Była już kasa za gruchoty, kasa za rudery i kasa za banknoty. Dziś o kasie za dzieci, czyli o polityce prorodzinnej.
Polityka prorodzinna ma przede wszystkim bardzo ładną nazwę. Czyż nie? Spójrzmy na przedrostek; “Pro”, czyż nie ma on pozytywnych konotacji? Kojarzy się bardzo pozytywnie. Może się kojarzyć z tym, że coś wspieramy (wspieramy to też ładne słowo) lub z byciem profesjonalnym. No i rodzina. Cóż może być coś bardziej rozczulającego jak wspieranie rodziny?
Spójrzmy jednak z innej perspektywy. Czym jest w istocie polityka prorodzinna? Czyż nie jest po prostu dawaniem ludziom pieniędzy za to że pójdą do łóżka i spłodzą dziecko? Czy nie sprowadza się ona do grzebania przez polityków po pięćdziesiątce w łóżku młodych ludzi? Czy nie sprowadza się ona nie do wspierania, ale do sterowania życia rodzinnego. Do jego kształtowania na wzór modelu wymyślonego w głowie jakiegoś polityka, który uważa, że właśnie posiadanie 3 dzieci i więcej jest najwłaściwsze.
Skutkiem tego jest fakt, że w polityce prorodzinnej dziecko, zamiast być wynikiem miłości, jest wynikiem kalkulacji. Gdyby rodzic był szczery, to musiałby powiedzieć małemu Jasiowi, że o jego istnieniu przeważyły obliczenia w excelu. Taki jest cel polityki prorodzinnej. Sprawić, żeby było więcej dzieci, niżby było, gdyby sprawy biegły swoim normalnym torem.
Polityka prorodzinna w Polsce tak samo jak polityka jednego dziecka w Chinach wpisuje się w inżynierię społeczną i stosowania ideologii utylitarystycznej dla coraz liczniejszych aspektów życia.
Takim utylitarystycznym politykiem chce zostać profesor Rybiński lansując przy profesorze Glińskim stypendium demograficzne. Stypendium miało by polegać na tym, że rodzice każdego nowo narodzonego dziecka otrzymywali by przez 18 lat 1000 złotych miesięcznie. Koszty tej propozycji policzył już Trystero.
Patrząc na to z czysto moralnego punktu widzenia to wstrętnym jest dawanie ludziom pieniędzy, żeby poszli do łóżka (jak w Polsce), podobnie jak wstrętnym jest zatrudnianie komand aborcyjnych realizujących politykę jednego dziecka (Chiny). Może nie tak samo wstrętne, ale polityka jest ta sama. Wpływanie na liczebność obywateli danego kraju przez urzędników, czy to przy pomocy przekupstwa czy wiadra z wodą.
Profesor Rybiński posługuje się argumentem, że więcej noworodków oznacza mniejsze prawdopodobieństwo zapaści systemu emerytalnego i mniejszy deficyt budżetowy. Proszę spojrzeć na ten argument z lotu ptaka… Traktuje się dzieci jako narzędzie dla systemu ustanowionego nie przez te dzieci. Mnie się to wydaje głęboko niemoralne, tak samo jak nakładanie na te dzieci długów z owej polityki, które będą musiały spłacać.
No i inna sprawa. Jest tyle problemów tu i teraz, których załatwienie i naprostowanie może sprawić, że w kraju będzie żyło się lepiej, ergo będzie lepszy klimat do rodzenia dzieci i napływu imigrantów. Najlepiej jednak wysuwać propozycje, które mogą mieć jakiś efekt za 20 lat. Dlaczego? Ponieważ wtedy pomysłodawcy będą albo na emeryturze, albo martwi i ich niewiele te efekty będą obchodzić.
Swoją drogą, te miliony noworodków, które chce naprodukować prof. Rybiński już są… w zasadzie byli.. i to w wieku produkcyjnym, nawet nie trzeba łożyć na ich edukacje i czekać 18 lat. Tylko, że wyjechali do Anglii.
Nikt nie podnosi tego argumentu? My będziemy łożyć na nowe dzieci, zadłużać się na zasiłki i płacić za edukacje, opiekę medyczną itp tworzyć nową piramidę długu i przyszłych zobowiązań, a oni (noworodki w wieku produkcyjnym) koniec końców wyjadą na zachód? I co wtedy? Intensyfikacja programu rodzenia dzieci?
