poniedziałek, 28 grudnia 2009

Podsumowanie myśli niedokończonych w roku 2009

Podtrzymując tradycję, narazie skromną bo jednoroczną, dziś ankieta z możliwością wyboru najciekawszych, Waszym zdaniem, wpisów w roku 2009. W zeszłym roku zdecydowanie najciekawszym okazał się wpis "Jak się drukuje pieniądze" Link do ankiety, link do podsumowania najpopularniejszych wpisów.

Dziś ankieta na rok 2009. Każdy ma 3 głosy. Proszę również brać pod uwagę wartość dyskusji pod wpisami:)

[poll id="12"]

wtorek, 22 grudnia 2009

Kto robi do strumyka ???

Nie wiem; najzwyczajniej nie wiem czy doświadczamy globalnego ocieplenia, czy nie. Nie wiem też, czy globalne ocieplenie, jeżeli występuje, jest spowodowane działalnością człowieka, czy też nie. Nie jestem klimatologiem oraz nie mam zamiaru studiować tematu globalnego ocieplenia, bo i tak nie jestem w stanie wyrobić sobie zdania na ten temat.


Jasne, oglądnąłem setki filmików negujących globalne ocieplenie, ale też widziałem wiele je potwierdzających z tym że, gdyby kierować się nauką pokazywaną na youtube, to pewnie szybko byśmy wrócili do jaskiń. Pomijam dyskusje o klimacie, gdyż uważam, że jest ona bezprzedmiotowa; nie dojdę prawdy, a stracę mnóstwo czasu na czytanie źródeł, z których i tak nie wyciągnę satysfakcjonującego wniosku.


Przyjmując jednak, że doświadczamy globalnego ocieplenia spowodowanego działalnością człowieka, to za Chiny nie mogę zrozumieć mechanizmu jakim się z nim walczy. System handlu uprawnieniami do emisji CO2 to jakiś chory biurokratyczny wytwór, dzięki któremu Polska będzie dopłacała do energetyki francuskiej. Bo od kogo kupimy limity na kolejne lata jeżeli nie na od wyposażonych w atom Francuzów.


Nie rozumiem dlaczego, jeżeli już, nie zastosowano prostego mechanizmu... Przyłożyć akcyzę na paliwa kopalne i tyle. Do tony węgla 200 złoty akcyzy, do gazu 250, do brunatnego 150 itd. Pieniądze by zostały w kraju, a w zamian za to dodatkowe opodatkowanie zniósłbym CIT i PIT. Akcyza to mechanizm prosty i wypróbowany i nie potrzeba by było do niego całej nowej infrastruktury biurokratycznej, a przemysł naturalnie emigrowałby w wykorzystanie źródeł energii nie opartych na kopalinach..


Po co przydział i handel tymi uprawnieniami? Zdania są podzielone.. cynik9 uważa, że chodzi o nabicie portfela Goldamn Sachs, ale nie popadajmy w paranoje.. to głównie Europa wprowadza sobie ten system i trudno się spodziewać, żeby to Goldman zaprojektował system w celu handlowania jeszcze jednym walorem (tym razem dosłownie opartym na powietrzu). Hansklos, starym zwyczajem gani faszystów. Niektórzy mówią, że handel uprawnieniami jest po to, aby Francja i Niemcy mogły wydrenować kraje rozwijające z gotówki poprzez sprzedaż własnie tych uprawnień. Ale w takim razie dlaczego Niemcy mają już 7000 biogazowni, które opłacają się tylko przy dopłatach do inwestycji i do samego prądu (odpowiednik naszych zielonych certyfikatów).. w innym przypadku te instalacje to ekonomiczny i energetyczny nonsens.


Jakaś ekipa musiała wymyślić ten pokraczny system i kręci tym bajzlem.. nic nie dzieje się przez przypadek. Widzimy, że strumyczek śmierdzi, ale nie wiemy kto go zanieczyścił. Przywołując refren klasyków:



Who infected the poison?!
Where is the poisonous well?!
Who shit in the stream?! Who?!
Who is in the fucking team?

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=7QOzgmUnOnk]

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Sól, energia i oszczędzanie

Za motto podsumowania sondy z poprzedniego wpisu niech posłuży obraz z demotywatory.pl



Oczywiście... jeżeli ktoś jest niewyobrażalnie bogaty, to nie mają dla niego znaczenia ceny w sklepach. Kupuje co chce i się nawet tym nie interesuje. Ale działa to również w drugą stronę. Jeżeli coś jest bardzo tanie, to również nie zwracamy na to uwagi, mimo że nie mamy miliardów na koncie.


Stąd odpowiedzi o znajomość cen soli nie robią żadnej sensacji..



Wręcz jestem zdziwiony, ze aż tyle osób zna tę cenę. Ja się przyznam, że nie znam.. nie wiem czy kosztuje to 1 pln, 2, czy 8. Soli używamy przecież codziennie, a czy ją oszczędzamy? Oczywiście, że nie. Sól jest po prostu za tania, żeby zawracać sobie głowę i ją oszczędzać. Jeżeli przy nasypywaniu do solniczki pół się rozsypie do zlewu, a pół wpadnie do pojemnika, to co z tego?


No dalej przechodzimy do następnego pytania... Ile kosztuje kilowatogodzina prądu.



Większość nie wie, co oczywiście również nie dziwi. Prąd jest używany codziennie, jest niezbędny, ale jego cena jest bardzo tania. Tak tania, że analogicznie do soli, mało kto się ceną przejmuje. Stąd wniosek, że mało kto również oszczędza energię, lub w ogóle o tym myśli. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Zamiast zwracać uwagę, czy ładowarka jest włączona do prądu przez noc, czy telewizor musi być w trybie stand-by, czy wlać do czajnika wodę tylko na kubek herbaty, to lepiej skupić myśli na czymś innym. Pewnie przyniesie to większy pożytek od zadręczania się szczegółami, które i tak nie mają znaczącego wpływy na domowy budżet.


