piątek, 31 października 2008

Orwell, Huxley - zabawić sie na śmierć

Z braku czasu dziś cytat. Znalazłem go swego czasu na blogu poprawnego politycznie.
Wbrew powszechnemu pokutującemu nawet wśród sfer wykształconych, przekonaniu Huxley ("Nowy wspaniały świat") i Orwell ("1984") nie prorokowali tego samego. Orwel przestrzega że zostaniemy zniewoleni przez jakąś przemoc pochodzącą z zewnątrz. Tymczasem w wizji Huxleya do pozbawienia ludzi ich autonomii, pełni osobowości i historii niepotrzebny jest żaden Wielki Brat. W jego mniemaniu ludzie pokochają otaczającą ich przemoc , zaczną wielbić technologie, które pozbawiają ich wolności myślenia.
Orwell lękał się tych , którzy zakażą wydawania książek. Huxley zaś obawiał się , że nie będzie powodu do ustanawiania podobnego zakazu, ponieważ zabraknie kogokolwiek, kto zechce książki czytać. Orwella przerażali ci, którzy pozbawiają nas dostępu do informacji.Przedmiotem obaw Huxleya byli natomiast ludzie, którzy dostarczą nam informacji w takiej ilości, że staniemy się bierni i egoistyczni. Orwell bał się, że nasza kultura przeistoczy się w kulturę niewolników . Huxley zaś lękał się że ogarnie nas kultura banału, zajmująca się jakimiś ekwiwalentami doznań "orgią-porgią" i wirówką infantylnych igraszek. Jak to zauważył Huxley w Nowym wspaniałym świecie, bojownicy o prawa obywatelskie i racjonaliści , którzy pozostają w stałej gotowości aby przeciwstawiać się tyrani " nie wzięli pod uwagę bezgranicznej niemal zachłanności człowieka na rozrywkę". W roku 1984 dodał Orwell ludzi kontroluje się przez zdawanie im bólu. W Nowym wspaniałym świecie to samo jest osiągane dzięki dostarczaniu przyjemności. Słowem , Orwell obawiał się , że zniszczy nas to , czego nienawidzimy, Huxley zaś - że to , co uwielbiamy.

Rozwiązanie które tu proponuję podsunął również Aldous Huxley. Nie mogę uczynić nic lepszego. Wierzył on wraz z H.G. Wellsem że znajdujemy się na szlaku od edukacji do katastrofy i pisał nieustannie o konieczności naszego zrozumienia polityki i epistemologii mediów. Próbował nam w końcu powiedzieć że w tym, co dotknęło ludzi w Nowym wspaniałym świecie nie chodziło o to że oni się śmiali zamiast myśleć, ale o to że nie wiedzieli ani z czego się śmieją,ani dlaczego przestali myśleć.

Nail Postman
"Zabawić się na śmierć"

Jest też płyta z tej tematyki Rogera Watersa do posłuchania. Przerażające jest, że nowy wspaniały świat został napisany w 1932 roku !!! Fantastyka rzadko z taką dokładnością się sprawdza.

Dla tych co nie oglądają telewizji tutaj jest artykuł zbierający najgłupsze programy i układa je w ranking.

Smutna jest prognoza importu jeszcze głupszych programów na końcu artykułu.

wtorek, 28 października 2008

Krugman, Friedman


Pieniądz jest widzę coraz bardziej intrygujący u czytelników tej strony. I dobrze!! Im więcej nam coś nie pasuje, tym szybciej dochodzimy do wniosku, że pewne obowiązujące dziś dogmaty nie są wcale takie oczywiste. A to dobry krok od wyzwolenia się z bezkrytycznego przyjmowania papki dziennikarskiej. Kwestionuj wszystko, ale bądź konstruktywny.



Kilka sprostowań się należy, po uprzednich dyskusjach w komentarzach.



Nie mówię, że pieniądzem musi być złoto. Nie jest to jakiś dogmat czy aksjomat. Zauważam tylko fakt, że w toku ewolucji pieniądza, złoto zostało dobrowolnie wybrane na główny pośrednik wymian handlowych. Gdyby ludzie w przeszłości dobrowolnie wybrali sobie już te sławne barany, jako pieniądz, to pisałbym tu, że barany są jedynym prawdziwym pieniądzem. Ale nie wybrali. Wybrali złoto, srebro czy miedź.


Zresztą sam Greenspan to całkiem nieźle opisał w artykule z przed lat. Greenspan to całkiem mądry facet i dokładnie wie co się dzieje dziś w gospodarce. Jego problem polega na tym, że gdy został prezesem FED’u to nagle musiał się zajmować polityką pieniężną i w końcu ugiął się politykom i zaczął drukować pieniądze jak dziki. Teraz nie może powiedzieć to co mówił 40 lat temu, że system monetarny jest chory, a nie wolny rynek. Ale zobaczmy co miał do powiedzenie jak nie był prezesem FED:





Histeryczna wręcz nienawiść do „standardów złota” łączy interwencjonistów państwowych wszelkiego rodzaju. Wydaje się wręcz, że to oni, jaśniej i wyraźniej niż sami zwolennicy gospodarki wolnorynkowej wyczuwają, iż złoto i wolność gospodarcza są niepodzielne, że standard złota jest atrybutem gospodarki wolnorynkowej, i że są one od siebie wzajemnie uzależnione i zdane jedno na drugie.


Aby pojąć przyczyny ich nienawiści, konieczne jest przede wszystkim dokładne zrozumienie, jaką rolę złoto odgrywa w wolnym społeczeństwie.


(…)


Trudno arbitralnie stwierdzić, jaki środek wymiany akceptowany jest przez wszystkich uczestników gospodarki. W pierwszym rzędzie tego rodzaju środek wymiany powinien być trwały. W prymitywnym społeczeństwie, z niskim wskaźnikiem dobrobytu, zwykła pszenica mogłaby się okazać wystarczająco „trwała”, aby służyć jako środek wymiany, albowiem wszystkie procesy wymiany odbywałyby się tylko podczas zbiorów i żniw, bądź też bezpośrednio po nich i nie występowałaby konieczność przechowywania nadwyżki wartości. Ale kiedy tylko znaczenie zaczyna mieć przechowywanie wartości, tak jak to się dzieje w cywilizowanych i bogatych społeczeństwach, wtedy okazuje się, iż środek wymiany musi mieć postać trwałego surowca, najczęściej metalu. Ogólnie mówiąc, metal wybierany jest dlatego, że jest jednorodny i podzielny. Każda jednostka podobna jest do pozostałych i może być kształtowana i magazynowana w dowolnej ilości. Kamienie szlachetne nie są natomiast ani homogeniczne, ani też łatwe do podziału.