Każdy ma swoje pojecie moralności i niektórym może się wydawać, że płacenie pieniędzy po to, żeby było więcej dzieci, to jakiś szczytny cel załatwiający nam problem przyszłych emerytur i deficytu. Dla innych to egoistyczne i hipokryzyjne wtrącanie się w życie rodzinne sąsiada.
PS
Co ciekawe większość ludzi co lansują dzieci z kalkulacji, tępią dzieci z probówki. Chcą mieć więcej dzieci z pieniędzy od dzieci z miłości.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=i8kYrIWu14E]
Jeśli tylko coś takiego wprowadzą, zabieram się z płodzenie małych Lisków. Serio. Trójka i matka może przez 10 lat nie pracować, a zamiast tego poświęcić się ich wychowywaniu i edukacji.
OdpowiedzUsuńOsobiście wolałbym tego tysiaka w formie zwrotu zapłaconego przez rodzinę podatku dochodowego. Przynajmniej biedota by tych pieniędzy nie dostała do ręki.
Bardzo dobry wpis! Tym bardziej ceniony z racji tego, że ostatnio jest ich niewiele ;)
OdpowiedzUsuńA co do profesura Rybińskiego, to kiedyś miałem go za rozsądnego człowieka, ale to co on teraz proponuje to socjalizm w najczystszej postaci. Paranoja normalnie. Następny do zabawy w św Mikołaja, a to przecież już po świętach ;)
Czyli nie "jak dorośniesz będziesz mógł/mogła zostać kim zechcesz", tylko "jak dorośniesz to nie zapomnij że mamy tutaj sporą gospodarkę do uciągnięcia, która mi wypłaca emeryturę". Faktycznie lekko trąci niewolnictwem. Nie myślałem o tym w ten sposób, dzięki za ten artykuł.
OdpowiedzUsuńAby dać komuś 1000zł to trzeba mu przecież wcześniej zabrać 1200. Albo jego rodzicom albo dziadkom. Jak z tego ma się urodzić więcej dzieci ? Czy matematyka jest taka trudna ?
OdpowiedzUsuń--
http://wolny-wybor.blogspot.com
Polityka prorodzinna ma sene wtedy gdy kraj sie rozwija gospodarczo i mozna przewidziec, ze bedzie w nim brakowalo rak do pracy. Jesli jednak nie przewidujemy w przyszlosci wzrostu liczby zatrudnien a byc moze nawet ich spadek ze wzgledu na mechanizacje prac oraz eksport stanowisk pracy za granice to zwiekszanie populacji nie ma sensu. Przyrost naturalny bedzie stanowil tylko obciazenie funduszow socjalnych.
OdpowiedzUsuńKonsultowałeś to z Lisicą ;) ? Mało która kobieta realizuje się w roli domowej kwoki. Moja za każdym razem, z wyraźną ulgą, wyrywała z chałupy po roku, i nie było mowy o jakimkolwiek dłuższym "poświęcaniu się", bo groziło to katastrofą.
OdpowiedzUsuńGdyby gospodarka hulała to żadnych dotacji i 1000 czy 800 lub 2000 zeta nie trzeba by oferować. Te wszystkie zabiegi to nic więcej jak pudrowanie podstarzałego dziadka, któremu wszystko już wysiada. Gdy gospodarka hula, rynki zbytu są coraz większe to nie gada się głupot o kryzysie, tylko stara się na nim zarobić(tak,bo nie wiem czemu się nie mówi o tym,że jak świat światem to gdy jest kryzys jeden traci drugi zyskuje), poprzez lepsze zarządzanie i przejmowanie biznesów, z krajów w których z różnych przyczyn jest on nieopłacalny. Sprzedaje się technologie jak i proste produkty.(czyli coś czego u nas nie ma) Tyle,że żaden tzw polityk w Polsce, nie powie, ze jest źle, bo przegapiliśmy moment, aby na tej korekcie zarobić, tylko ma wymówkę, że kryzys.