Dalej jest lekko trudniej:


Fakt, że mało ludzi nie ma pojęcia o tym, jaka jest struktura naszego rachunku za prąd, również świadczy o tym, że nie przejmujemy się za bardzo całościową kwotą obciążeń za prąd. Myślę, ze każdy przy następnym rachunku sobie sprawdzi, tym bardziej, że to poważny procent całego rachunku.


Przy tym pytaniu pojawił się ciekawy komentarz futrzaka. W Kalifornii nie ma wyszczególnionych kosztów przesyłu, przyłącza etc, także nie wie ile to kosztuje. I tu pojawia się właśnie różnica pomiędzy Polską a USA. W Polsce cenę prądu, a więc kilowatogodziny ustala urząd regulacji energetyki (URE). Jak to przy cenach maksymalnych bywa (bo takie ustala URE), większość dostawców energii się z nimi nie zgadza i chce wyższych cen. I tu mały HINT od praktyka... Koszty przesyłu, przyłącza itd to właśnie te ceny ponad limit URE.  Energetyka musi wyjść na swoje i skoro nie może ceną kilowatogodziny pokryć swoich kosztów, to musi kombinować inaczej.. I stąd te dziwne pozycje na rachunku, które po prostu składają się na faktyczną cenę KWH. Ktoś może powiedzieć, że przecież przesył kosztuje i to musi być opłacone.. oczywiście, że tak, jednak czy odpowiada to cenie na rachunku ?? ;) Jest jeszcze jeden aspekt... co innego to operatorzy przesyłowi, a co innego zakłady produkujące prąd... Jednak kto kogo trzyma można sprawdzić w 5 minut i wyjdzie że jeden właściciel może być w trzech osobach :D


Tak czy inaczej, żeby dojść do rzeczywistej ceny prądu i porównywać się z ceną  na przykład w USA, trzeba brać wszytkie koszty z rachunku. Oczywiście jest jeszcze tęcza certyfikatów energetycznych i kanałów dopłacania do prądu zupełnie bokiem, ale zostawmy narazie to.


Nie przejmujemy się ceną dostaw prądu (Upstreamem) to czy się przejmujemy zużyciem (downstreamem)?




No cóż... tutaj w każdym domu jest oczywiście inaczej i trudno wyrokować. Każdy może sobie odpowiedzieć na to pytanie sam, choć mam wrażenie, że mamy blade pojęcie o tym co, ile zużywa. Wskazówką niech będzie poniższy diagram via postcarbon.pl



Nasza znajomość cen gazu również wpisuje się w ogólną świadomość wynikającą z ankiety.


I teraz czy jest coś złego w tym że nie znamy tych cen i nie oszczędzamy energii? Moim zdaniem nie, tak samo jak nie ma nic złego w tym, że nie znamy ceny soli. To naturalna postawa konsumenta, gdzie jeżeli jest coś mało istotne, to w nikłym stopniu wpływa to na model konsumpcji. Na dzień dzisiejszy cena energii w naszym budżecie domowym jest mało istotna.


Rysuje to bardzo optymistyczny obraz przed kryzysem energetycznym znanym jako peakoil. Jeżeli cena ropy będzie rosnąć z powodu spadku jej wydobycia, to będziemy stopniowo zastępować ją gazem (samochody na gaz) i prądem (samochody na prąd). Na dzień dzisiejszy cena tych nośników dla nas jest pomijalna, a to oznacza, ze istnieje duże pole do potencjalnych oszczędności. Wystarczy, że cena prądu wzrośnie powiedzmy do 2 pln za KWH i top temat to będzie optymalne wykorzystanie energii w domu.. Dziś z oszczędzaniem energii jest tak jak z biegiem przez płotki z garnkiem pełnym wody. Dobiegniemy do mety, ale rozlejemy po drodze więcej niż połowę.


Oczywiście rozpatrywanie zużycia energii tylko poprzez nasze domowe budżety jest bardzo naiwne, gdyż większość energii jest zużywana poprzez przemysł. Koszty prądu, ropy, gazu są w każdym produkcie, którym kupujemy. Jednak nie oznacza to, że w przemyśle nie istnieją pola do oszczędności... przede wszystkim pierwsza oszczędność, to będzie rezygnacja z bardzo energochłonnych produktów, które dziś kupujemy za grosze.


Nieznajomość cen to nie przejaw konsumpcjonizmu, jak niektórzy mogą podejrzewać. To naturalna reakcja mózgu i konsumenta która odrzuca informacje nieistotne. To tak jak z filtrowaniem wiadomości w internecie. Nie jesteśmy w stanie przeczytać całego internetu, z czegoś trzeba zrezygnować, żeby nie zwariować i efektywnie wykorzystać swój czas. Na pewno na pierwszym miejscu rezygnujemy z informacji dla nas nieistotnych.




Konsumpcjonizm natomiast przejawia się w tym że "jemy po to żeby jeść"


Ciekawie o tym śpiewano prze laty (ciekawosta: solówka w tym utworze jest nagrana przez Skawińskiego.. świetnego gitarzyste, który dziś gra do kotleta): (kliknij aby odtworzyć)

Konsument

Przeciwieństwem konsupcjonizmu jest chyba Doxa, który rozbił mnie tekstem totalnie:
Z tą sola widełki są szerokie, od $0.19 w Aldi do nawet $1. Po prostu ludzie nie zwracają uwagi ;)

Przy okazji polecam serwis www.postcarbon.pl

piątek, 18 grudnia 2009

Ile co kosztuje?

Zachęcam do udziału w sondzie na temat naszej świadomości tego, ile co kosztuje. Odpowiadać należy z marszu, czyli dla przykładu:

Jeżeli jesteśmy przekonani ze piwo średnio kosztuje 2,5 za pół litra zaznaczamy odpowiedź "wiem"

Jeżeli wiemy że benzyna kosztuje coś około 4 pln za litr zaznaczamy odpowiedź "wiem".

Jeżeli myślimy że tona węgla kosztuje gdzieś w granicach 200 - 400 pln zaznaczmy odpowiedź "nie wiem" .

Zasada jest prosta.. jeżeli czujemy mocną niepewność co do ceny lub wartości, zaznaczajmy "nie wiem".

