wtorek, 15 czerwca 2010

Jak Polacy wydają pieniądze

Przy okazji niedawnego wpisu doxy, ukazującego strukturę wydatków przeciętnego Amerykanina:



Warto pokazać jego polską wersję według GUSu:


Poza tym że na żywność Amerykanie wydają procentowo znacznie mniej niż Polacy, co jest pewnym wyznacznikiem zamożności, to zaskakuje ilość pieniędzy jaką amerykanie wydają na transport i utrzymanie mieszkania (łącznie z ratą kredytową).


Oczywiście w wartościach nominalnych amerykanie wydają ze 4 razy więcej od Polaków, ale strukturę i tak mają trochę chorą. Praktycznie połowa wydatków na utrzymanie mieszkania i dojazdy do pracy. brrrrr

30 komentarzy:

  1. Tak, tylko z perspektywy młodego człowieka to ten polski wykres jest chory.
    Zauważmy że 50% dochodów.
    I poza Śląskiem gdzie mieszkania tanie ten wykres będzie się bardziej upodabniał do amerykańskiego z czasem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może dlatego, że wiele ludzi w Polsce po prostu nie stać na własny dom/mieszkanie, ergo odpada im rata kredytu hipotecznego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrząc na te marne 2,6 procent na alkohol i fajki można dojść do smutnego wniosku, że my Polacy staliśmy się najbardziej trzeźwym narodem Europy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, housing i transport w USA znacznie drozszy, jednak wielu Polakow zachwyca sie, jak to w USA tanio, bo porownuja tylko ceny zywnosci, ubran, sprzetu elektronicznego.

    Oczywiscie cena benzyny w USA jest duzo nizsza, ale Amerykanie z kolei nie maja transportu publicznego (poza metropoliami jak NYC, SF, Boston) i dojezdzaja do pracy znaaaaacznie dalej, wychodzi wiec drozej.

    OdpowiedzUsuń
  5. tom, tylko wiesz.. amerykanie to juz dawno te domy powinni mieć, a nie że ciągle ich współczynnik ludzi posiadających mieszkanie na własność jest bardzo niski i to jeszcze niższy po kryzysie.

    A Polsce fakt. Z braku laku 3 pokolenia często mieszkają w jednym domu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Poprawiam wpis, bo użyłem niedozwolnych znaków i go pozmieniało:

    Tak, tylko z perspektywy młodego człowieka to ten polski wykres jest chory.
    Bo ludzie, którzy wydają na mieszkanie mniej niż 19% dochodów to ludzie z własną nieruchomością bez kredytu. Zauważmy że młodzi ludzie kupujący nową nieruchomość często przeznaczą ponad 50% dochodów na utrzymanie mieszkania.
    I poza Śląskiem gdzie mieszkania są tanie ten wykres będzie się bardziej upodabniał do amerykańskiego z czasem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie te domy w USA to się buduje i burzy, dlatego wciąż ich brak. Jest też wiele miast-widm (ghost towns), które pustoszeją z powodu wyczerpania zasobów (np. złota ;) ), albo likwidacji przemysłu, co np. teraz dzieje się z Detroit. Podobny lost spotkał wiele innych miast, np. Buffalo. Problem nie jest nowy, podobne, działające na wyobraźnię obrazy z takich opuszczonych osiedli można zobaczyć w starym już filmie "Koyaanisqatsi".
    Opłaty za mieszkanie to nie tylko rata kredytowa. To również rata wynajmu. Paradoksalnie, taniej teraz jest wynajmować niż spłacać własne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie Jeden Łoś15 czerwca 2010 15:57

    "[...]Ale z punktu widzenia PKB lepiej jest, jeżeli pracuje pan 50 km od domu. Wtedy masę czasu i pieniędzy pochłaniają dojazdy. Żywi się pan oczywiście na mieście. Na kolację zamawia pan pizzę, z dziećmi siedzi płatna opiekunka, ogródkiem musi się zajmować ogrodnik. A w dodatku chętnie bierze pan nadgodziny albo drugą pracę, bo wciąż brakuje panu na to wszystko pieniędzy. Może pan być nominalnie nieporównanie bogatszy, a faktycznie biedniejszy i dużo mniej szczęśliwy. Rządy chlubią się wzrostem PKB, ale nie mówią, w jakim stopniu wzrost PKB podnosi jakość życia, a w jakim ją niszczy. A przecież kiedy już wszystkie nasze potrzeby i pragnienia – od jedzenia po seks – zaspokoi rynek i kiedy całe nasze życie zostanie sprowadzone do zarabiania oraz wydawania pieniędzy, staniemy się najbardziej nieszczęśliwymi, najbardziej samotnymi i absurdalnymi stworzeniami na świecie."