(spytać co drugiego to nie wiedziałby co jest przyczyną tego tzw kryzysu. Bo jest i koniec, mówią i pisze o tym wszędzie. A spytać jak to jest , że tacy światli przywódcy nie skumali,że może być jakieś spowolnienie... ). I na takim żyznym gruncie powstają jakieś dotacje do dziecka, pieluchy, bo kryzys. Szybsze Euro, lub pompowanie kasy w rachityczną gospodarkę. Dla mnie to czyste gimnazjum,takie propozycje. Z punktu widzenia państwa, które jest tylko i wyłącznie rynkiem zbytu dla towarów z zachodu, może i jakieś dotacje do dziecka mają sens. Ale w normalnej zarządzanej gospodarce niekoniecznie, bo tak jak słusznie zauważył user Bobola,przyrost dzieci musi się z czymś wiązać. To nie dlatego kilkaset tysięcy ludzi wyjechało z Polski, że lepsze i milsze otoczenie mają na Wyspach, tylko dlatego ,.ze nie ma w kraju pracy. Kraju dodajmy niby zarządzanym przez gości co rozgrywają co chcą na szczytach UE. Takie cwaniaki a ogarnąć sytuacji pomiędzy Odrą a Bugiem nie potrafią. Rąk do pracy jest pełno, spokojnie, narodu tez jest masa, tyle,że porozjeżdżała się do USA,Australii i na Wyspy. I tam płodzą dzieci, płaca podatki,pracują. Znaczy jest normalnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy "pomysłodawca" tej "idei" (i wszyscy, którzy jej entuzjastycznie przyklaskują...) wzięli pod uwagę zjawisko tzw. "rent seeking"? Samo publiczne gadanie o tym "stypendium" może spowodować (dalsze) obniżenie rozrodczości; w istocie trzeba byłoby być głupcem aby jawnie postawić swoją rodzinę w niekorzystnej sytuacji i owego "stypendium" nie wziąć.
OdpowiedzUsuńZanim "stypendysta" (czytaj "niewolnik fiskalny") spłaci w całości swoje stypendium to ile minie czasu; 30, 40, 50 lat? Weźmy pod uwagę, że nie tylko "stypendium" będzie do spłacania ale także bieżąca obsługa budżetu, utrzymanie się, wygenerowanie (?) kolejnego pokolenia, etc... To już lepiej budować wiatraki czy panele słoneczne; nawet przy swojej (aktualnie) niskiej rentowność zwrócą się szybciej i przy o wiele mniejszym ryzyku.
(Słońce nie przestanie świecić przez najbliższe kilka mld. lat)
Poza tym jeśli stwierdzamy, że hodujemy siłę żywą do spłacania czyiś innych zobowiązań, to kolejnym krokiem będzie po prostu handel ludźmi... - czy naprawdę, w imię jakiś ekonomicznych mrzonek, chcemy doczekać życia w "takim kraju"? Ja NIE bo to nie będzie wtedy jakikolwiek kraj; to będzie najzwyklejszy, ordynarny GULAG!
Wystarczy niech giganci jak Google, Facebook czy Starbucks zaczeli płacić i nie będzie
OdpowiedzUsuńdziur budżetowych:
- "Earlier this month, the Facebook Inc. released its first
“10-K” annual financial report since going public last year. Hidden in
the report’s footnotes is an amazing admission: despite $1.1 billion in
U.S. profits in 2012, Facebook did not pay even a dime in federal and
state income taxes.
Instead, Facebook says it will receive net tax refunds totaling $429 million.
Facebook’s income tax refunds stem from the company’s use
of a single tax break, the tax deductibility of executive stock options."
Polityka pro-rodzinna zawsze jest "równa", więc kończy się fabrykami dzieci jak u
cyganów na Słowacji, eksplozji imigracji arabskiego pochodzenia w całej
Europie czy najniższej warstwy społecznej jak u mnie w Irlandii. Smutna
prawda, ale potrzebujemy kogoś kto będzie pracował na nas, jednak
polityka pro-rodzinna raczej tworzy wynaturzenia jak Jobstown, Irlandia
(najmłodsza populacja w Irlandii, największy odsetek tzw. "nierobów").
Z drugiej strony chciałbym mieć drugie dziecko (aby mój młody nie był
samolubem), ale po prostu mnie narazie nie stać. Jako iż pracuje to nikt
mi nie płaci za wynajem i za żłobek nie mam nawet żadnej ulgi
podatkowej (910 Euro/miesiąc vs. 130Euro child benefitu).
Podatki rosną, ceny rosną, a sektor publiczny żyje w dostatku i oczekuje na swoje 50% ostatniego wynagrodzenia jako emerytury:
- The latest figures from the Central Statistics Office also show that
private sector workers earned an average of €617.94 per week in the
third quarter of 2012, compared to €925.51 in the public sector -.
