Dyskusja na temat „inflacja czy deflacja" nie zamiera. Michel Shedlock (MISH) polemizuje z Garrym Northem jednak, moim zdaniem, każdy używa do tego amerykańskiego podejścia; podejścia które nie wie co to jest hiperinflacja. Garry North używa pojęcia mass inflation na zjawisko, które będzie spowodowane uruchomieniem akcji kredytowej przez banki na podstawie obecnej bazy monetarnej. Takie zjawisko nie nastąpi z powodów które wymienił MISH. Jednak sam MISH pisząc o deflacji zapomniał o jednej rzeczy. Mianowicie na dłuższą metę deflacja w systemie fiat money jest nie do utrzymania.
Żeby to rozwinąć najpierw trzeba rozróżnić inflacje i deflacje na kilku podstawowych poziomach. Inflacja i deflacja „normalna", na poziomie +- 10 procent występuję zawsze z przewagą inflacji, gdyż banki centralne umożliwiają ciągłe prowadzenie ekspansji kredytowej metodami wymienionymi wcześniej.
Natomiast masowa deflacja, czy masowa inflacja (hiperinflacja) to klasyczna gra końcowa systemu fiat money (endgame). To tak jak z huśtawką.. można kołysać się w dwie strony, jednak gdy rozkołyszemy za bardzo, to albo dziecko wyleci z huśtawki, albo sama huśtawka się rozleci.
Dziś obserwujemy deflacje, czyli spłacanie kredytów lub bankructwa kredytobiorców przy równoczesnym nie udzielaniu nowych pożyczek. Pieniądza na rynku jest coraz mniej stąd jego wartość tymczasowo rośnie. Dodatkowo jest jeszcze w zanadrzu nawis niespłaconych kart kredytowych, których zadłużenie banki będą musiały sobie odpisać w końcu w straty. Odpisanie w straty banku, to nic innego jak spłacenie kredytu, ale z kapitałów własnych banku. Znowu spiskowcy, którzy twierdzą, że banki przejmą kiedyś cały majątek ludzi za odsetki nie zauważą, że banki pokrywają niespłacone kredyty z własnych kapitałów... ale zostawmy już to.
Dlaczego napisałem, że wartość pieniądza tymczasowo rośnie? Bo docelowy ruch może być tylko jeden... masowa inflacja.
Inflacja nie taka, jaką opisują sobie MISH z Northem. W tym przypadku akurat moim zdaniem więcej rozsądnych argumentów jest po stronie MISHa i deflacji, jednak cała dyskusja jest o przecinki w zdaniu. Zapalnik masowej inflacji nie leży w systemie bankowym, o którym dyskutują, lecz w długu państwowym.
W warunkach deflacji rośnie wartość pieniądza, majątek staje się nominalnie tańszy, płace nominalnie maleją, jednak to co pozostaje to dług zaciągnięty w warunkach o wiele większej podaży pieniądza, a więc o wiele mniej wartościowego pieniądza. Skutkuje to tym, że za mniejsze dochody, ludzie muszą spłacać dług, który zaciągali przy większych dochodach. Stąd wiele ludzi ogłasza bankructwo osobiste i odmawia spłaty swoich długów, co jeszcze potęguje zjawisko deflacji, gdyż jak powszechnie wiadomo, mniej długu to mniej pieniądza.
W tym wszystkim nie było by problemu, gdyby nie jeden aspekt. Dług publiczny i skarb państwa, czyli coś, co nie może ot tak sobie zbankrutować. Dług publiczny był również zaciągnięty w czasach gdy pieniądz był mniej warty, a on wraz ze wzrostem wartości pustego pieniądza nie maleje nominalnie. Co z tego że za obligacje wystawioną rok temu o nominale 1 milion dolarów kiedyś rząd mógł kupić 7000 baryłek ropy, a dziś posiadacz tej samej obligacji może od rządu kupić już 14 000 baryłek. Obligacja nie zmienia swojego nominału... ma po prostu większą siłę nabywczą tak samo jak pieniądze.
Sytuacja w której znajduje się obecnie światowa gospodarka, która ciągle rządzi dolar, jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Z jednej strony mam postępująca deflacje, ludzie tracą pracę, a z drugiej powiększają się wszystkie możliwe deficyty. Ktoś oczywiście musi sfinansować te deficyty, czyli pożyczyć rządowi pieniądze. Ze struktury długu USA wynika, że połowę długu sfinansowali przyszyli emeryci i osoby odkładające na swoje ubezpieczenie społeczne oraz FED. Odpowiednik naszego Zusu w stanach jest kompletnie wymaksowany i jedyne co posiada to obligacje, które jak wiadomo są obietnicą, że rząd kiedyś zapłaci, ale rząd oczywiście nie ma swoich pieniędzy, tylko te, które ściągnie od podatników. Słowem, oszczędzający w funduszach rządowych (intragovermental funds), będą się musieli sami kiedyś złożyć na swoje oszczędności... Brzmi koślawo??? Tak właśnie jest.
W tych okolicznościach przyrody, cieszą się Ci którzy posiadają obligacje USA. Mogą za nie coraz więcej kupić! Co więcej, ceny w dolarach ciągle spadają, domy i grunty są coraz tańsze, akcje ciekawych spółek również. Jednak, żeby kupić ziemie w USA, będą musieli sprzedać komuś te obligacje... a tych obligacji jest coraz więcej na świecie.
I tu dochodzimy do momentu przegięcia, co bardziej fachowo nazywa się ekstremum.
