środa, 31 grudnia 2008

Ołówki, pieniądze, giełda i bogactwo.

Myślę, że wielu z Was spotkało się z takim stwierdzeniem jak – „na giełdzie wyparowało 650 mld złotych !”; „z funduszy emerytalnych znikło  30 mld złotych !”. Jest to stwierdzenie o tyle wprowadzające w błąd, co nieprawdziwe. Jeżeli na chwile się zastanowimy, to urośnie w nas pytanie „jak do diaska pieniądze mogły zniknąć?”. Skoro znikły to logiczne jest następne pytanie „Jak pieniądze mogły się na giełdzie pojawić?”. Należy sobie zapamiętać, że pieniądze mogą znikać lub powstawać z niczego, tylko w systemie bankowym, poprzez zwiększoną akcję kredytową lub destrukcję kredytu. Zdania o wyparowywaniu, znikaniu, to kolejny przykład jak nasze media mogą zakręcić w głowach, doprowadzając wielu do stanu machanie ręką na to wszystko. Powinniśmy jednak być żywo zainteresowani, jak nasza emerytura jest zainwestowana i co oznacza „bogactwo” zgromadzone w naszym OFE, czy portfelu akcji na giełdzie.


Jak działa giełda?


Wyobraźmy sobie giełdę składającą się za 10 uczestników, każdy posiada 10 ołówków, który może wymienić za 1 złoty każdy. Dodatkowo każdy posiada w kieszeni 10 złotych. Jakie mają zgromadzone bogactwo uczestnicy rynku? Łatwo policzyć.


10 uczestników * 10 Pln = 100 gotówka + 10 uczestników * 10 ołówków * 1 Pln (cena ołówka) = 100 Pln w ołówkach = 200 Pln


Pytanie.. skąd się bierze cena ołówka? Cena jest ustalona poprzez ostatnią wykonaną transakcje, czyli ostatni ktoś, wymienił ołówki za pieniądze w cenie 1 Pln. Tak długo jak uczestnicy będą wymieniać, każdy ołówek za 1 Pln ich „bogactwo” nie ulegnie zmianie (ceteris paribus). Nic się nie zmieni, jak ktoś sprzeda wszystkie ołówki i otrzyma dodatkowe 10 Pln, bo kupiec tych ołówków będzie miał zamiast 10 Pln w gotówce + 10 Pln w ołówkach, 20 Pln w ołówkach, a sprzedawca 20 Pln w gotówce. Razem wszyscy mają ciągle 200 Pln majątku.


Co się jednak stanie, gdy z pewnych względów uczestnicy rynku będą chcieli wymieniać ołówki nie za 1 Pln, ale za 1,1 Pln lub 1,5? Ich „bogactwo” wzrośnie. Ciągle będzie istniało w obiegu 100 Pln w gotówce, ale ich ołówki będą wyceniane na 150 pln. Łączna ilość „bogactwa” to 250 PLN. A co się stanie jeżeli uczestnicy giełdy dojdą do przekonania, że wartość ołówków będzie ciągle rosnąć i należy kupować teraz, bo taniej już nie będzie? Cena podskoczy do 3 Pln za ołówek. Sprzedawcy coraz mniej chętnie będą sprzedawać ołówki, a kupujący coraz bardziej ich pożądają... te emocje oczywiście reguluje odpowiednio wysoka cena. Co się stało z „bogactwem”? Wzrosło do 400 Pln. (100 Pln w gotówce i 300 Pln w ołówkach). Zauważmy, że do tego wzrostu wcale nie był potrzebny jakiś wzrost ilości pieniędzy, czy wzrost ilości ołówków. Przy takiej samej ilości pieniądza i ołówków ich majątek może być warty 1000 Pln i 110 Pln, ale ciągle to będzie 100 Pln Gotówki i 100 ołówków.


Jak z poziomu 1000 pln wartość „bogactwa” spada do 110 pln to nie oznacza to że pieniądze wyparowały, czy znikły. Oznacza to jedynie, że ołówki są postrzegana jako mniej wartościowe.


I tak samo jest z giełdami akcji. Paradoksalnie nie ma tam w ogóle pieniędzy. Na giełdzie handluje się akcjami, a pieniądze pełnią tylko rolę pośrednika. Akcja to prawo do majątku, czyli prawie to samo co ołówek


Jeżeli na rachunku maklerskim mam zapis że posiadam 10 000 akcji orlenu po 30 złoty każda, to nie oznacza, że mam 300 tysięcy złotych. Oznacza to jedynie że posiadam 10 000 akcji orlenu. To samo z funduszami inwestycyjnymi lub funduszami emerytalnymi. Emeryci nie zbierają w nich pieniędzy, tylko jednostki uczestnictwa, które to jednostki są prawem do majątku funduszu, a w funduszu, nie ma - jak nazwa wskazuje - żadnych funduszy, tylko akcje czy obligacje państwowe. Pieniędzy nie ma już dawno, ponieważ zostały wymienione właśnie na obligacje. Czyli w funduszu, zamiast funduszy, jest zobowiązanie państwowe.


ZUS to nic innego jak pompa ssąco-tłącząca z bardzo dużymi przeciekami. Wysysa pieniądze z przyszłych emerytów i daje je obecnym. Gdyby ZUS był prywatny to wystarczyłby do tego jeden komputer; państwowy potrzebuje marmurowych pałaców.


Jednak ile jeszcze ludzi myśli, że jak OFE straciło, to okradziono ich z ich własnych pieniędzy. Gdyby emeryt samodzielnie kupował akcje, ziemie, czy złoto na starość, to by dokładnie wiedział kiedy go okradziono; a tak myśli że zbiera pieniądze w OFE.