Proszę o uczciwe podejście do sprawy :)

[poll id="7"] [poll id="8"] [poll id="9"] [poll id="11"] [poll id="10"]

Iran(k) atakuje Irak(n)

Proszę o przeczytanie poniższego doniesienia za gazeta.pl
Irańscy żołnierze przekroczyli południową granicę Iraku i zatknęli flagę swojego państwa na terenie irackiego pola naftowego. Atmosfera na granicy obu państw jest napięta. Według najnowszych doniesień, armia iracka na razie nie próbowała odzyskać utraconego szybu.

- W tej sprawie czekamy na rozkazy - powiedział zastępca ministra spraw wewnętrznych, Ahmed Ali al-Khafaji, który jako jeden z pierwszych potwierdził doniesienia o wkroczeniu Irańczyków.

Szyb, który przejęli irańscy żołnierze znajduje się ok. 500 m. od granicznego posterunku Iranu i ok. 1 km od najbliższego granicznego posterunku sił irackich - poinformował pułkownik wojsk amerykańskich, Peter Newell.

Według irackich źródeł rządowych, na terenie szybu stacjonuje teraz "ponad 10 żołnierzy Iranu". Nad polem naftowym powiewać ma irańska flaga.

Wcześniejsze doniesienia sugerowały, że Irańczycy dokonali rajdu na teren szybu, ale "po kilku godzinach wycofali się i zawrócili do kraju".

No cóż.. Nie trzeba być wielkim specem od wojskowości, żeby stwierdzić, że Blizkrieg to to nie był. Nie było to również jakieś kluczowe starcie, ani zniszczenie serca gospodarki przeciwnika.

Jeżeli jest prawdą, że 10 ludzi zaatakowało szyb naftowy to najpewniej byli to Irakijczycy z prowokacją a'la Niemcy pod Gliwicami w 39 roku? Pytanie tylko...

[poll id="6"]

HT Doxa

edit 20:20

Jak się okazuje, incydenty z zajmowaniem pól naftowych na granicy irańsko-irackiej to chleb powszedni. No nie wiem.. takie żarty, w takim rejonie pomiedzy takimi stronami :) trochę to sobie trudno wyobrazić.

czwartek, 17 grudnia 2009

Ile są warte badania popytu?

Pod ostatnim wpisem, kolega Ender przekonuje, że zapotrzebowanie na nowe mieszkania jest w Polsce ogromne i jak pokazują badania, nic nie zanosi się na spadek tego zapotrzebowania. Co za tym idzie, ceny raczej nie spadną.


Co więcej mówi nam że woli opierać się na badaniach niż na własnych obserwacjach:



Wybaczcie, ale ja wole opierac sie o fachowe opracowania, a nie “najblizsze 500 metrow”, czy tez znajomych z dwoma mieszkaniami. Ciezko to traktowac jako argument w dyskusji.

No więc własnie.. warto przypomnieć pewną mowę bankiera Barrego Asmusa, który w swojej pewności opartej na "fachowych badaniach" wieszczył bonanzę w nieruchomościach co najmniej do roku 2030. Tak mu wynikało z badań. A badanie robili wszyscy święci - Brooklyn Institute, Harvard, FED etc.. warto włączyć tego Pana, by zobaczyc z jaką wyższością i mową uczonego, przekonywał, że żadnego krachu nie będzie... przecież w książce ma tak napisane !! (oglądaj od 7 minuty i 12 sekund)


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=IrpPsOvHUU8#t=07m12s]


Co mu jego adwersarz powiedział? Żeby wyciągnął nos z tych raportów i przeszedł się po ulicy.. do mu to większy pogląd niż te uczone badania zapotrzebowań na nowe mieszkania. Co było dalej wszyscy wiemy. Trzy  lata później ceny nie tyle spadły, nie tyle nie było nabywców, lecz niektóre nawet burzono, gdyż koszty utrzymania pustego domu i całej nie zamieszkanej okolicy były za wysokie


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ZsgOaCZ2Lag]


Morał z tego taki, że warto czasami przejść się i zobaczyć na własne oczy jak się rzeczy mają, gdyż papier nie zawsze całą prawdę Ci powie. Stara zasada zarządzającego:


If You don't go, You don't know.


Dobrze się jej trzymać


wtorek, 15 grudnia 2009

Co to jest GLUT?

Dziś lekcja angielskiego. Co to jest glut? Glut znajduje się na poniższym obrazku.

glutJak widać, deweloperzy są obkupieni w grunty, że nawet gdyby wróciły czasy bonanzy z wcześniejszych lat, to starczyło by im ich na 7 lat, a biurowych niekiedy i na ponad 20 lat. Patrząc na to z perspektywy zarządzania aktywami, to jest to fatalne zamrożenie gotówki. Dobrze jednak, że nie ma takiego szaleństwa jak w Stanach. Wtedy zamiast gruntów można wstawić budynki.

No cóż.. to nam mówi jedno.. Grunty na pewno stanieją, bo chyba nikt nie myśli, że deweloperzy będą mrozić sobie kasę w gruncie i jeszcze opłacać za niego podatek przez 20 lat. Tym bardziej jak na drugim końcu kija, mają od cholery (excuse my French) niesprzedanych gotowych nieruchomości. Dało się je zaobserwować podczas mojego lipcowego spaceru 

Źródło (link1) (link2) (HT MM)

środa, 9 grudnia 2009

Absurdy donoszę, czyli rzecz o Poczcie Polskiej

Niby sprawa znana i obśmiana już dawno, jednak ad acta trzeba napisać o absurdzie pocztowym. Poczta Polska to dzisiejszy monopolista na rynku. Gwarantuje mu to prawo pocztowe, a konkretnie zapis o nadaniu statusu operatora publicznego. W artykule 47 ust. 4 ustalona jest granica wagowa zastrzeżona dla usług Poczty Polskiej. Jeżeli przesyłka ma poniżej 50 gram, to musi być obsłużona przez Poczte Polską. Warto dodać, że praktycznie wszystkie listy mają wagę poniżej 50 gr.


