wtorek, 6 lipca 2010

Kurz na wietrze

Myślę, że każdy czytelnik tej strony zdaje sobie sprawę z sytuacji jaka panuje w Wielkiej Brytanii, która rządzona przez lata przez partię pracy doczekała się deficytu budżetowego na poziomie 11% PKB. 11 procent to praktycznie poziom greckiego deficytu, który doprowadził do bankructwa tego kraju. Co prawda Grecja ciągle sprzedaje swoje obligacje, ale tylko i wyłącznie dlatego, że kupuje je Europejski Bank Centralny, który w oczywisty sposób będąc pod presją polityczną ratuje wizerunek Unii. Jak się skończy historia greckiego epizodu jeszcze nie wiadomo. Wiadomo natomiast że bonanza tam trwa w najlepsze i Grecja nawet nie ma w planach zmniejszania swojego zadłużenia.


Wielka Brytania nie jest w strefie euro i posiada własny Bank Centralny, dzięki czemu było możliwe samodzielne wydrukowanie funtów i sfinansowanie deficytu. Pomijając już jazdę po kompletnej moralnej i finansowej bandzie, jaką jest druk pustych pieniędzy, trzeba mieć w świadomości, że nie można drukować bez końca w takim tempie  nie niszcząc swojej waluty po drodze.


Dlatego nowo wybrany rząd w UK musi zacząć ciąć wydatki.. ciąć i to zdrowo. Jak się okazuje, humorystyczne obrazki z czasów wyborów:



dziś mają swoje zastosowanie. Za gazetą:




Minister finansów George Osborne polecił resortom rządowym przygotowanie planu zmniejszenia ich wydatków o 25-40 proc. do końca lipca. Jest to więcej niż sugerowane pod koniec czerwca 25 proc. - informuje telewizja Sky.


Plany te związane z najbardziej szczegółowym przeglądem rządowych wydatków od II wojny światowej podyktowane są zamiarem zmniejszenia deficytu finansów publicznych sięgającego 156 mld funtów (10-11 proc. PKB) w obecnym roku finansowym 2010-11.

Planowane cięcia wydatków obejmą wszystkie resorty z wyjątkiem zdrowia i pomocy zagranicznej. Stosunkowo łagodniej potraktowano też oświatę i obronę - skalę cięć wyznaczono im na 10-20 proc.

W ocenie rzeczoznawców Instytutu Analiz Fiskalnych oznacza to, że średnia skala cięć dla pozostałych resortów sięgnie ok. 33 proc. Decyzje zostaną formalnie ogłoszone jesienią z okazji preliminarza budżetowego na rok 2011-12.

"Przedstawiciele rządu podkreślają, że na obecnym etapie idzie o wstępne założenia planowania wydatków i że cięcia na tak dużą skalę nie zostaną wprowadzone z chwilą ogłoszenia" - zaznacza Sky TV.

"Jest w tym element sterowania oczekiwaniami. Jeśli mówi się politykom, że w wyniku cięć stracą głowę i obie nogi, a następnie okazuje się, że jedną z nóg udało im się ocalić, to będą się poczuwali do wdzięczności. Ważny jest też szum wokół cięć, bo jest źródłem presji na decydentów" - tłumaczy podejście rządu telewizja Sky.

Biuro ds. odpowiedzialnej polityki budżetowej (OBR) ocenia, że walka z deficytem przełoży się na zwolnienia ok. 600 tys. miejsc pracy w sferze budżetowej.

W ramach działań mających na celu uzdrowienie finansów publicznych koalicja konserwatystów z liberalnymi demokratami wprowadziła cięcia wydatków o 6,2 mld funtów, a od stycznia 2011 r. podniosła podstawową stawkę VAT do 20 proc. z 17,5 proc.

Inne działania przewidują zamrożenie w budżetówce płac powyżej 21 tys. funtów rocznie na trzy lata, zamrożenie zasiłku na dzieci na trzy lata, wprowadzenie limitu na zapomogę mieszkaniową i zmniejszenie ulg podatkowych dla gospodarstw domowych o dochodach powyżej 40 tys. funtów rocznie.

No proszę, a jednak można. Konserwatyści  zapowiadali cięcia min poprzez takie plakaty wyborcze:



Co prawda plany cięć w UK są kolosalne i w oczywisty sposób nierealne, ale jestem pewien, że postanowiono tu wykorzystać starą technikę negocjacyjną. Zarządaj więcej niż spodziewasz się uzyskać, żeby potem każde ustępstwo wyglądało jako akt łaski.


Cameron idzie ostro i widać, że dąży do Exuperowskiego pojecia perfekcji w której:



Perfection is achieved, not when there is nothing more to add, but when there is nothing left to take away.

W UK wiadomo kto rządzi. Tu nie ma wymówek, typu no chciałem, ale prezydent nie pozwolił. No chcemy ale senat zmodyfikował. Wiadomo, że jak wygra jakaś partia, to ona bierze całą odpowiedzialność za to co się dzieje pod ich rządami. We Francji mamy system typowo prezydencki. Jak sprawy idą w złym kierunku, to odpowiedzialność bierze za to Sarkozy i jego świta. W Niemczech podobny jest system kanclerski. Rządzą partie z kanclerzem na czele, a prezydent jest zupełnie nie istotny.


