzą, kto pożyczył, a kto ma udziały :). Precedens goni precedens i już trudno się w tym połapać.


W każdym razie oprocentowanie pożyczki wynosi 11,5 % i jest całkiem spore jak na niedawne warunki kredytowe w USA. Dodać należy, że AIG nie mogło zebrać z rynku potrzebnej kasy. Na ile procent rynek byłby skłonny pożyczyć bankrutowi i pod jaki zastaw? Na 60 % ? Na 100 %? Pod zastaw obligacji ?


FED, na ryzyko podatników i dolara pożyczył na 11,5%. I coraz więcej ryzykownych aktywów zawiesza na państwowych obligacjach. Aktywów, na które nie ma rynku !!! Stąd pytanie, jak długo będzie istniał rynek dla obligacji USA?


Generalnie, na rynku panuje atmosfera „Ecie pecie, kogo dzisiaj zmiecie”.


Bear Stearns został uratowany, przez przejecie przez GP Morgan, które zostało sfinansowane preferencyjną pożyczką od FED. Fannie and Freddie zostało znacjonalizowane przez emisje nowych akcji, kupionych przez rząd za pieniądze pożyczone od FED. Lehmannowi pozwolono zbankrutować, pewno żeby trochę rynek postraszyć, że nie każdy dostanie frukta z państwowej kiesy. AIG już jest za duże do bankructwa i pożyczono mu 85 mld USD na nierynkowy procent oczywiście. (Co muszą czuć osoby mające taką władzę, że decydują o losach tylu ludzi i takich pieniędzy?)


Dlaczego AIG nie mógł upaść. Tu pewną lekcje dają nam dwagrosze (cześć 1, część 2) o swapach przenoszących ryzyko. Jeżeli AIG zabezpieczało za dużą cześć rynku instrumentów SIV, to jego upadek spowoduje efekt domina. A my tu przecież do wyborów musimy dotrwać !!!


Jednak AIG, żeby nie być znacjonalizowane, musi pożyczkę szybko oddać. I dlatego musi sprzedać swoje aktywa, które jeszcze są coś warte. I prawdopodobnie sprzeda swoje spółki min w Polsce. I taki ubezpieczony w AIG Powszechne Fundusze Emerytalne, będzie niebawem przeniesiony do np. PZU. Sprzedać musi i to wszyscy na rynku wiedzą i sprzeda, ale o za wiele mniejsze pieniądze. Jest pod ścianą a to nie najlepszy punkt wyjścia w negocjacjach. O tym wie oczywiście PZU.


Lecz to jeszcze nie jest etap, gdzie tracimy emerytury.  Będziemy tracić na tym, w co te fundusze inwestują, ale to pewnie za jakiś czas.


Niedługo za to w USA będą mieć lekki problem, jak wytłumaczyć emerytom co się dzieje z ich składkami…

poniedziałek, 15 września 2008

Murray Rothbard „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem”, czyli PKB, inflacja i inne kłamstwa



Dziś się tyle dzieje, że aż się nie wiem na czym się skupić. Oficjalne bankructwo Lehmana, ukryte bankructwo Merril Lynch poprzez wchłoniecie przez Bank of America (swoją droga, być może to kolejny bankrut), AIG zaczyna się wychylać z szafy i Washington Mutual nie może znaleźć źródła finansowania. Dużo, dużo się dzieje. Oglądam sobie trochę cnbc i cnn i aż głowa boli jak czerwone krawaty nie wiedza o co chodzi… wiją się w systemie, który sami stworzyli. A mogli posłuchać Petera Schiffa, który 2 lata temu tłumaczył im jak krowie na rowie w ten sposób:


[youtube:http://pl.youtube.com/watch?v=6G3Qefbt0n4]



wykład składa się z 8 części. (dzięki doxa za ten link)

Ci, co na końcu się z niego śmiali, dziś sprzątają swoje biurka. Czekamy na Citi Group i GM.


Ale to nie oni będą płacić, lecz nasze fundusze emerytalne.


W tym całym zamieszaniu warto zachować zimną głowę i zastanowić nad fundamentami, także dziś kontynuacja myśli o prawie własności a pieniądzu.


Czy na wolnym rynku, uczciwym jest pieniądz narzucony przez państwo?


Na uczelniach ekonomicznych tłucze się studentom do głowy modele konkurencji doskonałej, oligopolu, IS-LM, M*V=P*Q i przesuwa rozmaite wykresy, a nie wykłada się podstawowej rzeczy. Historii pieniądza i jego natury. I nie odpowiada na pytanie dlaczego dzisiejszy „pieniądz” jest usankcjonowany wbrew naturze pieniądza wybranego przez rynek. Co więcej w podręcznikach nie wskazuje się w ogóle, że jest jakaś różnica.


