sobota, 25 lutego 2012

Sztywne kursy

Robi się już z tego nie mal tradycja, że Trystero pisze prowokujący wpis o standardzie złota, a ja na tą prowokacje odpowiadam. Niech i będzie tak samo i tym razem. Nie chce być tu jakimś Ordonem na reducie, bo bronienie standardu złota robi się powoli bronieniem jakiejś krainy jednorożców. Mieliśmy w nowożytnych czasach kilka upadków waluty, lecz pomijając kilku wieśniaków w Zimbwawe, ofiary hiperinflacji przechodzili na rozliczanie się po prostu w innej walucie. Także złoto raczej nie wróci, co oczywiście nie oznacza, że nie można w nim parkować oszczędności. Można, a nawet trzeba w ramach emerytalnej dywersyfikacji.


Trystero popełnił wpis, zarzucający zwolennikom standardu złota, czy wolnej waluty niekonsekwencje. Niekonsekwencja miała by polegać na tym, że złotomaniacy chcą z reguły opuszczenia strefy Euro, która to strefa euro ma cechę bardzo podobną do standardu złota. Stałe kursy wymiany, gdyż oparte na jednej i tym samej jednostce rozliczeniowej.


Na ten paradoks można odpowiedzieć bardzo prosto. Standard złota, nie jest aż tak podobny do strefy Euro, żeby strefę Euro polubić kosztem przeniesienia władzy nad pieniądzem jeszcze dalej od obywateli. Z Warszawy do Frankfurtu. Cecha stałych kursów to jedno, ale kompletnie to nie przeważa utraty wpływu na druk waluty i na kupno aktywów za ten druk. Przykład jest bardzo prosty. Co ma przeciętny Słowak z tego, że Merkozy zadecydował, że ECB będzie kupował greckie i włoskie obligacje? Dlaczego nie kupuje słowackich? Słowacki rząd i sami Słowacy bardzo by się ucieszyli gdyby ECB obniżył odsetki od ich własnego długu. Ale niestety. Oni już nie mogą decydować. Standard złota, czy standard wolnego pieniądza zawsze polegał na tym, że to ludzie decydują co chcą używać za jednostkę rozliczeniową. Z perspektywy standardu złota im bliżej ta decyzja jest ludzi tym lepiej, a trudno dyskutować z faktem, że wpływ Polaków na swoją walutę jest znacznie większy, gdy jest ona emitowana w Warszawie niż nad Menem. Wydawało mi się to oczywiste, jednak widać trzeba te niby paradoksy wyjaśniać. Oczywiście można argumentować, że mamy demokracje i że wybór tego że mamy narzuconą walutę w postaci PLN czy oddaną za Odrę w postaci Euro jest wyborem nas samych; ludzi. Można. Ale można też być w mniejszości i prezentować inne zdanie.


O zaletach płynnych kursów wymiany Trystero pisze



Przed powstaniem strefy euro niezbędne mechanizmem dostosowawczym były wahania kursów walutowych – kursy walut państw, których gospodarki traciły konkurencyjność spadały, zwiększając konkurencyjność eksportu i zmniejszając konkurencyjność importu. Dokładnie taki mechanizm, w postaci gwałtownej przeceny złotego, znacznie pomógł polskiej gospodarce w latach 2008-2009.

Cóż, myślę że chyba Trystero przespał to, co się działo w czasie tego kryzysu. Skoro płynny kurs walutowy to taki super mechanizm dostosowujący, to kursy euro i dolara w 2008-2009 roku powinny spadać. W końcu tam był kryzys i spadek PKB. Widzieliśmy coś znacznie przeciwnego. Dolar i Euro umacniały się bardzo szybko, a polski złoty się osłabiał, mimo ze w Polsce przecież nie było recesji i wręcz przeciwnie - powinien się umacniać. Nie wspominając już o przypadkach franka szwajcarskiego czy korony norweskiej. Wzrost ich waluty kompletnie nie odzwierciedlał wzrostu ich nadwyżki eksportowej. Dlaczego się tak działo to już oczywiście inna kwestia.


Mając na myśli Hiszpanię Trystero pisze:



Kryzys na rynku długu publicznego jest skutkiem opisanego wyżej problemu strefy euro. Część państw strefy euro przez kryzysem finansowym prowadziło wzorową politykę fiskalną (politykę nadwyżek budżetowych).