    To fragment wyciety z "Wieku klamstwa" Zygmunta Baumana. Wydaje mi sie, ze pasuje jak ulal do zilustrowania struktury wydatkow w USA.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Takie Jeden Łoś:

    Tak jakby w Polsce nie było takich tendencji... Z moich obserwacji widzę, że ludzie w USA mają też wolny czas, nie demonizujmy. Za to słyszę często od znajomych w Polsce, że harują po 16h/dobę by nadążyć ze spłatami raty mieszkaniowej, samochodowej i mieć jeszcze na jakieś wakacje i zakupy w markecie... zestaw kina domowego itp.

    OdpowiedzUsuń
  10. stanisław chmielewski15 czerwca 2010 21:28

    "A przecież kiedy już wszystkie nasze potrzeby i pragnienia – od jedzenia po seks – zaspokoi rynek i kiedy całe nasze życie zostanie sprowadzone do zarabiania oraz wydawania pieniędzy, staniemy się najbardziej nieszczęśliwymi, najbardziej samotnymi i absurdalnymi stworzeniami na świecie"
    Wolałbym, żeby pan Bauman nie zajmował się tym czy jestem szczęśliwy czy nie, już raz jego ziomkowie próbowali uszczęśliwić ludzkość i kiepsko na tym wyszliśmy.
    Czy oni nigdy nie przestaną?

    OdpowiedzUsuń
  11. @Taki jeden Łos:
    no coz, Bauman w duzym stopniu ma racje. Tak wyglada mniej wiecej zycie przecietnej rodziny z klasy sredniej, ktora ma kredyt na dom do splaty i dzieci i gdzie oboje rodzice pracuja.

    Kujawianin:
    masz czas jak nie masz dzieci. Jesli je masz, zycie sie bardzo komplikuje. Bo trzeba rano dziecko nakarmic, ubrac, odstawic (samochodem) do daycare czy szkoly. Potem trzeba zasuwac do wlasnej pracy, potem trzeba dziecko odebrac. Jak sie mieszka poza centrum na przedmiesciach (a tak w wiekszosci zyja Amerykanie) to jesli dziecko owo ma kiedykolwiek chodzic na jakies inne zajecia czy robic cokolwiek poza siedzeniem w domu za kompem - trzeba znowu go zawiesc i odebrac. W miedzyczasie znowu nakarmic..i tak to sobie leci.
    Z obserwacji wlasnych (11 lat zycia w USA) widze, ze czas maja ci co albo nie posiadaja dzieci albo juz dzieci odchowali i prawie dom splacili. Ci co maja dzieci a nie maja domu i wynajmuja tez nie maja lekko: 3 pokoje i $2000 miesiecznie za wynajem (o ile nie chcemy mieszkac w jakiejs norze i o ile jest to w miare wieksze miasto). Do tego dwa samochody, bo jak oboje rodzice pracuja to kazde z nich musi dojechac do pracy. Life.
    W Polsce cala masa ludzi mlodych i starszych mieszka z rodzicami w jednym domu - w USA nie.
    W Stanach to rzadkosc, ze do sklepu po zakupy czy na poczte albo do banku mozna dojsc na piechote. Zwykle trzeba jechac.

    OdpowiedzUsuń
  12. O ile amerykańska struktura wydatków wygląda na wiarygodną, o tyle polska jest niejasna. Gdzie właściwie należałoby umieścić spłatę kredytów mieszkaniowych?Jeżeli w pozycji "Użytkowanie mieszkania i nośniki energii", to jest to niewiarygodne, bowiem samo ogrzewanie plus prąd i woda powinny spokojnie dać te 18,9%, które jest podane. Być może spłata kredytów tkwi w pozycji "Inne". Wtedy otrzymamy "housing" porównywalny z tym amerykańskim na poziomie 42,3% (17,9 + 18,9 + 5,5 za "Wyposażenie mieszkania itd."). I chyba tak właśnie należy to interpretować.

