środa, 15 kwietnia 2009

Zaskoczenie kontrolowane

Ostatni czas obfituje w informacje o zaskakująco dobrych wynikach banków, tydzien-na-dzialceczy instytucji finansowych (Link 1, Link 2). Nie będę się tutaj znacząco rozpisywał o tym o czym polska blogosfera huczy. Dla wszystkich powinno być jasne, że jak  narkomanowi zaaplikuje się kolejną działkę, to poczuje się znacznie lepiej. Nic innego się nie dzieje, jak się pompuje w banki setki miliardów dolarów z TARP, pośrednio pompowane są miliardy poprzez AIG, i do tego uruchamiane pożyczki z samej rezerwy federalnej. Do tego dochodzi zmieniona metoda w rachunkowości tycząca wycen aktywów, gdzie o zyski z aktualizacji wyceny swoich inwestycji dziś bardzo prosto i voila - to metoda na narkotycznego głoda. Dlatego dziwowanie się, że  występują zyski banków typu CITI Bank, Wells Fargo, Goldman Sachs, Morgan Stanley jest co najmniej dziwne.  Wracając jeszcze do Wells Fargo, to dodać należy, że zyski mogą się brać z wyceny swojego niedawnego zakupu Wachowii. Skąd zysk??? bardzo prosto... kiedyś (pół roku temu) Wachowia musiała być wyceniona po wartości rynkowej, dziś już nie musi... a skoro nie musi to można rozwiązać rezerwy poczynione na problemowe aktywa... a rozwiązanie rezerw to już zyski :).. ale jakie to zyski..


Jednak detali nie znamy, choć jakiekolwiek by one nie były nie zmienią ogólnego wyrazu wiarygodności tych wyników.  Polecam artykuł na Blommbergu i wypowiedź Cannona :




Details were scarce and we believe that much of the positive news in the preliminary results had to do with merger accounting, revised accounting standards and mortgage default moratoriums, rather than underlying trends





To wszystko sprowadza się do kluczowego pytania, czy kryzys może być  zażegnany poprzez sztuczki księgowe? otóż oczywiście, że nie. Media mogą podawać, że kryzys dotyczy tylko i wyłącznie rynku kredytów, ale te kredyty, a przez to i nowe pieniądze, zostały przeznaczone na inwestycje, które okazały się kompletnie nietrafione. Budowanie nowych domów czy remodelowanie kuchni, nie są inwestycjami które polepszają bilans handlowy i umożliwiają spłatę długów zagranicznym wierzycielom. Dlatego  będziemy obserwować inflacje w rzeczach które potrzebujemy i  deflacje w rzeczach których chcemy ( inflation in "things we need" and deflation in "things we want). Ceny domów i samochodów bedą spadać, ceny energii i żywności będą rosnąć. Po tsunami pieniężnym, które pierwsze uderzyło w rynek nieruchomości, potem przeszło przez materiałów i usług budowlanych, mebli, itd; teraz fala rozkłada się po innych rynkach. Żabę będzie trzeba zjeść, tym bardziej, że kredytowa karuzela się kręci i wszystkie agregaty pieniężne pną się do góry. O ile w Polsce jeszcze nie widać takiego szaleństwa w promowaniu dalszego pompowania bańki na nieruchomościach, o tyle w USA ciągle jest nacisk na "wzrost ceny domów" i wzrost rynku mieszkaniowego. Mało kto zauważa, że gospodarka nie potrzebuje nowych domów. Od tego przecież ropoczał się ten kryzys, a potrzymywanie hossy na nieruchomościach to nic innego jak wstrzykiwanie kolejej dawki heroiny. I własnie ta heroina sprawia, że dziś świat jest  na tyle ogłupiony, żeby cieszyć ze wzrostu cen domów.


Kryzys zakończy się jednak wtedy, kiedy podstawy gospodarki się zmienią i umozliwią wyjście z permanentnego deficytu w handlu zagranicznym. Taka zmiana strukturalna w gospodarce wiąże się jednak z ostrą recesją i być może z upadkiem waluty po drodze.