Jeszcze ważniejsze jest to, iż dobro, które ma spełniać wymogi środka wymiany musi być przedmiotem luksusowym. Ludzka potrzeba posiadania luksusu jest nieograniczona, dlatego zawsze jest popyt na dobra luksusowe i zawsze są one akceptowane. Pszenica jest dobrem luksusowym w niedożywionym czy głodującym społeczeństwie, ale nie w społeczności, w której panuje dobrobyt. W normalnych warunkach papierosy nie byłyby akceptowane jako pieniądz, ale po II wojnie światowej uznawane były w Europie za dobro luksusowe. Pojęcie luksusowy wskazuje na deficyt i wysoką wartość za daną jednostkę. Ponieważ prezentuje wysoką wartość danej jednostki, dobro tego rodzaju pozwala się łatwo transportować. Na przykład, jedna uncja złota ma taką samą wartość jak pół tony surówki żelaza.




W rzeczywistości jest to kompletnie obojętne. Pieniądz nie ma być narzucony, lecz wolny. Sami sobie mamy go wybierać, do każdej transakcji jak nam wygodnie. Ciekawym przykładem są rolnicy. Oni, zupełnie dobrowolnie wybrali sobie w wielu przypadkach kwintal zboża jak jednostkę rozliczeniową w transakcjach. Przy dzierżawach gruntu ustalają sobie, że za hektar chcą powiedzmy 10 procent średniego plonu z danej klasy ziemi w roku. Jak przychodzi do zapłaty to oczywiście rolnik nie płaci właścicielowi ziemi przywożąc mu worki z pszenicą. Susza nie susza, rolnicy zabezpieczają się od tego wybierając sobie po prostu rozliczenie w czymś innym. Na końcu zamieniają to na pieniądze oficjalne, bo w sklepie zbożem nie zapłaci. I widać wyraźnie, że nie trzeba być ekonomistą po 5 fakultetach, aby dbać o swoje interesy.



Krótko mówiąc pieniądz nie ma być złotem, tylko ma być wolny. Mamy go sobie samemu wybrać. Zgadzam się jednak z tym, że jest to swego rodzaju utopia, tzn. nie przejdziemy do niego inaczej, jak przez totalny kryzys pieniądza papierowego, patrz przykład weimarski. I nie mówię, że mamy do tego doprowadzić. Twierdzę, że prędzej czy później sama konstrukcja obecnego systemu się zawali i do tego doprowadzi. Tylko jak już będziemy w tej beznadziejnej sytuacji, to dobrze wiedzieć co do tego doprowadziło i wyciągnąć jakieś sensowne wnioski.



Kolejnym nieporozumieniem jest mówienie że pieniądz zarabia na siebie, pieniądz robi pieniądz, czy pieniądze pracują. Otóż pracują fabryki wytwarzając różne dobra, a nie pieniądze. Pieniądze same z siebie nie przynoszą bogactwa, gdyż jedyną ich użytecznością pieniężną jest przechowanie bogactwa i możliwość natychmiastowej wymiany na inne dobro. Inna użyteczność, to fakt samej wartości pieniądza wynikającej z tego, ze jest towarem, a wiec dobrem akceptowanym na rynku bez przymusu. Jednak w ujęciu pieniężnym to użyteczność sprowadza się przechowywania bogactwa i możliwość natychmiastowej wymiany na coś innego.


Jeżeli chcemy „zarobić” na naszych pieniądzach to musimy je pożyczyć (lokata) komuś innemu kto wytwarza bogactwo. Ale ten ktoś, załóżmy właściciel fabryki, nie pożycza od nas pieniędzy, po to żeby je sobie trzymać w piwnicy, tylko wymienia je na materiały w hurtowni, czy płaci ludziom. A więc znowu przekazuje je tym, którzy chcą mieć pieniądze na każde wezwanie, by móc wymienić je na coś innego. Bo fabryka tak naprawdę potrzebuje materiałów i pracy ludzkiej do produkcji, a nie pieniędzy samych w sobie. Jeżeli byśmy pożyczyli deweloperowi 100 ton cementu to nie musiałby pożyczać pieniędzy na zakup cementu.


Także możemy sobie potocznie mówić, że pieniądz robi pieniądz, ale w momencie gdy mówimy o systemie monetarnym, takie stwierdzenie to nieporozumienie.




Przeskoczę z wątku pieniądza i odłożę na później, bo wpis się zrobi trochę długi, a ja tu jeszcze chce o Krugmanie i Friedmanie. Rondo9 podesłał linka do artykułu Krugmana, ostatniego noblisty, w którym polemizuje z Friedmanem, a raczej z jego modelem ekonomicznym.



Otóż nadużycie, to nazywanie Friedmana przez Krugmana, że jest zwolennikiem wolnego rynku.



Milton Friedman wielki ekonomista umiał dostrzegać - i dostrzegał - różne "za" i "przeciw". Ale od Miltona Friedmana wielkiego orędownika wolnego rynku oczekiwano głoszenia prawdziwej wiary, nie wątpliwości. Ostatecznie podporządkował się oczekiwaniom wyznawców.



Firedman proponował taką wolność jaką się proponuje kanarkowi w klatce. Leć sobie na która grządkę chcesz, bele w klatce.


Otóż zarówno Krugman (orędownik Keynesa) jak i Friedman (orędownik monetaryzmu) to ekonomiści propagujący interwencjonizm w rynek, tylko że przy pomocy innych narzędzi.


Krugman chce używać narzędzia fiskalnego, czyli za dług i urzędniczym nakazem rozwijać roboty publiczne w celu stymulowania rynku. Friedman z kolei chce używać narzędzia monetarnego, czyli ustalać urzędniczo stopę procentową (cenę pieniądza) i poprzez druk pieniądza wymuszać wzrost gospodarczy. Taki miedzy nimi wybór, jak pomiędzy dżumą a cholerą. Z wolnym rynkiem nie ma to nic wspólnego.


Krugman piszę o tym wprost, z tym że uważa Friedmana za wolnorynkowca.




Dlaczego to takie ważne? Polityka monetarna jest ściśle technokratyczną i najbardziej apolityczną formą interwencji państwa w gospodarkę. Kiedy Fed postanawia zwiększyć podaż pieniądza, wystarczy, że wykupi od prywatnych banków trochę obligacji państwowych, płacąc za nie przez skredytowanie rezerw tych banków - innymi słowy, musi tylko dodrukować trochę monetarnej bazy. Natomiast polityka fiskalna angażuje rząd znacznie głębiej w gospodarkę. To łączy się często z wyborem wartości: jeśli politycy chcą zwalczać bezrobocie, organizując roboty publiczne, muszą zdecydować, co i gdzie zbudować. Ekonomiści wolnorynkowego chowu chcą więc wierzyć, że wystarczy polityka monetarna, zwolennicy bardziej aktywnego rządu zaś chętniej wierzą w politykę fiskalną.