Można powiedzieć, ze się czepiam; że jak piszą o wyparowywaniu pieniędzy to właśnie myślą o spadku wartości. Jednak bardzo łatwo możemy wpaść w pułapkę myślenia o bogactwie jako o wzroście wartości wyrażonej w pieniądzu. Bogactwo to fabryki, ziemia, domy, infrastruktura, realne dobra i know how  (tak tak... IT to nic innego jak know how).


W USA wszyscy byli zadowoleni z wzrostu "bogactwa amerykanów", ponieważ wartość ich majątku rosła jak na drożdżach... Domy urosły w cenie czterokrotnie; PKB, za sprawą usług również rósł. PKB oparte na usługach to ciekawa sprawa... Jak znajdzie się dwóch czyścibutów gotowych wyczyścić sobie nawzajem buty za 100 mld złotych to nasze PKB o wzrośnie o 200 000 mld.


Dziś „bogactwo” wyparowuje, ale właśnie!!! Co wyparowuje? Nadmiernie nadmuchane ceny.


Ceny domów maleją, ale czy dzięki temu jest ich mniej? Usługi maleją, ale jakie... czy rzeczywiście za taką cenę jest potrzebny manicurie. Czy założenie szafki rzeczywiście jest warte 500 dolarów?


A czy nie jest przypadkiem tak, że nic nie wyparowuje? To co było, to iluzja, magia cyferek z magicznej różdżki jaką jest prasa drukarska i dług.


Bańkę na ołówkach i pieniądzu towarowym trudno nadmuchać. Zdarzały się w przeszłości szały zakupów na cebulki holenderskich tulipanów, ale głupcy byli szybko karceni przez szybkie urealnienie cen. A dziś? Stworzyć bańkę, nadmuchaną przez sztucznie obniżanie ceny pieniądza i ogromne jego produkowanie prosto z powietrza jest prosto. Wystarczy jeden podpis.


Także było to bogactwo, czy go nie było?


Nowy rok zapowiada się ciekawie. Trzeba zawsze mieć przygotowany popcorn, bo nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi drugi 15 września 2008. Jedno wydaje się pewne... to co było to przygrywka... real problems in real economy dopiero przed nami.


Kryzys jednak to nie żaden dramat. Wojny, totalitaryzm, zamordyzm, ludobójstwa... to są tragedie.


Dramatem jest jednak przeżyć kryzys i go nie zrozumieć.


wtorek, 30 grudnia 2008

piątek, 26 grudnia 2008

Bombki, choinki, czyli stymulowanie popytu

Dziś będzie świątecznie.


W radio usłyszałem ostatnio dość luźną rozmowę na temat bombek choinkowych i samych choinek. Redaktorzy doszli do wniosku, że skoro im się zbiją bombki, to jednocześnie walczą z kryzysem. Przecież wiadomo, że będą musieli kupić nowe, czyli będzie to dobre dla naszego PKB, bo będzie popyt na nowe towary jakimi są bombki. Idąc dalej, doszli do wniosku, że lepiej jest kupować żywe choinki, zamiast mieć w domu sztuczną, bo przez ciągłe kupowanie choinek stymulują popyt… Ot taka luźna rozmowa w radio, pół żartem, pół serio. To co jednak dla tych redaktorów było żartem (choć kto tam ich wie..) to dla słuchaczy mogło być przekazem ukierunkowującym ich postrzeganie polityki, gospodarki i tego co to właściwie jest PKB. Ludzie rzadko się zastanawiają nad wiadomościami i nie poddają krytyce tego co się mówi w TV, radio czy prasie… Mówią, piszą to pewnie tak jest.


Jasnym jest że bicie bombek nie przynosi żadnego dobrobytu… gdyby tak było, to byśmy mieli przedsiębiorstwa, które profesjonalnie i masowo biły by bombki i przedsiębiorstwa, które by je produkowały. Gdyby 10 procent populacji oddelegować do produkcji żywności, a reszta by się zajmowała biciem i produkcją bombek to nawet byśmy mogli otrzymywać wzrost PKB rok do roku (większa wydajność w biciu, jakaś nowa technologia produkcji). Tylko co z tego?


Przypominają mi się opinie, że kampania wyborcza to dobry okres dla gospodarki, ponieważ tylu ludzi znajduje zatrudnienie przy produkcji plakatów, podkładek pod plakaty, rozwieszaniu ich… Nic tylko niech kampania trwa cały czas i wszyscy rozwieszajmy plakaty gdzie się da. I pewnie PKB wzrośnie z tego tytułu.


Wątek PKB rozwinę w przyszłym roku, gdyż jest to wskaźnik tak bzdurny, że nawet jak przejdzie tornado nad Nowym Orleanem, to może być to dobre dla „gospodarki”.


*************************************************


Zamierzam przenieść tą stronę na inny adres… Tutaj, jak się okazuje nie jestem właścicielem swojego adresu, dlatego też przenoszę się na płatną domenę. Co mnie zaskoczyło, to to że musze jeszcze wynająć jakiś serwer… W związku w kosztami, zamierzam umieścić to jakieś reklamy. Nie będzie świecącego Las Vegas, ale mimo wszystko strona na pewno straci wiele z elegancji..


Uczę się teraz tej zupełnie dla mnie obcej terminologii. Serwery, domeny, hostingi transfery…. Nic na razie nie rozumiem, ale mam nadzieje, że od nowego roku wystartuje pod nowym adresem. BTW… czy ktoś się orientuje, czy jak będą dwie strony z taką sama treścią, to Google zidentyfikuje jedną z nich – pewną tę nowszą – jako plagiat i ją zignoruje??