Rząd potrzebuje więcej pieniędzy, gdyż budżet nie domyka się coraz bardziej. Baza podatkowa zanika, gdyż coraz więcej ludzi nie pracuje, a z drugiej strony rośnie liczba osób ubiegających się o zasiłki. Do tego dochodzą wszelkie koszty rozmaitych stymulansów ekonomicznych z malowaniem mostów i wyrównywaniem strat bankom na czele. W takim układzie, rząd powiększa deficyt i zwiększa całkowita ilość obligacji na rynku. Aktualnie deficyt budżetowy USA jest na poziomie kilkunastu procent, co równa się standardom republik bananowych.
Jednak jeżeli deflacja stwarza bodziec do wykorzystywania swoich rezerw u posiadaczy obligacji (Chiny, Japonia) to tym samym osłabia bodziec do kupowania nowych. Jakim cudem rząd USA sprzeda dodatkowe 2 biliony obligacji? Komu?
Trzeba zdać sobie sprawę, że powiększanie długów i sprzedawanie nowych obligacji to nie jakaś tam zabawa w papierki czy cyferki w banku. Owszem po jednej stronie korzysta się z kartek trochę ładniejszych od kartek do gry w monopol, jednak po drugiej stronie transakcji płyną zasoby. Rzadkie zasoby, do których wytworzenia jest potrzebny rzeczywisty wysiłek pracy ludzkiej i wykorzystanie rzadkich surowców naturalnych.
Co się jednak stanie, gdy rząd nie znajdzie nowych nabywców na swoje obligacje? Nie ma takiej opcji. Gdy nie ma chętnych na wolnym rynku, do przekazania zasobów w zamian za obligacje, rząd zabierze te zasoby w inny sposób. Każe kupić obligacje bankowi centralnemu za nowe pieniądze. Nowymi pieniędzmi da się ściągnąć z rynku zasoby potrzebne do utrzymania jeszcze przez chwile państwa w ryzach, ale tylko przez chwile. Na rynku powstanie większa ilość pieniędzy, co pobudzi wzrost cen. Wzrost cen będzie powodował spadek siły nabywczej wszystkich posiadających oszczędności. Siła nabywcza spadnie o tyle, o ile rząd mógł kupić więcej dóbr na rynku za nowe pieniądze. To typowy transfer bogactwa, w którym posiadacz nowych pieniędzy grabi posiadaczy starych. Naturalnie spada zaufanie do pieniądza i obligacji. Skoro rząd sprzedaje obligacje bankowi centralnemu za nowe pieniądze, to ile będą warte moje pieniądze jutro? Następuje ucieczka od pieniądza i obligacji... kto może to zamienia je na realne dobra. Co ciekawe, zwiększona szybkość obiegu pieniądza podbija ceny... w końcu skoro każdy się chce pozbywać pieniądza, to jak chcesz coś kupić ode mnie to zapłać 10 procent więcej jak wczoraj, bo kto wie co za to kupie jutro. Powiększa to problem rządu, który ściąga zasoby z rynku za pieniądze właśnie... Skoro ceny są wyższe nawet bardziej niż wynika to z wzrostu ilości pieniądza w gospodarce, to na kolejne zakupy trzeba jeszcze więcej powiększyć swój dług, czyli jeszcze więcej pieniędzy musi być wydrukowanych przez Bank Centralny. Obligacje i pieniądze stają się coraz bardziej gorącym ziemniakiem... Co ciekawe, im szybciej jest ten ziemniak odrzucany, tym jest on coraz bardziej gorący, bo ceny rosną niewspółmiernie szybko! Spirala hiperinflacyjna się rozpoczęła i zakończyć może się tylko jednym, destrukcją pieniądza, potocznie nazywaną eufemistycznie denominacją.
Konsekwencje dla trzymających obligacje są opłakane... W legalny sposób ich aktywa denominowane w zniszczonej walucie są bez wartościowe... nawet nie ma do kogo zgłaszać pretensji. Skoro masz obligacje na milion dolarów, to dostaniesz ten milion, ale kupisz za niego paczkę zapałek.
Kiedy taki moment przegięcia nastąpi? Tego nikt nie wie, i nikt nie napisał książki wskazującą datę, tak samo jak do dziś nie wiemy kiedy w wichury powstaje tornado. Co bardziej ciekawe nie wiemy, która waluta pierwsza ucierpi. Może to być Złotówka, może to być Euro, Dolar czy Funt. Na razie jednak dynamika procesu powiększania długu wskazuje na te dwie ostatnie waluty. Wiadomo, że wykładniczo rosnący dług jest na dłuższą metę nie do utrzymania, a już tym bardziej w warunkach bankowej deflacji.
Masowa deflacja??? Owszem, ale w standardzie złota i nie pełnej rezerwie obowiązkowej. W fiat money masowa inflacja, a przyczyna tkwi nie w akcji kredytowej, a w długu państwowym. Zawsze tak było, lecz dawno nie w USA i być może dlatego amerykańscy blogerzy tego nie dostrzegają.
brawo!!!!
OdpowiedzUsuńBrawo !
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych wpisów jakie czytałem od paru miesięcy.
dynamite! cieszę się, że już po wyborach do PE i wróciłeś do normalnego blogowania
OdpowiedzUsuńAdamie, zastanawiam sie na ile obecna sytuacje w USA mozna porownac do Argentyny z czasow ostatniego kryzysu. Tam co prawda przyczyny byly zupelnie inne jednak przebieg dosc zblizony. Najpierw ograniczenie finansowania przedsiewziec (tam z powodu wycofywania sie zachodnich inwestorow), spadek PKB, rosnace bezrobocie, skok oprocentowania obligacji (ktory -zdaje sie- powoli zaczyna sie w USA) a po drodze jeszcze run na banki (ktory w stanach tez przeciez moze jeszcze nastapic). tam jednak do hiperinflacji czy nawet do inflacji galopujacej zdaje sie nie doszlo. gdzie widzisz przyczyny innego (pod wzgledem inflacji) rozwoju sytuacji w USA?