No to jak??? Oboje chcą sterować i jeden jest za wolnym rynkiem, a drugi za interwencjonizmem? Gdzie tu ta różnica?


Co gorsza na uczelniach ekonomicznych, również tak się przedstawia sprawę. Karmi się studentów Beggiem i Samuelsonem i nie wchodzi w zbytnie szczegóły. Rzadko się zdarza wykładowca, który wyjdzie poza linię nauki narzuconą przez program. Kwestionowanie różnych poglądów mogłoby wywołać dyskusje wśród studentów i mogło by się zdarzyć, że wyjdzie na jaw, że sam jest niedouczony, albo po prostu nie ma przemyślanych pewnych spraw. Nie ma nic złego w tym że się czegoś nie przemyślało. Nikt nie ma zdolności poznania wszystkiego i do końca, jednak wygodniej jest  płynąć z prądem.


Sam student nie ma czasu na zastanowienia. Musi się nauczyć tych wszystkich wykresów, potem to zapije i zapomni. Po studiach może mu jedynie przyjść zaduma, że to wszystko to bullshit. Ale komu przyjdzie?




Monetaryzm był broniony przez Friedmana, i prawił, że podaż pieniądza powinna wzrastać w tempie niezmiennym np. 3-4 procent rocznie.




Dlaczego historyczna dyskusja o roli polityki monetarnej w latach 30. była tak ważna w latach 60.? Jedną z przyczyn było to, że mieściła się ona w szerszej "antyrządowej" strategii Friedmana, o której więcej za chwilę. Ale bezpośrednim powodem była obrona monetaryzmu. Według tej doktryny System Rezerw Federalnych powinien zwiększać podaż pieniądza w stałym, niskim tempie, powiedzmy 3 proc. rocznie, i postępować tak konsekwentnie bez względu na to, co dzieje się w gospodarce. Myśl była taka, żeby przestawić politykę monetarną na autopilota, uniemożliwiając arbitralne działania urzędników państwowych.


Pomijam już fakt, ze samo sztuczne zwiększanie podaży pieniądza prowadzi do niesprawiedliwości, gdyż w uprzywilejowanej sytuacji są ci, którzy mają pierwsi dostęp do „nowej podaży”, a reszta płaci z powodu inflacji.


Głównym powodem powstania FED było „przeciwdziałanie kryzysom”, a w szczególności, przeciw runom na banki. Krótko mówiąc, jak byłoby źle to bank centralny miał dostarczać płynność. Friedman mówi, żeby podaż pieniądza stale rosła o określony procent, żeby uniemożliwić arbitralne działania urzędników państwowych i przełączyć FED na autopilota.... HALO?!? Czy leci z nami pilot? Miltonie, to po co właściwie FED?


Naiwnością jest też podejście, że urzędnicy, a więc de facto politycy, zostawią takie narzędzie w spokoju. Raz dana władza nad pieniądzem, na pewno zostanie politycznie wykorzystywana.


Samo stałe zwiększanie podaży pieniądza kłóci się z friedmanowską teorią racjonalności oczekiwań. Rynek przyzwyczai się do stale rosnącej podaży, czyli inflacji pieniądza, i bodziec przestaje działać. W pewnym momencie musi zacząć rosnąć rośnięcie podaży pieniądza. I tak też się dziś dzieje. Dzisiaj drukujemy w tempie 13-16 procent rocznie. Ile narosło w tym czasie kredytów w nietrafione inwestycje, to stwórca jeden raczy wiedzieć.

sobota, 25 października 2008

Greenspan sterując przez 18 lat rynkiem, zwala teraz winę na wolny rynek

Ktoś musi być winny. Najlepiej nie ja. Taka strategię przyjął Allan Greenspan podczas przesłuchania przed Kongresem. Właściwe jego książka już przygotowała grunt pod przyszłe tłumaczenia... doskonale zdawał sobie sprawę co się święci. "Era zawirowań" - nawet sam nie ukrywa, że sam wirował w kotle:
Przy okazji tłumaczę najważniejsze elementy tego powstającego globalnego porządku; zasady kierowania nim.

No to jak... kierował nim tak, że nawet dostał przydomek Maestro (dyrygent), a teraz mówi, że zawiódł się na wolnym rynku.
Wolny rynek załamał się. To mnie zaszokowało. Do dziś nie mogę zrozumieć, co się stało

Alan... Wytłumaczę na przykładzie i pytaniem retorycznym. Czy przypadkiem góra dolarów, która wyprodukowałeś z powietrza się teraz nie zawala i księguje mrzonki w straty???



Czy gdyby wolny rynek był rzeczywiście wolny można by było robić takie jaja z pieniądzem???

Viva Las Vegas Alan !!! jak to trafnie skomentował Mateusz Machaj w linkowanym już kiedyś artykule.

Greenspan oczywiście dokładnie wie co się stało i co zrobił. Ugiął się politykom i tworzył papierowy wzrost PKB. Przecież to tak łatwo zrobić. Nadrukować full dolarów, zmanipulować inflacje i bingo !!! mamy wzrost.

Nie będę się dziś silił na jakieś metafory. Doskonale zrobił to Robert Gwiazdowski w swoim wpisie.

Warto kliknąć :)

DO "MAESTRO " GREENSPANA I DZIENNIKARZY

piątek, 24 października 2008

General Motors – korporatyzm, odsłona pierwsza


Przeglądam sobie sprawozdania mojego ulubionego chłopca do bicia, jakim jest General Motors i muszę przyznać jedną rzecz. Podziwiam tych panów zarządzających, jak oni potrafią to spółkę trzymać na powierzchni. To jest trup, chodzący zombie, a robią mu taki makijaż, że wszyscy myślą, że wszystko jest, lub będzie OK.


Jak ich akcje mogą być cokolwiek warte na rynku?


Pisałem już o tym wielokrotnie, pokazując bilans, że majątku mają mniej niż długu; że jak wszystko sprzedadzą to nie tylko nie starczy nic dla nich, ale i dla ogromnej liczby pożyczkodawców. Rynek dla ich samochodów praktycznie nie istnieje.... wymyślili sobie strategie sprzedaży ogromnych paliwożernych samochodów, które w dobie drożejącej ropy, a już tym bardziej kryzysu finansowego się totalnie załamał. Co więcej nie widać żadnych oznak zmiany tej sytuacji. To co ma GM to fabryki produkujące niepotrzebne samochody, niepotrzebną technologię i ogromne długi... Aaa bym zapomniał... ma jeszcze związki zawodowe, które wytargowały od GM pakiety medyczne, programy emerytalne i inne cuda. Figę zobaczą.


Co jednak jest ciekawe, od 2004 roku spółka nie wypracowała żadnego zysku. Jeszcze bardziej ciekawe, że od 2006 roku ma ujemne kapitały własne. A hitem jest wypłata dywidendy do maja 2008 roku.