W związku z przeprowadzką strona może nie działać nawet przez kilka dni i w ogóle różne cuda mogą się dziać.

sobota, 20 grudnia 2008

TARP złamany, kradzież na wierzycielach GM

Co jest kradzieżą, a co nie? Jak by się tak nagle i znienacka stało, że w niedziele w południe, 100 000 urzędników skarbowych w majestacie prawa wyrwało emerytkom idącym do kościoła torebki, to wszyscy by krzyknęli: skandal, złodzieje, kradzież… Jednak, nikt nie zauważy, że kradzież jest również wtedy, gdy decyzją administracyjną rząd udziela bankrutowi pożyczki. I nie chodzi mi o kradzieży dokonanej na podatniku… nie, to jest za proste J

Okradzeni są również wierzyciele General Motors. Jak donosi nam Los Angeles Times, pożyczka udzielona GM I Chryslerowi w wysokości 13,4 mld usd, będzie wyjątkowa:




debt to the government would be senior to all other debt.



Czyli mówiąc krótko, jak się GM zawali to najpierw pieniądze wrócą  z powrotem do Paulsona. Co ciekawe, pożyczka jest udzielana dlatego, żeby mieć czas na przygotowanie planów bankructwa (sic !). Halo… czy wszyscy pamiętają, jak kilka miesięcy temu Wagoner i Nardelli zapewniali, że bankruptcy is not an option ? Nagle jednak się stało, że bankructwo jest bardzo prawdopodobne, czy wręcz nieuniknione, no i muszą to zaplanować… ale to będzie kosztowało. Dokładnie 13.4 mld usd. Jest jasne, że taka kwota jest przeznaczona na opłacenie bieżących wymagalnych długów. Za 3 miesiące nie będzie po niej śladu i wrócimy do tematu. Skoro tak, to w interesie wierzycieli GM i Chryslera (a wiec tym, co pożyczyli im wcześniej pieniądze) jest natychmiastowe bankructwo tej dwójki. Sprawa jest prosta.. im wcześniej GM zbankrutuje, tym więcej będzie miało majątku do podziału dla obecnych wierzycieli. Dlatego też wierzyciele, jak widzą że pomimo monitów o płatność, firma im nie płaci, to czem prędzej składają wniosek o upadłość dłużnika. Mają oddać wymagalny dług i kropka, jak nie, to sprzedać ich majątek i oddać wierzycielom, to co się należy.


Przykład: Firma ma długów na 300 $ a majątku na 200 $ (-100$ to kapitał własny KW). Wierzyciele wiedzą że jak firma zbankrutuje to otrzymają z powrotem maksymalnie tylko 200, a nie swoje 300. Dla kogoś koc będzie po prostu za krótki. Kolejność, komu pierwszemu i ile jest wypłacane jest ustalona w prawie upadłościowym. I teraz. Firma przestaje płacić swoje wymagalne długi i wierzyciele już się szykują z wnioskiem o upadłość. I nagle przychodzi czarodziej Bush ze swoją różdżką i daje GM 50 $ pod warunkiem, że jak przyjdzie co do czego, to pierwszy otrzyma z powrotem swoje 50 $ (senior debt). Teraz Aktywa wynoszą 250 a dług 350 (KW ciągle minus 100). Pozornie sytuacja opanowana… ale problemy tej firmy nie wzięły się z niczego… firma po 3 miesiącach zanotowała stratę 50 $... co się stało? Aktywa wynoszą znowu 200, długi 350 a kapitał własny minus 150. I najważniejsze….. Firma musi zwrócić 50 do rządu. Jest jasne że nie ma z czego, bo wszystko wydała na spłatę długów… dlatego żeby to zrobić musi zbankrutować i zaprzestać działalności. Następuje sprzedaż majątku… żeby zaspokoić rząd GM sprzedaje 10 fabryk i spłaca swój dług… I teraz. Aktywa wynoszą 150 $ długi wynoszą 300 $ a kapitał własny minus 150. Czyli dla wierzycieli pozostaje do podziału nie, jak przed pożyczką rządu 200, ale 150.


Oczywiście w normalnej sytuacji, firma zbankrutowałaby wcześniej na wniosek, jak nie samej firmy, to swoich wierzycieli, ale dostała ekstra pieniądze i mogła pospłacać wszystkie wymagalne zobowiązania.. jak nie ma wymagalnych zobowiązań, to nie ma uzasadnienia dla wniosku o upadłość. Innymi słowy wierzyciele mogli mieć 200, ale będą mieć 150.


Pytanie co widać, a czego nie widać Bastiata pozostaje ciągle aktualne. Czasami tylko potrzeba ołówka i kartki papieru.

wtorek, 16 grudnia 2008

Opcja zagłady

Na początek artykuł z Gazety.

Mam nadzieje, że wszyscy pamiętają biadania eksporterów z przed 5 miesięcy. Płacze były na zbyt niskim kursem Euro. Wraz ze spadającym kursem euro, ich przychody denominowane rzecz jasna w Euro, były coraz mniej warte w złotówkach. Zasada jest prosta.. skoro mam przychody w Euro a koszty w złotówkach to chce mieć jak najsilniejsze Euro względem złotówki.  Lamenty były przedstawiane rządowi, że przecież trzeba coś z tym zrobić.. tak dalej być nie może! Pobankrutują nam całe branże eksportowe! Jednak co bardziej roztropni, nieśmiało sygnalizowali, że przecież problem ryzyka kursowego jest stary jak świat i że są możliwości zabezpieczania się przed tym ryzykiem.


Takim zabezpieczeniem są instrumenty pochodne na rynku walutowym. Instrument pochodny to prosto mówiąc zakład. W przypadku rynku walutowego to zakład  o wartość kursu danej waluty. Jeżeli założyłem się że za 3 miesiące Euro wzrośnie i rzeczywiście wzrosło to ja wygrywam, a osoba, która się ze mną założyła przegrywa. Oczywiście to, ile ja wygrywam, a ile ktoś przegrywa jest odzwierciedlone w odpowiedniej ilości pieniędzy.