W Polsce za to jest tak, że władza wykonawcza podzielona jest pomiędzy rządem a prezydentem. Jeden i drugi wybierany jest w wyborach powszechnych (rząd pośrednio poprzez sejm).


Wskutek tego mamy ciągłą karuzelę wyborczą połączona z festiwalem obietnic. Ciągły bałagan myśleniem o wyborach i zwalaniem odpowiedzialności na inne osoby. Dlatego nie zgadzam się zasadniczo z osobami, które argumentują za głosowaniem na przeciwną opcję (czy to na prezydenta, czy to do sejmu), żeby nie oddać władzy w jedne ręce. Klincz nie jest dobry, gdyż odpowiedzialność jest rozmyta, a przy braku odpowiedzialności jest większa skłonność do kunktatorstwa lub robienia rzeczy zwyczajnie szkodliwych.


Teraz PO przejmuje pełnię władzy. I co teraz? Reformy? Powrót do idei 4xtak? Podatek liniowy? Cięcia w wydatkach budżecie o 40 procent w dół? Zmniejszenie biurokracji? Założenie firmy w 5 minut przez internet?


Czy kolejna karuzela wyborcza tym razem przed wyborami do samorządu, a potem do sejmu?


Przez 3 lata w sejmie można przygotować ustawy gotowe na cito. Teraz tylko wyciągnąć z szuflad i uchwalić zaraz po zaprzysiężeniu prezydenta. Hurra.


Obawiam się jednak, że reform będziemy widzieć tyle co kurzu na wietrze. No ale zobaczymy.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=_hzv0TSSDgU&feature=related]














10 komentarzy:

  1. Dodalbym jeszcze wywalanie urzednikow.
    Trzeba wywalic od jakiegos tam szczebla w gore jak w USA.
    Prezydent powinien miec wladze wieksza niz premier. Premier to conajwyzej zastepca prezydenta. Wladza wykonawcza dla prezydenta. Wladza ustawodawcza dla sejmu (max 60-80 osob moze byc zalezne od ilosci mieszkancow) , senat najlepiej w polowie oparty na biskupach (nie ma problemu elekcji, jest stabilnosc i nieusuwalnosc).


    Hardkorowcy pewnie dodali by niemoznosc uchwalania ustaw negatywnych dla obywatela czesciej niz raz na kadencje. I powszechne glosowanie nad wysokoscia i rodzajem podatkow.

    OdpowiedzUsuń
  2. W UK przecietnych ludzi te ciecia nie martwia a nawet przeciwnie.
    1.Biurokracja i socjal.Ciecia 25-40% w zatrudnieniu i wydatkach w urzedach.Takze zamrozenie pensji na 2 lata oraz skasowanie planow emerytalnych tzw.Salary Pension Scheme oraz zmniejszenie odpraw zwalnianym pracownikom. Zamykaja takze okolo 600 portali rzadowych z mala liczba wizyt(zawartosc przeniesiona do pozostalych 120).Do tego zaczela dzialac specjalna komisja ktora ma na celu zlikwidowanie przepisow bzdurnych,glupich przestarzalych itp.Zabranie benefitow najlepiej zarabiajacym(powyzej 40 tysiecy na rodzine)oraz wprowadzenie restrykcyjnych kontroli dla starajacych sie o socjal.Benefity waloryzowane o inflacje a nie kwoty wziete z sufitu.
    2.Biznes.Obnizka podatkow dla korporacji z 28 do 24% i dla malych firm z 24 do 20% z jednoczesnym uszczelnieniem systemu podatkowego.Podwyzka podatku od zyskow kapitalowych(bedzie placony tak jak dochodowy czyli zaleznie od wysokosci zyskow).Dodatkowy specjalny podatek nalozony na banki.
    3.Praca i podatki.Zmniejszenie podatkow dla najnizej zarabiajacych(poprzez zwiekszenie kwoty wolnej od podatku) oraz podwyzka pensji minimalnej.Jednoczesnie podniesienie VAT-z moich wyliczen wynika iz dla rodziny o przecietnych wydatkach podwyzka VAT oraz nizszy placony podatek niweluja sie niemal idealnie(do zarobkow na singla 21 tysiecy lub na rodzine 40 tysiecy)-kto ma wiecej to juz traci ale na biednego nie trafia.Podwyzka podatkow dla najlepiej zarabiajacych z 24 do 28%.Podatki na drugi domy itp.Wiek emerytalny podniesiony o 1 rok(do 66 lat).Wzmocnienie prawa pracy-szczegolnie ciezkie zycie beda mialy agencje pracy tymczasowej dla ktorych czas placenia groszy i pomiatania pracownikiem sie konczy.