Przedstawiam książkę Murray’a Rothbard’a „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem”.


Pod tym linkiem jest pierwszy rozdział książki wraz z przedmową.


Jest ona moim zdaniem punktem wyjścia do rozważań o pieniądzu i ekonomii jako takiej i powinna być czytana już na pierwszych zajęciach. I nie na uczelniach ekonomicznych ale w gimnazjach.


Jest napisana bardzo prostym językiem i nawet laik jest w stanie zrozumieć żelazną logikę profesora.


Bez przeczytania chociaż tego pierwszego rozdziału, trudno będzie zrozumieć kryzys, który dziś nabiera tempa i być może w ostateczności wyzwoli nas z monetarnego matrix'a.



Próbka tekstu poniżej.





Wszystko to może wyglądać na „odkrywanie Ameryki”, ale świat mógłby uniknąć wielu nieszczęść, gdyby ludzie w pełni zdawali sobie sprawę z tych prostych prawd. Na przykład prawie wszystkim wydaje się, że pieniądze są abstrakcyjnymi jednostkami jakiejś waluty przypisanej do określonego kraju. Podobnie ludzie myśleli nawet wówczas, gdy państwa stosowały „standard złota ”. Amerykańskie pieniądze to były dolary, francuskie – franki , niemieckie – marki itd. Wiedziano wprawdzie, że każda z tych walut była związana ze złotem, ale traktowano je jako samodzielne i niezależne i dlatego poszczególne kraje bez trudu „odeszły od standardu złota”. Tymczasem wszystkie te nazwy były nazwami jednostek wagowych złota lub srebra.





Oraz kilka akapitów z przedmów Mateusza Machaja i Llewellyn H. Rockwell’a





Profesor Rothbard dowodzi, że rząd zawsze i wszędzie pozostawał wrogiem mocnego pieniądza. Rząd i uprzywilejowane grupy interesu za pomocą karteli bankowych i inflacji grabią dochody ludzi, osłabiają wartość pieniądza na rynku oraz powodują recesje i depresje. Główny nurt ekonomii zaprzecza tym faktom lub je lekceważy. Koncentruje się niezmiennie na „najlepszych” rozwiązaniach w obrębie polityki pieniężnej. Czym powinien kierować się Fed? Wskaźnikiem PKB (produktu krajowego brutto)? Stopami procentowymi? Krzywą dochodowości? Wartością dolara w innych walutach? Indeksami towarowymi? Profesor Rothbard powiedziałby, że rozważanie tych czynników zakłada istnienie centralnego planowania, a ono właśnie stanowi źródło zła, które zalęgło się w systemie monetarnym. Oby ta książka dotarła do wszystkich i żeby w momencie wystąpienia kolejnego kryzysu monetarnego Amerykanie mogli zaprotestować przeciwko temu, co rząd wyprawia z naszymi pieniędzmi.








Rothbard rozpatruje biznes bankowy z punktu widzenia praw własności, które jego zdaniem nie powinny być naruszane przez żaden rodzaj biznesu, tym bardziej przez biznes finansowy. Depozyty bankowe są tytułem własności do pieniądza, więc zgodnie z prawem własności powinny być pokryte w 100% rezerwami. Ponieważ klienci mają prawo do wypłacenia pieniądza w każdej chwili, banki nie mogą emitować dodatkowych depozytów, tworzonych niejako z powietrza. Kiedy dopuszczają się tej czynności, produkują tytuły własności do nieistniejących dóbr – emitują banknoty z teoretycznym pokryciem, ale praktycznie tego zabezpieczenia nie ma. Stąd „system rezerw cząstkowych” powinien zostać uznany za sprzeczny z zasadą poszanowania prawa własności.






Rothbard obala także w książce mit „niezależnego banku centralnego”, którego celem ma być rzekomo „walka z inflacją”. Historycznie patrząc, inflacja i powodowane nią systematyczne wzrosty cen, stały się poważnym problemem dopiero po powstaniu banków centralnych. Wcześniej zjawisko to było znikome lub nie występowało wcale. Największy okres inflacji to czasy „niezależności banków centralnych”, które w całości sterują rynkiem pieniężnym i produkują pieniądza z powietrza, finansujący wydatki budżetowe państwa. Banki centralne powstają bowiem po to, aby umożliwić państwu regulacje rynku pieniężnego i produkowanie środka wymiany na swoje potrzeby. Gdyby rynek pozostał wolny, problem inflacji w ogóle by nie występował.




I zakończenie rozdziału II



W przypadku pieniędzy, podobnie jak w przypadku innych obszarów działalności człowieka, „wolność jest matką a nie córką ładu”.





czwartek, 11 września 2008

O co chodzi z Lehman Brothers


Krótko i na temat - to kolejny bankrut, który nie za bardzo może już pożyczać.