Jednym z instrumentów pochodnych jest opcja. Rozróżniamy dwa rodzaje opcji.. opcje kupna (call) i opcje sprzedaży (put). Rozróżniamy też dwie pozycje jakie można zająć; pozycje krótką (short) lub długą (long), lub inaczej można sprzedać (wystawić) opcje i można ją kupić. Na początku może to brzmieć skomplikowanie, ale w gruncie rzeczy sprowadza się to wszystko do prostego zakładu... ktoś twierdzi że wzrośnie, a ktoś twierdzi, że spadnie.


Zajęcie pozycji krótkiej, czyli sprzedanie opcji, obliguje sprzedawcę do wykonania transakcji w terminie wygaśnięcia, jeżeli kupujący opcji sobie tego zażyczy. Posiadacz opcji ma więc prawo do wykonania transakcji, a sprzedawca obowiązek wykonania transakcji. Widzimy tu pewną asymetrię... tą asymetrię wyrównuje cena opcji, jako dostaje sprzedający opcję od kupującego. Zobaczmy jednak na wykresach, jak to wygląda.



1)    Sprzedaje opcje - pozycja short


a.     Sprzedaje opcje kupna (call) 10 000 Euro po 3 Pln

call-short

Jestem sprzedawcą opcji i od razu otrzymuje za to premię, która stanowi cenę opcji. Dla sprzedawcy opcji to jest jedyny i maksymalny dochód. Nabywca opcji zapłacił mi za prawo wykonania transakcji, czyli kupienia ode mnie 10 000 Euro w przyszłości (w dacie wygaśnięcia opcji) za 3 złote za Euro. Jest oczywiste, że jeżeli w dacie wygaśnięcia opcji Euro będzie kosztowało 2,5 PLN to nabywać mojej opcji nie skorzysta ze swojego prawa i kupi na rynku (w banku, kantorze) to Euro a nie u mnie za 3 PLN. Jeżeli jednak Euro wzrośnie i będzie kosztowało 4 złote, to nabywca opcji z pewnością wykorzysta swoje prawo do kupienia ode mnie za 3 PLN. Ja, żeby spełnić tą transakcje musze kupić Euro na rynku za 4 PLN i sprzedać nabywcy mojej opcji za 3 PLN. Jak łatwo policzyć stracę na tym 10 000 PLN (4*10 000 PLN - 3* 10 000 PLN). Jednak nabywca opcji zapłacił mi najpierw za swoje prawo powiedzmy 1000 PLN (cena opcji),  także moja ostateczna strata wynosi 9 000 PLN. Zauważmy, że moje straty mogą być nieograniczone, natomiast straty nabywcy opcji mogą wynosić co najwyżej 1000 PLN, czyli tyle ile zapłacił za opcje.



b.     Sprzedaje opcje sprzedaży (put) 10 000 Euro po 3 Pln

put-short

Tym razem również sprzedaje opcje, ale opcje sprzedaży. Nabywca takiej opcji może mi sprzedać, a ja musze kupić od niego 10 000 Euro po 3 PLN w terminie wygaśnięcia opcji. Czyli, jeżeli sprzedam taką opcje i cena euro spadnie do poziomu takiego, gdzie przekroczy próg rentowności (wynik na transakcji wymiany walut + premia) to tracę na całej transakcji. W przeciwnym przypadku zyskuje maksymalnie do wysokości ceny opcji jaką otrzymałem od kupującego.


Ok.. zobaczmy jak to wygląda od strony kupującego opcje.



2)    Kupuje opcje - pozycja long


a.     Kupuje opcje kupna (Call) 10 000 Eur po 3 Pln

long-call

Jako posiadacz opcji już na starcie jestem do tyłu, ponieważ zapłaciłem nabywcy opcji za swoje prawo wykonania transakcji. Jednak w tym przypadku mam prawo  do wykonania opcji, a nie obowiązek. Stąd jeżeli Euro wzrośnie, to na pewno wykorzystam opcje, jeżeli spadnie, to pozwolę jej wygasnąć. Zyskać mogę nieskończenie wiele, ale stracić tylko 1000 pln, czyli tyle, ile zapłaciłem za opcje.



b.     Kupuje opcje sprzedaży (put) 10 000 Eur po 3 Pln

long-put

Jak kupie opcje sprzedaży euro po 3 Pln to zyskuje na tej opcji tylko w przypadku spadku kursu Euro. Wystawca opcji zobowiązał się do kupienia ode mnie 10 000 Euro po 3 Pln. Także jeżeli mogę kupić na rynku po 2 Pln to sprzedam mu te euro po 3 Pln. Mój zysk to 9 000 pln (10 000 zysku na walucie - cena opcji jaką musiałem zapłacić).


Teraz wróćmy do przeszłości. Eksporterzy narzekali na spadające Euro. Niektórzy podpowiadali im, żeby się zabezpieczyć na rynku terminowym, czyli właśnie instrumentów pochodnych. Dziś jednak ci eksporterzy narzekają lub wręcz panikują, ze Euro wzrosło tak dużo, że ich zaangażowanie na rynku terminowych w opcjach doprowadzi ich do bankructwa. Szacuje się że straty mogą wynieść pół miliarda złotych.



Ponad stu przedsiębiorców zgłosiło Ministerstwu Gospodarki już około pół miliarda złotych strat na skutek zawarcia skomplikowanych umów struktur opcji walutowych. Problem wywołuje zaniepokojenie rządu, bo zagrożone firmy mogą upaść, co obniży wpływy podatkowe do budżetu i zwiększy bezrobocie.

Jak Euro spadało, to niedobrze. Jak Euro rośnie... jeszcze gorzej. Czasami mam wrażenie, że wszyscy siedzimy w jednej globalnej piaskownicy i bijemy się łopatkami po głowach.  Jak mogli przedsiębiorcy stracić na opcjach walutowych skoro mieli się tylko zabezpieczyć?