Ale zapomina dodać, że Hiszpania ma jeden z największych długów wśród gospodarstw domowych i firm prywatnych:


A inwestorzy pomni doświadczeń amerykańskich czy europejskich już wiedzą, że dług prywatny łatwo przeistacza się w dług publiczny poprzez różne bailouty. I ten dług jest przez nich dyskontowany. Oczywiście kwestia bailoutów czy nadmiernego zadłużania tak samo jak w standardzie złota tak samo w strefie Euro jest wynikiem głupoty decydentów, a nie samej waluty. Standard złota powodowałby po prostu szybsze bankructwo, gdyż zamknięta by była ścieżka spłaty długów przez ich dzikie drukowanie w centrali. Dzięki drukowaniu nie rozwiązujemy problemu, a wręcz przeciwnie... dalej Europa brnie w strukturalne problemy, kosztem wszystkich..też i Słowaków. Dalej Trystero pisze..



W standardzie złota, tak w jak w strefie walutowej, państwo tracące konkurencyjność nie może skorzystać ze spadku kursu walutowego. Może dokonać bolesnej wewnętrznej dewaluacji – próby takich działań doprowadziły do Wielkiego Kryzysu w latach 30’ albo opuścić standard złota – tak jak robiły to kolejne państwa w czasie Wielkiego Kryzysu w celu odzyskania konkurencyjności.

Musze przyznać, że powoływanie się na Wielki Kryzys i wskazanie na jego przyczynę w standardzie złota to wielce karkołomna teza. Czekam na jakieś głębsze badania, bo publikowania kila wykresów, rzekomo mającą udowadniać związek przyczynowo skutkowy to zwykłe cherry picking.


Teoretycznie zmiana jednostki miary nie zmienia stosunku wymiany, jednak zanim się ten stosunek na nowo ustabilizuje mija trochę czasu. Problem z tym, że inflacja i ciągłe zwiększanie bazy monetarnej nauczyły nas tego, że płace mogą iść tylko w górę, a jak nie idą to sami wychodzimy na ulice. Problem z dewaluacją waluty poprzez druk czy płynne kursy polega na tym że tnie wszystko po równo jak leci. tnie oszczędności jak i płace we wszystkich sektorach, tych dochodowych i tych faktycznie wymagających dewaluacji. "Bolesna dewaluacja", jest dlatego bolesna tylko z tego przyzwyczajenia. Gdy widzimy na pasku od wypłaty ze dostajemy mniej, to jest to o wiele bardziej wkurzające od tego, jakbyśmy dostawali więcej, ale mniej mogli za to kupić. Natomiast jedną z zalet wewnętrznej dewaluacji jest to że, powinna działać tylko tam gdzie jest to potrzebne. I tak, jeżeli informatycy zarabiają relatywnie dużo, lecz ich branża jest dochodowa a informatyków mało, to ich płace nie spadają. Jeżeli górnicy zarabiają relatywnie dużo, a ich branża jest niedochodowa i dodatkowo potencjalnych górników dużo, to ich płace maleją. Społecznie nierealne? Być może tak. Być może jesteśmy za głupi na wolny pieniądz i stąd lepszy jest pieniądz pusty? Na pewno w obecnym stanie zbiorowego umysłu globalnej społeczności. I na koniec.



Naturalnie, część zwolenników standardu złota będzie argumentować, że problemem nie jest żadna konkurencyjność lecz poziom długu publicznego. Warto im więc pokazać pierwszy wykres z artykułu This Time is Different, który udowadnia, że kryzysy na rynku długu publicznego występowały także w standardzie złota. W XIX wieku zdarzały się okresy, w których nawet 40%-50% państw restrukturyzowało swój dług lub odmówiło jego spłaty:

Wręcz przeciwnie. W systemie fiat money państwo zawsze może nałożyć podatek w postaci wydrukowania swoich zobowiązań, co powinno się przełożyć na mniejszą ilość bankructw. W końcu nie każdy druk od razu wywala całą walutę.


******************


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=dYmJHKITeMs]

22 komentarze:

  1. Dwie uwagi:

    Napisałeś: "Cóż, myślę że chyba Trystero przespał to, co się działo w czasie tego kryzysu. Skoro płynny kurs walutowy to taki super mechanizm dostosowujący, to kursy euro i dolara w 2008-2009 roku powinny spadać. W końcu tam był kryzys i spadek PKB. Widzieliśmy coś znacznie przeciwnego."

    Cóż, to rynek decyduje a nie Ty co powinno się stać z kursami walutowymi. Powinieneś o tym wiedzieć jako zwolennik mechanizmu rynkowego i przeciwnik interwencjonizmu. Najwyraźniej rynek ocenił, że ewentualne konsekwencje kryzysu w USA będą dużo bardziej odczuwalne w Polsce niż w samych USA. Nie zamierzam dyskutować z rynkiem, zwłaszcza tak płytkim jak FX.