Pytam, z czego i za co??? Skoro mogą wypłacać dywidendę kiedy chcą, to mam bezpłatną rade dla akcjonariuszy GM. Sprzedać ten cały dump i za całą gotówkę wypłacić sobie dywidendę. W końcu ci co pożyczyli GM pożyczyli właśnie General Motors a nie akcjonariuszom. Na tym polega konstrukcja osoby prawnej. To ta osoba (GM) odpowiada za swoje zobowiązania, a nie akcjonariusze.


Zostawił bym w spółce paczkę żyletek jako majątek. Jak syndyk będzie wydzielał, to co zastało ze spółki wierzycielom, to będą się mogli pociąć.


Ciekaw jestem na jakich zasadach się wypłaca te dywidendy (może ktoś z USA się wypowie), ponieważ w Polsce taka praktyka jest zabroniona. Artykuł 348 kodeksu spółek handlowych stanowi jasno:


Kwota przeznaczona do podziału między akcjonariuszy nie może przekraczać zysku za ostatni rok obrotowy, powiększonego o niepodzielone zyski z lat ubiegłych oraz o kwoty przeniesione z utworzonych z zysku kapitałów zapasowego i rezerwowych, które mogą być przeznaczone na wypłatę dywidendy. Kwotę tę należy pomniejszyć o niepokryte straty, akcje własne oraz o kwoty, które zgodnie z ustawą lub statutem powinny być przeznaczone z zysku za ostatni rok obrotowy na kapitały zapasowy lub rezerwowe.



A General Motors, ani nie miał zysku, ani kapitałów własnych (już od 2006 roku !). Wszystko ujemne. A w 2008 roku dywidenda. To jest biznes.


Wygląda to mniej więcej tak Ja zakładam spółkę wpłacając do niej jedną złotówkę. Spółka bierze kredyt na 10 mln złotych. Spółka wypłaca mi jako akcjonariuszowi dywidendę w wysokości 10 mln złotych. Za całe długi odpowiada spółka. Spółka kupuje za pozostałą złotówkę żyletki dla banku.

czwartek, 23 października 2008

Gwiazdowski w odpowiedzi na sondę

No i proszę.

Raptem 2 dni mijają i znajduje artykuł Roberta Gwiazdowskiego, o którym pisałem w komentarzach do sondy. Nawet dziennikarz, jakby lekko przeszkolony o co ma zapytać.

Link do artykułu w przekroju.

A oto kilka wypowiedzi dla osób nie klikających w linki:

Czy w tych krajach, w których państwa przejęły odpowiedzialność za wiele banków, czyli kupiły ich udziały, zapłaciły albo zapłacą za ich straty pieniędzmi podatników, mamy do czynienia ze zmianą ustrojów z demokracji na bankokrację?
– Od dawna mamy do czynienia z bankokracją, nie tylko w tych krajach. Bankokracja istnieje od momentu, kiedy ostatecznie odeszliśmy od pieniądza...

...wymienialnego na złoto.
– Tak. Początek tego procesu to konferencja w Breton Woods-, po której wymienialny na złoto został tylko dolar, a koniec tego procesu to 1971 rok, kiedy Nixon oświadcza, że Stany Zjednoczone zbankrutowały, i nikt się tym nie przejmuje specjalnie, znika z dolara napis „wymienialny na złoto”, a pojawia się, że to „oficjalny, legalny środek płatniczy Stanów Zjednoczonych”. Wtedy rozhulała się na dobre bankokracja.

(...)




Chyba że bank da panu kredyt i wtedy może pan kupić 10 razy więcej.
– Nie mogę, nie powinienem dostać tego kredytu. Kłopot polega na tym, że skoro odeszliśmy już ostatecznie od standardu złota, to w systemie bankowym moje zobowiązanie do spłaty kredytu staje się aktywem banku, na podstawie którego bank może udzielać innych kredytów. Przez pewien czas banki szacowały ryzyko. Cały system ubezpieczeniowy, anglosaski, opierał się przez lata na modelu transakcji z kawiarni Lloyda, czyli indywidualizacji ryzyka. Alternatywnie rozwijał się model tak zwanych ubezpieczeń alpejskich, kontynentalnych, niemieckich, gdzie najistotniejszym elementem był solidaryzm. I co się stało? Otóż na Wall Street zapanowała moda- na statystykę-, nie było indywidualizacji ryzyka, były operacje czysto matematyczne. A zdolność kredytowa Iksa, Igreka, Iksińskiego, Malinowskiego nie jest taką samą średnią statystyczną. I dopóki kapitalizm anglosaski o tym pamiętał, rozwijał się zdecydowanie szybciej i gospodarki tych państw rozwijały się zdecydowanie szybciej niż solidarystyczne gospodarki europejskie. Nieszczęście pojawiło się wówczas, gdy Amerykanie wzięli sobie statystyków, którzy postanowili przełożyć rozwiązania statystyczne na ekonomiczne. No i się zawaliło.

A teraz, kiedy rządy Stanów Zjednoczonych, Anglii, Francji, Niemiec i innych krajów używają pieniędzy podatników, czy właściwie zmuszają do zadłużenia się podatników wobec banków, czy to może opanować sytuację? I czy podatnicy mają tyle pieniędzy, żeby za to zapłacić?
– Po pierwsze, ani podatnicy nie zadłużają się w bankach, ani rząd nie zaciąga długu u podatników, tylko po prostu zabiera i już. Może zabierać na kilka różnych sposobów: zabrać to, co podatnicy już mają, w sposób bezpośredni, a drugi sposób to inflacja, czyli druk pustego pieniądza. Tak się akurat złożyło, iż nie dość, że dolar przestał być wymieniany na złoto, to od pewnego czasu nie wiadomo, ile rząd USA tych dolarów wydrukował.

(...)

Nie ma tych pieniędzy?
– Ich aktywem jest zobowiązanie kredytobiorcy do spłaty kredytu.

A te przepastne sejfy? Nie ma tam tych pieniędzy?
– W Breton Woods w 1944 roku zaczęliśmy, a w roku 1971 zakończyliśmy przechodzenie od pieniądza do tak zwanego pieniądza fiducjarnego. Pieniądz fiducjarny oparty jest na zaufaniu. Więc nie mówmy, że w bankach nie ma pieniędzy, bo może się to zaufanie załamać. Gospodarka oparta na popycie ma taką cudowną właściwość, że im głębiej wierzymy w to, że jest cudownie, tym jest cudowniej. Kłania się Kubuś Puchatek: im bardziej króliczka szukał, tym bardziej go nie było. Więc jak byśmy chcieli tak bardzo tych realnych pieniędzy szukać w bankach, tym bardziej by ich tam nie było. Stąd politycy nie wyobrażają sobie krachu banków. A banki nie wyobrażają sobie, żeby politycy mogli ich odciąć od cycka podatników.