Jest jasne że to, co powinni zrobić to kupić opcje put na Euro (Long put) czyli przykład 2.b lub sprzedać opcje call 1.a. Ponadto powinni kupić tyle opcji, że zysk z opcji powinien równoważyć straty jakie się ma z tytułu różnic kursowych z przeliczenia eksportu na złotówki.


Innymi słowy, jeżeli Euro spada, to ich należności w Euro są mniej warte, jednak zyskują na opcjach. Opcji powinno być tyle, żeby zysk na opcjach równoważył stratę na należnościach. Jeżeli Euro rośnie, to zysk na należnościach powinien równoważyć stratę na opcjach. Obliczanie ile powinno być opcji i jakich to matematyka ze szkoły podstawowej.


Nasz wicepremier oczywiście spieszy na ratunek:



Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podkreślał na wczorajszej konferencji prasowej, że to zagraniczne instytucje finansowe dostarczyły produkt na polski rynek. A skoro wpakowały one w tarapaty polskie przedsiębiorstwa i banki, to mają pomóc ten problem rozwiązać. Jeśli nie będą chciały współpracować, to nie mają co liczyć na udział w przedsięwzięciach, o których decyduje rząd - prywatyzacji, doradztwie.

Wyjaśnienia mamy później:



Opcjami interesowali się głównie eksporterzy. Dzięki nim mogli zagwarantować sobie określony kurs euro, w czasie gdy traciło ono na wartości do złotego. W tym celu kupowali w bankach opcje (tzw. put). Jednak by na tym zarobić, czasem - za namową bankierów - wystawiali też inne opcje (tzw. call). To oznaczało, że gdy trend się odwróci i cena euro będzie rosła, sprzedadzą bankom wspólną walutę po ustalonej wcześniej cenie. I teraz mają z tym problem. Kryzys sprawił, że euro kosztuje coraz więcej złotych, a spółki muszą oddawać bankom euro po kursie niższym od rynkowego. Można by powiedzieć, że to, co wcześniej zaoszczędziły dzięki opcjom, teraz tracą.

I kluczowe zdanie



Sęk w tym, że często umowy dotyczące opcji były asymetryczne, czyli spółki muszą dostarczać bankom np. dwa razy więcej euro niż mają przychodów w tej walucie.

Asymetria wynikała ze większej ekspozycji w opcjach od ekspozycji w należnościach.  Jak dzieci. Czyli tracą na tym, co nie było zabezpieczaniem a czystym hazardem. I jak hazardziści powinni być traktowani. Bankrutować i uczyć się podstaw strategii opcyjnych. I wbić sobie do głowy, że inwestuje się w to, co się rozumie.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Madoffs Bailout

Nicholas Leeson* to główna postać lat 90 w historii brytyjskiej bankowości.. Zapisał się wielkimi literami, jako osoba, która puściła z dymem najstarszy i najbardziej prestiżowy bank Anglii. Barings, który był bankiem królów angielskich, finansował wojny napoleońskie, kupno Luizjany etc. upadł przez działania jednego człowieka i ignoranctwo graniczące ze skończoną głupotą, jego przełożonych. Leeson był traderem na placówce w Singapurze. Miał uprawnienia do zawierania transakcji w imieniu klientów. Jak się okazało zawierał kontrakty również na własną rękę, ale z pieniędzy pochodzących z kont swoich klientów. Zbudował potężną piramidę finansową, która dodatkowo była w całości zbudowana z kontraktów terminowych i opcji. Tak zalewarowany portfel i to za cudze pieniądze musiał być tykającą bombą. I bomba wybuchła. Początkowe straty sięgające kilkaset milionów funtów zaczęły kaskadowo się powiększać i gdy zamknęli jego pozycje podliczono je na 827 mln ₤ co stanowi 1,4 mld usd. Co ciekawe proceder Leesona trwał kilka lat i w czasie, gdy bank wykazywał mega zyski, on miał w swoim biurku ukryte straty na 200 mln funtów. (Polecam zresztą doskonały film „rogue trader”)



Ci co śledzą co się dzieje na giełdach wiedzą po co to przypominam. Jak się okazało niejaki Pan Madoff prowadził fundusz inwestycyjny, który właśnie ujawnił dziurę, która może się wahać od 17 mld do 50 mld usd. To znaczy sam fundusz niczego nie ujawnił, tylko klienci, którzy preferując gotówkę, chcieli zamienić swoje jednostki uczestnictwa na dolary. I okazało się, że pieniędzy nie ma. Madoff sztucznie zawyżał i publikował wartość jednostek uczestnictwa, po to żeby mieć nowych klientów.. z tego co wpłacali nowi, opłacał tych co chcieli wypłacić. Klasyczna piramida finansowa tak jak u nas była swego czasu afera z WGI.


Uchwyćmy skale tej kwoty. Leeson, tracąc 36 razy mniej, położył najstarszy bank Anglii. 50 mld usd to połowa budżetu polski i ponad 8 rocznych deficytów budżetowch. Za 50 mld można kupić 250 000 domów po 200 000 dolarów każdy, a więc całą Warszawę na przykład.


Kto jest ofiarą Madoofa tego jeszcze do końca nie wiadomo… na razie liczą. Początkowa lista szczęśliwców wraz z kwotami tutaj.






Chciałoby by się zapytać, dlaczego nie urządzić bailout funduszu Madoffa? Skoro dotuje się porażki różnych banków (stosujących większą lub mniejszą piramidę finansową), za chwile zacznie się dotować fiasko General Motors, Chryslera i Forda, które również wypuszczają nowe obligacje, aby wykupić stare, to dlaczego Madoff ma pozostać bez pomocy? Wykupmy jago fundusz, bo inaczej banki, które w niego zainwestowały stracą miliardy…. Ale zaraz zaraz….. jak banki stracą miliardy to obejmie ich pomoc na mocy TARP…aaa no i wszystko jasne.. fundusz Madoff’a nie potrzebuje bezpośredniego wykupienia… Banki i tak zamienią ten trouble assets jakimi są jednostki uczestnictwa na obligacje na mocy TARP. A, że inwestowali w ten fundusz również prywatni inwestorzy, którzy nie są objęci TARP. No cóż.. sorry… są równi i równiejsi.