18 komentarzy:

  1. Takie Jeden Łoś15 kwietnia 2009 08:19

    > Kryzys zakończy się jednak wtedy,
    > kiedy podstawy gospodarki się
    > zmienią i umozliwią wyjście z
    > permanentnego deficytu w
    > handlu zagranicznym.

    A czy to w przewidywalnej przyszlosci w ogole jest mozliwe? Skoro chinscy robotnicy pracuja za pensje rzedu 500-600 PLN BRUTTO miesiecznie, to przy swobodnym przeplywie towarow konkurowanie z nimi jest de facto niemozliwe zakladajac obecny poziom socjalu, jaki jest w Europie. Trzeba by obciac socjal do poziomu chinskiego. Moja chinska kolezanka opowiadala mi - nie wiem na ile to jest prawdziwe - ze w Chinach np. standardem jest brak jakiegokolwiek ubezpieczenia zdrowotnego. Jak ktos sobie zlamie noge, to zeby mu zalozyli w szpitalu gips, musi za to zaplacic. Co powiedza europejscy robotnicy na pensje 600 PLN brutto i brak ubezpieczenia zdrowotnego? Da sie to zrobic bez rewolucji i rozlewu krwi? Jedyna alternatywa jaka widze jest protekcjonizm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecne dzialania maja na celu odsunac recesje w czasie - podobne zachowanie obserwowalismy w 2001 czy 2004. Politycy ludza sie ze zalanie gospodarki gotowka rozwiaze problem. Zaduzyc sie wydac wszystko do reszy by tylko nadal grala muzyka

    OdpowiedzUsuń
  3. @ autor
    > Dlatego będziemy obserwować inflacje w rzeczach które potrzebujemy i deflacje w rzeczach których chcemy

    Uważam, że przy takich twierdzeniach warto sprecyzować czy mamy na myśli ceny nominalne czy względne. Jeśli względne to zgadam się z powyższym zdaniem, natomiast jeśli nominalne to mamy wg. mnie dwa możliwe scenariusze - zależne od tego czy inflacyjna tama pęknie przed czy po wystąpieniu wyżej wspomnianego zjawiska.
    Jeżeli przed - wszystkie ceny zaczną nominalnie rosnąć, przy czym dobra "które potrzebujemy" w szybszym tempie niż "rzeczy których chcemy" (ja bym raczej powiedział, które posiadamy) - a zatem te pierwsze będą drożeć a drugie relatywnie tanieć (mino i nominalna cena będzie rosła).
    Drugi scenariusz to sytuacja odwrotna - przez jakiś czas wszystkie ceny będą nominalnie spadać przy czym dla jednych dóbr szybciej dla innych wolniej.
    Oczywiście możliwe są również wszystkie scenariusze pośrednie tzn. część cen będzie w miarę stabilna a inne będą rosnąć lub spadać.
    Jedno jest pewne - zakończy się to i tak w pierwszym scenariuszu - (hiper)inflacja w końcu nadejdzie i nas (głównie USA i UK) dopadnie, a czy będzie ona poprzedzona krótkotrwałą deflacją (to mi się wydaje dość prawdopodobne - ale nie upieram się - raczej twierdzę tak tylko na "wyczucie") czy stabilizacją, to sprawa drugorzędna.

    @ Takie Jeden Łoś
    > Co powiedza europejscy robotnicy na pensje 600 PLN brutto i brak ubezpieczenia zdrowotnego?