A co by się stało, gdyby nie wpompowano tych pieniędzy w banki? Zaklinacze deszczu potraciliby pracę i majątki, może część ludzi straciłaby oszczędności, ale może na dłuższą metę przywrócilibyśmy kapitalizm?
– Liczyłem na to, że tak się stanie. Myślałem: krach spowoduje, że zaczniemy się zastanawiać, czy to, co zbankrutowało, to rzeczywiście był kapitalizm, gospodarka wolnorynkowa. Bo moim zdaniem nie. Ale, niestety, orkiestra na bankowym „Titanicu” zagrała tak głoś-no, że głosy rozsądku, również w Kongresie amerykańskim, zostały zagłuszone. Trochę tak jak w starym żydowskim dowcipie: Salcie pyta Mośka, dlaczego on spać nie może. Mosiek mówi: „Salcie, bo pożyczyłem od naszego sąsiada dużo pieniędzy i nie mam z czego oddać”. Więc Salcie podeszła do okna, otworzyła je i krzyczy: „Icek! Mosiek ci nie odda pieniędzy!”. Odwraca się i mówi: „Wracaj, Mosiek, do łóżka, teraz to już jest jego problem”. Tak zrobili bankowcy z Wall Street – zaczęli wrzeszczeć do podatników: „Tragedia, tragedia”, żeby ich problem stał się problemem podatników. A widziałem taką piękną demonstrację na Wall Street z pięknym transparentem, na którym było napisane: Jump fuckers.
Czyli?
– „Skaczcie, sukinsyny”. Nie posłuchali tej rady i poprosili polityków o nasze pieniądze. Normalnie urzędnik korporacyjny, bankowy musi się postarać o pieniądze akcjonariusza czy depozytariusza. A urzędnik państwowy, czyli kumpel albo były kumpel, albo przyszły kumpel z rynków finansowych – patrz pan Paulson, który przez 11 lat pracował w banku Goldman Sachs – może wysłać do podatnika poborcę podatkowego, a jak ten nie daje rady, to policjanta.

Nic tylko przyklasnąć.

Mam nadzieje, że za te cytaty kryje mnie artykuł Art. 29. 1. o prawie autorskim. Dzieki Cynik9 za te lekcje.

środa, 22 października 2008

Sytuacja na rynku ropy w czasie kryzysu


Temat ropy cały czas odkładałem „na później”, gdyż donioślejsze się rzeczy działy na „rynkach finansowych”. W zasadzie nawet dziś kolejne rzeczy podaje mainstream.


Przed wczoraj Plan Paulsona za 700 mld usd, wczoraj Money market na 540 mld usd, dziś karty kredytowe na kolejne kilkaset mld usd.


Jednakże to co się stało na „rynkach finansowych” (nie mogę się powstrzymać przed powtarzaniem tego sformułowania w cudzysłowie) ma zasadniczy wpływ na to co się stało na rynku ropy. A stało się dużo.


Przede wszystkim cena spadła z prawie 150 usd do 70 usd za baryłkę. Czyli ponad 50 procent w praktycznie cztery miesiące. Szukać przyczyn można w wielu aspektach. Sam dolar się umocnił o 30 procent podług Euro.


Ale nie ma co się podniecać krótkoterminowymi drgawkami finansowego systemu. Długoterminową sytuację na rynku ropy należy rozpatrywać na rynku ropy właśnie a nie na Wall Street. A tu rządzi podaż ropy, popyt na ropę i cena ropy.


Jak już stali czytelnicy tej strony wiedzą, konsumpcja ropy świata opiewa na 86-88 mln baryłek na dzień. Swego czasu pisałem – przed jeszcze tym zamieszaniem na wallstreet i przy cenach 145 dolarów na baryłkę, że cenom może pomóc bankructwo USA.


Dziś możemy już stwierdzić że popyt w USA drgnął i to dość pokaźnie w dół. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to przecież normalne. Cena w górę, popyt w dół. Jednak sprawdzając dane historyczne możemy zauważyć, że tylko podczas dwóch kryzysów naftowych, gdzie OPEC pozamykał kurki i lekko na początku lat 90, popyt malał. Przez wszystkie inne lata popyt ciągle rósł, lub przynajmniej nie spadał. Nawet w ostatnich latach gdzie cena wzrosła praktycznie 6-7 krotnie popyt nie malał, a prognozowano wręcz dalszy wzrost zużycia. Rzućmy wykres, żeby za dużo nie pisać.



Jeszcze w lutym tego roku prognozowano wzrost popytu na ropę w USA. Ceny ropy biły rekordy, lecz sama ropa ma to do siebie, że ma małą elastyczność cenową.



Jak szybko może się sytuacja zmienić, obrazuje nie tak dawno opublikowana prognoza. Zmiana wręcz dramatyczna, a wszystko przez powolne bankructwo USA.






Co to oznacza? Oznacza to uwolnienie prawie 1 mln baryłek konsumpcji dziennie przez USA. Nagle cen nie napędza popyt, którego było za dużo w stosunku do podaży. Cena spadła o 50 procent.

Weźmy większy „Big Picture” i zobaczmy jak to wygląda na tle całego świata:




Widać wyraźnie, że na rynku ropy, tąpnięcie popytu w USA ma ogromny wpływ na cały obraz.



Uwolnione moce produkcyjne doprowadziły (nie w całości oczywiście) do ogromnego spadku cen. I teraz. Czy należy się cieszyć?


I tak i nie. Niższa cena będzie stymulantem wzrostu zużycia w innych częściach globu (choć czort wie, co się dalej będzie działo na „rynkach finansowych”). Popatrzmy na takie np. Chiny. Dla Polski to oczywiście pozytywna wiadomość, bo ostatnie czego potrzebujemy, to wysokich cen benzyny.


Jest jednak drugi koniec kija. Ostatni wzrost cen ropy, był przyczyną do rozpoczęcia szeregu bardzo kosztownych projektów wydobywczych, w szczególności w krajach non-opec. Piaski roponośne w Kanadzie czy ultra-głębinowe odwierty w Brazylii. Są to przedsięwzięcia, gdzie koszt wydobycia baryłki jest o wiele większy niż np. z Ghawar w Arabii Saudyjskiej.


Spadek cen ropy czyni wiele z tych projektów nieopłacalnymi. A jeżeli tak to będzie prowadziło to spadku samej podaży. Należy jeszcze pamiętać o samej wymianie istniejących instalacji. Inwestycje odtworzeniowe stanowią znaczny koszt wydobywczy.