Tym oto sposobem legalizuje się oszustwa i kradzieże, a straty głupców przenosi na całe społeczeństwo.



*W wikipedi błędnie nazwano transakcje stelażową jako rodzaj krótkiej sprzedaży.  Stelaż polega na kombinacji pozycji długiej z krótką.

piątek, 12 grudnia 2008

Krótka retrospektywa z GM w tle


Wszystkie media trąbią o bankructwie GM to i ja nie będę oryginalny. Przypomnę tylko, że obserwacje GM prowadzę już od wpisu z 1 sierpnia.


Wtedy żadnego kryzysu nie było, nikt się nie spodziewał, że nagle coś przestanie trybić. Wszyscy oglądali igrzyska i zachwycali się nowymi stadionami i pływalniami… Piramidami dzisiejszych czasów. Jednak prawdziwe igrzyska miały się zacząć tuż po tych zakończonych w Pekinie. Wrzesień przyniósł w końcu rozstrzygnięcia i karty były powoli rzucane na stół. Co ciekawe, kto jakie ma karty, można było się dowiedzieć o wiele wcześniej… Ale panowało przeświadczenie w stylu. Yea yea… każdy jest zadłużony po uszy i ma wiele pozabilansowych zobowiązań.. ale gospodarka mimo wszystko leci dalej. No i jak się okazało leciała na oparach. I wydawało się, że nastąpi naturalne oczyszczenie gospodarki. Korporatyzm zostanie wypleniony poprzez bankructwa, które są lekarstwem gospodarek. Banki przestaną tworzyć pieniądze z powietrza na tak ogromną skale. Dolar spadnie w wyniku ucieczki kapitału z coraz bardziej niebezpiecznych T-bills i całej amerykańskiej gospodarki, co w dłuższym terminie pobudziłoby eksport USA. Jednak stało się zupełnie odwrotnie. Banki zostały uratowane, na koszt długu państwowego i są zachęcane do kontynuacji udzielania pożyczek komu popadnie (czy to nie doprowadziło właśnie do obecnego przesilenia ??? hmmmm…). Inwestoriat, zamiast uciekać z coraz bardziej niebezpiecznej gospodarki USA, zaczął masowo kupować obligacje USA podbijając wartość dolara. Mocny dolar jeszcze bardziej dożyna eksport USA. To, że wystąpiła panika zakupów obligacji USA nikt nie wątpi, gdyż obligacje USA doszły do ujemnej rentowności. Co to znaczy ujemna rentowność obligacji? Przykład. Kupuje na rynku obligacje USA za 101 dolarów, żeby za 3 miesiące odzyskać 100 dolarów. Absurd, nieprawdaż? Bardziej opłaca się mieć te dolary w domu w skarpecie i po 3 miesiącach mieć z powrotem te 101 a nie 100 dolarów. A co dopiero jakbyśmy włożyli na lokatę 5 procent do banku. Taka sytuacja nie miała precedensu i w zasadzie nie wiadomo co się wydarzyło. Czy inwestoriat do reszty zgłupiał? Czy Fed potajemnie kupuje obligacje za jakieś lewe pieniądze? Nie wiadomo.


Podbiło to oczywiście dolara do absurdalnych poziomów, mimo że fundamenty gospodarki nie usprawiedliwiają takiego ruchu. Mało tego.. fundamenty mówią coś zupełnie odwrotnego.


Nic się nie zmieniło, a o ile się zmieniło, to się zmieniło na gorsze. Dziś już coraz więcej ludzi zauważa, że coraz to większa część gospodarki „wisi” na obligacjach USA. I w zasadzie potrzebny jest tylko impuls, żeby ci co posiadają te obligacje, chcieli je wymienić na coś innego i zainwestować te pieniądze u siebie w kraju. Pamiętajmy, że nikt nie słyszał o Islandii i jakiś problemach, do czasu gdy waluta w tydzień osłabiła się o ponad 50 procent.. Polecam zresztą to zdjęcie z islandzkich pikiet.


islandia_protest






Co ciekawe, na zdjęciu widać czerwone flagi. Czyżby chcieli Islandie przekształcić w jeden wielki Kibuc?


I tu dochodzimy do punktu w którym ważą się losy przemysły samochodowego w USA. Przemysłu, który już dawno przestał być opłacalny i przynosi więcej szkody niż pożytku. Widać to po bilansach tych spółek, gdzie zadłużeniem finansują swoje straty. Ciekawe jest to, że te straty były na długo przed kryzysem kredytów hipotecznych, także prezesi nie mogą zwalać winy na „zewnętrzne uwarunkowania”. A to, że jak mieli zyski to w całości wypłacali wszystko w formie dywidendy, to już nie ich problem??? To niech teraz akcjonariusze dokapitalizują ta spółkę z własnych pieniędzy, a nie sięgają do pieniędzy z obligacji USA. W końcu wcześniej te pieniądze były wyprowadzone ze spółek właśnie do nich.


Przedwczoraj okazało się, że izba reprezentantów przyjęła plan ratowania GM i Chryslera. Mieli dostać 15 mld usd. To oczywiście miał być czysty przetrwalnik na zapłatę bieżących zobowiązań. Także ratowanie, ale może do marca 2009. Co ciekawe dziś w nocy senat odrzucił plan ratunkowy. Powód jaki podali to taki, że związki zawodowe wielkiej Trójcy nie zgodziły się na obniżkę pensji do poziomu płac pracowników japońskiego przemysłu samochodowego (SIC!). Prawda jednak jest taka, że w obecnej sytuacji pracownicy GM powinni dostawać pensje na poziomie pracowników chińskiego przemysłu motoryzacyjnego.


