Władcy tego świata, a konkretnie władcy poszczególnych krajów zastanawiają się jak przywrócić swoim krajom równowagę i jak pobudzić wzrost gospodarczy. Trudno otworzyć jakąś gazetę i nie natknąć się na artykuły o wojnach walutowych, o cłach zaporowych, o wojnach handlowych.
Naród zamieszkujący dane państwo może zwiększyć swoją konkurencyjność zasadniczo na trzy sposoby:
...
- Poprzez wewnętrzną dewaluację, czyli obniżkę płac
- Poprzez dewaluację swojej waluty, czyli dodruk
- Poprzez wzrost produktywności.
Te 3 punkty sprowadzają się w zasadzie do dwóch. Albo pracuje za mniej, albo potrafię wytworzyć w określonym czasie więcej. Te sposoby, jak słusznie można zauważyć odnoszą się zarówno do całych gospodarek jak i pojedynczego człowieka.
Obecne działania władców krajów można, sprowadzić do dwóch pierwszych punktów. Albo obniża się płace tak jak na Łotwie czy Grecji, albo drukuje pieniądze tak jak w Wielkiej Brytanii czy USA. Grecja czy Łotwa dlatego nie może drukować, gdyż nie posiada dostępu do prasy drukarskiej, która jest w niezależnym od nich ECB. Gdyby mieli, drukowali by na potęgę, gdyż drukowanie jest znacznie mniej bolesne od cięć w budżetówce i efektów cięć prywatnych przedsiębiorców. To drugie, mimo że od nich niezależne, znacznie wpływa na agresję elektoratu, a ta agresja jak wiadomo wśród polityków jest niemile widziana;) . Kto może, to drukuje, gdyż druk wzbudza tak ulubioną przez wszystkich inflację. To znaczy, ani nie wytwarzam więcej, moze nawet mniej, a moja płaca jest na stałym poziomie, a może nawet otrzymuje podwyżkę :) Cuda Panie! Cuda!
Oczywiście żadnych cudów nie ma. Realna płaca spada, siła nabywcza maleje, mimo ze na koncie mam coraz więcej. Prawdziwy wzrost zamożności wynika z wzrostu produktywności gospodarki, niczego więcej.
Konkurencyjność państw prawie niczym nie różni sie od konkurencyjności poszczególych ludzi. Jeżeli człowiek na rynku pracy nie jest konkurencyjny, to albo obniża swoje oczekiwania finansowe, albo podnosi swoje kwalifikacje, żeby móc świadczyć pracę więcej wartą, za którą ludzie są w stanie więcej zapłacić. Jak ktoś się obraża na ten mechanizm, to zawsze będzie sfrustrowanym człowiekiem obciążającym złego luda za swój brak konkurencyjności.
Człowiek eksportuje swoją pracę, za owy eksport otrzymuje pieniądze, za które importuje pracę innych ludzi.
Z państwami jest podobnie, z tym że zasadniczą rolę pełni produkowanie (pracowanie) na własne potrzeby. W końcu w państwie jest dużo ludzi, każdy posiada z nich jakieś umiejętności, które pozwalają zaspokoić potrzeby innych w obrębie tego samego państwa. Jeżeli na danym rynku (państwie) produkuje się dużo wartościowych dóbr (wysokie PKB na głowę mieszkańca) i wytwórcy tych dóbr je konsumują, to wymiana handlowa może nie mieć takiego znaczenia. Gdyby świat był jednym krajem to rozbawialiśmy by o eksporcie i imporcie? Do kogo byśmy mieli eksportować i od kogo importować? Do kosmitów :D
Świat jest jednak podzielony na kraje, a konkretnie na rynki, gdyż zdaża się że kilka krajów mogą tworzyć jeden rynek. Taką ambicję ma UE ze swoim wspólnym obszarem walutowym, otwartymi granicami i wspólnym prawem, jednak pozostają ciągle pewne bariery takie ja różne języki, różna kultura i różne zaszłości historyczne. Najlepiej zintegrowanym rynkiem w UE jest chyba rynek tworzony przez Niemcy i Austrię, gdzie tych barier jest najmniej.
Nasza emigracja po roku 2004 to wynik scalania rynków. Nagle bariera granic pękła i rynek sam dążył równowagi poprzez dyfuzję siły roboczej. Rachunek ekonomiczny sprawił, że alokacja zasobów ludzkich następowała w UK, a nie w Polsce.
Poziom życia i zarobki zależą w prostej linii od wydajności, lecz uwaga... również od wydajnego otoczenia.
