sobota, 16 października 2010

Konkurencyjność

Władcy tego świata, a konkretnie władcy poszczególnych krajów zastanawiają się jak przywrócić swoim krajom równowagę i jak pobudzić wzrost gospodarczy. Trudno otworzyć jakąś gazetę i nie natknąć się na artykuły o wojnach walutowych, o cłach zaporowych, o wojnach handlowych.


Naród zamieszkujący dane państwo może zwiększyć swoją konkurencyjność zasadniczo na trzy sposoby:


...




  1. Poprzez wewnętrzną dewaluację, czyli obniżkę płac

  2. Poprzez dewaluację swojej waluty, czyli dodruk

  3. Poprzez wzrost produktywności.


Te 3 punkty sprowadzają się w zasadzie do dwóch. Albo pracuje za mniej, albo potrafię wytworzyć w określonym czasie więcej. Te sposoby, jak słusznie można zauważyć odnoszą się zarówno do całych gospodarek jak i pojedynczego człowieka.


Obecne działania władców krajów można, sprowadzić do dwóch pierwszych punktów. Albo obniża się płace tak jak na Łotwie czy Grecji, albo drukuje pieniądze tak jak w Wielkiej Brytanii czy USA. Grecja czy Łotwa dlatego nie może drukować, gdyż nie posiada dostępu do prasy drukarskiej, która jest w niezależnym od nich ECB. Gdyby mieli, drukowali by na potęgę, gdyż drukowanie jest znacznie mniej bolesne od cięć w budżetówce i efektów cięć prywatnych przedsiębiorców. To drugie, mimo że od nich niezależne, znacznie wpływa na agresję elektoratu, a ta agresja jak wiadomo wśród polityków jest niemile widziana;) . Kto może, to drukuje, gdyż druk wzbudza tak ulubioną przez wszystkich inflację. To znaczy, ani nie wytwarzam więcej, moze nawet mniej, a moja płaca jest na stałym poziomie, a może nawet otrzymuje podwyżkę :) Cuda Panie! Cuda!


Oczywiście żadnych cudów nie ma. Realna płaca spada, siła nabywcza maleje, mimo ze na koncie mam coraz więcej. Prawdziwy wzrost zamożności wynika z wzrostu produktywności gospodarki, niczego więcej.


Konkurencyjność państw prawie niczym nie różni sie od konkurencyjności poszczególych ludzi. Jeżeli człowiek na rynku pracy nie jest konkurencyjny, to albo obniża swoje oczekiwania finansowe, albo podnosi swoje kwalifikacje, żeby móc świadczyć pracę więcej wartą, za którą ludzie są w stanie więcej zapłacić. Jak ktoś się obraża na ten mechanizm, to zawsze będzie sfrustrowanym człowiekiem obciążającym złego luda za swój brak konkurencyjności.


Człowiek eksportuje swoją pracę, za owy eksport otrzymuje pieniądze, za które importuje pracę innych ludzi.


Z państwami jest podobnie, z tym że zasadniczą rolę pełni produkowanie (pracowanie) na własne potrzeby. W końcu w państwie jest dużo ludzi, każdy posiada z nich jakieś umiejętności, które pozwalają zaspokoić potrzeby innych w obrębie tego samego państwa.  Jeżeli na danym rynku (państwie) produkuje się dużo wartościowych dóbr (wysokie PKB na głowę mieszkańca)  i wytwórcy tych dóbr je konsumują, to wymiana handlowa może nie mieć takiego znaczenia. Gdyby świat był jednym krajem to rozbawialiśmy by o eksporcie i imporcie?  Do kogo byśmy mieli eksportować i od kogo importować? Do kosmitów :D


Świat jest jednak podzielony na kraje, a konkretnie na rynki, gdyż zdaża się że kilka krajów mogą tworzyć jeden rynek. Taką ambicję ma UE ze swoim wspólnym obszarem walutowym, otwartymi granicami i wspólnym prawem, jednak pozostają ciągle pewne bariery takie ja różne języki, różna kultura i różne zaszłości historyczne. Najlepiej zintegrowanym rynkiem w UE jest chyba rynek tworzony przez Niemcy i Austrię, gdzie tych barier jest najmniej.


Nasza emigracja po roku 2004 to wynik scalania rynków. Nagle bariera granic pękła i rynek sam dążył równowagi poprzez dyfuzję siły roboczej. Rachunek ekonomiczny sprawił, że alokacja zasobów ludzkich następowała w UK, a nie w Polsce.


Poziom życia i zarobki zależą w prostej linii od wydajności, lecz uwaga... również od wydajnego otoczenia.