OdpowiedzUsuńIMHO USA mają inną sytuacje niż Argentyna.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze przy takich sumach nikt im nie będzie w stanie pomóc wstać bezboleśnie.
Po drugie us mają bardzo duży deficyt handlowy a jak się tak przyjrzeć to w dodatku ich głównym towarem eksportowym jest ... dolar
Jeśli dolar przestanie być akceptowany to ciekawe za co kupią np. rope ?
Ze wszystkich surowców to chyba wzrost cen ropy powinien natychmiast przełożyć się na ceny towarów i usług na ulicy.
Ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji: "(...) ceny są droższe nawet bardziej niż wynika to (...)". Ceny mogą być wyższe; towary droższe.
pod pewnymi wzgledami USA maja lepsza sytuacje niz argentyna. argentynie przy duzo mniejszych kwotach tez nikt nie chcial pomoc (poza MFW oczywiscie), argentynskie peso polecialo w dol. w przypadku USA sa podmioty bardzo mocno zainteresowane tym zeby dolar na wartosci nie tracil, co moze byc dla nich argumentem do dalszych pozyczek (typowa pulapka - zamiast ciac straty dorzuca sie do pieca liczac ze jednak sie odmieni)
OdpowiedzUsuń"która waluta pierwsza ucierpi. Może to być Złotówka, może to być Euro, Dolar czy Funt" Biorąc pod uwagę logikę artykułu - to na pierwszym miejscu powinien być jen. Drukują od 1990 roku i cały czas nic.. A dług niedługo osiągnie 200% PKB.
OdpowiedzUsuńunnormal
OdpowiedzUsuńArgentyna zadłużała się w walutach obcych a nie w peso. A walut obcych nie można kazac wydrukować bankowi centralnemu
Dodatkowo Peso było zlinkowane z dolarem 1:1 i była możliwa masowa deflacja czyli run na bank, gdyż ludzie od razu wypłacali dolary zamiast peso .
Banki oczywiscie zamknięto i w sumie peso odczepili od dolara i zniszczyli tą walutę co było oczywiste. .. mimo zniszczenia waluty dług zagraniczny pozostał bo był zaciagany w dolarach, a nie w peso. stąd wniosek że jak zadłużać się to we własnej walucie.
polecam wpisy na wiki, a na youtube pod hasłem "argentina crisis" jest całkiem fajny film dokumentalny, choć przesiaknięty latynoskim gadaniem
Jay Dee
Nie wiem czy z logiki artykuły wychodzi że YEN powinien iść pod wodę. po pierwsze japonia ma dodatni bilans handlowy, po drugie dług jest trzymana praktycznie tylko przez samych japończyków, a nie zagranicznych inwestorów, po trzecie Japonia nie potrzebuje teraz 2 bilonów na dodatkowy deficyt, tylko swój dług powiekszała przez kilkanaście lat. Po czwarte Japonia ma gospodarkę w bardziej nastawioną na towary a nie na usługi, a jak wiadomo w kryzysie usługi lecą pierwsze. No i po piąte Japonia ma rezerwy walutowe i to sporo, samych dolarów 500 mld także jest w razie czego czym ratować dług.
Także o Yena specjalnie bym sie nie martwił, choć 200 % PKB wydaje się dużo, to mimo wszytko nie musza przeprowadzac jakiś strukturalnych zmian w gospodarce, żeby się nie zadłużać zagranica bo po prostu się nie zadłuzają, bo na to im dodatni bilans handlowy pozwala.
@Adam Duda
OdpowiedzUsuńA co bedzie jesli w trakcie nakrecania sie spirali inflacyjnej rzad USA w pewnym momencie podeprze USD zlotem np. po kursie 20 k$/uncje? Czy to nei zatrzyma kollapsu tej waluty?
Dobry wpis pokazujący sytuację z lotu ptaka.
OdpowiedzUsuńDodatkowe uwagi:
1. W normalnej gospodarce bankructwa (w tym banków!) powodują inflację. Pożyczony pieniądz nigdy nie wróci do banku i nie zostanie zanihilowany. Owszem bank pokryje tą "emisję" z własnych zysków, ale jak sam zbankrutuje, to te pieniądze zostają na rynku "na wieki wieków" i w banku centralnym (emisyjnym) zostaną zaewidencjonowane jako krążące na rynku. Ratowanie banku przed bankructwem (przez bank centralny) oznacza tylko dodatkową emisję pieniądza (dla bankruta) i tylko wzmacnia inflację. Owszem jeżeli ratującym nie jest bank centralny tylko rząd, to te pieniądze mogą wrócić w postaci podatków. Dlatego w USA nie FED ratuje banki, tylko rząd (bilans jest zachowany; dług trafi na rachunek rządu)
2. W USA nie musi dojść do inflacji (FED'owi nie jest ona na rękę). FED może dozować dodatkową emisję pieniądza w takim zakresie w jakim nasila się deflacja i trzymać inflację w ryzach , ale to nie jest na rękę USA (obywateli), bo jak pokazano we wpisie, to powoduje względne ubożenie Ameryki. Dla USA (rządu i obywateli) najlepiej gdyby ruszyła inflacja (nie mają oszczędności; są zadłużeni). Ciekawe, który wariant zwycięży.