    OdpowiedzUsuń
  13. Takie Jeden Łoś16 czerwca 2010 03:04

    @Stanislaw Chmielewski

    W calym wywiadzie "Wiek klamstwa" Bauman ma sporo racji. Jedyne z czym sie nie zgadzam to uzyta terminologia. On to nazywa krytyka turbokapitalizmu, podczas kiedy w mojej terminologii bylaby to krytyka keynesizmu. Zgadzam sie jednak z pogladem, ze kierowanie sie w rozwoju spoleczenstwa wskaznikiem PKB jest chore. Zgadzam sie z pogladem, ze czesc wzrostu PKB jest zaspokajana kosztem rozrywania nieuwzglednianych w tym wskazniku wiezi spolecznych, a co za tym idzie prowadzi na dluzsza mete do strat, generujaca zysk ekonomiczny jedynie w krotkiej perspektywie. Zgadzam sie tez z Baumanem w krytyce konsumpcji jako celu zyciowego.
    Ja odebralem ten wywiad Baumana jako tesknote za spolecznym konserwatyzmem, a to jest dokladnie taka nuta na ktora mi w duszy gra.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przecież nie po to banki kreują miliardy, żeby leżały one bezczynnie na rachunkach:) Ludzie muszą kupować, kupować, kupować... i pompować kolejne bańki.

    Rządy cieszą się ze wzrostu PKB i podatków, banki z odsetek, sprzedawcy z utargu, telewizje z reklam, inwestorzy ze stóp zwrotu itd. Tylko, że wszystko to jest sztucznym, napompowanym wzrostem gospodarczym. A jak z bańki zacznie uciekać powietrze, to zawsze można zrzucić winę na wolny rynek... i jeszcze sobie pointerweniować.

    Jedyne co może położyć kres takiej wypaczonej konsumpcji to prawdziwy standard złota:)

    OdpowiedzUsuń
  15. @futrzak:

    Ja mieszkam na prowincji. Za dom z działką, ładnie położony, płacę $600. Jest blisko centrum, jeździ się na krótkie dystanse, zajmuje to mało czasu. Żona nie pracuje, zajmuje się dziećmi. Mamy sporo wolnego czasu.
    Rozumiem, że w dużych aglomeracjach może być inaczej. Dlatego mnie tam nie ma. :) Po co żyć w takiej Kalifornii, zarabiać duże pieniądze, jeżeli ma się takie wydatki o jakich piszesz? Na prowincjach jest sporo pracy. W wielkich miastach są koszty, przestępczość i brak czasu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeszcze jednak uwaga, tak mi się przypomniało. Nie są prawdziwe jakiekolwiek opinie, które zaczynają się od zdania, że "W USA to ludzie żyją tak a tak." Kraj jest ogromny i prawie tak różnorodny jak Europa. Tylko język w USA jest wspólny (też nie do końca). Są ludzie, którzy nie mają czasu, zarobią $1M dolarów, wydadzą 1M na wynajem, mają zero i brak wolnego czasu (tak, tak trochę przesadzam). Są tacy, co zarobią 20k, wydadzą na życie $20k i też nic im nie zostaje, ale mają czas wolny i żyją w podobnych warunkach bytowych, tylko po prostu w innym regionie. Są miasta, gdzie ludzie bezustannie na siebie trąbią i zajeżdżają sobie drogę, w innych życie toczy się leniwie i jakoś tak szczęśliwie, a na drodze każdy każdemu ustępuje i jeszcze machają do siebie rękami (bynajmniej nie pięścią :D ). To jest właśnie USA. Brak schematów, standardowego modelu życia, jednej jedynej metody egzystencji. Dlatego drażnią mnie takie uogólnienia jakie zaraz tutaj formułują niektórzy w komentarzach, na podstawie jednej książki wiedzą już wszytko o całym kraju.

    OdpowiedzUsuń
  17. stanisław chmielewski16 czerwca 2010 12:54

    @TJŁ
    Rząd się podnieca PKB tylko i wyłącznie z jednego powodu. W cenie każdego produktu jest ok 50% podatków.
    Wyższy PKB oznacza więcej pieniędzy do podziału w budżecie.

    "Bauman ma sporo racji" na przykład?

    "Zgadzam sie tez z Baumanem w krytyce konsumpcji jako celu zyciowego" wolna wola ale obiecaj, że nie zabronisz mi mieć takiego celu?