Tą nieścisłość można sobie wytłumaczyć odpowiadając na proste pytanie. Dlaczego fryzjer w Londynie zarabia znacznie więcej od fryzjera w Polsce, a fryzjer z Polsce zarabia znacznie więcej od fryzjera w Bangladeszu. Przecież są tak samo wydajni. Obcięcie włosów nożyczkami nie potrzebuje jakiś super zaawansowanych narzędzi, niewiadomo jakiej wiedzy. Czas usługi jest taki sam. No więc o co chodzi? Dlaczego mimo tej samej wydajności zarobki się tak drastycznie różnią?
Zasługa oczywiście w otoczeniu. Jeżeli gospodarka produkuje w dużej mierze wysoko przetworzone produkty, czytaj wartościowe, i ludzie w tych branżach z racji swych umiejętności dużo zarabiają mają znacznie więcej pieniędzy do wydania. Z drugiej strony każdy chce dużo zarabiać i pracować w branżach wysoko produktywnych, jednak ktoś musi tym fryzjerem zostać... I owszem zostaje, ale za o wiele większe pieniądze. Ludzie są w stanie płacić więcej fryzjerowi za usługę, a fryzjer porzuca wizje swojej drogi życiowej w branży satelitarnej poprzez zajęcie się o wiele prostszym fryzjerstwem. Sam fryzjer oczywiście nie zastanawia się nad tym planując swoją drogę życiową. Widzi jakie ma otoczenie i może stwierdzić, że życie fryzjera mu odpowiada. Ma w końcu dużą pensję; ma dzięki otoczeniu wysoko wydajnych innych sektorów gospodarki.
Tu zresztą ciekawa uwaga do zwolenników dystrybucji dochodu narodowego. Czy nie wystarczy, że bardziej wydajni podnoszą cały rynek płacowy na danym obszarze? Czy trzeba im jeszcze wyjmować dodatkowe pieniądze z kieszeni? W imię czego?
Dojście jednak do stanu wysokorozwiniętej gospodarki jest bardzo długie i z reguły trwa wiekami. Głównym czynnikiem wysokiej produktywności jest narośnięcie w gospodarce kultury technicznej. Tam gdzie ludzie z pokolenia na pokolenia przekazują swoje umiejętności, gdzie edukują się w technologiach, tam i wytwarzane są wysoko przetworzone dobra. Siłą rzeczy dochodzą do takiego stanu, gdzie pewnych prostych rzeczy po prostu nie robią, bo wytwarzają inne rzeczy, o wiele bardziej wartościowe. Ich czas pracy jest po prostu więcej warty. Te inne rzeczy są importowane z innych krajów (rynków), gdzie ludzie niżej opłacani (a więc których praca jest mniej warta) robią to za nich. Takie na przykład Niemcy nie robią zabawek plastikowych, mebli i innych technologicznych drobnostek. Robią to za nich Chińczycy.. Ale i też Niemcy wiedzą, że za dwie maszyny i licencje na know-how wysłane do Chin, mogą sobie kupić cały kontenerowiec chińskich świecidełek. Po co by mieli robić te świecidełka?
W Niemczech szczycą się zresztą powiedzeniem, że cały świat produkuje w fabrykach towary, a Niemcy produkują fabryki. I będą to robić nadal, gdyż kultura techniczna u nich ciągle narasta.
Wydajność (produktywność) to jest w ogóle ciekawa rzecz do przemyśleń. Możemy wyróżnić dwa rodzaje; ilościową i jakościową.