Tą nieścisłość można sobie wytłumaczyć odpowiadając na proste pytanie. Dlaczego fryzjer w Londynie zarabia znacznie więcej od fryzjera w Polsce, a fryzjer z Polsce zarabia znacznie więcej od fryzjera w Bangladeszu. Przecież są tak samo wydajni. Obcięcie włosów nożyczkami nie potrzebuje jakiś super zaawansowanych narzędzi, niewiadomo jakiej wiedzy. Czas usługi jest taki sam. No więc o co chodzi? Dlaczego mimo tej samej wydajności zarobki się tak drastycznie różnią?


Zasługa oczywiście w otoczeniu. Jeżeli gospodarka produkuje w dużej mierze wysoko przetworzone produkty, czytaj wartościowe, i ludzie w tych branżach z racji swych umiejętności dużo zarabiają mają znacznie więcej pieniędzy do wydania. Z drugiej strony każdy chce dużo zarabiać i pracować w branżach wysoko produktywnych, jednak ktoś musi tym fryzjerem zostać... I owszem zostaje, ale za o wiele większe pieniądze. Ludzie są w stanie płacić więcej fryzjerowi za usługę, a fryzjer porzuca wizje swojej drogi życiowej w branży satelitarnej poprzez zajęcie się o wiele prostszym fryzjerstwem. Sam fryzjer oczywiście nie zastanawia się nad tym planując swoją drogę życiową. Widzi jakie ma otoczenie i może stwierdzić, że życie fryzjera mu odpowiada. Ma w końcu dużą pensję; ma dzięki otoczeniu wysoko wydajnych innych sektorów gospodarki.


Tu zresztą ciekawa uwaga do zwolenników dystrybucji dochodu narodowego. Czy nie wystarczy, że bardziej wydajni podnoszą cały rynek płacowy na danym obszarze? Czy trzeba im jeszcze wyjmować dodatkowe pieniądze z kieszeni? W imię czego?


Dojście jednak do stanu wysokorozwiniętej gospodarki jest bardzo długie i z reguły trwa wiekami. Głównym czynnikiem wysokiej produktywności jest narośnięcie w gospodarce kultury technicznej. Tam gdzie ludzie z pokolenia na pokolenia przekazują swoje umiejętności, gdzie edukują się w technologiach, tam i wytwarzane są wysoko przetworzone dobra. Siłą rzeczy dochodzą do takiego stanu, gdzie pewnych prostych rzeczy po prostu nie robią, bo wytwarzają inne rzeczy, o wiele bardziej wartościowe. Ich czas pracy jest po prostu więcej warty. Te inne rzeczy są importowane z innych krajów (rynków), gdzie ludzie niżej opłacani (a więc których praca jest mniej warta) robią to za nich. Takie na przykład Niemcy nie robią zabawek plastikowych, mebli i innych technologicznych drobnostek. Robią to za nich Chińczycy.. Ale i też Niemcy wiedzą, że za dwie maszyny i licencje na know-how wysłane do Chin, mogą sobie kupić cały kontenerowiec chińskich świecidełek. Po co by mieli robić te świecidełka?


W Niemczech szczycą się zresztą powiedzeniem, że cały świat produkuje w fabrykach towary, a Niemcy produkują fabryki. I będą to robić nadal, gdyż kultura techniczna u nich ciągle narasta.


Wydajność (produktywność) to jest w ogóle ciekawa rzecz do przemyśleń. Możemy wyróżnić dwa rodzaje; ilościową i jakościową.


Ilościowa produktywność jest dość prosta, mogę ją mierzyć poprzez ilość wyprodukowanego dobra w danej jednostce czasu. Dla przykładu drwal osiłek przy pomocy siekiery może mi wyciąć dwa razy więcej drzew w ciągu 8 godzin niż drwal chuderlak. Drwal osiłek jest dwa razy więcej wydajny.  Efekty ich pracy są wynikiem funkcji zaangażowanych czynników produkcji. Jednym czynnikiem jest czynnik ludzki w postaci drwala, a drugim jest czynnik kapitałowy w postaci siekiery. Te zależności określa nam funkcja produkcji. Jeżeli zwiększę ilość drwali to automatycznie wzrośnie mi produkcja ściętych bali, ale mogę zamiast zatrudniać nowych drwali dać im więcej dóbr kapitałowych. I nie chodzi tutaj o to żeby jeden drwal pracował 3 siekierami naraz. Drwal chuderlak wyposażony w taki cacko:






Zastąpi mi pracę legionu drwali z siekierami. Żeby jednak takie coś zastosować, to trzeba mieć przede wszystkim kapitał, a więc skumulowany efekt produktywności z przeszłości oraz otoczenie pozwalające na pracę tak drogim sprzęcie. Podejrzewam że w rosyjskiej tajdze taki sprzęt byłby pierwszej nocy zdemontowany na sprzedaż złomu i metali kolorowych, a z tranzystorów lokalna ludność zrobiłaby sobie wisiorki. Zresztą, znam przypadki, gdzie w policyjnych Chinach najnowocześniejszy kombajn do prac polowych zbiera buraki cukrowe w asyście komanda uzbrojonego w AK47 :)


Balansowanie pomiędzy stosunkiem zaangażowania kapitału i ludzi do produkcji to chleb powszedni analityków zajmujących się wyceną projektów inwestycyjnych. Kupno maszyny jest porównywane z alternatywna możliwości produkcji przy pomocy większej ilości ludzi. Jeżeli poziom płac na danym stanowisku jest wystarczająco wysoki, to opłaca się zastosować maszynę która wykona tą samą produkcję mniejszą ilością ludzi. Może to brzmieć bezdusznie, ale w Niemczech nikt nie płacze z tego tytułu, że paltyzator układa worki. Mają inne zajęcia, więcej warte niż układanie worków.


Drugi rodzaj produktywności to produktywność umysłowa, a więc ciągle obracamy się wokół kultury technicznej. Inżynierowie w Apple nie zarabiają na skręcaniu Iphonów. Oni je wymyślają, projektują, wytyczają nowe technologie... za to Apple ma największe zyski. Produkcją mogą  zając się Chińczycy. Świat zachodu głównie opiera się na projektowaniu, na know-how. Na tym się najlepiej znają, na główkowaniu... to po co mają bawić się śrubkami?


Oczywiście nie każda gospodarka jest dobrze zbilansowana. Powstają napięcia, gdzie nadmierny dług umożliwiał konsumowanie dóbr w oderwaniu od swojej rzeczywistej produktywności. Takie USA, które przy pomocy najtańszego pieniądza w świecie mogły się zadłużać za granicą poprzez swój system bankowy i konsumować. Gdzie rządowe agencję takie jak Fannie Mae i Freddie Mac ubezpieczały i kupowały dług dawały fałszywy sygnał na rynku. Nie włączył się mechanizm samoregulacji na rynku, gdyż deficyt w wymianie handlowej był z powodzeniem kompensowany przypływem taniego kapitału z zewnątrz. Oczywiście bonanza nigdy nie trwa wiecznie i teraz włączył się naturalny mechanizm w postaci bezrobocia. Bezrobocie to sygnał, tak jak 40 stopni na termometrze, że coś ze zdrowiem jest nie tak. Amerykanie za dużo zarabiają w stosunku do swojej produktywności. Bezrobocie jest sygnałem, że owe płace muszą być niższe.


I tu dochodzimy do początku wpisu. Bezrobocie można zbić poprzez obniżkę płac sektora prywatnego i to w tej chwili się dzieje, lecz pomału. W znacznej mierze ma tu wpływ elastyczność rynku pracy i jego regulacji. Im większa elastyczność regulacji, tym rynek szybciej znajduje swoją równowagę. Drugi czynnik to ruchy kapitału. Przenoszenie fabryk to nie natychmiastowa operacja. Gospodarka w świecie dóbr fizycznych porusza się bardziej jak ruchy płyt tektonicznych.


Bezrobocie można również zbić poprzez dewaluację waluty używanej na danym rynku. Owszem można, jednak takie obniżenie płac wszystkich pracowników nie zawsze jest dobre we wszystkich branżach. W końcu nie każdy pracownik na danym rynku ma za małą wydajność w stosunku do swojej pracy. operację dewaluowania waluty poprzez jej druk można przyrównać do operacji odchudzania narodu. Wyobraźmy sobie, że stwierdzamy że naród jest chory na otyłość i średnio każdy obywatel jest o za 20 kg za gruby. Wyobraźmy sobie, że rząd rzuca czar na każdego obywatela i każdy natychmiast chudnie o 20 kg. To prawda. Średnia waga spadła o 20 kg w narodzie, ale też nie każdy miał nadwagę. Ktoś może umrzeć z niedowagi.


Poniżej inna wydajność.. Wydajność ilościowa z główkowaniem.