Sprawa w zasadzie nie wyszła by na wierzch, gdyby nie odrzucenie przez koreański bank rozwoju oferty kupna aktyw Lehmana. Jak zwykle chodziło o hipoteczne instrumenty inwestycyjne, tym razem rynku brytyjskiego.


Nagle, jakby nigdy nic okazało się, że Lehman Brothers, czwarty co do wielkości bank inwestycyjny w Stanach, wcale nie jest taki fajny. W przeciągu paru dni pojawiło się kilka opcji radzenia sobie z problemem spadających akcji. A to kolejna nacjonalizacja, a to kupno przez GP Morgan, szukano też nabywcy w Deutsche Bank. Niezłe tempo jak na dwa dni działania banku. Na razie sytuację mamy taką, że Lehman może sobie pożyczać od FED’u tyle, ile sobie chce na mocy „Discount window” i szuka nabywcy na cały bank. I pomyśleć, że zaczęło się od kilku domów w Brytanii.



Zobaczmy co też w bilansie siedzi. (jak czytać bilans pisałem pod tym linkiem)



Na marginesie dziennikarze pierwsze co powinni robić przy takich sytuacjach, to patrzeć właśnie na bilans i przepływy pieniężne, zamiast bajdurzyć o testowaniu dołka, atakowaniu wsparcia, formacji potrójnej głowy, czarnych świecach i naporu niedźwiedzi.

Aktywa





Pasywa




Główną pozycją w aktywach to „Long Term Investment” czyli w większości nasze ulubione zrestrukturyzowane instrumenty inwestycyjne rynku hipotecznego. 563 mld dolarów to niezła sumka kredytów udzielonych bezrobotnym ludziom (dla banku kredyt udzielony klientowi to aktywo). Finansowanie aktywów w 96 procentach pochodzi z długu – niezły lewar.


Inaczej jak w przypadku General Motors, Lehman Brothers mają jeszcze jakiś majątek własny. Co prawda tylko 4 procent tj 26 mld usd ale mają.


Jednak czy na pewno?


I w tym jest cała zabawa, bo owe 563 mld aktyw może być rzeczywiście warte np. tylko 200 mld. I wtedy 363 mld księgują jako straty, a kapitał własny nurkuje do ujemnej cyfry minus 337 mld. O to chodzi w głównej mierze w kryzysie subprime. Nikt tak naprawdę nie wie ile są warte kredyty udzielane na domy za 500 000 usd, które teraz kosztują 200 000 usd. A jak nie wiadomo ile są warte aktywa to nie wiadomo, czy Lehman Brothers jest cokolwiek warte.


Ci panowie z Lehmana taż nie wiedzą:




Była szansa inwestycyjna dla Lehaman'a 3 lata temu. Zamiast płacić grube miliony za zabezpieczenia swoich kredytów do Fannie Mae, wysłać to całe piętro na delegacje do Alabamy, żeby sobie pooglądali takie domy jak np ten i stwierdzili czy kupili by to za własne oszczędności po cenie wywoławczej. Dziś dowiadują się o tym na takich żałosnych zebraniach, co 3 lata temu było widać gołym okiem. Ale skoro nikt z nich nie opuszczał swego biura, które jest na tak prestiżowym piętrze, w tak prestiżowej dzielnicy...


Żelazna zasada zarządzającego:


If You Don't Go, You Don't Know.



*************************************************************

Polecam artykuł na cnbc - Link

W szczególności fragment

The end result of the global economic slowdown may be the U.S. announcing national bankruptcy as the government cannot afford the bailouts that it promised and the market will not bail out the government

poniedziałek, 8 września 2008

Prawo własności a F&F


Dziś mało ludzi rozumie prawo własności. Oczywiście wiemy, że jak jest nasz samochód, albo dom z dziada pradziada, to jest nasz. I mamy do tego prawo własności. Takie rozumienie przemawia do każdego. Ale czy rozumiemy prawo własności do pieniędzy? A to ci dopiero przewrotne pytanie. Moje pieniądze i innym od nich wara !!!


Ale… Co to są pieniądze? Spójrzmy na obojętnie jaki banknot NBP i przeczytamy tam, że jest on „prawnym środkiem płatniczym w Polsce”. I jest to prawdą. Jest on środkiem płatniczym, ale nie pieniądzem! Gdyby był pieniądzem to nie trzeba by było pisać takich zapewnień. Pieniądze od początku historii same w sobie reprezentowały jakąś wartość. Kiedyś to były kozy, krowy, zboże. Z czasem, w toku ewolucji handlu, metale szlachetne stały się najbardziej wygodnym pieniądzem. Były łatwe do przenoszenia i niewielka ich waga reprezentowała dużą wartość. Złoto, srebro czy miedź, byłymi dobrami rzadkimi i w każdej kulturze reprezentowały za sobą siłę nabywczą. Idealny materiał na pieniądz. I w tym przypadku rozumienie prawa własności nie nastręczało większych problemów. Moje złoto w kieszeni jest moje i innym nic do tego.