    Napisałeś też: "Ale zapomina dodać, że Hiszpania ma jeden z największych długów wśród gospodarstw domowych i firm prywatnych:"

    Nic nie zapomniałem, napisałem wcześniej "Kryzys na rynku długu publicznego jest skutkiem opisanego wyżej problemu strefy euro' i kontynuowałem o długu publicznym.

    Podoba mi się jednak fakt, że zauważasz, że problemem jest też dług prywatny ponieważ Twój ideologiczny obóz zdaje się sugerować, że ten cały kryzys w EMU to wina nieodpowiedzialnych polityków :)

    W kwestii samego standardu złota nie zamierzam dyskutować. Pozwolę tylko sobie zauważyć, że standard złota nie przesuwa polityki monetarnej blisko zwykłych ludzi. Przesuwa ją od bankierów do zarządów firm wydobywających złoto. Trzymajmy się faktów.

    OdpowiedzUsuń
  2. [...] Duda napisał polemikę do powyższego tekstu. Możecie ją znaleźć tutaj. Podziel się:Related [...]

    OdpowiedzUsuń
  3. "Społecznie nierealne? Być może tak."

    Ot, to to. Wolę pusty pieniądz niż zamieszki i losowo wybranego Leppera u steru.

    OdpowiedzUsuń
  4. trystero
    Twój ideologiczny obóz
    Ja nie jestem w żadnym obozie ideologicznych. prosze bez łatek bo to są tanie chwyty

    Pozwolę tylko sobie zauważyć, że standard złota nie przesuwa polityki monetarnej blisko zwykłych ludzi. Przesuwa ją od bankierów do zarządów firm wydobywających złoto. Trzymajmy się faktów.

    trzymajmy się faktów. Złoto jako takie ma jedno z najwyższych stock to turnover ratio


    także efektywne majtanie ceną przez jakąś kopalnie jest mniej niż prawdopodobne

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah, standard złota. Dla jednych Święty Graal, dla drugich barbarzyński przeżytek :)

    Szkoda, że obaj panowie nie podają co mają na myśli pisząc "standard złota". Z treści tekstu Trystero zakładam więc powiązanie złota na sztywno z walutą.

    A może na złoto spojrzeć z innej perspektywy? To nie waluta wycenia złoto, ale złoto wycenia walutę. A co panowie by powiedzieli na taki "standard złota" w którym:
    - kurs walut względem złota jest płynny (cena walut w złocie się wacha)
    - mechanizm odkrywania "ceny" złota opiera się na wolnym rynku fizycznego złota
    - podstawową rolą złota jest zachowywanie siły nabywczej, a nie aspirowanie do roli waluty transakcyjnej
    - pieniądz papierowy jest przede wszystkim walutą transakcyjną, medium wymiany czy jak to się w żargonie nazywa
    - to przepływ złota jest mechanizmem regulującym, więc teoretycznie mógłby nawet działać wewnątrz strefy euro
    - banki centralne dalej mają kontrolę nad polityką monetarną i mogą "naginać rzeczywistość" kupując/sprzedając złoto na rynku. Oczywiście takie działania mają swoje granice, z oczywistych względów

    Apropos standardu złota i Wielkiego Kryzysu. Podobno USA w tamtym czasie sterylizowały efekty przepływu złota, niwelując tym samym naturalny mechanizm adaptacyjny tego systemu. Choć zdaje się, że nie ma do dziś zgody jaki wpływ to miało na sytuację w USA.

    OdpowiedzUsuń
  6. "W kwestii samego standardu złota nie zamierzam dyskutować. Pozwolę tylko sobie zauważyć, że standard złota nie przesuwa polityki monetarnej blisko zwykłych ludzi. Przesuwa ją od bankierów do zarządów firm wydobywających złoto. Trzymajmy się faktów."
    W standardzie złota poziom oszczędności wpływa na stopę procentową.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sceptyku, w standardzie złota nie ma płynnego kursu waluty względem złota. Jest sztywny - jeden talar czy gulden to jeden gram czy uncja. Kropka.
    Problem zaczyna się, kiedy przestajemy wierzyć Bankowi, że za ten nasz papierek z napisem 10 talarów wyda nam 10 gramow.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Żuraw

    No właśnie, i zdaje się w tym jest cały problem ze standardem złota.

    Stąd cudzysłowa w moim komentarzu, bo system w którym wartość walut wyrażona w złocie jest płynna nie jest de facto standardem złota. Robert Zoellick, obecny szef Banku Światowego nazywa to "gold reference point".