HES
OdpowiedzUsuń1. Jak bank zbankrutuje i nikt nie pomoże, to pieniądze znikną... po prostu Ci którzy mieli pieniądze w bankrutującym banku już ich nie dostaną bo ich nie będzie..
Jak ktoś uratuje, to i tak musi to zrobić ze swoich aktywów, przenosząc swoje aktywa do bankruta, żeby zaspokoić deponentów bankruta..
jak nikną aktywa banku (kredyty) to muszą też zniknąć pasywa (depozyty), samego bankruta, lub w odpowiadającej częściej jednostki ratującej. Tu nie ma że coś zostaje na wieki.
co innego jak NBP kupuje za świeże pieniądze.
Świetny wpis, ale mam pytanie o przewidywania dotyczące Polski. Co będzie u nas - jakieś wizje?
OdpowiedzUsuńStryx
OdpowiedzUsuńKazda waluta papierowa wcześniej czy później ulega hiperinflacji i to samo czeka złotówke. Jednak kiedy, tego nikt nie wie. Wiele zalezy od polityków i jak powaznie podchodzą do długu publicznego.
Bo polityk, który mysli dłużej niż do przyszłej kadencji powinien się bać wszelkich deficytów i długów publicznych jak diałbeł świeconej wody.
Takze kiedy? może jutro moze za 25 lat, jednak na pewno kiedyś to sie stanie.
"...destrukcją pieniądza, potocznie nazywaną eufemistycznie denominacją." Ja tam się nie znam ale czy nie chodzi tu czasem o dewaluację a nie denominację?
OdpowiedzUsuńDavid
OdpowiedzUsuńDewaluacja to przyczyna, denominacja to skutek.
Napisałem trochę prowokacyjnie o denominacji, gdyż w sumie każda denominacja to zmiana pieniadza, a pieniądze trzeba zmienić gdy jest zniszczony.
W polsce mileismy denominacje, która kazdy pamięta, w yougoslawi zdaje się 3 razy denominowali walutę, peso w argentynie tak samo, do czasu jak zlinkowali peso z dolarem. ale za każdym razem to była inna waluta.
zresztą można zmienić walute nie denominując jej a tylko zminić pokrycie. tak jak było z dolarem od 71 pierwszego roku.
dolar przed 71 i po 71 to dwie rózne waluty mimo że nazwa i cyferki na banknocie pozostały takie same.
czyli masowa deflacja =masowa inflacja?
OdpowiedzUsuńczyli masowa deflacja zawsze prowadzi do hiperinflacji?
OdpowiedzUsuńUff, czytajac wpis już się bałem, że nie zauważy Pan, że Gary North mówiąc o mass inflation miał na myśli wzrost M0 czyli druk pieniądza. Ten cały Mish tego w ogóle nie zauważył, kiepsko to o nim świadczy, czy warto kogoś takiego cytować, przecież to ... miało być bez epitetów :-)
OdpowiedzUsuń"Only when they suspect that the prevailing monetary unit will not function as money in the near-term future will they refuse an offer to buy. This takes place in the final stages of what Ludwig von Mises called the crack-up boom: the mass inflation"
Jak inaczej można rozumieć to zdanie?
Także punkt za dostrzeżenie, tego co oczywiste, że to druk pieniądza powoduje inflacje a nie kredyty. Bo w momencie upadku systemu zapożyczania się państwa nastąpi właśnie dodruk a nie kolejne pożyczki. Oczywiście zapożyczanie się państwa jest złe ale z punktu widzenia interwencjonizmu, wtrącania się urzędników w gospodarkę, a nie inflacji.
Te dwie sprawy należy rozróżnić.
Odnośnie momentu przegięcia. Jedyną istotną kwestią są wydatki państwa i związany z nim dodruk pieniądza. Denominacja nic nie rozwiązuje to tylko uproszczenie polegające na pominięciu kilku zer. To co decyduje to dodruk pieniądze: jest czy go nie ma. Bo przecież wszyscy wiemy, że nie ważne ile pieniądza jest w systemia. Każda jego ilość jest równie dobra. Tylko pochodna się liczy.
To ja znowu sladami Monty Pythona. A teraz cos z zupelnie innej beczki :)
OdpowiedzUsuńMialem niedawno rozmowe z przyjacielem odnosnie idei "minimalnej placy". Przedstawilem mu argumenty szkoly austriackiej (wolnorynkowej jak kto woli), ze sytuacja taka powoduje wzrost bezrobocia wsrod ludzi niewykwalikowanych i ze zniesienie jej spowodowaloby wzrost zatrudnienia. Jak mozna sie domyslic, dalo by to argument do reki pracujacym a mianowicie presje na pracodawcow o podwyzszenie plac. Przyjaciel moj nie dal sie przekonac na ten argument tlumaczac, ze w "polskim piekielku" skonczyloby sie to zmowa pracodawcow i ustalaniu miedzy nimi placy minimalnej czyli powiedzmy zarobkami rzedu nie 1000 zl ale 500 zl na osobe. Jakies pomysly przeciwko tego rodzaju mysleniu, bo mam wrazenie, ze to nasz wrodzony defetyzm, ktory jest m.in. powodem naszej sytuacji w Polsce. P.s. Przepraszam raz jeszcze za komentarz nie na temat wpisu ale nie wiedzialem gdzie moge o to zapytac :)
@Takie Jeden Łoś
OdpowiedzUsuń"A co bedzie jesli w trakcie nakrecania sie spirali inflacyjnej rzad USA w pewnym momencie podeprze USD zlotem np. po kursie 20 k$/uncje? Czy to nei zatrzyma kollapsu tej waluty?"