I tu dochodzimy do absurdu jakim jest poniższy rysunek:


inpost


Co to za płytki doczepione do listów? To jest właśnie owe 50 gram w żywej stali przyklejane do listów, które są obsługiwane przez prywatnych operatorów. Wysłanie takiego listu z doczepionym obciążnikiem jest i tak tańsze niż wysłanie przez operatora publicznego mimo tego, że:




  • Listonosz prywatnej firmy może roznieść za jednym kursem o wiele mniej listów, bo musi dźwigać dodatkowe niepotrzebne żelastwo.

  • Sama płytka oczywiście kosztuje. Huta musi wyprodukować blachę, trzeba na niej wygrawerować nazwę firmy.

  • Operator prywatny musi zatrudnić dodatkowe osoby, które naklejają te płytki na listy.

  • Operator prywatny uruchamia punkty oddawania metalowych płytek, żeby być eco-friendly.


Nieźle nie? Koszty tych płytek ponosimy my.. oczywiście nie tylko w cenie przesyłek operatora prywatnego z którego chcemy skorzystać bo to narazie margines rynku. To, że Poczta Polska wysyła listy po cenie droższej niż prywatny operator to koszt, który ponosimy my wszyscy. Telekomunikacja, branża bankowa, sprzedawcy energii, i wszyscy którzy wysyłają listy, płaca o wiele za dużo za usługę, która mogła by być tańsza od chociażby kosztu tej płytki. To "o wiele za dużo" przerzucane jest oczywiście na konsumenta ich usługi w postaci, na przykład, wyższej ceny prądu.


Poczta Polska ma 80 procent przychodów z działalności stricte pocztowej. 70 procent tej działalności generują im klienci masowi, nierzadko zamawiający usługi po 100 mln złotych. Jeżeli już dziś owi klienci przenoszą się do konkurencji oferujący tańsze usługi, pomimo umieszczania na listach absurdalnej płytki dociążającej, to koniec poczty jest bardzo bliski.


Poczta Polska ma przychody rzędu 5 mld złotych. Śmiem twierdzić, że połowa z tego, czyli jakieś 2,5 mld pln to podatek nałożony na społeczeństwo w celu utrzymywania pocztowych Bonzów, przekładających papierki z kupki na kupkę i odliczających w kalendarzu dni do emerytury, poprzednio wprowadzając swoich potomków na jakże "strategiczne stanowiska". To podatek za nieudolność i grzęźniecie w swoich wewnętrznych procedurach, które nie mają nic wspólnego z dostarczeniem klientowi wartości dodanej. Tak, proszę państwa... Jazda na jałowym biegu kosztuje.


Argumentem za tym żeby Poczta Polska była uprzywilejowana, jest to, że przecież dostarcza przesyłki na wieś, gdzie ta działalność jest niedochodowa i nie obsługiwana przez prywatnych operatorów. W związków z tym monopolista pełni niezwykle istotną misję dziejową i powinien być....yada yada, pamiętam dyskusję jaką prowadził Kulczyk z rządzącymi w sprawie uprzywilejowania Telekomunikacji Polskiej. Argument był ten sam. Tepsa stawia niedochodowe budki telefoniczne na wsi pełniąc funkcje społeczne i stąd rząda specjalnego traktowania (wyrażonego w pieniądzu rzecz jasna;) ) Kilka lat później rolnicy mieli po 3 komórki w domu.


No ale pociągnijmy jeszcze temat tej społecznej działalności. Jak to wychodzi w porównaniu z innym krajami. Dzięki raportowi na money.pl można zrobić zestawienie, ile przesyłek przypada na jednego pracownika pocztowego:


przesyłki na jednego mieszkańca



Dziś w poczcie są przeprowadzane reformy. Poczta Polska została przekształcona z Spółkę Akcyjną. Rozpoczęto spłaszczanie struktury i wycinanie dworów powstałych przy Dyrektoriatach Okręgowych, choć bizantyjska czapa w Warszawie została nietknięta. To wszytko za mało. Patrząc na powyższy wykres i na datę całkowitej liberalizacji rynku w roku 2013 między innymi poprzez zniesienie zastrzeżonych przesyłek, to Poczta Polska powinna poważnie zastanowić się nad swoim modelem biznesowym, wręcz stanąć organizacją na głowie. W przeciwnym wypadku utonie jak kamień i znowu będą cyrki z szukaniem "inwestora strategicznego".


A inwestor wyceni spółkę prawdopodobnie nie po skumulowaniach przyszłych zyskach, jak to się robi w normalnych spółkach, bo tych nie będzie, ale po posiadanym majątku. I się wyceni te wszystkie budynki i sprzeda prywatnym operatorom :) I to będzie pewnie jedyny zysk na jaki może liczyć Poczta Polska w starciu z wolną konkurencją.










niedziela, 6 grudnia 2009

Victory, czyli Zwycięstwo

Książka "Victory, czyli zwycięstwo" Peter Schweizer'a odsłania kulisy działania administracji Reagana w celu obalenia ZSRR. W wpisie "CIA a peakoil" pisałem o tym że agencja wywiadowcza już w latach 70 analizowała możliwy spadek wydobycia ropy w poszczególnych krajach. W szczególności interesowali się rzecz jasna ZSRR, gdyż ich główny wróg, za przychody z ropy mógł otrzymywać twardą walutę i kupować technologie i maszyny z zachodu potrzebne do kontynuowania wyścigu zbrojeń i utrzymania imperium.


Przyklejam poniżej wątek ropy naftowej i drastycznego zwiększenia jej wydobycia przez Arabię Saudyjską w połowie lat 80. Myślę, że opisywane wydarzenia doskonale obrazują samą pozycję Arabii jaki i powiązań na bliskim wschodzie. Saudyjska rodzina królewska  jest kompletnie odizolowana od społeczeństwa, a dochód z ropy jest rozdzielany tylko dla nielicznych przedstawicieli władzy. Taka sytuacja jest, jak wiemy z historii i podsumowań Machiavellego, kusząca dla sąsiadów. Wystarczy obalić króla, a królestwo można zagarnąć i niewielkim wysiłkiem utrzymać.  Przed takim problemem stał król Fahd i zamian za ochronę monarchii przez amerykanów, król zawsze był przychylny amerykanom i wręcz wpisywał się w ich politykę. Nawet amerykańskie jawne poparcie dla Izraela mu nie przeszkadzało. Ta postawa nie zmieniła się do dziś.