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=vIXkB5nrEiY]


Dlaczego i pomysł i produkcja jest prowadzona w USA i Niemczech? Widocznie w Chinach jeszcze nie ma inżynierów mogących obsługiwać ten proces :) Kultura techniczna.. To ona pcha sprawy naprzód.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=-0bXizlEzI0]










36 komentarzy:

  1. Napisał Pan o pracy fizycznej, jakby to była taka prosta do wykonania rzecz. Ale nie będę ględził, tylko zapytam się, czemu coraz więcej firm z doliny krzemowej ucieka do Chin i Indii?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie do mnie pytanie, ale znam na nie odpowiedź, więc odpowiem za Adama: bo Chiny oraz Indie podnoszą swoją kulturę techniczną, więc przeniesienie produkcji do nich okazuje się być możliwe dla coraz to większej ilości firm z doliny krzemowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. @marj
    Ale te firmy nie przenoszą produkcji, tylko ośrodki badawcze.
    A jeżeli nie przenoszą starych, to nowe stawiają.

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobrze, ale jeżeli tak samo (ew. wystarczająco) dobrą elektronikę/software jest wstanie zaprojektować Xiao Ping-Pong który skończył ichniejszą polibudę i główkuje za 15 USD za godzine jak John Master-Egghead, który żeby spłacić swoje studia na MIT musi wołać 150 USD za godzine, to chyba nie ma wątpliwości co się bardziej opłaca?

    OdpowiedzUsuń
  5. @marj
    Dokładnie, tak jak niektórzy potrafią kopać doły, rąbać drzewo, tak niektórzy potrafią główkować.
    Więc ile jest tak naprawdę wart know-how, szczególnie, jak nie posiada się środków produkcji?

    OdpowiedzUsuń
  6. Erm, przyznam się, że nie bardzo rozumiem Twój ostatni komentarz, ale postaram się odpowiedzieć najlepiej jak potrafię.

    IMHO know-how jest warty więcej, gdyż łatwiej uzyskać środki produkcji niż wiedzę. Żeby odkryć coś nowego czasem potrzebny jest geniusz i łut szczęścia, więc kombinacja która nie zdaża się czesto, zaś środki produkcji w tej czy w innej formie znajdą się zawsze, choć nie zawsze od zaraz. A jak da się wymieniać świeżo wydrukowane dolary w zamian za czystą wiedzę, to całkiem żyć, nie umierać!
    Tak więc outsourcing researchu opłaca się obu stronom, bo jedna ma tańszy research, a druga ciekawszą i wyżej płatną płacę. W porówaniu do kopania dołów czy rąbania drzew. Można dyskutować kto na tym wyjdzie lepiej na dłuższą metę, ale na krótszą opłaca się to obu stronom (zarówno firmom oraz Chinczykom i Hindusom). A skoro tak, to czemu miały by, jeżeli jest taka możliwość, nie przenosić?

    OdpowiedzUsuń
  7. @marj
    Masz rację, teraz się to opłaca, ale na dłuższą metę, śmiem twierdzić, że raczej będzie to miało opłakane skutki dla zachodu.
    Ostatecznie łut szczęścia i geniusz nie jest jedynie zarezerwowany dla ludzi zachodu, więc jak tylko Chiny i Indie wydrenują tyle know-how ile będzie to możliwe, zachód obudzi się z ręką w nocniku (przykładem może być teraz ograniczanie eksportu rud metali ziem rzadkich przez Chiny, USA potrzebuje około 15 lat by odbudować swoje możliwości produkcyjne, choć oczywiście teraz nagle wszyscy zaczynają kombinować jak sobie poradzić bez nich).

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie to będzie miało skutki w przyszłości to nawet nie ośmielam się przewidywać, gdyż jest to zbyt skomplikowana sprawa na mój mały rozumek.

    Ale co do podanego przez Ciebie przykładu, to z innej strony można na to popatrzeć i powiedzieć, że przez dobrych parę lat to my drenowaliśmy Chińczyków z ich rud metali ziem rzadkich :P
    I to wszystko dzięki temu, że mieliśmy wyższą "kulturę techniczną" niż oni i wcześniej wiedzieliśmy jak je wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Yulek: czemu coraz więcej firm z doliny krzemowej ucieka do Chin i Indii?

    Nie przesadzając... Silicon Valley ma horrendalnie drogą infrastrukturę, to raz. Dwa, stanowi unikalne skupisko talentu ludzkiego umożliwiające twórczą cross fertilization. I trzy, dostęp do kapitału rozumiejącego nową technologię.

    Jak żadne inne środowisko te trzy rzeczy sprzyjają wymyślaniu nowych rzeczy i ich twórczemu wypróbowaniu w postaci startupów. To jest forte SV. Jeżeli do czegoś potrzeba super eksperta w jakiejś wąskiej dziedzinie gość taki jest na pewno na miejscu, kwestia tylko ceny.