Chwilowo nie ma żadnej kobiety na tym stanowisku, ale rekrutację mógłbym prowadzić uwzględniając właśnie ten czynnik. ;)
OdpowiedzUsuńNie ma? Myślałem że jest!!!! nawet zdjęcia widziałem ;)
OdpowiedzUsuńAle dlaczego jeszcze posiadanie trójki dzieci nie jest obowiązkowe, tak jak płacenie podatków albo ZUSu?
OdpowiedzUsuńbiedota? co masz na myśli ćwoku?
OdpowiedzUsuń@adamduda:disqus
OdpowiedzUsuńNie żebym to popierał, ale "tępienie dzieci z probówki" jest tutaj akurat przejawem myślowej konsekwencji. Otóż - spłodzenie dziecka z probówki kosztuje. I to dużo. Jeżeli już liczymy zyski z posiadania dzieci, to in vitros mają ujemną stopę zwrotu. Trzeba na nie wydać kupę kasy, zanim przyniosą zysk. Dla odmiany, konwencjonalne metody zapłodnienia nie kosztują prawie nic, a dzieciak już po parunastu latach generuje dodatni przepływ pieniężny.
Powtarzam - nie zajmuję strony w tym sporze, tylko zwracam uwagę, że akurat zwalczanie probówek z dofinansowaniem rodzenia jest logicznie zbieżne.
Akurat invitro to groszowy wydatek, ok. 60-70%wydatków budżetowych przeciętnego miasta to wydatki na szkoły, przedszkola, żłobki, obiady, dofinansowania do obiadów, wypoczynek, konkursy, mieszkania dla rodzin wielodzietnich, becikowe itp.
OdpowiedzUsuńReasumując wydatki na dzieci w chwili obecnej są spore i zupełnie nieuzależnione od sytuacji finansowej rodziców. Poprostu dofinansowuje się każde dzieckio.
Np. w Krakowie jest to ok. 2 mld rocznie.
Zakładając, że liczba dzieci i młodzieży w Wieku 0-20 lat wychodzi nam ok. 10 tys. zł rocznie na jedno dziecko.
Pozatym czym więcej dzieci tym mniejsze wpływy do budżetu zarówno PIT (wspólne rozliczenie) jak VAT (większy udział produktów np. żywność niżej opodatkowanych).
Czyli postulat prof. Rybińskiego został wzasadzie spełniony.
Pomysł stypendium sam w sobie jest bardzo dobry, ale oczywiście pod warunkiem, że wszystkie ww. ulgi i przywileje zostana zlikwidowane. Czyli obciążenie finansowe dla podatnika takie samo ale efektywność wydatkowaniu i świadomość istnienia takiego obciążenia znacznie większa.
Akurat
OdpowiedzUsuńinvitro to groszowy wydatek, ok. 60-70%wydatków budżetowych
przeciętnego miasta to wydatki na szkoły, przedszkola, żłobki, obiady,
dofinansowania do obiadów, wypoczynek, konkursy, mieszkania dla rodzin
wielodzietnich, becikowe itp.
Reasumując wydatki na dzieci w chwili obecnej są spore i zupełnie
nieuzależnione od sytuacji finansowej rodziców. Poprostu dofinansowuje
się każde dzieckio.
Np. w Krakowie jest to ok. 2 mld rocznie.
Zakładając, że liczba dzieci i młodzieży w Wieku 0-20 lat to ok. 200 tys. wychodzi nam ok. 10 tys. zł rocznie na jedno dziecko.
Pozatym czym więcej dzieci tym mniejsze wpływy do budżetu zarówno z PIT
(wspólne rozliczenie) jak VAT (większy udział produktów np. żywność
niżej opodatkowanych).
Czyli postulat prof. Rybińskiego został wzasadzie spełniony.
Pomysł stypendium sam w sobie jest bardzo dobry, ale oczywiście pod
warunkiem, że wszystkie ww. ulgi i przywileje zostana zlikwidowane.
Czyli obciążenie finansowe dla podatnika takie samo ale efektywność
wydatkowaniu i świadomość istnienia takiego obciążenia znacznie większa.
Aha, czyli wszelkie podatki, akcyzy itd są wstrętne.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, czy wy naprawdę rozumiecie konsekwencje tego, co się obecnie dzieje w Polsce. Gdyby kobiety rodzily 1.7 -1.9 dzieci, to populacja by spadała powoli i by nie było źle. Natomiast u nas dzietność jest rzędu 1.3-1.5, przy wyższej śmiertelności niż na zachodzie i tendencji młodych do uciekania. To jest po prostu katastrofa, która zamorduje gospodarkę, niezależnie od tego, kto będzie u władzy i jaką politykę będzie prowadził.