Pytanie tylko czy maja na tyle złota... Być może Fort Knox od dawna świeci pustkami...
Zresztą taki parytet oznaczałby właśnie kolaps dolara a takie posunięcie zatrzymałoby dalszą dewaluację prowadzącą pewnie do totalnej utraty wartości (scenariusz Zimbabwe) . Aha i pewnie samo stwierdzenie takiego linku by nie wystarczyło - prawdopodobnie musiałaby istnieć możliwość fizycznej wymiany $ na Au.
@HeS
"Owszem jeżeli ratującym nie jest bank centralny tylko rząd, to te pieniądze mogą wrócić w postaci podatków. [...]
W USA nie musi dojść do inflacji"
Owszem *MUSI*. Raz wydanych pieniędzy ("wpuszczonych" w gospodarkę) nie da się "cofnąć"
Rzeczywiście teoretycznie jest możliwość, że rząd zbiera podatki a potem tych pieniędzy nie wydaje (czyli je niszczy) i w ten sposób zmniejsza podaż pieniądza. Skoro teraz nie stać ich na uczciwe zebranie z podatków pieniędzy na wydatki które uważają za konieczne to dlaczego mieliby zrobić coś dokładnie przeciwnego do tego co robią teraz?
A gdyby nawet coś takiego zrobili to byłoby to jeszcze bardziej zabójcze dla gospodarki niż scenariusz hiperinflacyjny gdyż zarzynaliby ostatnich produktywnych przeciębiorców (tylko od nich można zebrać podatki), podczas kiedy inflacja najbardziej da się we znaki tym którzy są na tyle nieroztropni aby pożyczać rządowi lub trzymać swoje oszczędności w dolarach (lub też papierach w nich denominowanych).
"(FED’owi nie jest ona na rękę)"
FEDowi, czyli komu ? Benowi ?
"FED może dozować dodatkową emisję pieniądza w takim zakresie w jakim nasila się deflacja i trzymać inflację w ryzach , "
Nie, nie może! Inflacja to wzrost podaży pieniądza, który już nastąpił. Mleko się rozlało! A że jeszcze nie przełożyło się to na wzrost cen (który jak się domyślam masz na myśli mówiąc o inflacji) to jest to tylko kwesta czasu.
"ale to nie jest na rękę USA (obywateli), bo jak pokazano we wpisie, to powoduje względne ubożenie Ameryki. Dla USA (rządu i obywateli) najlepiej gdyby ruszyła inflacja (nie mają oszczędności; są zadłużeni)."
Jak widać jednak działania rządu są w żaden sposób nie skorelowane z interesem obywateli. I ponownie - inflacja ruszyła już dawno ale faktycznie im ceny szybciej się dostosują do ilości wyprodukowanych pieniędzy tym lepiej. ale na razie rząd robi wszytko aby to odroczyć pompując kolejne bańki.
"Ciekawe, który wariant zwycięży."
W długiej perspektywie jest tylko jeden możliwy wariant...
@ brocki
OdpowiedzUsuńZapytaj kolego czy kupuje czasem coś na allegro.
Jeśli tak to zapytaj czy zastanawiał się dlaczego tam wszyscy sprzedawcy starają się mieć jak najniższe ceny na dany towar? Dlaczego się nie "zmówią" na jakąś wyższą cenę - przecież wtedy zarobiliby więcej (a "zmowa" wśród wszystkich sprzedawców na allegro byłaby przecież dużo łatwiejsza niż wszystkich pracodawców w Polsce). Dalej już chyba sobie poradzisz?
@Autor:"1. Jak bank zbankrutuje i nikt nie pomoże, to pieniądze znikną… po prostu Ci którzy mieli pieniądze w bankrutującym banku już ich nie dostaną bo ich nie będzie.."
OdpowiedzUsuńAleż skąd!!! Wręcz przeciwnie. Wyobraź sobie, że pożyczam z banku 1 mln PLN, przekazuję je mojej kochance, a sam ogłaszam bankructwo. Bank bankrutuje razem ze mną, ale moja kochanka ma te pieniądze (i wydaje razem ze mną:). Ten pieniądz krąży na rynku (tylko w księgach jest dziura; tfu straty).
Do poprzedniego wpisu!
OdpowiedzUsuńTak jest w normalnej sytuacji, w której bank udzielił wiecej kredytów niż ma depozytów lub udzielił kredyty a'konto innych walorów (akcji, obligacji, ...), których wartość spadła.
@marioosz:
OdpowiedzUsuń"FEDowi, czyli komu ? Benowi ?"
FED to instytucja (firma) i ma swoje interesy (jej udziałowcy i ci, którzy go kontrolują). Podejrzewam, że na zdanie: "KGHM'owi nie opłaca się spadek światowych cen miedzi" nie reagowałbyś dziwnym pytaniem: "Komu, prezesowi KGHM?"
Inflacja:
FED NIKOMU NIC NIE DAŁ. On pożyczył komuś kasę lub kupił czyjeś obligacje (rządowe/firmowe). Te pieniądze są do zwrotu. Wszystkie plany pomocowe dla banków są finansowane przez rząd USA, a nie FED.
@ HeS
OdpowiedzUsuń" Wszystkie plany pomocowe dla banków są finansowane przez rząd USA, a nie FED."
Aha :) , polecam wpis na panika 2008 - Co tam panie w FEDzie.
Skoro nic fizyczneggo ich nie powstrzymuje, to jak ktokolwiek moze byc pewien ile zer sobie dopisali ?