    A "sztywny" standard złota tak już się zakorzenił w świadomości ludzi, że ciężko im wogóle rozważać system w którym powiązanie waluty ze złotem nie byłoby sztywne. Bo takie sztywne powiązanie sprawia, że tej ceny trzeba bronić. A jak to się kończy wiemy z historii.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Trystero

    Twierdzisz:

    "W standardzie złota, tak w jak w strefie walutowej, państwo tracące konkurencyjność nie może skorzystać ze spadku kursu walutowego. Może dokonać bolesnej wewnętrznej dewaluacji...

    Co dokładniej masz na myśli pisząc - o traceniu konkurencyjności przez państwo to raz a drugie pytanie to czy w systemie walutowym opartym nie funkcjonuje jakiś wewnetrzny mechanizm przywracający względną równowagę oprócz wspomnianej dewaluacji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Większość znanych mi osobiście zwolenników złota nie jest ściśle mówiąc zwolennikiem złota pod postacią zaklęcia "niech się stanie 100% złota", lecz zwolennikiem wolnej bankowości. O tym, jaki pieniądz będzie w powszechnym użyciu, zadecydują ludzie, a nie państwa, rządy czy inne uprzywilejowane prawnie, monopolistyczne, koncesjonowane instytucje. Po prostu bazując na właściwościach złota i danych historycznych można przewidzieć, że prawdopodobnie będzie to złoto. Jednak to, że ktoś tak przewiduje, nie znaczy, że a) tak będzie i b) że do tego będzie zmuszał.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow, Trystero, mocne. Sam non stop zarzucasz cherry picking i inne tanie chwyty, a potem taki kwiatek:

    Wypowiedź Adama Dudy "inwestorzy (...) już wiedzą, że dług prywatny łatwo przeistacza się w dług publiczny poprzez różne bailouty. I ten dług jest przez nich dyskontowany"

    przedstawiasz, drogi Trystero, pisząc

    "Podoba mi się jednak fakt, że zauważasz, że problemem jest też dług prywatny".

    Byłeś w stanie przekręcić zdanie podkreślające winę polityków tak, by wyglądało na popierające Twoją tezę. 5+ z erystyki.

    Ok, teraz możesz unieść się świętym oburzeniem, że przecież podkreśliłeś tylko to, co AD sam powiedział, i że nie ma tu ani śladu manipulacji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlatego też zawsze wole pisać o wolnym pieniądzu a nie o złotym pieniądzu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pieniądzem były jakies noty bankowe respektowane przez większą część rynku.
    Problem tylko z wolnym pieniądzem jest taki, że Państwo musi określić w czym ściąga podatki, albo w stosunku do czegoś. Od tego sie nie ucieknie, ale absolutnie to nie oznacza, że z tego powodu musi istnieć jakiś bank centrlany.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i jeszcze odpisał, że ja niby napisałem, że SO nie było monopolem, kiedy ja napisałem dokładnie coś odwrotnego - i to dwukrotnie - powołując się na austriacką teorię regulowanej kartelizacji. No ale tego wpisu już nie ma, więc teraz wyjdzie, że "Niezależny Bloger Finansowy" jest taaaaaki mądry. Cha mu w de.

    OdpowiedzUsuń
  14. well, każdy ma swój urok. BTW, ty masz bloga? bo na hasło kawador google wypluwa mi coś o ekwadorze :)

    OdpowiedzUsuń
  15. @Adam Duda

    "ty masz bloga?"

    Nie, nie mam. Udzielam się tylko na libertarianizm.net i stronie Misesa. Na bloga Trystero wpadam od czasu do czasu, bo jest tam sporo ciekawych informacji, ale już nigdy nie będę się na nim udzielał bezpośrednio, bo to nie ma sensu. Tam działa dokładnie ten sam mechanizm, co na blogasku "jedynego oświeconego użytkownika netu" - Orlińskiego. Napisałem w cholerę długi wpis o Ustawie Shermana i fikcji państwowej walki z monopolami, linkowałem do tekstów dowodzących, że SO nie był monopolistą w rozumieniu Sherman Antitrust Act i że do monopoli trzeba podejść od innej strony, inaczej polityka antymonopolowa będzie tym czym jest od 1890 roku, czyli fikcją i spektaklem dla plebsu, a Trystero po prostu skasował ten wpis i w międzyczasie spuentował "dyskusję".