Poniżej bardzo obszerny fragment tyczący ropy. Polecam również skrót całej książki opublikowany na stronach anonimusa.


 


 




Weinberger był od wielu lat specjalistą do spraw związanych z Arabią Saudyjską. Uważano go za dobrego znajomego, a rodzina królewska mile go witała. Casey, z upoważnienia prezydenta, chciał z nim rozmawiać o dalszym wsparciu ruchu oporu w Afganistanie. Weinberger jeszcze raz przypomniał mu, że rodzina królewska jest bardzo antyradziecka w swoich przekonaniach i niezwykle wyczulona na wszelkie radzieckie wpływy w rejonie Zatoki.
Również mile widziany był w Arabii Saudyjskiej wiceprezydent George Bush, zwłaszcza przez szefa wywiadu, a obecnie gospodarza przyjmującego Caseya – księcia Turki al-Fajsl. Prze krótki okres, kiedy Bush był dyrektorem CIA, współpracował z księciem Turki i obaj przyjemnie wspominali ten czas. Kiedy później, w latach siedemdziesiątych, Bush stał się osobą prywatną, nadal utrzymywał znajomość z szefem wywiadu Arabii Saudyjskiej. Bush lubił go, a poza tym zaangażował się w interesy związane z ropą naftową. Zanim więc Casey wyruszył w podróż, udzielił mu kilku wskazówek co do osoby Turki. Teraz, już na miejscu, Casey mógł się przekonać, że były trafne. Przed odlotem Caseya z Waszyngtonu, Bush wysłał do księcia krótki list zapewniający go o przyjacielskim stosunku Caseya, który doskonale rozumie problemy wynikające z politycznego położenia Arabii Saudyjskiej.
865 000 mil kwadratowych powierzchni kraju to pustkowie, całe bogactwa kryją się więc głęboko pod ziemią. Bogate zasoby ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej miały kolosalne znaczenie dla Zachodu. Lecz sam kraj nie był bezpieczny. Liczył zaledwie 9 milionów ludności, otoczony był wrogami posiadającymi potężne, dobrze wyposażone armie. Rodzina królewska żyła odseparowana od narodu. Tuż na północy Iran i Irak toczyły krwawą wojnę. Ajatollach Chomeini w swoich prowokacyjnych wystąpieniach uświadamiał wiernym, jak bardzo skorumpowany jest królewski dom w Arabii Saudyjskiej. Jeżeli Irańczykom uda się przekroczyć granice Iraku, następny w kolejności mógłby być Rijad.
Radykalna muzułmańska ideologia Chomeiniego wzbudzała sympatię wielu osób w Arabii Saudyjskiej, niezadowolonych z porządku politycznego i ekonomicznego. Arabia Saudyjska obawiała się przede wszystkim nie państwa Izrael, lecz braci muzułmanów z przeciwległego brzegu zatoki, z Iranu.
Poza tym Saudyjczycy stali w obliczu innego, całkiem bliskiego zagrożenia. Od wschodu bowiem Arabia Saudyjska graniczy z Jemenem Południowym, w którym objął władzę radykalny rząd promarksistowski. Jak uważali Arabowie, Jemen Południowy miał dwa zasadnicze powody, by dąży• do obalenia monarchii w Arabii Saudyjskiej. Pierwszym były racje ideologiczne, a drugim ropa naftowa, której w Jemenie brakowało. W dodatku między tymi dwoma krajami nie istniała ściśle wytyczona granica. Aden ochoczo witał radzieckich doradców wojskowych, których obecność tak niepokoiła Saudyjczyków.


(...)
Król Arabii Saudyjskiej oraz książę Turki byli zasadniczo prozachodni. Z jednej strony głośno oponowali przeciwko amerykańskiej pomocy dla Izraela, a z drugiej, jeszcze bardziej nienawidzili moskiewskiej propagandy antymuzułmańskiej w radzieckiej Azji Środkowej oraz Agresji w Afganistanie.
Turki był ujmującym człowiekiem o bystrym umyśle, zdecydowanie rozumiejącym zachodni sposób myślenia. Był muzułmaninem o zachodnich poglądach. Nienawidził marksistów i ateistów. Zadziwiająco dobrze rozumiał się z Caseyem, który był katolikiem.
Podstawowym problemem księcia Turki był fakt „okrążenia Arabii Saudyjskiej przez Związek Radziecki”. W Jemenie Południowym było około 1500 radzieckich doradców wojskowych, w Jemenie Północnym – 500, w Syrii – 2500, w Etiopii – 1000. W Afganistanie armia radziecka liczyła 100 000 żołnierzy. Turki był zdania, że należy oczekiwać rychłej ekspansji radzieckiej w rejonie Zatoki Perskiej.
W odpowiedzi Casey stwierdził, że prezydent i on doskonale zdają sobie sprawę, do czego zmierzają komuniści. (...) Kontynuował mówiąc, że nigdy nie powinni byli pozwolić na obalenie szacha Iranu. Gdyby nadal był u władzy, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Poinformował księcia... (...)
Turki zaoferował wszelkie poparcie dla tego programu i zgodził się wnieść identyczny wkład finansowy co Ameryka. Stwierdził, że król uważa Azję Środkową za słaby punkt radzieckiego imperium. Zamierza więc... (...) Król czuje się odpowiedzialny za naszych muzułmańskich braci pod rosyjskim jarzmem, dodał. (...)
Casey podarował księciu informacje wywiadu... (...)
Podnosząc kwestię cen ropy... (...)