Pierwsze problemy zaczęły się wtedy, gdy potrzeby wydatkowe władców przekraczały możliwości ich własnego skarbca. Jeżeli w skarbcu miał 1000 talentów, a musiał wydać 1200 talentów to miał problem. Ale problem do rozwiązania !!! Wystarczy zamiast srebra czy złota dodać trochę miedzi czy cyny i mamy nowy pieniądz. Oczywiście, zwiększała się podaż pieniądza („złota” czy „srebra”) i wszystkie monety traciły na wartości. A w zasadzie nie wszystkie, ale tylko te nowo wypuszczone – te sfałszowane. Oryginały wychodziły z użycia, ponieważ były bardziej wartościowe. Stąd powiedzenie, że gorszy pieniądz wypycha lepszy. Jednak powstaje pytanie, czy prawo własności do pieniędzy zostało zachowane ? Król posiadł zdolność kupienia dóbr za 1200 talentów a nie za 1000, które faktycznie posiadał. Czy posiadacze szczerego złota w talentach, nie byli przez to pozbawieni części swojej siły nabywczej? W końcu dopiero po jakimś czasie, zorientowano się w fałszerstwie. Czy prawo własności zostało zachowane? Czy nie jest tak, że ten kto pierwszy posiadł sfałszowany pieniądz był w przewadze?


Dziś pieniądz, a w zasadzie środek płatniczy, nie jest oparty na jakimkolwiek dobrze rzadkim. Dzisiejsze 100 dolarów jest warte tyle co papier, farba drukarska i wiara, ze jest to warte 100 USD (cokolwiek to znaczy). I teraz pytanie… jeżeli USA zwiększają podaż pieniądza w tempie 16 procent rocznie (NBP zresztą jest niewiele gorsze), to czy nie wpływa to na zakłócenie prawa własności w stosunku do obecnych posiadaczy pieniędzy? Zwiększanie podaży pieniądza to właśnie źródło inflacji, która dziś jest mierzona tak, jak ten co mierzy sobie zażyczy, a prawdziwej przyczyny nie pokazuje. Tak jak w czasach starożytnych inflacja pieniądza była spowodowana jego psuciem (poprzez zastępowanie w stopie złota, np. miedzią), tak dziś psuje się pieniądze, jego drukowaniem, czy jak kto woli wystawianiem długu bez pokrycia. I to robią dzisiejsze rządy. I dokładnie jak za czasów starożytnych, uprzywilejowaną grupą są ci, którzy pierwsi te pieniądze dostają.


A kto dziś najwięcej zyskuje? Sprzedawcy ruder za 500 000 dolarów w USA. Mogą sobie za to sfinansować kawał niezłej konsumpcji importowanej z Chin za dług zaciągnięty przez kupca jego domu. Kupiec oczywiście właśnie bankrutuje, ale kogo to obchodzi skoro i tak nic nie miał. Traci znowu Chińczyk, który udzielił tego kredytu, a właściwie pokrył dług, który obniża wartość dolara. I tracą wszyscy właściciele dolarów. A kto posiada dolary? Cały świat w rezerwach walutowych. I czy prawo własności jest zachowane? Czy jest to moralne?


W niedziele nastał moment historyczny. Często ostatnio się takie zdarzają. USA nacjonalizują za 200 mld USD, czyli w zasadzie za dług, pochodzący z „poszerzenie bilansu FED” lub z długu zagranicznego, Fannie Mae i Freddie Mac. Firmy które zamiast zbankrutować są ratowane. Posiadają hipoteki na wartość 12 bilonów dolarów (ang. trillions), czyli na prawie cały PKB USA. I teraz pytanie. Czy finansowanie z kieszeni podatników USA i zagranicznych inwestorów, głupotę ludzi mających kredyty niemożliwe do spłacenia, jak i ludzi, którzy tych kredytów udzielili, nie narusza przypadkiem prawa własności?


Co by się stało, gdyby polski rząd ratował firmy Pana K. lub G. czy S. za pieniądze podatnika. Lincz premiera. W USA, podobno bastionie wolności, jest to możliwe. Wszystko do czasu.



Ps. czy ktoś może wie, dlaczego kiedyś uncja złota była warta 20 dolarów a dziś 800? Przecież logicznie patrząc, skoro złota przybywa na świecie (wskutek wydobycia) w tempie 2 % rocznie, to o tyle powinno tanieć ;)

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...