    Z chwilą jednak gdy pewna firma odniesie sukces, okrzepnie i stabilizuje się komercyjnie jej rationale aby produkować coś w SV staje się coraz mniejsze. To samo tyczy się R&D ponieważ w wielu przypadkach setka inteligentnych młodych ludzi w Indiach, odpowiednio zamotywowana, jest więcej warta niż paru superekspertów którzy w SV i tak się w większym R&D będą obijać węsząc raczej jak załapać się na następny startup. Dlatego jest rzeczą naturalną że z czasem z wielu kompanii w SV pozostaje tylko rdzeń, i to przede wszystkim management oraz sales/marketing, czasem R&D, a cała reszta dyfunduje na zewnątrz. Niekoniecznie zresztą od razu do Chin czy Indii, w pierwszym rzędzie do Texasu czy Oregonu gdzie kulturowych różnic wiele nie ma a wszystko jest dużo tańsze.

    OdpowiedzUsuń
  10. @cynik9
    ponieważ w wielu przypadkach setka inteligentnych młodych ludzi w Indiach, odpowiednio zamotywowana, jest więcej warta niż paru superekspertów którzy w SV i tak się w większym R&D będą obijać węsząc raczej jak załapać się na następny startup.

    nie jestem przekonany, ze Ty wiesz co mowisz :)

    moj poprzedni szef (nowy tez) potrafia samodzielnie zapriojektowac satelite telekomunikacyjna w 1 dzien (z dokladnoscia do90%) razem z rospisaniem papierkow na formalny tender (przetarg). Takich osob masz na swiecie <10 i wszyscy w branzy znaja ich z imienia i nazwiska.

    Po stronie kazdego producenta satelit stoi superekspert, ktory w 1 dzien wie jak zrealizowac taka specyfikache (i czy sa w stanie to zrobic), potem masz 1 superbankiera, ktory w 1 dzien znajduje $400mln-owe finansowanie projektu... Od tego momentu zostaje tylko wypelnianie dziur. Prawnicy dogrywaja szczegoly, nawet i kilka tygodni, reszta to dziesiatki tysiecy godzin "pracy przy tasmie".

    tak samo sie dzieje w kazdej innej branzy. Komputer, na ktorym to czytasz (projekt) powstal w 1 dzien w glowie jednego czlowieka (z dokl. 90%), tak samo z samochodem (lub autobusem) ktorym jezdzisz.

    Bill Gates kiedys powiedzial, ze gdyby zabrac im 20 najlepszych specjalistow, Microsofr bylby zupelnie nieliczaca sie firma.

    outsourging sie robi jak juz wiesz co chcesz zrobic (faza taktyczna) czyt. potrafisz to opisac. Strategii sie nie outsourcuje i nigdy nie bedzie.

    a praca w statupie to najlepsza droga do klopotow w karierze, 80% brankrutuje w przeciagu 5 lat, 80% z tych co zostaly bankrutuje w kolejne 80%. myslisz ze ktos powazny chce pracowac w cudzym startupie??

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy w tym poście jest elegancko i zrozumiale opisany efekt Samuelsona-Balassy? Rozumiejąc know-how, strategie i "nieeksportowalne" wysokie technologie jako dobra niehandlowe, produkty jako handlowe. Mała poprawka do tekstu "Oczywiście bonanza nigdy nie trwa więcej", 'wiecznie' zamiast 'więcej' :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. alt

    Czy w tym poście jest elegancko i zrozumiale opisany efekt Samuelsona-Balassy?

    hehe wychodzi na to że tak, choć muszę wstydliwie przyznać że nie czytałem o tym efekcie .
    Wychodzi jednak na to że od czasu belassy, kiedy ten efekt formułowali pojawiło się jeszcze efekt eksportowania produktywności ilośćowej. Zamiast niej dobrobyt w bogatszych krajach dostarcza produktywność "powiedzmy jakościowa" czyli główkowanie.

    A wpis był w zasadzie odpowiedzią na pytanie kolegi dlaczego Polak zarabia więcej w UK niz w Polsce wykonując ta samą robotę.

    OdpowiedzUsuń
  13. praca w statupie to najlepsza droga do klopotow w karierze, 80% brankrutuje w przeciagu 5 lat, 80% z tych co zostaly bankrutuje w kolejne 80%

    Primo - nie w Silicon Valley. Secondo - myślę że nie doceniasz dynamiki startupu. Ryzyko jest istotnie olbrzymie ale ryzykanci w startupie są motywowani przede wszystkim szansą na big bang, "karierę" mają gdzieś. Bez tej mentalności nie warto startować. W przypadku klapy jakąś pracę zawsze znajdą. W przypadku sukcesu "kariery" nie potrzebują bo nie muszą pracować dla kogoś innego.

    myslisz ze ktos powazny chce pracowac w cudzym startupie?