W sierpniu 1985 r. w serce radzieckiej ekonomii wbito znienacka sztylet. Saudyjczycy odkręcili kurek i zalali światowe rynki ropą. Tę trudną i, i jak się okazało, doniosłą decyzję podjęli po wielokrotnych deklaracjach ministra Yamaniego na spotkaniach OPEC-u, że Arabia Saudyjska chciałaby mieć większy udział w handlu ropą. Trudno powiedzieć, co zaważyło najbardziej na decyzji Saudyjczyków. Jak mówi Caspar Weinberger: Podniesienie wydobycia ropy prowadzące do zniżki cen w 1985 roku było wewnętrzną decyzją Saudyjczyków. Wiedzieli jednak doskonale, że decyzja ta zgodna jest z życzeniem Stanów Zjednoczonych.1
W pierwszych tygodniach wydobycie wzrosło od mniej niż 2 milionów baryłek do niemal 6 milionów. Późną jesienią 1985 roku miało osiągnąć prawie 9 milionów baryłek dziennie.


Dla Stanów Zjednoczonych zniżka cen ropy stanowiła dobrodziejstwo, oznaczała bowiem równowartość dziesiątków miliardów dolarów podarowanych amerykańskiemu konsumentowi. Każda obniżka cen ropy była szkodliwa dla ekonomii Kremla. Jednak rok 1985 okazał się katastrofalny. Wyczerpywały się radzieckie zasoby finansowe. Podwojono sprzedaż złota w 1985 roku, by utrzymać przypływ twardej waluty na niezbędnym poziomie. Energia przynosząca najwięcej twardej waluty (niemal 80%) miała wyjątkowe znaczenie dla funkcjonowania ekonomii.


Ale co ważniejsze, Michaił Gorbaczow liczył na twardą walutę zarobioną na eksporcie energii, miała bowiem finansować zakup technologii i towarów konsumpcyjnych niezbędnych do realizacji jego reform. Pieniądze te miały służyć do zakupu zachodnich towarów i żywności. Obniżka cen ropy była rujnująca, po prostu rujnująca – mówi Jewgienij Nowikow. – Była to katastrofa. Przepadły setki miliardów.2


Wkrótce po zwiększeniu wydobycia przez Saudyjczyków, ceny ropy spadły tak gwałtownie, jak kamień lecący na dno stawu. W listopadzie 1985 roku sprzedawano baryłkę ropy za 30 dolarów, zaledwie pięć miesięcy później za 12. Dla Moskwy oznaczało to, że ponad 10 miliardów w cennej twardej walucie wyparowało z dnia na dzień (była to niemal połowa dochodów). I radziecka ekonomia zaczęła dyszeć jeszcze ciężej.


(...)


Decyzja Saudyjczyków, by gwałtownie podnieść poziom wydobycia ropy i tym samym drastycznie obniżyć ceny, podjęta w końcu 1985 r., nie przeszła nie zauważona w korytarzach Kremla. W związku z niespotykanym spadkiem dochodów w twardej walucie na początku 1986 roku wysłano do króla Fahda ostro sformułowany list z podpisami członków Biura Politycznego. List ten przekazali Oleg Aleksiejewicz Griniewski, szef wydziału bliskowschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i Gajdar Alijew, członek Biura Politycznego i arabista. Pracowali oni również nad uzyskaniem skoordynowanej reakcji Iraku i Libii, dwóch krajów, które ponosiły straty z powodu decyzji Saudyjczyków.


List ten najwyraźniej stanowił ostrzeżenie przed dalszą obniżką cen i proponował tajne spotkanie w Genewie w celu ustabilizowania rynku. Iran wygłaszał publiczne groźby, ponieważ strata dochodów ze sprzedaży ropy mogła położyć kres planowanej ofensywie przeciwko Irakowi. W Zatoce Perskiej zdarzały się coraz częstsze ataki, bo zarówno Iran, jak Irak gwałciły niemal wszystkie zwyczajowe prawa wojny. Atakowano tankowce, rafinerie ropy i miejsca odwiertów. Kilka tankowców w Zatoce niemal cudem ocalało. Wprawdzie zagrożenie irańskimi atakami dotyczyło Saudyjczyków w mniejszym stopniu niż innych producentów ropy, takich jak Kuwejt, ale król Fahd chciał mieć pewność, że Stany Zjednoczone nie dopuszczą do dominacji Iranu w Zatoce Perskiej.


Na początku 1986 roku wydobycie ropy w Arabii Saudyjskiej wynosiło niemal 10 milionów baryłek dziennie. Ceny dalej spadały. Jednak wzrost wydobycia z nawiązką kompensował Saudyjczykom spadek cen. Dodatkowym bodźcem dla ekonomii była dewaluacja dolara, o której uprzedzono króla Fahda. Według poufnego memorandum Departamentu Stanu Saudyjczycy otrzymali olbrzymi zastrzyk, dzięki niedawnemu spadkowi kursu dolara,.


(...)
Wiosną 1986 gwałtowny spadek cen ropy na międzynarodowym rynku budził poważne zaniepokojenie na całym świecie, a także u niektórych pracowników administracji. Wiceprezydent Bush... związany z krainą teksańskiej ropy, upatrywał w gwałtownym spadku cen raczej niebezpieczeństwa niż nadzieję. Wysokie ceny były korzystne dla południowego zachodu, który stanowił jego polityczną bazę. Dlatego wiceprezydent w sposób nietypowy dla siebie wyrażał publicznie swój pogląd na ten temat.


1 kwietnia przed wyjazdem w podróż Bush powiedział na konferencji prasowej w Waszyngtonie, że stabilność rynku jest bardzo ważna, niechętnie ustąpię ze względu na nasze interesy wewnętrzne (...) a więc interes bezpieczeństwa narodowego (...) uważam za rzecz podstawową , żebyśmy mówili o stabilności, żeby nie dochodziło do tak nie kontrolowanych spadków, jak lot spadochroniarza bez spadochronu.


Komentarze te stały w sprzeczności ze wszystkimi deklaracjami i działaniami administracji. Prezydent, Caspar Weinberger, Bill Casey, John Poindexter, nie mówiąc już o doradcach do spraw wewnętrznych, uważali spadek cen za bardzo korzystny. Wypowiedź Busha spotkała się z niezwykłą publiczną adominacją. By zapewnić stabilność, należy pozwolić działać prawom wolnego rynku – powiedział rzecznik Białego Domu. Podkreślił również wyraźnie, że Bush oświadczy królowi Fahdowi, iż poziom cen powinny regulować siły rynku.7


7 Wyżsi urzednicy administracji w rozmowie a autorem; komentarze Busha i odpowiedź Białego Domu, Daniel Yergin „The Prize: The Epic Quest for Oil, Money and Power”, New York, Simon and Schuster, 1991, str.756.