To naturanie prowadzi do zmiany sytuacji w prognozowaniu podaży. Na następne lata zakładane są kolejne wzrosty wydobycia, jednak biorąc pod uwagę to co się dzieje na „rynkach finansowych”, stoją one pod znakiem zapytania.


Weźmy za IEA i ASPO najpierw kraje Non-Opec





Jak widać wyraźnie na wykresie, to główny obszar wzrostu to Kanada (piaski roponośne) plus Brazylia (ultra-głęboko i w kiślu). Są to projekty najbardziej kosztowne co prowadzi oczywiście do dużego kosztu jednostkowego pojedynczej baryłki. Tam gdzie mamy easy oil, następuje spadek wydobycia (Meksyk – Cantarell, UK i Norwegia – Morze Północne. USA – West Texas).

Lekko inaczej wygląda sprawa w krajach OPEC.






To co można zaobserwować to rolę jaką w OPEC pełni Arabia Saudyjska. Wzrosty w takich pól jak Khurais, Khursaniyah, Shaybah są planowane w pierwszej kolejności.


Następne jest pole Manifa na rok 2011


Z tej projekcji można wywnioskować jedną ważną, o ile nie najważniejszą informację. Manifa to pole, która ma ropę ciężką w odróżnieniu od największego pola na świecie jakim jest Ghawar, gdzie jest ropa lekka. Z Ghawar wydobywamy już ropę od prawie 60 lat i pytanie jest, kiedy osiągniemy z niego szczyt wydobycia.


W zestawieniu z informacją podaną przez newsweeka to być może w roku właśnie 2011.





Być może sam Ghawar będzie spadał wcześniej, a jego spadek będzie kompensowany przez wzrosty z innych pól. Nie zmienia to faktu, że cała lekka ropa spada od 2011 roku. A jeżeli największe pole KSA zacznie spadać, to wkrótce cała Arabia Saudyjska zacznie spadać, a z nią cały OPEC.

Spadek cen to na pewno nie odwołanie kryzysu Peakoil. Być może zmniejszy się popyt i sam szczyt wydobycia zostanie przeniesiony o kilka lat w przyszłość. Jestem jednak zdania, że spadek ceny tylko wydłuży plateau w jakim się znajdujemy i przekreśli inwestycje w sektorze naftowym, które są tak bardzo potrzebne.


Zresztą sam OPEC nie dopuści do większego spadku ceny. W końcu wszyscy członkowie OPEC muszą zarabiać a nie tylko kraj, który ma najmniejszy koszt wydobycia baryłki.


Na zakończenie mały bonus.


Big Picture pól naftowych na bliskim wschodzie (kliknij żeby powiększyć).


Zielone to ropa, czerwone to gaz.





Dla czytelników chcących szerzej poznać temat Peakoil i ropy zapraszam na polską stronę tego tematu, jak i mojego archiwum :)

wtorek, 21 października 2008

No i już oficjalnie pękają fundusze pieniężne

Trzy tygodnie temu Doxa pisał o złamaniu dolara w funduszach pieniężnych. Dziś mamy tą informację potwierdzoną przez FED. Co więcej, FED ma już rozwiązanie. Bailout w postaci 540 mld dolarów. Skąd FED weźmie tyle kasy? Zastosuje druk "na chama", czy może jednak to Skarb Państwa da im świeże obligacje. To jest naprawde ciekawe...

A w Polsce AIG zaczyna sprzedawać aktywa. O AIG i tym że stoją pod scianą pisałem już ździebko wcześniej. Na początek pójdzie zdaje się AIG Bank Polska. Ciekawe jak po sprzedaży tego banku dolar sie umocni. Transer pewnie bedzie pokaźny.

Sonda

Korzystając z nowej możliwości wordpress - sondy - zamieszczam na próbę :)

[polldaddy poll=1025071]

niedziela, 19 października 2008

Jasno trzeba mówić i przy każdej możliwej sposobności


Kryzys nie jest wynikiem braku regulacji, a właśnie ich nadmiarem; w szczególności w sferze usankcjonowania pustego pieniądza.


Dobrobyt nie bierze się z dostępności kredytu, lecz na wskutek wolności, pokoju, ciągłości prawa, rozwoju technicznego, oszczędności, poszanowania praw własności. Nie jest ważne ile wydrukujemy pustych pieniędzy. Bogactwo bierze się z pracy, a nie z fałszowania pieniędzy.


Kryzys nie jest wynikiem chciwości maklerów czy bankierów. Chciwość była, jest i będzie i jest właśnie motorem rozwoju, a nie przyczyną kryzysów.


W chwili obecnej nie ma praktycznie nigdzie na świecie wolnego rynku. Wolny rynek opiera się na wolności i poszanowaniu praw własności. W systemie pustego pieniądza, prawo własności do siły nabywczej nie jest zachowane.


Kreacja pieniądza i sztuczne obniżanie jego ceny powoduje powstawanie złych inwestycji. Prowadzi do cyklów koniunkturalnych i marnowania czasu, surowców i ludzkiej inwencji.


Pieniądz musi być towarem. Na wolnym rynku zawsze był. Państwo, poprzez banki centralne, usankcjonowało pieniądz bez pokrycia. Dzięki temu korzysta na drukowaniu pieniądza, jako że może emitować dług bez pokrycia i ma pierwsze dostęp do nowego pieniądza z kredytu. Społeczeństwo jednak suma summarum traci. Dług i kredyt to nie tworzenie bogactwa, a przesuwania go od jednych grup do drugich, albo poprzez transfery pieniężne, albo poprzez inflacje. Dyslokacja zasobów w długim terminie zawsze prowadzi do napięć i w końcu pęka. Pękniecie następuje w postaci kryzysu. koniec mrzonek prowadzi do dramatu zwykłych ludzi, a nie tylko do problemów banków.


Kryzys może być mniejszy lub większy. Jest jednak tym większy, im dłużej sztucznie go odwlekamy poprzez zwiększanie tempa drukowania pieniądza. Kryzys „za duży”, może doprowadzić do upadku pustych walut i oszczędności, jakie dziś znamy.


Jedyne regulacje jakich potrzebujemy w finansach, to zakazy i zniesienia obecnych regulacji. Lista regulacji jakich potrzebujemy pod tym linkiem.


Kryzys dotknie i dotyka Polskę. Na razie poprzez wycofywanie się banków z promes kredytowych i podwyższanie oprocentowania kredytów. Później poprzez załamanie się deweloperów i eksportu.


Ekonomiści są różni. Jedni swoimi radami doprowadzili do obecnego kryzysu. Drudzy  go przewidzieli. Trzeci mówią, że ekonomiści są potrzebni gospodarce tak jak astronomowie do opisu gwiazd. I faktycznie… ekonomiści są potrzebni, ale do przypominania faktu, że nie są potrzebni. Każde sterowanie w gospodarce prowadzi do wypaczeń.