    Primo - wszystko jest kwestią jakie stock options dostanie. Secondo, jeśli "takich osob masz na swiecie <10" to nie muszą one pracować w cudzym startupie bo mogą zastartować własny. Chyba że dzieci, dom , rodzina, etc. zmusza do myślenia o bezpieczeństwie, a więc o regularnej karierze u kogoś, nie pozwalając na branie ryzyka.

    OdpowiedzUsuń
  14. @cynik

    po pierwsze, dzieki za lagodne potraktowanie, troche sie pospieszylem z moja poprzednia odpowiedzia. po ponownym przeczytaniu Twojej wypowiedzi, odebralem ja troszke inaczej...

    kontynuujac, ja moge jedynie wypowiedziec sie na przykladzie startupu, w ktorym pracuje. w 2002r firma byla warta £9000 , w 2005 £26mln (kapitalizacja gieldowa), a teraz jestesmy troszke ponizej £500mln., choc bylismy juz okolo £530.

    nie wiem dokladnie o jakim rodzaju startupu mowisz. jesli o takim typu facebook, tweeter, czy o firmie z branzy social gaming, ktora Disney kupil za $763.2m - wyniku niecalego roku pracy 6 chlopakow, to moge sie zgodzic. takich startupow, ktore bez nakladu kapitalowego (z niczego) wytwarzaja cos co jest bardzo wysoko wyceniane jest bardzo malo i rzadza sie one swoimi prawami. smiem powiedziec, ze nikt nie wie jak systematycznie je tworzyc.

    normalny startup wymaga nakladu kapitalowego, oraz ekspertow z branzy, ktorychna pewnym etapie musisz do niego wprowadzic. znam osobiscie dyrektora GE, ktoremu proponowano grube 6-cyfrowe stawki i odmawial - wyobraz sobie sytuacje, w ktorej startup bankrutuje. Ekspert albo traci reputacje - kara za slepe podazanie za chciwowoscia, a jesli nie, to i tak ma problem, bo stanowisk na tym poziomie jest na prawde malo na swiecie.

    z stock options jak zauwazyles jest roznie. u nas wieksze paczki maja dyrektorzy - wlasnie ci eksperci, a zwykli pracownicy tyle co nic. nie jest tak, ze mozesz sobie dowolnie tworzyc stock options... zalezy od struktury kapitalowej i tego na co ci pozwola inwestorzy i czy zostana one dopuszczone do obrotu gieldowego, jakie sa warunki "vesting" etc. emisja akcji rowniez nie jest tak lukratywna dla wlasciciela firmy jak mozna pochopnie sadzic. to tak jakby wlasciciel lokomotywy dostawial kolejne CUDZE wagony. nadal posiada tylko lokomotywe, choc kieruje dluzszym pociagiem. a premia dla zarzadu za przeprowadzenie emisji akcji jest bardzo mala.

    OdpowiedzUsuń
  15. [...] Konkurencyjność – dyskusja Ten blog staje się coraz bardziej przyczynkarski i lewicowy. Niedługo zacznę chyba wyłącznie tłumaczyć anglojęzyczne blogi oraz postulować 30 godzinny tydzień pracy. Ale zanim się to stanie, chciałbym odnieść się do doskonałego wpisu kol. Adama Dudy. [...]

    OdpowiedzUsuń
  16. @magnum:
    na przykladzie startupu, w ktorym pracuje... teraz jestesmy troszke ponizej £500mln.

    No to gdzie się te startupy w końcu mają kończyć, na rozmiarze IBM? To już dawno żaden startup.

    nie wiem dokladnie o jakim rodzaju startupu mowisz... smiem powiedziec, ze nikt nie wie jak systematycznie je tworzyc.

    Jeszcze tego by brakowało! Startup Manufacturing Corporation produkująca systematycznie startupy?...;-) ;-)
    Cały wic w tym że albo się wskakuje w nieznane, ze wszystkimi tego fruktami i ryzykami, albo się ma karierę i się nie wskakuje.

    ...dyrektora GE, ktoremu proponowano grube 6-cyfrowe stawki i odmawial – wyobraz sobie sytuacje, w ktorej startup bankrutuje. Ekspert albo traci reputacje – kara za slepe podazanie za chciwowoscia, a jesli nie, to i tak ma problem, bo stanowisk na tym poziomie jest na prawde malo na swiecie.