Zaledwie kilka dni po tej publicznej uwadze Bush znalazł się w Rijadzie, gdzie otwierał nowy budynek ambasady amerykańskiej. Przy kolacji tego dnia wiceprezydent dyskutował z wieloma saudyjskimi ministrami, w tym z szeikiem Yamanim. Szczerze rozmawiali na wiele tematów, w tym również o cenach ropy. Bush ostrzegł, że jeśli ceny utrzymają się na dolnym pułapie, amerykańscy producenci ropy zaczną wywierać presję na Kongres o wprowadzenie taryfy czy ochrony przed importem. Yamani poważnie potraktował ostrzeżenie wiceprezydenta. Przyczyniło się ono w znacznym stopniu do niepewności Saudyjczyków. Od wielu miesięcy wyżsi urzędnicy administracji mówili o obniżce cen. Weinberger, Casey, a w końcu sam prezydent zachęcali Saudyjczyków do zwiększenia wydobycia i powstrzymania wszelkich prób podwyżki cen. A teraz Bush zjawił się w Rijadzie i mówi coś wręcz przeciwnego.


Z Rijadu wiceprezydent pojechał do Dhahranu, gdzie czasowo rezydował król Fahd w swoim Wschodnim Pałacu. (...) Kiedy dyskusja zeszła na temat ropy, Bush oświadczył królowi, że oczekuje „stabilizacji rynku”. Cena ropy spadła już z 30 dolarów za baryłkę jesienią 1985 do 10 dolarów w kwietniu 1986 na rynkach loco. Niektórzy przepowiadali, że może dojść do 5 dolarów za baryłkę. Bush powtórzył Fahdowi to, co powiedział Yamaniemu: w Stanach Zjednoczonych wzrosną naciski na ustalenie limitu czy taryfy na import ropy, więc lepiej byłoby, gdyby dynastia saudyjska postarała się podnieść ceny. Fahd okazał zdecydowany niepokój. Tak wyraźne odstępstwo od polityki administracji było nietypowe dla Busha, który podczas dotychczasowych pięciu lat kadencji Reagana zaprezentował się jako lojalny, choć milczący wiceprezydent. To był pierwszy wyłom z szeregów administracji, ale za to w obecności głowy obcego państwa.


Kiedy do Waszyngtonu dotarły wiadomości o tym, co Bush powiedział Fahdowi, Reagan poczuł się zmuszony do podjęcia pewnych działań. Zrobił coś, co rzadko się dotychczas zdarzało. Według jednego z ambasadorów na Bliskim Wschodzie „solidnie zwymyślał Busha”. Podobno Reagan powiedział Bushowi, że nie robi najlepszego wrażenia, kiedy prezydent i wyżsi urzędnicy mówią jedno, a wiceprezydent co innego.8


W niektórych kręgach waszyngtońskich zaczęły się naciski w sprawie interwencji na światowych rynkach, by doprowadzić do pewnego rodzaju „stabilizacji”. Na tajnym spotkaniu Międzynarodowej Agencji Energii wiosną 1986 wiele krajów domagało się konferencji w sprawie podwyżki cen. Delegacja amerykańska w zgodzie z polityką administracji oświadczyła, że podobne rozwiązanie jest nie do przyjęcia. Posunęła się tak daleko, że z brulionu protokołu oświadczenia na temat oddziaływania niższych cen ropy usunięto wszystkie wzmianki o „stabilizacji”.


Jak dalece spadek cen ropy szkodził radzieckiej gospodarce widać było z poufnego raportu CIA z maja 1986 r. zatytułowanego: "ZSRR przed problem twardej waluty". (...) Roczną stratę przy aktualnym spadku cen obliczano na 13 miliardów dolarów. Ceny gazu ziemnego układały się równolegle do cen ropy, a więc dochody z eksportu gazu zmniejszyły się również o miliardy. Obliczano równocześnie, że dewaluacja kosztowała Moskwę około 2 miliardów dolarów rocznie, ponieważ eksport radziecki wyceniany był w dolarach, a większość importu w walutach europejskich.


Jednak pełny koszt spadku cen dopiero zaczynał się rysować. Broń, po energii numer drugi na liście radzieckiego eksportu, szła głównie do krajów Bliskiego Wschodu, bogatych niegdyś w petrodolary. Ale najbogatsi ze stałych odbiorców radzieckiej broni nie dysponowali teraz nadmiarem gotówki z powodu spadku cen ropy. W pierwszej połowie 1986 dochody ze sprzedaży ropy Iranu, Iraku i Libii zmniejszyły się o46%. W konsekwencji sprzedaż radzieckiej broni spadla w 1986 o 20%, co oznaczało kolejne 2 miliardy dolarów mniej w kremlowskich skarbcach. Straty radzieckie rosły drastycznie w chwili, gdy najbardziej potrzebna była twarda waluta. Nie mogło się to zdarzyć w gorszym momencie.


Zmiana sytuacji finansowej w ZSRR w zestawieniu z budżetem obronnym Reagana była tak dramatyczna, że wprost trudno ją pojąć.
Burza związana z twardą walutą przynosiła jeszcze inne reperkusje. Z braku funduszy wstrzymano dziesiątki dużych projektów przemysłowych w ZSRR.
Spadek cen ropy zmusił Kreml do większego wsparcia się na zachodnich kredytach...
(...) Bill Casey przyjechał do Nowego Jorku na prywatne (a nawet tajne) spotkanie z dyrektorami banków...