Ilościowa produktywność jest dość prosta, mogę ją mierzyć poprzez ilość wyprodukowanego dobra w danej jednostce czasu. Dla przykładu drwal osiłek przy pomocy siekiery może mi wyciąć dwa razy więcej drzew w ciągu 8 godzin niż drwal chuderlak. Drwal osiłek jest dwa razy więcej wydajny. Efekty ich pracy są wynikiem funkcji zaangażowanych czynników produkcji. Jednym czynnikiem jest czynnik ludzki w postaci drwala, a drugim jest czynnik kapitałowy w postaci siekiery. Te zależności określa nam funkcja produkcji. Jeżeli zwiększę ilość drwali to automatycznie wzrośnie mi produkcja ściętych bali, ale mogę zamiast zatrudniać nowych drwali dać im więcej dóbr kapitałowych. I nie chodzi tutaj o to żeby jeden drwal pracował 3 siekierami naraz. Drwal chuderlak wyposażony w taki cacko:

Zastąpi mi pracę legionu drwali z siekierami. Żeby jednak takie coś zastosować, to trzeba mieć przede wszystkim kapitał, a więc skumulowany efekt produktywności z przeszłości oraz otoczenie pozwalające na pracę tak drogim sprzęcie. Podejrzewam że w rosyjskiej tajdze taki sprzęt byłby pierwszej nocy zdemontowany na sprzedaż złomu i metali kolorowych, a z tranzystorów lokalna ludność zrobiłaby sobie wisiorki. Zresztą, znam przypadki, gdzie w policyjnych Chinach najnowocześniejszy kombajn do prac polowych zbiera buraki cukrowe w asyście komanda uzbrojonego w AK47 :)
Balansowanie pomiędzy stosunkiem zaangażowania kapitału i ludzi do produkcji to chleb powszedni analityków zajmujących się wyceną projektów inwestycyjnych. Kupno maszyny jest porównywane z alternatywna możliwości produkcji przy pomocy większej ilości ludzi. Jeżeli poziom płac na danym stanowisku jest wystarczająco wysoki, to opłaca się zastosować maszynę która wykona tą samą produkcję mniejszą ilością ludzi. Może to brzmieć bezdusznie, ale w Niemczech nikt nie płacze z tego tytułu, że paltyzator układa worki. Mają inne zajęcia, więcej warte niż układanie worków.
Drugi rodzaj produktywności to produktywność umysłowa, a więc ciągle obracamy się wokół kultury technicznej. Inżynierowie w Apple nie zarabiają na skręcaniu Iphonów. Oni je wymyślają, projektują, wytyczają nowe technologie... za to Apple ma największe zyski. Produkcją mogą zając się Chińczycy. Świat zachodu głównie opiera się na projektowaniu, na know-how. Na tym się najlepiej znają, na główkowaniu... to po co mają bawić się śrubkami?
Oczywiście nie każda gospodarka jest dobrze zbilansowana. Powstają napięcia, gdzie nadmierny dług umożliwiał konsumowanie dóbr w oderwaniu od swojej rzeczywistej produktywności. Takie USA, które przy pomocy najtańszego pieniądza w świecie mogły się zadłużać za granicą poprzez swój system bankowy i konsumować. Gdzie rządowe agencję takie jak Fannie Mae i Freddie Mac ubezpieczały i kupowały dług dawały fałszywy sygnał na rynku. Nie włączył się mechanizm samoregulacji na rynku, gdyż deficyt w wymianie handlowej był z powodzeniem kompensowany przypływem taniego kapitału z zewnątrz. Oczywiście bonanza nigdy nie trwa wiecznie i teraz włączył się naturalny mechanizm w postaci bezrobocia. Bezrobocie to sygnał, tak jak 40 stopni na termometrze, że coś ze zdrowiem jest nie tak. Amerykanie za dużo zarabiają w stosunku do swojej produktywności. Bezrobocie jest sygnałem, że owe płace muszą być niższe.
I tu dochodzimy do początku wpisu. Bezrobocie można zbić poprzez obniżkę płac sektora prywatnego i to w tej chwili się dzieje, lecz pomału. W znacznej mierze ma tu wpływ elastyczność rynku pracy i jego regulacji. Im większa elastyczność regulacji, tym rynek szybciej znajduje swoją równowagę. Drugi czynnik to ruchy kapitału. Przenoszenie fabryk to nie natychmiastowa operacja. Gospodarka w świecie dóbr fizycznych porusza się bardziej jak ruchy płyt tektonicznych.
Bezrobocie można również zbić poprzez dewaluację waluty używanej na danym rynku. Owszem można, jednak takie obniżenie płac wszystkich pracowników nie zawsze jest dobre we wszystkich branżach. W końcu nie każdy pracownik na danym rynku ma za małą wydajność w stosunku do swojej pracy. operację dewaluowania waluty poprzez jej druk można przyrównać do operacji odchudzania narodu. Wyobraźmy sobie, że stwierdzamy że naród jest chory na otyłość i średnio każdy obywatel jest o za 20 kg za gruby. Wyobraźmy sobie, że rząd rzuca czar na każdego obywatela i każdy natychmiast chudnie o 20 kg. To prawda. Średnia waga spadła o 20 kg w narodzie, ale też nie każdy miał nadwagę. Ktoś może umrzeć z niedowagi.
Poniżej inna wydajność.. Wydajność ilościowa z główkowaniem.
[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=vIXkB5nrEiY]
Dlaczego i pomysł i produkcja jest prowadzona w USA i Niemczech? Widocznie w Chinach jeszcze nie ma inżynierów mogących obsługiwać ten proces :) Kultura techniczna.. To ona pcha sprawy naprzód.
[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=-0bXizlEzI0]