@bartek.podolski:"Skoro nic fizyczneggo ich nie powstrzymuje, to jak ktokolwiek moze byc pewien ile zer sobie dopisali ?"
OdpowiedzUsuńHmm, a po co mieliby to robić? Z chciwości? Nie żartuj. Gdybyś miał fabrykę Coca-Coli, to byś wysyłał codziennie cysternę, żeby Ci do domu przywozili Coca-Cole? US$ to narzędzie FED do kontroli nad światowymi finansami, więc szanują go i odpowiednio dawkują. Naprawdę sądzisz, że lecą na 1 mld zielonych?
@ HeS
OdpowiedzUsuńLecą na POWER . A kolejny miliard zielonych pomaga im tą wladze utrzymac. Na pewno nie obchodzi ich ilu emerytow zrujnuja przy okazji.
@bartek.podolski:"Lecą na POWER . A kolejny miliard zielonych pomaga im tą wladze utrzymac."
OdpowiedzUsuńAle jak? Możesz przedstawić mechanim, który przy pomocy "drukowania" pozwala im tę władzę utrzymać?
Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Jak US$ będzie tak dużo, że w WC będzie służyć za papier toaletowy, to ich (FEDu) władza osłabnie, a nie wzmocni się.
E tam. Japonia w okresie 1989-2009 powiększyła dług publiczny w stopniu, przy którym to, co się dzieje teraz w USA to machanie plastikową szabelką. I jakoś nie było hiperinflacji, kryzysu walutowego, co więcej, stopy proc. trzymają się cały czas poniżej 2% (większość czasu w kanale 0-1%), a inflacja jest ledwo mierzalna, przeplatana ewidentnymi epizodami deflacyjnymi.
OdpowiedzUsuńZa 10 lat może coś się zmieni. Może za 20. Nie liczyłbym na hiperinflacyjną eksplozję wcześniej. Szczerze mówiąc, nie liczyłbym na silną inflację W OGÓLE. Dlaczego?
Dlatego, że obecnie kontrola instytucji państwowych i parapaństwowych (FDIC, Fed itd) nad rynkami finansowymi jest niemal absolutna i to interesom finansjery podporządkowana jest międzynarodowa polityka (pytanie: co łączy Bernankego ze Strauss-Kahnem? ojej, czyżby jakaś teoria spiskowa to była?). A w interesie tych grup absolutnie NIE jest zezwolenie na istotną inflację, ponieważ istotna inflacja czy też hiperinflacja powoduje realną deflację (z powodów opisanych przez Adama - pieniądz staje się gorącym ziemniakiem i władze nie nadążają z dodrukiem za spadającą wartością). Realna deflacja i spowolnienie jego obiegu w terminach realnych (paradoks: w terminach nominalnych wystrzeliwuje w kosmos, ale realnie spowalnia; tak to już jest w hiperinflacji) pieniądza to cios w zyski instytucji finansowych, które zarabiają na tych przepływach. W interesie szeroko rozumianego kompleksu finansowo-bankowo-państwowego jest utrzymanie inflacji w cuglach, aby dłużnicy nie byli w stanie zbyt szybko zrzucić kajdan, co stabilizuje ich biznes. Oczywiście nie zezwolą też na istotną deflację, bo wtedy zyski im topnieją w inny sposób - przez masowe bankructwa.
Także stawiam dobrego koniaka na to, że przez najbliższe dekady światowy system bankowy będzie całą dostępną altyrelią starał się utrzymać inflację w kanale -5 do 5, góra 10%. Tak wynika z chłodnej oceny interesów.
Nie chodziło o Strauss-Kahna, ale o Zoellicka z BŚ. Ta ośmiornica ma też niezłe zakotwiczenie we Włoszech i UE: Prodi, Draghi, Tonomi...
OdpowiedzUsuń@marioosz: te pieniądze nie trafiły na rynek. Są iluzją księgową między Fedem a bankami komercyjnymi służącą, jak słusznie napisał Adam, do utrzymania banków na kroplówce i stopniowego umożliwienia im naprawy bilansów.
OdpowiedzUsuń@KW: nie podniecaj się tak tymi wykresami, bo robią je w tym przypadku ludzie nie mający większego pojęcia, co rysują, za to lubiący na lewo i prawo siać chwytliwymi hasłami-kluczami typu "Incredible Vertical Surge" i "Unprecedented Growth". Dziecinada. Najwyraźniej nie wiedzą, co to rezerwy bankowe, a szczególnie nadmiarowe rezerwy bankowe (wyguglaj excess bank reserves).
OdpowiedzUsuńat panika
OdpowiedzUsuńE tam. Japonia w okresie 1989-2009 powiększyła dług publiczny w stopniu, przy którym to, co się dzieje teraz w USA to machanie plastikową szabelką. I jakoś nie było hiperinflacji, kryzysu walutowego, co więcej, stopy proc. trzymają się cały czas poniżej 2% (większość czasu w kanale 0-1%), a inflacja jest ledwo mierzalna, przeplatana ewidentnymi epizodami deflacyjnymi.
A ile wtedy narosło samych jenów??? bo obligacje to jedno, a yeny to drugie.
otóż jenów drukują minimalne ilości, raptem 1 proc rocznie .. a dolarów? 15 %
poza tym, jeszcze chodzi o status rezerwowej waluty. Hiperinflacja nie jest nikomu na rękę.. jest po prostu najwygodniejszym ogłoszeniem bankructwa.