    Dlaczego wszyscy (prawie) myślą, że w ekonomii chodzi o pieniądze?! Chodzi w niej o to ja efektywnie wykorzystywać zasoby! Chińczyk (jak i Polak i każdy inny) nie pracuje tak naprawdę za pieniądze ale za to co może potencjalnie za nie kupić. W Polsce nikt nie będzie pracował za 600 zł bo u nas nie tylko ceny pracy są inne ale wszystkie inne ceny się różnią. Liczy się to na co sobie może pozwolić pracownik za zarobione pieniądze. Jeżeli nie ma obowiązku ubezpieczeń to albo ubezpieczają się na własną rękę albo jeśli nie chcą pośredników to jak coś się stanie po prostu płacą lekarzowi. Zaraz ktoś napisze, że nie każdego stać na lekarza... ale tam lekarz tez zarabia mniej i jest tańszy (pewnie niektórzy odkładają część dochodów na czarną godzinę [zamiast płacić składki] a inni ryzykują, że nic złego im się nie stanie). Jednak jak widać mimo braku obowiązku ubezpieczenia (a może właśnie dzięki temu?) tamta cywilizacja jak dotąd się nie załamała ale całkiem nieźle się rozwija. U nas jednak opłaty za prywatne usługi medyczne są bardzo wysokie.. pomimo, że lekarze zarabiają mało - zastanów się dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  4. ŻADNEGO KRYZYSU NIE MA

    To takie tylko harce przed bitwą.

    Mógłbym o tym więcej, ale to za wcześnie;
    tylko bym się skompromitował, jak Lepper,
    co się z Klewkami wyrywał przed Szymany.

    (Już to brzmi paranoicznie, prawda?)

    System się broni, bo jeszcze umie.
    Nikt nie odda tej bonanzy darmo.

    A współczesny Midas niestety nie chce ginąć z głodu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Adam: te nowe domy moglyby funkcjonowac jako czesc splaty dlugow... gdyby sie USA zgodzilo na sprzedaz nieruchomosci i ziemi chinczykom.
    Oczywiscie dzielnice, gdzie cale polacie chalup stoja zabite dechami, puste, a bank nie ma ochoty ich przejmowac nawet - te obszary raczej by nie posluzyly...

    OdpowiedzUsuń
  6. Zakładasz, że rynek jest racjonalny i jedynym wyjściem z kryzysu jest katharsis i nowy ład. Rządy na całym świecie nie bez powodu uważają jednak inaczej. Rynek to gigantyczny system kierowany głównie ludzkimi emocjami, a tymi można sterować. I właśnie to mają na celu wszystkie podawane w mass mediach informacje - jeśli tłum uwierzy, że jest już hossa, to będzie hossa. I tak powstanie kolejna bańka i podwaliny kolejnego kryzysu, ale obecnie rządzących tak "długi" horyzont nie interesuje (krótkie kadencje - podstawowa wada demokracji).

    OdpowiedzUsuń
  7. @ futrzak
    Pytanie czy Amerykanie będą chcieli sprzedawać to Chińczykom (czy nie wprowadzą jakichś restrykcji) czy Chińczycy w ogóle będą chcieli je kupować.. Ale to i tak mało ważne bo problem podstawowy to to, że wartość tych domów to jedynie ułamek tego co USA jest winna Chinom.

    @ GarbeeQ
    A myślisz, że to przypadek, że kupił tego psa AKURAT TERAZ ? ;)

    @ bengal
    Rynek to ludzie i rządy to też ludzie - wszyscy starają się działać racjonalnie - pytanie czy politycy rozporządzający cudzym dobrem mają takie same cele jak ci , których dobrem zarządzają ?

    OdpowiedzUsuń
  8. marioosz: jak narazie nie chca. Jakos jednak beda musieli sie dogadac, bo w interesie zadnej ze stron nie lezy dlugoletnia depresja najwiekszego rynku konsumenckiego na swiecie.
    Nieruchomosci i grunt to jedno, ale jak sie do tego doda bezwarunkowa dzierzawe na 99 lat to sie zacyzna robic ciekawa oferta.
    Kiedys to USA kupowaly grunta od innych zbankrutowanych panstw, byc moze teraz tendencja sie odwroci....

    Garbeeq: szkoda ze FOX tak troskliwie nie pokazywal protestow kiedy dokladnie to samo co dzis Obama, robil pare lat temu, jeszcze pol roku temu, Bush.

    OdpowiedzUsuń
  9. tfu, nie miala byc bezwarunkowa dzierzawa tylko uzytkowanie wedle woli wlasciciela.