Ekonomia to sztuka a nie nauka, dlatego nobla z ekonomi nie należy traktować na równi z noblem z fizyki.


Keynes powiedział, żeby nie martwić się o długi termin, ponieważ „w długim terminie wszyscy jesteśmy martwi”. Faktycznie, Keynes już nie żyje, ale żyją jego wnuki, które na pewno nie są zadowolone z takiego podejścia do długiego terminu.

czwartek, 9 października 2008

Peakoil - odpowiedź na interpelację poselską

Los ze mnie drwi. Tyle się dzieje a ja mam raptem kilka minut na internet dziennie i do tego cały przyszły tydzień będę odcięty od cywilizacji. Ale ok. Dziś ciąg dalszy męczenia ministerstwa gospodarki w temacie Peakoil. Peakoil - dla wszystkich nowych czytelników - to kryzys, który nas czeka, ale narazie zrobił miejsce zabawom na Wall Street. Co się dzieje dokładnie w ropie mam nadziej przedstawić wkrótce.


Jaka jest historia meczenia Ministerstwa Gospodarki?


Najpierw sam, jako zatroskany obywatel, wysłałem zapytanie do ministerstwa. Po odpowiedzi jaką otrzymałem łatwo można stwierdzić, że mnie olali (Link). Poprosiłem więc posła - Macieja Orzechowskiego - żeby złożył to pytanie w formie interpelacji poselskiej. Tak też zrobił (link). Skutek interpelacji jest taki, że musi odpowiedzieć ktoś rangą ministra i do tego zostaje ślad w archiwach sejmowych.


Odpowiedź opublikowano niedawno tu.


Dla większego efektu publikuje wersję z podpisem wicepremiera ;) (swoja drogą mógłby sobie jakąś pieczątkę wyrobić :))











Odpowiedź w skrócie i po mojemu:

Odpowiedź na pytanie 1:  Jesteśmy w organizacji MAE co zwalnia nas z myślenia i przejmowania się tym tematem.

Odpowiedź na pytanie 2 : Ciągle nie rozumiemy tego pytania.

Ile są warte wszelkie organizacje to widać dziś. W jeden dzień UK, Niemcy, Irlandia i  Francja obchodzą wszelkie traktaty i robią co uważają, że jest w interesie ich własnego kraju.

wtorek, 7 października 2008

Co się dzieje w bilansie FED ?

Dziś quiz. Do wygrania trochę wiedzy :)

Kto wie co się ostatnio wydarzyło w bilansie FED. (Kliknij aby powiększyć)



Źródło

Pozycja "Inne pożyczki" wystrzeliła z dnia na dzień o 300 mld w górę. Czy ktoś ma pomysł skąd FED na to wziął kasę? Chiny w darowiźnie dały mu trochę dolarów? Pytam się, bo nie chce mi się wierzyć, żeby wykorzystali metodę nr 6, którą tu opisałem. Głośno by było na świecie o tym, także musi być coś innego.

Jakieś pozabilansowe aktywa wciągnięte w bilans? Nietety ostatnio mam za mało czasu, żeby sprawdzać takie rzeczy :/

poniedziałek, 6 października 2008

Przecież to wszystko jest takie oczywiste






Profesor Winniecki, w swoim felietonie „to państwo odpowiada za obecny kryzys" odkorkował szampana i krzyknął „znalazłem!!!". Okrasza francuskimi powiedzeniami, swoje znalezisko państwa w systemie bankowym, a znalazł otwarte okna kajut, w tonącym Titanicu.


Profesor odkrył, że Fannie i Freddie zostały utworzone, jako spółki sponsorowane przez państwo i miały realizować politykę dostępnych mieszkań. Takie truizmy są wiadome od początku istnienia tych spółek. Mało tego, blogosfera od bez mała 2 lat o tym huczy i przypomina min. takie publikacje.



Pan profesor teraz krzyczy i woła. Teraz, gdy rzeczywistość w t...k kopie, to nie trudno o takie komentarze. Tak to jest z dziennikarzami. Dziś piszą, jakie to wszystko jest oczywiste. Jak wszyscy na około o tym piszą, to jeden dziennikarz drugiego powtarza. A rok temu to co Pan Winniecki pisał? O mocnych fundamentach gospodarki USA (???), o inflacji pod kontrolą, o dużej produktywności i nieśmiertelne, że problemy są ograniczone.


Dziś szuka i coś tam znalazł, ale jako klasyczny monetarysta nie widzi podstawowego problemu. Jak to w ogóle możliwe, że narosło tyle kredytu w gospodarce? Wspomina Alana Greenspana i dobrze, ale nie zauważa, że właśnie możliwość tworzenia kredytu z powietrza stoi jako przyczyna zapaści zalewarowanego do granic systemu.


Ten kredyt, a co za tym idzie zwiększona podaż pieniądza, doprowadził do fikcyjnego boom'u. Tym czym się wcześniej zachwycał, to była czysta iluzja wytworzona dzięki drukowaniu pieniędzy bez umiaru. Tą iluzje trzeba teraz odpisać w straty.



W straty również trzeba spisać:

  • Zmarnowane surowce na wybudowanie niepotrzebnych domów (właściciel 5 domów, gdzie tylko w jednym mieszkał to nie rzadkość),

  • Zmarnowany czas, który mógł być wykorzystany na stabilny rozwój,

  • Bankructwa szeregu różnych branż, które powiększały swój park maszynowy, sądząc że taka koniunktura jest stabilna.

  • Bankructwa sektora finansowego, który działając w systemie pustego pieniądza, musi używać jak największej dźwigni. (sam dzwignia jest dobra, jak biznes się kreci. Jak się coś zacina to z reguły prowadzi do szybkiego bankructwa.).

  • Jeżeli sektor finansowy bankrutuje, to wszystkie kredyty będzie syndyk ściągał z gospodarki. A dziś firmy zadłużone są w bankach po same uszy (patrz taki na przykład General Motors).

  • Prawdopodobnie niedługo spiszemy też dolara, jako walutę, na straty, ponieważ ten cały kryzys próbuje się gasić zwiększoną emisją długu państwowego.


Pan profesor uważa, że sam cykl koniunkturalny w odróżnieniu od tego co się teraz dzieje na świecie, nie jest abberacją. Tym się różnię od profesora, gdyż uważam, że cykl jest zawsze wywoływany przez manipulowanie podażą pieniądza. Jak łatwo można stworzyć boom, to sam przecież stwierdził. Jak wyglądały inne boom-y i kryzysy to również można historycznie sprawdzić. Dlaczego nie poszedł krok dalej? Ale zostawmy już profesora; widać obrał dobry kierunek i być może się rozkręca. Może w następnym felietonie zauważy, że banki miały ustawowy nakaz udzielania kredytów subprime.