Japonia powiększała swój dług przez półtora dekady i to w czasach prosperity. Usa Teraz muszą drastycznie powiększyć swój dług, w czasach światowego kryzsu, deflacji, na rynkach zagranicznych i z chorym deficytem handlwym... Ja trzymam za USA kciuki. Im dłużej bedą mogli to rolować, tym dłużej bedzie trwał Pax Americana.
Oj, Adamie, nie jest znowu też tak, że Japoński BC to taki konserwatysta i się wzbraniał przed dodrukiem pieniądza:
OdpowiedzUsuńhttp://mises.org/images4/Polleit2.jpg
No fakt, nie mieli takiego epizodu, jak bernankowy "szok M0", ale powtarzam: dopóki te bernankowe pieniądze nie trafią realnie na rynek (poza zamknięty cykl banki komercyjne-Fed-UST), nie mają one istotnego znaczenia dla poziomu cen. Fakt, że mają wpływ na rynek innymi kanałami - przez utrzymywanie przy życiu banków zombie i zawieszenie na ponadnaturalnym poziomie wycen kilku klas aktywów bankowych (o czym ostatnio fajnie na mises.org pisze T. Polleit), ale uznanie, że te efekty są też objawem czy istotą inflacji to już jest jakaś aberracja.
no i widzsz.. ile BOJ drukował?? 2 do 3 procent. porównaj to z dolarami.. na tym kompie nie mam ani odpowidniego rysunku ani możliwości żeby znaleźć. później dma linka, ale jeny prz dolarze to baranek.
OdpowiedzUsuńNigdzie nie napisałem że że wzrost M0 w formie kija hokejowego to inflacja. M0 to nie pieniądze, przynajmniej nie w tej częsci zamkniętej o której piszesz, także nie może być mowy o abberacji z mojej strony :) M0 wystrzeliło w góre, współczynnik kredytowy spadł jeszcze bardziej. ot i tyle.
tak jak mówie.. deflacja może trwać, ale do czasu kiedy trendy sie nie odwrócą... góra dolarów w postaci długu zostaje, a potrzeby krajów które to trzymają rosną... Pamietaj że własnie Japonia ma dużo tego.. jak zacznie wywalać T-bills to się mozemy obudzić z jenem jako walutą rezerwową :D
@HeS
OdpowiedzUsuńOK, masz racje - mozna tak powiedziec. Jednak nie zapominajmy ze FED to nie jest zwykla firma.
Gdybym mial uzyc analogii biologicznej powiedzialbym ze FEDowi inflacja nie jest na reke w podobny sposob jak pasozytowi nie jest na reke ze organizm na ktorym zeruje umiera.
I teraz moje pytanie: czy pasozytowi oplaca sie zerowac na organizmie ktory z powodu tego zeru obumrze ? (ale odpowiedz prosze bez wzgledu na to czy zgadzasz sie z powyzsza analogia czy nie :) )
"FED NIKOMU NIC NIE DAL. On pozyczyl komus kase lub kupil czyjes obligacje (rzadowe/firmowe). Te pieniadze sa do zwrotu. Wszystkie plany pomocowe dla banków sa finansowane przez rzad USA, a nie FED."
W sensie prawnym tak. Jednak jezeli pozyczasz komus pieniadze kto wiadomo ze ich nie odda nie jest w praktyce podarunkiem ? No chyba ze wierzysz ze te pieniadze zostana zwrocone ?
"Hmm, a po co mieliby to robic? Z chciwosci? Nie zartuj. Gdybys mial fabryke Coca-Coli, to bys wysylal codziennie cysterne, zeby Ci do domu przywozili Coca-Cole?"
Hes to Ty nie zartuj! Myslisz ze jesli ktos moglby sobie bezkarnie zapisac na swoim PRYWATNYM rachunku dowolna sume to by z tego nie skorzystal? Porownanie z Coca-Cola o tyle nie trafne ze po pierwsze nie moga tej Coli (kasy) przyznac sobie bezposrednio tylko komus innemu a po drugie ilos Coli jaka mozesz skonsumowac jest ograniczona a ilosc dobr jakie mozesz konsumowac kupujac je za pieniadze juz nie.
Zatem pytanie powinno brzmiec: "Czy gdybys mial mozliwosc wyslania z fabryki Coca-Coli cysterny do pewnych miejsc ale nie swojego domu, to czy wysylalbys je do tych ktorzy obiecaliby gruba koperte jesli cysterna trafi wlasnie do nich ?"
@panika2008:
"te pieniadze nie trafily na rynek. Sa iluzja ksiegowa miedzy Fedem a bankami komercyjnymi sluzaca, jak slusznie napisal Adam, do utrzymania banków na kroplówce i stopniowego umozliwienia im naprawy bilansów."
Masz racje JESZCZE nie trafily dlatego JESZCZE nie "widac" ich w cenach. Co nie oznacza ze ostatecznie nie trafia.
"Oczywiscie nie zezwola tez na istotna deflacje, bo wtedy zyski im topnieja w inny sposób - przez masowe bankructwa."
Czy zatem dobrze rozumiem ze uwazasz ze te bailouty i stimulusy odniosa taki skutek taki jaki rzekomo byl ich celem ? Slowem to byyla rozsadna politywa w zaistnialej sytuacji?
"Takze stawiam dobrego koniaka na to, ze przez najblizsze dekady swiatowy system bankowy bedzie cala dostepna altyrelia staral sie utrzymac inflacje w kanale -5 do 5, góra 10%."