Związkowcy, widać, bardziej wierzą niż prezesi, że są too big to fall.


Cóż, teraz pałeczka przeszła do Paulsona. Podstawowe pytanie brzmi, czy złamie ustawę o TARP i przekaże pieniądze Automakers. Ale skoro TARP łamie konstytucje USA, to dlaczego by nie złamać samego TARP.


A tak przy okazji… wieść po kongresie niesie, że Ford w ramach pokuty za grzechy, ma zmienić swój znaczek firmowy na swoich produkowanych samochodach na następujący:


fail




sobota, 6 grudnia 2008

Salda obrotów bieżących


Ciekawa tabelka pojawiła się ostatnie w Financial Times. Tabelka przedstawia nadwyżki bądź deficytu na saldach obrotów bieżących poszczególnych krajów. Saldo obrotów bieżących to z grubsza mówiąc to samo co bilans handlowy; różnica pomiędzy eksportem a importem. O tyle jest ciekawa, że pokazuje nam graczy rozstawionych po przeciwległych stronach szachownicy. I tak kraje o największych nadwyżkach kredytują kraje o największych deficytach. Kredytowanie odbywa się różnymi kanałami, bo trzeba mieć w świadomości że deficyt handlowy to nie to samo co dług państwowy. Deficyt handlowy pokazuje na ile mieszkańcy danego kraju zadłużyli się w wyniku większego importu od eksportu. Jak więcej kupię niż sprzedam, to różnice musze czymś pokryć. Tym czymś jest oczywiście dług. To pokrycie może wynikać z wielu źródeł, wymienię tylko trzy najważniejsze:


- Zwiększonego zagranicznego długu państwowego. Wydatki budżetowe skredytowane przez zagraniczny dług państwowe idą w końcu do obywateli tego państwa (nauczyciele, policja, sądy, żołnierze, bailouty). Ci obywatele dostają te pieniądze i mogą kupić towary z zagranicy (benzyna, telewizory samochody)


- Zwiększonego długu obywateli, na przykład hipotecznego. Obywatel jak zadłużają się w rodzimych bankach, to nie interesuje ich skąd pochodzą pieniądze. Mogą pochodzić z druku pieniędzy, jaki generuje cały system bankowy debazując jednocześnie walutę, ale mogą pochodzić również z zagranicy. Banki przecież mogą się zadłużać w europie czy w Azji. Dlatego kryzys subprime ma takie odbicie również w Europie. Europejskie banki zachęcone ratingiem AAA i dużym oprocentowaniem kupowały SIV-y finansując jednocześnie amerykańską konsumpcje. Można powiedzieć, że przecież domy w USA nie pochodzą z importu, co nie wpływa na bilans handlowy. Oczywiście nie pochodzą, ale należy zauważyć jedną rzecz, że jeżeli sprzedałem dom i otrzymałem pieniądze z kredytu, to za te pieniądze, pochodzące de facto z zagranicy, mogę sobie kupić wiele fajnych towarów; towarów z importu. Pisałem o tym już trochę tutaj.


- zwiększonego długu korporacyjnego. Jestem ciekawy ile zagranicznych banków posiada obligacje wyemitowane przez GM, Chryslera czy Forda. Na pewno wiele ich spółek córek takich jak Opel czy Saab. Dług korporacyjny to również nic innego jak transfer pieniędzy pozwalający na finansowanie pracownikom i akcjonariuszom tych firm finansować sobie import.


Tabelka:


trade-deficits



Tabelki jednak nie należy pochopnie czytać. Sytuacja Chin, Japonii czy Niemiec jest zupełnie odmienna. Chiny kumulują zagraniczny dług i maja góry obligacji innych państw. Japonia ma zadłużenie państwowe na poziome 160 procent PKB lecz wyłącznie u swoich obywateli, ale posiada również 1 bln dolarów rezerw. Niemcy z kolei są zadłużeni po uszy.

Obroty bieżące nie pokazują dawnych zaszłości, jednak wszyscy net eksporterzy namiętnie kupują obligacje amerykańskie.

środa, 3 grudnia 2008

Junk Bonds


Ja donosi Wall Street Journal wiele obligacji prywatnych korporacji osiągnęło status „śmieciowych”, czyli stały się junk bonds (nie mylić z Bondem). Wśród nich są oczywiście obligacje trójcy z Detroit.


A jakie jest oprocentowanie takich junk bonds? Proszę bardzo.. tendencje na wykresie


paniful-premium




Jest to premia, którą wystawcy muszą płacić za status junk. Oprocentowanie „bezpiecznych” obligacji wynosi zirka 6 procent, także oprocentowanie junk bonds będzie wynosiło koło 26 %.


Warto mieć ta cyfrę w pamięci, jak dowiemy się na jaki procent rząd pożyczył GM.. bo jeżeli pożyczy na przykład te 18 mld$ na 3 procent to jednocześnie udzieli bezzwrotnego prezentu na 4,14 mld rocznie.


Ale ok. zobaczymy na ile procent dostaną. W każdym razie według ostatnich doniesień życzenia się już zwiększyły do 34 mld $. Nie jest to nowością, że ci państwo szybko potrafią zmieniać zdanie i jak tylko poczują, że szala się przechyla na ich stronę, to od razu podnoszą stawkę. W sierpniu już robili takie akcje o których pisałem zresztą (link 1, link 2).