    Jeśli straci od tego reputację to tylko w Europie i być może w Japonii gdzie na osłodę może też popełnić seppuku. Ale gwarantuję że w Silicon Valley nie ma mowy o utracie od tego reputacji. Również skakanie z jednej szansy w drugą, lepszą, nie niesie z sobą żadnej stygmy. A ciepłą karierę gdzie indziej to pewnie i straci, czemu nie. Nie można przecież zjeść ciastka i dalej go mieć. Jako ekspert jednak biedować nie będzie.

    u nas wieksze paczki [stock options] maja dyrektorzy – wlasnie ci eksperci, a zwykli pracownicy tyle co nic.

    Jeszcze jeden znak że to żaden startup a szybko rosnąca kompania dawno po fazie startup. Trudno aby w tej sytuacji rozcieńczali niepotrzebnie stock więcej niż symbolicznymi opcjami.

    emisja akcji rowniez nie jest tak lukratywna dla wlasciciela firmy jak mozna pochopnie sadzic. to tak jakby wlasciciel lokomotywy dostawial kolejne CUDZE wagony. nadal posiada tylko lokomotywe, choc kieruje dluzszym pociagiem.

    Analogia z lokomotywą nie jest trafiona. Znacznie trafniejsza jest analogia z rosnącą pizzą - mniejszy kawałek większej pizzy warty jest niekoniecznie mniej niż nawet połowa pizzy "mini". To czy tak jest czy nie jest starą grą - czy nowi inwestorzy walą drzwiami i oknami do atrakcyjnego startupu czy też startup przepuścił wcześniejsze finansowanie i teraz żebra o następne w słabej pozycji przetargowej... ot, życie.

    a premia dla zarzadu za przeprowadzenie emisji akcji jest bardzo mala.

    Startup wg mojej miary jest z definicji nie publiczny (ze specyficznym wyjątkiem kompanii złota). Po IPO jest zasadniczo po ptakach. Nie znaczy to jednak że do sukcesu IPO jest konieczne. W rzeczy samej prywatne przejęcia przed IPO są chyba dla startupów nawet bardziej intratne, choć wiele zależy tu od typu biznesu.

    OdpowiedzUsuń
  17. Poniewaz zakres mojej polemiki jest dosc obszerny pozwolilem sobie na osobny wpisu mnie na blogu. Zachecam do lektury - slomski.us

    OdpowiedzUsuń
  18. "Amerykanie za dużo zarabiają w stosunku do swojej produktywności. Bezrobocie jest sygnałem, że owe płace muszą być niższe."

    WSJ:"Obama: Tax Policies Should Aid Investment, Not Overseas Jobs"

    OdpowiedzUsuń
  19. Dlaczego produkcja nanosolarów jest prowadzona w Niemczech? Po części na pewno związane jest to z wysoką kulturą techniczną. Jednakże nie zapominajmy o potężnych subwencjach Niemiec do tego sektora np. zafixowane wysokie ceny dla elektrowni słonecznych.

    OdpowiedzUsuń
  20. "Niemile" piszemy razem

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeśli straci od tego reputację to tylko w Europie i być może w Japonii gdzie na osłodę może też popełnić seppuku. Ale gwarantuję że w Silicon Valley nie ma mowy o utracie od tego reputacji. Również skakanie z jednej szansy w drugą, lepszą, nie niesie z sobą żadnej stygmy. A ciepłą karierę gdzie indziej to pewnie i straci, czemu nie. Nie można przecież zjeść ciastka i dalej go mieć. Jako ekspert jednak biedować nie będzie.

    Pracuje od 11 lat w Silicon Valley i zaliczylam pare startupow. Potwierdzam to, co napisal Cynik. Eksperci od know-how to nie sa CEO i nie odpowiadaja za strone biznesowa, wiec niby czemu mieliby tracic reputacje jesli firma zbankrutuje? Reputacje traci wtedy CEO.

    OdpowiedzUsuń
  22. A teraz krótka odskocznia w temacie zmechanizowanej wycinki drzew (jak w tekście Adama):
    Rosjanie wyposażyli drwali na Syberii w super piły łańcuchowe Stihl, które wg ulotki reklamowej "ścinają 100 drzew w godzinę". Jako pierwszy testował piłę stachanowiec Sasza. Ruszył w tajgę z urrrraaaaaaaaaaa na ustach i po godzinie 50 drzew leżało ściętych. Konsternacja. Wezwano serwis. Przyjechali. Kazali raz jeszcze pokazać jak Sasza tnie drzewa. I wyjaśniło się. Serwisant pokazał Saszy, że należy starterem wpierw włączyć piłę. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. szopeno
    co to za dzikie ankiety? wywalam.