    OdpowiedzUsuń
  10. proponuje USA rozparcelować i podzielić między wierzycieli.

    Osobiście ciekawi mnie bardziej kiedy pęknie dolar.
    To jedna wielka bańka.Ale efekt jej pęknięcia jest trudny do przewidzenia.Za to może być bardo spektakularny.Wolałbym żeby pękła już teraz, to by mogło okazać się lepsze niż czekanie.
    A politycy po TAKIM ciosie obuchem w łeb może chociaż na sekundę by się opanowali.

    OdpowiedzUsuń
  11. Konsumpcję bedzie trudno pubudzic równiez z powodu innych problemów, które na razie umskneły w cień. Problem surowcowo-energetyczny nie został przecież rozwiązany.

    OdpowiedzUsuń
  12. @bengal:"Zakładasz, że rynek jest racjonalny i jedynym wyjściem z kryzysu jest katharsis i nowy ład. "

    Wolny rynek jest racjonalny, bo ci, którzy nie postępują racjonalnie jako pierwsi popadają w kłopoty i biedę (i są eliminowani z rynku; nie mają co wymieniać). Niestety wbrew pozorom, wolnego rynku na świecie jest mało. Rozglądnijcie się w swoim otoczeniu (w Polsce) jak wiele rynków towarowych jest kontrolowanych lub dostęp do nich jest utrudniony (koncesje, monopole, przepisy dla przedsiębiorstw, atesty, ...).

    OdpowiedzUsuń
  13. @Hansklos
    Ale po co chcesz pobudzać konsumpcję? Konsumpcja nigdy z definicji nie może przekroczyć produkcji (w długim okresie - bo przez jakiś czas możesz konsumować zapasy)
    Jeżeli chcesz więcej konsumować to pobudź produkcję!

    @HeS
    Pełna zgoda.
    Chociaż z tą racjonalnością to nie jest taka prosta sprawa bo np.Mises uważał że ludzie zawsze postępują racjonalnie!
    Tylko, że on trochę inaczej rozumiał racjonalność niż my używamy w potocznym znaczeniu.
    Załóżmy, że ja spodziewam się że dolar spadnie a pan X, że wzrośnie, zatem wymieniam swoje dolary na złotówki z panem X.
    Kto z nas postępuje racjonalnie ? Paradoksalnie obaj! Jeżeli zakładam, że dolary stanieją to racjonalne jest wymienienie ich na złotówki, natomiast jeżeli pan X uważa, że zdrożeją to z jego perspektywy racjonalne jest kupienie dolarów. Kto postąpił "racjonalnie" w potocznym (nie Misesowskim) znaczeniu tego słowa a więc tak naprawdę kto podjął trafną decyzję może okazać się dopiero po czasie. A więc mówiąc że rynek promuje "racjonalne" jednostki a eliminuje nieracjonalne, tak naprawdę chodzi nam o to kto podjąć trafniejszą decyzję Z PERSPEKTYWY CZASU albo jeszcze dokładniej czyje przewidywania okazały się słuszniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  14. @marioosz
    Opisujesz sytuacje, gdzie dwaj uczestnicy rynku podejmuja decyzje. Tylko z opisu nie wynika nic o 'racjonalnosci' ich wyborow, a raczej o probie okreslenia trafnosci:
    "[...]tak naprawdę chodzi nam o to kto podjąć trafniejszą decyzję Z PERSPEKTYWY CZASU albo jeszcze dokładniej czyje przewidywania okazały się słuszniejsze."
    Otoz to. Obaj podjeli jakies decyzje, a Ty mowisz o 'trafnosci', a nie 'racjonalnosci'.
    Racjonalna inwestycja jest opartym o rozum logicznym wnioskowaniem z faktow wynikajacych z rynku. I tak, jesli obaj podjeli decyzje o kupnie/sprzedazy dolarow, bo slyszeli w TV ze sie oplaca, to nie ma to zadnego zwiazku z racjonalnoscia. Ale jesli kazdy z nich wyliczyl technicznie lub fundamentalnie okreslona wartosc dolara w przyszlosci, to oparl sie o mechanizm zwolniony od emocji.
    Racjonalizm opiera sie na rozumie, nie na przeczuciach.