OdpowiedzUsuń1000 zł / dziecko / miesiąc to pewniak odciągający ludzi od pracy.
OdpowiedzUsuńRodzinne domy dziecka otrzymują mniej więcej taką kwotę na dziecko i opieka nad powierzonymi dziećmi to dla rodziców zastępczych praca.
Ktoś kto zarabia nawet w okolicach średniej krajowej pokusiłby się o spędzanie większej ilości czasu z dziećmi kosztem nieco niższych zarobków.
Rybińskiego zawsze kojarzyłem z osobą, która powtarza, że musimy robić rzeczy drogie, zaawansowane technologiocznie a nie tanie (dzięki liczebnej sile roboczej) a tu taka niespodzianka...
Cała wschodnia europa ma przerąbane. Zachodnią ratują zaś emigranci ze wschodniej Europy. Niemniej jednak argument: nie ma co gadać o tym, że mam raka, bo wszyscy moi sąsiedzi mają raka, jakoś mnie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuń"Rak. To sie leczy !" A u nas dziwnym trafem jedyne co potrafią mądrale zaproponować, to spektakularne harakiri.
OdpowiedzUsuńTo będzie stypendium dla biedoty - dla dobrze sytuowanej rodziny dodatkowy tysiąc złotych nie ma większego znaczenia. Ewentualnie czynnik aktywizacji imigracji arabskiej. Faktycznie, jeśli już pomagać, to poprzez ulgi podatkowe, przynajmniej trafią do tych, którzy coś do budżetu wnoszą.
OdpowiedzUsuńPonadto, nie sądzę, aby propozycje polityków wynikały z jakiegoś planu, powstałego na skutek głębszych przemyśleń. To raczej wynik poszukiwania elektoratu.
CZY WSZYSTKIE WOJNY SĄ WOJNAMI BANKIERÓW????
OdpowiedzUsuńhttp://na-plus.blogspot.com/2013/02/wszystkie-wojny-sa-wojnami-bankierow.html
Ja patrzę na problem majstrowania przy demografii z punktu widzenia globalnego przeludnienia, a to po prostu jest już nonsens w zachęcaniu ludzi do prokreacji . Czy autorzy tych pomysłów nie zdają sobie sprawy z ograniczoności zasobów na Ziemi?
OdpowiedzUsuńjak to nie ma? a ta na filmach z o domu autonomicznym?
OdpowiedzUsuńMyslenie życzeniowe ma jednak gigantyczną moc. Czy ktokolwiek zastanawiał się generalnie, dlaczego ludzie wybierają się za granicę? Zazwyczaj nie jadą tam aby poznać nowe języki, kulturę, nauczyć się jeździć lewą stroną ulicy albo obchodzić nowe święta (np zielonej koniczynki). Jadą tam w przeważającej części szukać LEPSZEGO życia. Co to oznacza dla Polaka opuszczającego Polskę? Zarabianie znacznie więcej niż 1200, 1500 PLN na miesiąc. I to jest siła sprawcza.
OdpowiedzUsuńPolska nie oferuje nic powyżej 1500 na rękę, fatalne drogi, niemrawe państwo, służbę zdrowia, której nie ma i las fotoradarów. Załóżmy nawet, że Polki w Polsce będą od dziś rodzić 3 dzieci każda i krzywa demograficzna eksploduje naraz w kierunku północnym.. I co? Co z tymi ludźmi za 18 lat się stanie? Czy kraj obecnie ma perspektywy w przyszłości na to, żeby wchłonąć tych młodych ludzi? Oczywiście że nie ma. I nie będzie mieć. W Polsce nie powstaje nic odkrywczego, nowoczesnego, odkrywczego. Montujemy obce auta, sprzedajemy kredyty polakom w bankach-córkach obcych banków, jedynie rolnictwo jakoś śmiga, ale kto by chciał w nowoczesnej europie sadzić ziemniaki, siać zboże albo hodować świnie? To jest passe.
Nic się nie zmieni w tej kwestii bo nie ma realnej i logicznej potrzeby rodzenia tych dzieci!
Wystarczy, że głoszący politykę prorodzinną spłodziliby po jednym "dodatkowym" dziecku w czynie społecznym i zgodnie z głoszonymi prawdami a mielibyśmy przyrost naturalny, jak w Nigerii.
OdpowiedzUsuń