Kuriozum warte podkreślenia ostatnio, to gwarancja 100 procentowej wypłaty depozytów z irlandzkich banków. Wiemy już, że jest to z gruntu niemożliwe, gdyż banki nie mają pieniędzy lecz kredyty. Gdyby przyszło co do czego to Irlandzkie banki musiały by być zamknięte, a ludziom rozdane świeżo wydrukowane banknoty w kwocie ich depozytów. Kredyty ściąga państwo, a banki mogą być na nowo zakładane... Hiperinflacja z definicji... Ale zaraz zaraz... w Irlandii jest Euro. To mogą tak zrobić czy nie?  Ich obietnica to wierutne kłamstwo. No i oczywiście cała strefa Euro się burzy, bo dzięki temu kłamstwu depozyty uciekają do Irlandii :).

środa, 1 października 2008

„Świat krytykuje USA: Ratujcie rynek!” Ja się pytam: Jaki rynek?

Na początek skrócony cytat z money





Odrzucenie przez amerykański kongres planu ratunkowego wysokości 700 mld dolarów wywołało przerażenie na całym świecie. Politycy wielu krajów nie ukrywają swojego niezadowolenia.


Unijny komisarz ds. handlu Peter Mandelson zbeształ nawet członków amerykańskiego Kongresu. - Kongresmeni zgłupieli do reszty, mam nadzieję, że w Europie nie doświadczymy polityków i parlamentarzystów, którzy okażą się takim brakiem odpowiedzialności


Nawet tak ważący zazwyczaj słowa niemiecki minister spraw zagranicznych zabrał głos. - Potrzebujemy tak szybko jak to możliwe decyzji o amerykańskim planie ratunkowym - powiedział Frank-Walter Steinmeier.


Steinmeier zwrócił wyraźnie uwagę, że nie jest to wyłącznie wewnętrzna sprawa Ameryki. Bez amerykańskiego pakietu ratunkowego ograniczone jest działanie innych akcji wsparcia organizowanych na całym świecie.



Komisja UE przypomina o szczególnej odpowiedzialności Waszyngtonu za aktualny kryzys. - Turbulencje, na które jesteśmy narażeni, powstały w USA i stały się problemem dla całego świata, powiedział rzecznik komisji Johannes Laitenberger.



Szef brytyjskiej opozycji David Cameron przerywał wczoraj zjazd partii konserwatystów zajmując stanowisko w sprawie kryzysu finansowego i nazwał głosowanie Kongresu mianem lekcji. - Takie polityczne przepychanki nie mogą się w naszym kraju powtórzyć.



Zawiedziony odrzuceniem planu ratunkowego jest japoński minister finansów Shoichi Nakagawa.



Także Chiny apelują do USA o pośpiech. - Ratunek Wall Street jest niezbędny dla ochrony amerykańskiej gospodarki



Prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva zaapelował USA,


Niesprawiedliwe jest, by państwa Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji płaciły za problemy amerykańskiego systemy finansowego - dodaje prezydent.





Jak to się stało, że problemy Ameryki wpływają tak mocno na inne gospodarki światowe?



Musimy sobie zdać sprawę, że USA wcale nie napędza gospodarek światowych. To znaczy napędza bo kupuje od Chindii, Japonii i Europy towarów na potęgę, z tym że płaci za nie długiem. Nie ważne, czy trafiają do nas obligacje UST, czy SIV-y, czy papiery dłużne firm amerykańskich. To jest zapłata za towary tak samo jak zapłata w dolarach. I Owe You przybiera różne formy.





No bo prześledźmy ten proces. John sprzedaje Steve’owi dom (warty może 100 000 dol) za 500 000 dolarów. Te 500 000 dolarów bierze się z SIV-a, który kupił Europejski Bank. Steve, mając teraz tyle kasy, może sobie kupić wiele towarów, ale uwaga... te rzeczy są importowane np. z Chindii. Płaci dolarami, bo ma. Dolary wpływają do Chin, ale jako że same dolary nie zarabiają to Chińczycy kupują albo amerykańskie obligacje, albo innego SIV-a. I od nowa cały proces się zaczyna.



Dziś roczny deficyt handlowy USA przekracza 3 krotnie ich oficjalne rezerwy złota. Gdybyśmy mieli normalny system monetarny, to już dawno taki konsumpcjonizm w Ameryce przestałby istnieć. Po prostu zabrakłoby im złota i albo by się wzięli do roboty i sami coś zaczęli produkować, albo przestali importować. Hollywood i Silicon Valley niestety nie wystarcza.




Dziś to widać bardzo wyraźnie jak USA napędza gospodarki światowe. Tak samo jak szlachcic napędzał w średniowieczu pracę chłopów. Mówił, że chce 50 procent płodów rolnych i chłopi mieli co robić... Kler też napędzał swoją dziesięciną gospodarkę.



Gdyby nie było szlachcica i kleru, to by się okazało, że chłop nie ma co robić. Na pewno by się zmartwił; biedak.




Można, oczywiście podnieść argument, że przecież USA nam płaci. Ale właśnie nie płaci... To jest właśnie magia pustego pieniądza, że może nam płacić długiem dowoli. Aż do przesilenia, które właśnie obserwujemy. Na końcu, zamiast czegoś realnego będziemy mieć stos papierków, wierzytelności zbankrutowanych firm.




Straty, które poniosą banki w Europie i w Chinach to oczywiście będzie czysty zysk amerykańskiego konsumenta. Zysk który zrealizował jakiś czas temu, kupując europejski import.


Wszyscy wołają: ratujcie rynek. Ja się pytam: Jaki rynek?



I prezydent Brazylii nie ma racji, że to jest niesprawiedliwe, że cały świat musi płacić za amerykańskie problemy finansowe. Za głupotę się płaci, a w tym przypadku głupota świata jest ewidentna.


Szkoda tylko, że banki w Europie, jak stracą płynność, to będą musiały ściągać udzielone kredyty na potrzeby europejskiego przemysłu. Ale takie są skutki rozwadniania pieniądza bez końca i lewarowania systemu.




To na czym się bym teraz skupił na miejscu tych panów, to na nieodpuszczeniu praw do własności z SIV. Nie może tak być, że pośrednik upada i cały świat nie ma do niczego praw. SIV-y są mocno poszatkowane i pewnie trudno o powiązanie z konkretnym domem. Ale ktoś musi mieć prawa z hipoteki do tego domu. I ten ktoś to musi być ostateczny sponsor tej zabawy.



Warren Buffet, o którym nie można powiedzieć, że skoro jesteś taki mądry to czemu nie jesteś bogaty, widzi to tak:




[youtube:http://pl.youtube.com/watch?v=M-vMxKvYfVs]





Ron Paul w kongresie na temat bailout-u (polskie napisy)


Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...