    OdpowiedzUsuń
  15. @marioosz, @GarbeeQ:"Racjonalizm opiera sie na rozumie, nie na przeczuciach."

    Właśnie. Chociaż to działa statystycznie. Nie każde decyzje racjonalne są dobre. Może się okazać, że część ludzi postępująca nieracjonalnie miała szczęście i na tym wygrała. Dobry przykład to gra w Totolotka. Granie jest nieracjonalne (w dłuższym okresie czasu się przegrywa), ale tych parę szczęśliwców, któży zgarnęli po parę milionów ma pewnie inne zdanie na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  16. Z tego co ja pamiętam misesa i rothabrada to w decyzji racjonalnej nie chodziło o to że ona jest obiektywnie słuszna po fakcie
    Chodziło o to że ona jest korzystna z punktu widzenia jednostki która ją podejmuje w chwili jej podjęcia. To że po fakcie może wyjść inny efekt od zamierzonego nie ma nic do rzeczy.. człowiek się uczy cały czas, także na swoich błędach.

    OdpowiedzUsuń
  17. Temat racjonalności decyzji jest tyleż ciekawy co szeroki. Więc tylko zasygnalizuję pewne sprawy.

    Tylko część danych które odbieramy z otoczenia trafia do świadomości, część jest rejestrowana bezpośrednio przez podświadomość. Tak samo jest z naszą reakcją na rzeczywistość - zawsze jest świadoma i nieświadoma składowa. To co racjonalne i to co intuicyjne współpracuje ze sobą. Nie ma czegoś takiego jak racjonalna decyzja w stanie czystym. Niby racjonalnie ważymy argumenty na "nie" i na "tak", ale wagę tym argumentom dajemy w arbitralny i nieracjonalny sposób.

    U ooby zdrowej psychicznie to co racjonalny umysł i intuicja wspólpracują ze sobą przy dokonywaniu wyborów. Ale różne szkoły psychologiczne zgadzają się w jednym - zdrowe jednostki stanowią tylko ułamek populacji. Reszta jest (wg określenia Maslowa) "normalnie chora". I taka normalnie chora osoba mimo, że jest przekonana że dokonuje racjonalnej i dobrej dla siebie decyzji, podświadomie może działać w przeciwnym kierunku. Kluczowe jest tu poczucie winy. To znaczy jeśli ktoś ma w sobie poczucie winy to nieświadomie dąży do ukarania siebie. I na przykład mimo że świadomie chce zarobić pieniądze podświadomie dąży do tego by je stracić. I tu dochodzimy do clou problemu współczesnego świata; czyli narastającego poczucia winy i (związanego z nim) narastającego długu.

    Dług i poczucie winy są bardzo silnie ze sobą skorelowane. Zadłużenie wywołuje poczucie winy. A wina sprawia że czujemy się zobowiązani do świadczeń na rzecz tego kto nam o tej winie przypomina. Osoba z poczuciem winy dąży do tego żeby się zadłużyć ekonomicznie, gdyż w ten sposób 'dopasowuje' swoją ekonomiczną sytuację do swojego poczucia winy. Wiąże to ekonomię z psychologią: ludzie zadłużeni, czują się coraz bardziej winni, są coraz bardziej psychicznie chorzy, i dokonują coraz bardziej szkodliwych dla siebie wyborów.

    OdpowiedzUsuń
  18. @pf .......to jakaś koszmarna psychoanaliza ....racjonalny to to tyle co posługujący sie rozumem w wyborach...czy ktoś kto posługuje sie teoria naukową jest racjonalny?...większosć XIX -wiecznych teorii została obalona..przynajmniej w naukach przyrodniczych...czy to znaczy ,że posługiwanie się nimi zaprowadziło nas to domu wariatów? Whitehead uważał ze miarą postępu cywilizacyjnego jest to że coraz więcej czynności możemy wykonywać automatycznie poza rozumem...

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...