Zastanawiam sie czy nie przyjac zakladu - musialibysmy jednak dokladnie okreslic jego warunki :)
Pozdrawiam wszytkich uczestnikow dyskusji
@ Hes
OdpowiedzUsuń" Ale jak? Możesz przedstawić mechanim, który przy pomocy “drukowania” pozwala im tę władzę utrzymać? "
Np taki :
Przed epoką banków centralnych ludzie nie byli na tyle głupi żeby papier traktować jak coś co ma wartość samą w sobie. Ci którzy prowadzili składy złota i srebra ( banki) byli jednak na tyle 'sprytni' że obracali nie swoimi pieniędzmi ( które byli zobligowani oddać natychmiast - na żądanie ) . Każdorazowo kończyła się to bankructwem uwiklanego banku. W XX wieku sojusz banksterów i polityków na dokładkę z 'ekonomistami' wmówił gawiedzi że nie będzie więcej upadków banków jesli tylko powstanie wszechpotezny bank centralny zdolny ratowac te ktore przehulaly kase. Oczywiscie przy standardzie zlota okazalo sie to nie mozliwe , skad brac plynnosc ( w zlocie ) na rozrastajacy sie kredyt ( i depozyt! ) bez pokrycia? drobnymi krokami pozbywano sie wiec tego niemilego obciaznia - wszystko w imie ratowania zdeponowanych pieniedzy i ' rozruszania' gospodarki. Tak dobralismy do epoki zupelnie pustego pieniadza, gdzie kazdy bank jest w kazdym momencie zupelnie niewyplacalny. Rola zas BC jest 'smarowac' ten mechanizm kiedy tylko ludzie chca wyplacic troche wiecej pieniedzy z bankow ( ktore niby tam sa :) ) . I tu sie pojawia odpowiedz na Twoje pytanie : tak dlugo jak ludzie wierza ze ich depozyty sa bezpieczne - tak dlugo wladza jest w rekach bankierow. Dodatkowy miliard sluzy wlasnie smarowaniu. Pewnie moze i nawet by nie chcieli stwarzac kolejnej kasy z niczego - ale wyobrazasz co by sie stalo jakby ludzie nagle zaczeli domagac sie pieniedzy z wlasnych kont a banki przestalyby je wyplacac? oznaczaloby to koniec WLADZY .
@marioosz:
OdpowiedzUsuń"W sensie prawnym tak. Jednak jezeli pozyczasz komus pieniadze kto wiadomo ze ich nie odda nie jest w praktyce podarunkiem ? No chyba ze wierzysz ze te pieniadze zostana zwrocone ?"
Może nie zostaną zwrócone, ale zamienione na "coś". W USA podatki są znacznie niższe niż w Europie i możliwości ich podniesienia bardzo duże. Poza tym dług rządowy ma tę przyjemną cechę, że dłużnik nie zniknie, na spłatę można czekać 100 lat i żyć z samych odsetek (bardzo fajny dłużnik)
"po drugie ilos Coli jaka mozesz skonsumowac jest ograniczona a ilosc dobr jakie mozesz konsumowac kupujac je za pieniadze juz nie."
Mylisz się w całej rozciągłosci. Właśnie Chiny (i arabowie) są w takiej sytuacji, że mają kupę kasy i nie mają na co wydać. Wbrew pozorom dla "chłopczyków" z setkami miliardów w kieszeni nie ma za dużo towarów na świecie. Np. chińczycy próbują kupić Opla (marne kilka miliardów) i pokazano im fige. Nie wszystko jest na sprzedaż (i nie dla wszystkich). Może z punktu widzenia nas, zwykłych ludzi, wygląda to inaczej, ale mądre wydawanie dużych pieniędzy, to problem. Spróbuj puścić wodze wyobraźni, że toTy masz wydawać pieniądze w tempie 100 mln $/dzień. Po miesiącu pomysły na rozsądne wydawanie kasy by się skończyły, nie mówiąc o tym, że to harówka i nie miałbyś czasu na zwykłe życie.
@brocki
OdpowiedzUsuńWielkie naprawde wielkie dzieki za ten link !
Rewelacyjny art. - najlepszy jaki do tej pory przeczytalem w mainstreamowych mediach. Nappisane prosto, jasno i z doskonalymi przykladami.
Uwazam ze kazdy kto sie tu wypowiada powinien obowiazkowo go przeczytac.
Jeszcze raz dzieki ! :)
PS.
A przy okazji: udalo sie przekonac kolege, albo chociaz zasiac watliwosci ktore zmusilyby go troche do ruszenia glowa ?
@marioosz
OdpowiedzUsuńA propos kolegi to niestety z samym zamyslem sie zgadza, niestety to jeden z tych sceptykow, ktory uwaza, ze w poslkich warunkach czynnik ludzki jest najwiekszym problemem i nawet tak logiczne rozwiazania jakie prezentuje szkola austriacka potrafimy spartolic :)
Musze popracowac nad skladnia :)
OdpowiedzUsuńOdnosnie artykulu w The Times to komentarze niektorych internautow nie napawaja optymizmem.
Technicznie - proszę, poprawcie css-y, bo jak powiększę, to mi tekst się przykleja do lewego marginesu co wyglada fatalnie.
OdpowiedzUsuńMozilla/5.0 (X11; U; Linux i686; en-US; rv:1.9.0.11) Gecko/2009061212 Iceweasel/3.0.9 (Debian-3.0.9-1)
[...] Hiperinflacja - Myśli niedokończone [...]
OdpowiedzUsuń[...] w przytaczanym filmie “Let’s make money“ obawia się inflacji a nawet hiperinflacji… Co prawda mówi, że góry pieniądza wpompowane w gospodarkę prosto z powietrza, mogą [...]
OdpowiedzUsuń