Aha… po ostatniej akcji, jak każdy z nich przyleciał służbowym samolotem do Waszyngtonu i wywołała się burza wśród kongresmenów, teraz prezesi zamienili środek lokomocji na samochody hybrydowe. I jadą z Detroit do Waszyngtonu autostradą… a to jest jakieś 850 km!


Chciałby się rzec „bez przesady”. Skoro mają te samoloty to jaki problem nalać paliwa i przylecieć w 2 godziny, zamiast prowadzić samochód przez 10… no ale takie jest życzenie kongresmanów. Jakby nie było większych problemów. Dobrze, że nie kazali im przyjść z tego Detroit na kolanach w worku pokutnym i stać przez kongresem całą noc.


Warto przeczytać cały artykuł [ENG].

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Bailout Detroit - początek drugiego aktu


Bailout Detroit to nie jest prosta rzecz. Ba, nawet nie dawno bailout banków był nie do pomyślenia. Przecież Enron, czy World.com zbankrutowały, co było postrzegane jako coś normalnego. I co? Czy zabrakło po tym bankructwie prądu w USA? Skandal był ogromny. Zarząd został postawiony przed sądem, paru poszło do wiezienia, jeden nawet popełnił samobójstwo. Ehh były czasy. A dziś? Dziś jawne oszustwa i brawurowa księgowość są nagradzane pożyczkami, dokapitalizowaniem czy gwarancjami kredytowymi. Zarząd na stołkach, księgi jeszcze bardziej fałszowane, dalsza państwowa linia kredytowa obiecana. Korporatyzm ma się dobrze.


I znów należy wrócić GM, Chrysler’a i Ford’a. Wracam do nich, ponieważ uważam, że to ci aktorzy będą grać w drugim akcie obecnego zamieszania. Ponownie sytuacja w USA, będzie miała swoje konsekwencje w Europie. Weźmy tylko tego GM. Zagraniczne oddziały , które jeszcze w lipcu według szefów GM miały sobie radzić just fine, dziś są na skraju przepaści płynnościowej. Mechanizm dość prosty. Spółka matka nie ma kasy, a spółka córka ma. Co robią? Spółka córka pożycza spółce matce pieniądze wyzbywając się płynności. Tak się stało z Oplem, który należy do GM. Pożyczył GM i sam teraz jest na skraju bankructwa. Angela Merkel mówi, że pożyczy Oplowi pod warunkiem, ze żadne Euro nie wypłynie z Niemiec. Akurat… To samo w Saabem, który również należy do GM.


Żeby sobie uzmysłowić tą absurdalną sytuację, wyobraźmy sobie, że nasz premier obiecuje pożyczyć pieniądze i dać gwarancje kredytowe Oplowi. Nie do pomyślenia. Larum by się podniosło, że obcemu kapitałowi i to jeszcze niemieckiemu (mimo że opel w sumie amerykański) dajemy prezenty. Larum oczywiście byłoby słuszne, z tym zastrzeżeniem, że dziś kapitał nie ma narodowości. Niemiecki, amerykański, polski - żadna różnica – po prostu prywatny. Jednakże w kontekście pomocy takim podmiotom należy to jednoznacznie nazwać zdradą narodową. Bo czym innym jest łupienie wszystkich obywateli i wpychanie pieniędzy wybranym prywatnym kieszeniom?


Jutro szefowie trójcy z Detroit będą przekonywać w Waszyngtonie do swojego planu, czyli będą oznajmiać na co chcą wydać 25 mld dolarów.


Rynek na ten ich plan nie chce dać złamanego centa, także idą do rządu. Jestem przekonany, że rząd USA da te pieniądze. Co innego mogą zrobić skoro już wykupili pół sektora bankowego. Bez tej pomocy GM zbankrutuje, ale nie stanie się żaden kataklizm.. owszem związkowcy stracą swoje przywileje, i będzie małe zamieszanie, ale ludzie nie przestaną kupować samochodów. Park maszynowy zostanie sprzedany i jakaś firma będzie tam samochody produkować. Ale zmian się boją politycy. Już nie tyle się boją o następne wybory, ale boją się zamieszek. Bo jeśli padnie trójca z Detroit, to całe Detroit może się pojawić w Waszyngtonie. To tacy polscy górnicy, także trochę się potarmoszą, ale w końcu dostaną te pieniądze.


Dziś jednak wielu będzie mówić, że jest to słuszne działanie; że to strategiczny sektor, że bezrobocie, że efekt domina, że przecież to historia motoryzacji, że są za duzi by upaść. Otóż, oceniając teraźniejszość, zawsze trudno o perspektywę, o widzenie świata w szerokim kontekście. Coś, co dziś widzimy jako historyczną konieczność, dziejową, wyjątkową sytuacje wymagającą wyjątkowych działań, przyszłość oceni zupełnie inaczej. Tak samo tłumaczyli rzecz politycy i bankierzy republiki weimarskiej. Uważali, że nieśli dobro, tymczasem byli jeźdźcami apokalipsy. Dziś kolejne nacjonalizacje prowadzą do tego samego. Być może nie będzie jakieś ostrego pęknięcia, być może będzie następować powolna degrengolada systemu, który kiedyś był wolnorynkowy, a dziś przemienia się w państwowy kapitalizm. Kto wie, może właśnie przeżywamy drugą rewolucje październikową, ale rozłożoną na kilkanaście lat.


A co w Polsce. Plan na 91 mld. 91 mld ma pomóc gospodarce. Pomysł głównie polega na obniżeniu podatków…. I dobrze. Ale patrzę na sfinansowanie tego planu i jakoś nie widzę obniżenia o tyle wydatków państwa. Bo wtedy by to miało sens. Stąd wniosek, że 91 miliardowa pomoc dla gospodarki będzie pochodziła z długu. Czyli krótko mówiąc, żeby państwo pomogło gospodarce 91 miliardami, to o dokładnie tyle samo najpierw gospodarka musi pomóc państwu.

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...