    Zasadniczo na owych zmianach traca glownie bogacze,bankowcy,urzednicy rzadowi(szczegolnie wyzszych szczebli)oraz nieroby na socjalu i to oni glownie protestuja ale poparcia masowego nie maja a nawet wrecz przeciwnie.Klasa robotnicza i srednia niemal tych ciec nie odczuje.Widac tez iz w tych cieciach chodzi o to aby przekierowac strumien pieniedzy z gospodarki wirtualnej do gospodarki realnej oraz z sektora panstwowego do prywatnego.

    P.S.A wszystko to w jakoby dzikim kapitalizmie anglosaskim-widzial ktos z was w tej jakoby solidarystycznej i prospolecznej Polsce takie reformy ktore glownie uderzaja w bogatych a nie w biednych?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Panika2008

    No wiadomo jak porzadzi.Teraz zrobia pare ruchow oszczednosciowych-bo Bruksela kaze,bo kryzys(mozliwa druga fala),bo zeby nie bylo ze nic nie robia itp.Wiec pare ostroznych ruchow zrobia zeby pokazac ze dzialaja ale nic szczegolnie drastycznego.Glownie jednak skupia sie na zrzucaniu win na PIS.To dlatego mimo wygranych wyborow ciagle stosuja agresywna retoryke-trzeba lemingi utrzymac w bojowym nastroju.To po to wolaja o 500 dni na reformy.500 dni?-przeciez to bezczelnosc-kazdy NOWY rzad prosi o 100 dni a oni nowym rzadem NIE SA.Jednak owe haslo 500 dni idealne bedzie do przypomnienia przed wyborami parlamentarnymi(500 dni jeszcze nie minelo,wiele spraw jest w trakcie realizacji,to wina kaczystow ktrorzy bruzdza itp).Tak wiec najblizszy rok w POlsce to bedzie rok "niesmialych reform" oraz smialej i ostrej walki politycznej obliczonej na wykonczenie wszelkiej opozycji."Reformy" na calego zaczna sie po wyborach parlamentarnych i niech wtedy ma Bog w opiece przecietnego Kowalskiego bo bedzie placz i zgrzytanie zebow-drugi Meksyk a moze i druga Argentyna.

    P.S.Przy uwazam ze Polska gospodarka nie upadnie ale przecietny Polak i owszem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmniejszenie zatrudnienia w budżetówce o 600 tys. etatów ho! ho! to się ładnie biurokracja namnożyła w GB (może to jakiś błąd?) Według obliczeń Prof. Rybińskiego w Polsce w administracji pracuje 420 tys. osób, a w całej strefie budżetowej 620 tys. ludzi http://forsal.pl/artykuly/433438,rybinski_kto_okielzna_potwora_biurokracji.html.
    Tak czy inaczej jeżeli założymy, że pojedynczy pracownik adminstracji kosztuje 8 tys. zł (wynagrodzenie brutto + składka pracownika, biuro, obsługa pracownika, telefony, samochody etc. kwota może trochę wygórowana) to każde 100 osób zwolnionych daje nam 0,8 mln zł oszczędności miesięcznie (powiedzmy 10 mln rocznie) każdy 1000 to 100 mln, a 10 tys. jakieś 1 mld. Zmniejszenie zatrudnienia o 100 tys. osób (czyli 25%) to jakieś 10 mld oszczędności. Proste.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesli zapowiadane przez bonzow zwiazkowych strajki dojda do skutku to rzeczywiscie trzeba bedzie obcinac te plany albo szykowac sie na powtorke z historii (okres zelaznej damy).
    Co do ordynacji wyborczej to Clegg (liberal democrats) obiecal swoim wyborcom referendum w tej sprawie i beda proby zmiany jej na cos blizszego polskiemu idealowi :) Data referendum zaplanowana wstepnie jest na maj 2011.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brocki:
    "cos blizszego polskiemu idealowi "

    Nie do końca, jeśli już, to raczej australijskiemu. Z tego co wiem, w grę wchodzi system Alternative Vote ( posłowie wybierani w okręgach jednomandatowych, zgodnie z ordynacją preferencyjną ) lub jego odmiana, Alternative Vote Top-up ( system mieszany, w którym 80-85% posłów jest wybierana jak w "klasycznym" AV, a reszta z regionalnych list partyjnych ). Oba te systemy różnią się od ordynacji proporcjonalnej.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Ja

    Zgadza sie. ale gdzies mnie sie obilo o uszy ze niby proporcjonalny. Sprawdzilem ponownie i pokrywa sie z Twoja wersja. Dzieki za korekte :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że ten artykuł: http://www.obserwatorfinansowy.pl/2010/04/15/wielkiej-brytanii-pomogla-niezalezna-polityka-monetarna/ jest bardzo fajnym uzupełnieniem do w/w artykułu.

    Z poważaniem,
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
  9. Brocki:
    Są w UK zwolennicy ordynacji proporcjonalnej, ale nie są zbyt wpływowi i nie mają wielkich szans na to, by wprowadzić swoje pomysły w życie.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Ja

    And good for the UK :)

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...