    "A przecież kiedy już wszystkie nasze potrzeby i pragnienia – od jedzenia po seks – zaspokoi rynek (...)"
    Podskórnie wyczuwam chęć do interwencji w rynek. A to z konserwatyzmem nie ma specjalnie dużo wspólnego, chyba, że jako konserwatyzm uznasz zachowanie systemu socjalistycznego.

    OdpowiedzUsuń
  18. @kujawianin:
    to jeszcze mi powiedz, co to za prowincja i co robisz zawodowo, z czego sie daje utrzymac rodzine z dwojka dzieci.
    Oczywiscie, o ile to nie tajemnica/problem.

    OdpowiedzUsuń
  19. @futrzak:"to jesli dziecko owo ma kiedykolwiek chodzic na jakies inne zajecia czy robic cokolwiek poza siedzeniem w domu za kompem – trzeba znowu go zawiesc i odebrac."

    A czemu tak MUSI być? Dlaczego miliony polskich dzieci wychowały się ganiając po osiedlach, grając w berka, chowanego lub puszczając latawce? Dlaczego uważasz, że są tylko dwa modele życia. Ten w którym dziecko siedzi przed kompem albo ten, w którym uczęszcza na zorganizowane zajęcia? Każdy z tych modeli jest chory (izoluje dziecko od rówieśników i wspólnej, nieskrępowanej zabawy). Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce jeszcze 40 lat temu było inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  20. HeS:
    jeszcze 40 lat temu w USA tez bylo inaczej. Zmiany wynikaja ze zmian w trybie zycia. Przez te 40 lat masy ludzi wyniosly sie na odlegle przedmiescia, gdzie co prawda domek i ogrod ale absolutnie nie ma nic poza tym - trzeba jechac wszedzie. Do szkoly, do swietlicy, na poczte, do banku. Rownoczesnie rodzice - odnosze wrazenie - i to wszedzie, nie tylko w USA coraz bardziej cierpia na paranoje kontroli swoich dzieci.
    Ja bedac dzieciakiem caly dzien bawilam sie z horda innych na podworku i w calej okolicy, do szkoly chodzilam sama na piechote, znalam wszystkie zakatki w promieniu co najmniej 5 km.

    Tylko, ze wtedy chyba przestepcczosc byla mniejsza. Dzisiaj rodzice w wiekszych miastach nie puszcza dziecka samego do szkoly, bo zaraz "koledzy" ze starszych klas albo zwykli chuligani ich okradna. Kieszonkowe, komorka, zegarek - jak na dzieciaka napadna ze dwa razy to rodzice zaczynaja go wszedzie wozic pod eskorta i trudno sie dziwic.

    Kiedys normalne byly rodziny wielopokoleniowe, dziecmi najczesciej zajmowali sie dziadkowie. Ja sama bylam tak wychowana. Dzadkowie zawsze gdzies tam sobie siedzieli na laweczce z boku i mieli oko na dzieciarnie (nie tylko swoja zreszta). Dzisiaj rodzice mieszkaja z dala od dziadkow, dziadkowie albo juz niezyja albo niedolezni... chcac nie chcac musza wiec dzieci odstawiac do miejsc, gdzie ktos ma na nich oko i gdzie beda w miare bezpieczne.

    Nie mowie, ze to dobrze - mowie tylko, ze tak jest i ze taki tryb zycia obecny wplywa na strukture wydatkow i na to, ile rodzice spedzaja czasu z dziecmi.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Futrzak:

    Arkansas/Science.

    Niskie koszty życia pozwalają utrzymać rodzinę i jeszcze trochę zostaje.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Futrzak:

    Jeszcze coś. Bywałem też i w innych miejscach trochę dłużej niż przejazdem, np. zauważyłem, że w stanie Washington (Richland) wiele rzeczy jest nawet tańszych niż w Arkansas (żywność), a dobre mieszkanie można wynająć nawet za 500 dolarów. To nie była nora. Faktem jest, że ośrodek jest głównie badawczy, w środku pustyni, ale płacą tam lepiej niż u mnie. Jest wiele ciekawych miejsc. Ostatnio mamy tutaj u nas dużo przybyszy z... Kalifornii, sfrustrowanych kosztami i problemem ze znalezieniem pracy, która by za tymi kosztami nadążyła. Co z tego, że pensje wyższe, skoro wydatki też? Trend się odwraca, kiedyś ludzie z Oklahomy uciekali do Kalifornii (jak np. słynny Dust Bowl), teraz jakby odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. @kujawianin:
    nie no dobra, ale w tej chwili mowisz o elicie, a nie o przecietnym Amerykaninie.
    Przecietny bowiem zjadacz chleba w tym kraju ani nie jest naukowcem, ani nie mieszka w poblizu osrodka badawczego na srodku pystyni czy gdzie tam.