    OdpowiedzUsuń
  16. długie komenty sie zachowuje, bo w razie cenzury zawsze można iść na sąsiedniego bloga i opublikować go jako wpis gościnny ocenzurowany tu i tam. To najlepsza chyba odpowiedź na cenzurę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Udzielam się tylko na libertarianizm.net

    A tak pamiętam. Napisałem o elukubracjach interlokutorów to zaczęliście coś pisać o masturbacji :)

    OdpowiedzUsuń
  18. @kwador
    Ten ostatni wpis u Trystero, to ten sam żałosny trik jaki powszechnie stosują np. denialiści AGW czy kreacjoniści - Trystero zmyślił sobie jakichś prądy i nurty twierdzące że:
    "Przedsiębiorcy nienawidzą rządowych
    regulacji nawet tych umożliwiających im czerpanie większych zysków"
    ... i we wpisie dowodzi twierdzenia przeciwnego twierdząc, że z nimi polemizuje.
    Klasyczna walka z chochołem, którego samemu się postawiło.

    Nie zmienia to faktu kawador, że na swoim blogu napisałeś sporo ignoranckich tekstów - a ten o dziurze ozonowej to Twoja największa wpadka i póki tych głupot nie odwołasz, to w każdej dyskusji łatwo będzie z Ciebie zrobić niereformowalnego przygłupa.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja nie mam bloga.

    "Sporo ignoranckich tekstów" to rozumiem te trzy zdania o dziurze ozonowej, w których stwierdziłem, że media siały panikę jakby co najmniej asteroida zbliżał się do Ziemi i że wymiana freonu w samochodzie kosztowała kiedyś 10$, a po zmianie prawa już 150$?

    OdpowiedzUsuń
  20. > to rozumiem te trzy zdania o dziurze ozonowej, w których stwierdziłem, że
    > media siały panikę jakby co najmniej asteroida zbliżał się do Ziemi
    Jak w każdej sprawie w mediach było całe spektrum opinii na ten temat i to negacjonizm miał nadreprezentację w porównaniu do tego, co można było znaleźć w recenzowanych czasopismach naukowych na ten temat.
    Wiele lat później okazało się z resztą, że firmy produkujące freony przekupywały naukowców i dziennikarzy oraz wynajmowały firmy PR-owe, aby rozgłaszały brednie na temat dziury ozonowej (przykładowo: że dziura to naturalne zjawisko związane z aktywnością słońca, że ludzkie emisje to ułamek naturalnych, że chlor i brom są cięższe od powietrza więc nie mogą dotrzeć do stratosfery, że wśród naukowców nie ma konsensusu w sprawie tego co jest przyczyną ubytku ozonu itp. itd.).

    > i że wymiana freonu w samochodzie kosztowała kiedyś 10$,
    > a po zmianie prawa już 150$?"
    Tylko to ma niewiele do rzeczy. Można by też przytoczyć ile kosztowało DDT albo azbest, a ile ich zamienniki po wykryciu, że trują i zakazach ich używania.
    Freony i halony faktycznie były "cholernie szkodliwe" i gdyby ich nie zakazano koszty byłyby dużo większe niż te $140 różnicy o której piszesz.

    Pewnie z resztą wiesz jak działa internet - i jak ktoś napisze głupotę, której nie odwoła to łatwo z takiego kogoś zrobić niereformowalnego głupka np. wtedy gdy nie ma się argumentów w dyskusji z nim na inny temat. Tym ozonem więc sam się "podłożyłeś" i pewnie musiałbyś co najmniej opisać na swoim blogu jak faktycznie wyglądała pełna historia tej sprawy, aby to choć w minimalnym stopniu "odkręcić".

    OdpowiedzUsuń
  21. "Wiele lat później okazało się z resztą, że firmy produkujące freony przekupywały naukowców i dziennikarzy oraz wynajmowały firmy PR-owe, aby rozgłaszały brednie na temat dziury ozonowej"

    Masz jakieś teksty na ten temat? Chętnie poczytam. Mój szwagier pracował w firmie, która zaprzestała używania freonu na kilka lat przed "reformą".

    "Pewnie z resztą wiesz jak działa internet – i jak ktoś napisze głupotę, której nie odwoła"

    Ale ja nie mogę niczego odwołać. Przecież nie odwołam tego, że o kilkaset procent podskoczyły nagle koszty wymiany freonu w autach i zarabiały na tym licencjonowane punkty serwisowe - jakkolwiek ignorancko by to nie brzmiało w kontekście "ozonowego zagrożenia".

    OdpowiedzUsuń
  22. @ kawador
    Wstydź się kawadorze przebrzydły, jak śmiałeś obrazić dziurę ozonową. Do tego na denialistyczno-kreacjonistycznym blogu, którego jakoby nie posiadasz !

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...