Szlachetna paczka

szlachetna paczkaJeżeli ktoś chciałby się spełnić charytatywnie to polecam akcje szlachetna paczka. Członkowie stowarzyszenia wiosna i setki wolontariuszy poszukują rodzin które potrzebują pomocy. Spisują ich potrzeby i publikują w internecie. My jako potencjalni darczyńcy wybieramy której rodzinie chcemy pomóc, rezerwujemy ją dla siebie i szykujemy dla niej paczkę. Warto rozważyć tę akcję, gdyż z reguły rodziny potrzebują podstawowych rzeczy typu żywność, zeszyty do szkoły, czy środki czystości. Jeżeli samemu nie jesteśmy w stanie spełnić potrzeb rodziny, to można się skrzyknąć na przykład z sąsiadami. 3700 rodzin zostało już zarezerwowanych; w bazie jest jeszcze 4000. Koniec akcji 10 grudnia. Polecam.

piątek, 4 grudnia 2009

Ba(e)nkowe zyski

Banki ogłaszają koniec kryzysu. Bank of America, którego jeszcze nie tak dawno prezes krzyczał, że zmuszano go do zakupu Merill Lynch, ogłasza właśnie że zamierza spłacić całą pomoc otrzymaną poprzez program TARP (45 mld $) (link1 link2). Proszę jak to się szybko zmienia. Czyżby nagle Bank of America, w przeciągu pół roku osiągnęło zyski dziesięciokrotnie przewyższające roczne zyski Google? Słusznie dziwi się zaprzyjaźniony Doxa, że to przecież niemożliwe, że przy rosnącym bezrobociu, masowych bankructwach kredytobiorców, banki mogą odnosić jakieś zyski. Oczywiście, że nie mogą, gdybyśmy nie mieli banku centralnego i działali w systemie 100 procentowego pokrycia swojego depozytu.... Ale nie działamy, a skoro tak, to wszytko jest możliwe.


Co ma Bank of America? Ma udzielone kredyty i to udzielone bankrutom. TARP polegał na wymianie tych kredytów upakowanych w paczki CDO, na obligacje rządowe. Banki sprzedawały obligacje i za gotówkę ratowały się przed niewypłacalnością i regulowały swoje zobowiązania wymagalne. Teraz nagle się pojawiły zyski... Z czego? ano z handlu... z handlu czym? Tym czego banki mają najwięcej, a wiec kredytami. I kto te kredyty kupuje?... No a kto poszerzył swój bilans o bagatela 1,5 bilona $?


Bank centralny od marca 2009 realizuje politykę zakupu instrumentów finansowych opartych na hipotekach.


FED_terażniejszość_aktywa



Na powyższym wykresie  literka "K" oznacza własnie takiego typu aktywa kupowane między innymi od Bank of America. Jest ich dobre pół biliona i ich poziom ciągle rośnie.


I teraz najważniejsze. Kupowane są te aktywa po niewiadomej wycenie, a należy raczej podejrzewać, że po mocno zawyżonej. Zyski banków, głównie pochodzą z tradingu, czyli handlu własnie kredytami, które mają upakowane w CDO. Jeżeli bank centralny kupuje te CDO, a kupuje dlatego, gdyż banki komercyjne mają z nimi problem gdyż nie przynoszą strumieni pieniężnych, to oczywistym jest, że cena nie gra roli. FED kupuje po zawyżonych cenach (FED konsekwentnie odmawia informacji co, za ile i od kogo kupił), a bank komercyjny realizuje zysk. Czy może być coś prostszego od tego schematu? Nie po to wymyślono maszynkę to robienia pieniędzy żeby z niej nie skorzystać. A Kenneth Lewis za te pieniądze ze sprzedaży CDO pożyczkę od skarbu państwa spłaci, a i na bonusy jeszcze starczy co nieco. Także, na ulicy mogą ludzie biedować jak w Bangladeszu, ale to zupełnie nie przeszkadza, żeby banki miały zyski.


Prezes banku ogłasza, że wreszcie mogą spłacić pożyczkę, którą udzielił im podatnicy, ale nawet się nie zająknął, że koszty zostały przerzucone na bilans FED i przyszłe i obecne osłabienie wartości dolara. W przyrodzie nic nie ginie, ale kto to rozumie?


Kierunek polityki pieniężnej został już wyznaczony. Upaństwawiamy prywatny dług, a do tego jak wiadomo klienci  nie są potrzebni. Oczywiście wszystko to skutkuje, że FED ma w swoich aktywach nic nie warte śmieci, ale to już kolejna tajemnica Poliszynela współczesnej bankowości.. Bank Centralny nie potrzebuje aktyw.


Na weekend Disco:





Type Of Negative - Cinnamon Girl

środa, 2 grudnia 2009

1200

O złocie się robi coraz głośniej w mediach, a to oczywiście szkodą dla złota. Szkodą, ponieważ im głośniej, tym większe ryzyko korekty i odsiania słabszych nerwowo przez sito. Dla tego, kto inwestuje w złoto z zamiarem ochrony kapitału, takie skoki powyżej 1200 $ czy poniżej 800 $ nie robią specjalnego wrażenia. Inwestor mający uncje ma nadzieje, że wyjedzie w zamian za nie na wakacje na emeryturze za 30 lat. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że zawartość jego sejfu wytrzyma tsunami monetarne, które raz na 25 lat się średnio zdarza, a i przed codzienną erozją ochroni. No właśnie. Codzienna erozja oszczędności polega na rozwadnianiu pieniędzy,  które polega na drukowaniu coraz większych ich ilości prosto z powietrza.. bez żadnego wysiłku. Jeżeli przyrównamy cenę złota do bazy monetarnej, a więc pieniędzy, które jako jedyne nie powstały z długu to wychodzi nam dość ciekawy obraz (link do pliku źródłowego):


gold-is-cheap


W aktywach FED znajduje się złoto, ale po cenie urzędowej 42$, stąd patrzy się w jakim stopniu gotówka byłaby pokryta złotem gdyby aktywa  FED w złocie były wyceniane przy obecnych cenach. No więc nawet po ostatnich wzrostach ceny widać, że współczynnik spada, czyli dolara ciągle się rozwadnia podług złota. Konstancja może i banalna, ale zauważmy że do listopada 2008 r rosło zabezpieczenie dolara złotem, gdyż cena samego złota rosła szybciej niż dolar był rozwadniany. Przyszedł czas i dokonano skokowej korekty tego ruchu ;) Ciekawe czy złoto skokiem nie odpowie teraz w drugą stronę :) W tym środowisku wszystko jest względne, a już najbardziej ceny;)

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...