    Przecietny Amerykanin na ogol zyje w duzym badz mniejszym miescie a tam realia sa jakie sa: tanie miejsce = obskurna dzielnica i wysoka przestepczosc. Albo tani wynajem, ale w miescinie, gdzie wszyscy dookola zyja z uprawy farm, jest jedna knajpa, jeden supermarket no i jedz sobie tam znalezc prace.

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam pytanie ! Rozwój gospodarczy opiera się na inflacyjnym wroście podaży pieniądza. Kto jest pierwszym właścicielem nowych papierków wprowadzanych do obiegu. I jakie jest uzasadnienie moralno-prawne przyznania pierwszemu właścicielowi prawa własności do papierków wymienialnych na dobra materialne.

    OdpowiedzUsuń
  25. Malok:
    "Rozwój gospodarczy opiera się na inflacyjnym wroście podaży pieniądza"

    A ja myślałem, że na rozwoju techniki, wzroście wydajności pracy, gwarancji praw własności, wolnej konkurencji, wolnym handlu, niskiej korupcji i przejrzystych regułach gry. Widocznie się myliłem.

    OdpowiedzUsuń
  26. @futrzak:

    To żadna elita. Zarabiam tyle, co nauczyciel w szkole do której chodzą moje dzieci. Arkansas to nie pustynia ani ośrodek badawczy. Ludzie do nas przyjeżdżają z Kalifornii, z Oregonu, więc najwyraźniej jest praca, której u nich brak. A że nie ma mnóstwa teatrów? To już rozmawiamy o wyborach, a nie o konieczności. Chcesz mieć mnóstwo imprez, muzeów, teatrów, filharmonię itd, to trzeba płacić za duże miasto. Chcesz mieć sielskie, spokojne życie, to Arkansas. :) Podobnie jest w całych środkowych stanach, typu Mississippi, Luizjana, Missouri, Oklahoma, Kansas. Tanio i przyjemnie, niskie koszty, przyzwoite zarobki, nie za wiele filharmonii. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. @Ja
    Nie myliłeś się. Podobnie dla sportowca trenining , odżywianie się, sprzęt wpływają na poziom sportowy zawodnika.Poziom ten a nawet większy,może też uzyskać wstrzykując do organizmu dopalacz. Podobnie jest z inflacją, która jest takim dopalaczem.

    OdpowiedzUsuń
  28. @kujawianin:
    ile procent osob aktywnych zawodowo w USA stanowia naukowcy?
    Nikly procent, prawda? A powyzsze wykresy przedstawiaja strukture wydawania pieniedzy usredniona dla calego kraju. Nie wyklucza ona wyjatkow odbiegajacych od schematu, ale sa to tylko wyjatki.
    ok. 78% PKB USA stanowia uslugi i tam jest zatrudniona najwieksza ilosc osob. To nie sa naukowcy ani inzynierowie, ktorzy moga sobie isc pracowac gdzie im sie zywnie sposoba. To sa ludzie, ktorych wybory odnosnie miejsca zamieszkania sa sciasle zwiazane z tym, gdzie beda w stanie znalezc prace.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Futrzak:
    Nie wierzę, że w USA nie ma strukturalnego bezrobocia i bezrobotnych, którzy kurczowo trzymają się jednego miejsca, bo wyobrażają sobie, że mieszkają w najlepszym. Ludzi, którym żyje się źle, ale nie potrafią uwierzyć, że gdzie indziej mogłoby być lepiej. Patrz Nowy Orlean. Dopiero Katrina rozgoniła tamte slumsy. Sporo przestępczości z NO przyjechało do nas w 2005 roku i było nieco mniej bezpiecznie póki się towarzystwa nie wyłapało i nie posadziło do więzień. Jednak dla wielu innych, nie przestępców, Nowy Orlean był najlepszym miejscem do życia.

    Co do tego nikłego procentu, osoby które do nas przyjeżdżają z Kalifornii to nie są naukowcy. Pracę znajdują.

    OdpowiedzUsuń
  30. [...] This post was mentioned on Twitter by Adam Duda, Adam Duda. Adam Duda said: Jak Polacy wydają pieniądze http://goo.gl/fb/AVbgI [...]

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...