    OdpowiedzUsuń
  24. @cynik
    w tym momencie wyabstrahowalismy rozmowe na poziom, na ktorym dyskutujemy wylacznie o terminologii i jezyku polskim - to do niczego nie prowadzi.

    Firma o ktorej glosno ostaenio - Tesla jest startupem, bo nie przynosi zyskow z podstawowej dziaalnosci operacyjnej - prosze, przyjmijmy ta definicje.

    startup manufacturing jest powszechnie stosowny chocby w google, oficjalnie nazywa sie to "projekt wlasny w 20% czasu
    pracy". jesli zerkniesz za kulisy dowolnej rozsadnej duzej firmy (nawet takiego Onetu, Interii, WP), to zobaczysz tam sztab "entrepreneurs" oraz wynalazcow, ktorzy maja do dyspozycji wywrotke pieniedzy i setki ekspertow od dowolnej dziedziny, i infrastrukture "all you can eat". jedyne czym sie rozni to, co stworza od startupu jest struktura kapitalowa.

    @futrzak
    nie chce by to brzmialo jako argument ad persona: na prawde nie che. ale musze to powiedziec.

    skoro w 11 lat zaliczylas juz kilka startupow, to pewnie nie bylo to doswiadczenia, na ktorych nalezy sie uczyc. czlowiek uczy sie na sukcesach, nigdy na porazkach. osobiscie tez musze przyznac, ze w przeszlosci pracowalem w firmach, ktore nie zmierzaly do nikad i to bedzie sie stawalo regula, a nie wyjatkiem.

    wyobraz sobie teraz, ze swiezo zwolniony CEO Nokia idzie do firmy krzak. Jest sie tylko tak dobrym jak nasza ostatnia praca, a swiat duzego biznesu jest bardzo maly. Ze zla teputacja sie nie zajdzie nigdzie, ale dobra reputacja to tylko 10%, potem trzeba "walk the walk", nie jak polscy politycy, ale jak angielscy. czego Wam i sobie zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  25. @ Autor
    "Naród zamieszkujący dane państwo może zwiększyć swoją konkurencyjność (...) poprzez dewaluację swojej waluty, czyli dodruk"

    Niekoniecznie. Tak jest w tej chwili w USA. Ale można podać wiele przykładów, gdzie efekt był dokładnie odwrotny, a mianowicie:
    Dodruk = inflacja = wzrost stóp procentowych = napływ kapitału spekulacyjnego = wzrost kursu walutowego = spadek konkurencyjności
    Oczywiście taki mechanizm na dłuższą metę kończy się katastrofą i dewaluacją waluty. Może jednak funkcjonować przez wiele lat, zwłaszcza kiedy jest wspomagany propagandowo np.
    "Złoty (rubel, peso, korona) może się tylko umacniać, ponieważ fundamenty gospodarki są mocne".

    OdpowiedzUsuń
  26. @magnum:
    skoro w 11 lat zaliczylas juz kilka startupow, to pewnie nie bylo to doswiadczenia, na ktorych nalezy sie uczyc. czlowiek uczy sie na sukcesach, nigdy na porazkach.

    Ale co ma jedno do drugiego? Czy napisalam gdzies, ze pracowalam jako CEO w ktorymkolwiek z tych startupow i ze, co wiecej, wszystkie zbankrutowaly?
    BTW: porazki zdarzaja sie kazdemu, kto robi cokolwiek. Glupcy to ci, ktorzy nie potrafia uczyc sie na wlasnych bledach i wyciagac z nich wnioski...

    OdpowiedzUsuń
  27. http://stooq.pl/n/?f=372989

    bank chin podnosi stopy, no i co zlote insekty?

    Teraz wojna walutowa zacznie sie na powaznie i albo ktos to uspokoi, albo bedziemy mieli takie skoki, ze zarobic bedzie mozna biliony złotych.

    OdpowiedzUsuń
  28. [...] URL: Konkurencyjność | Prologos ace-tak, albo-drukuje, dlatego-nie, dze-tak, grecji, nich-, nie-posiada, prasy-drukarskiej, usa, [...]

    OdpowiedzUsuń
  29. [...] artykuł na: Konkurencyjność | Prologos Tags: 100-drzew, pierwszy-testowa, sasza-, sasza-ruszy, stihl, syberii, yli-drwali Comments [...]

    OdpowiedzUsuń
  30. @Adam Duda
    Przepraszam, po prostu dyskutuje z czlowiekiem, ktory rosci sobie prawo do wyrokowania o tym, co by pomysleli "korwinisci" (a jego pojęcie jest tak szerokie, że obejmuje jak sądzę nie tylko mnie, ale również Pana jak i połowę dyskutujących na tym blogu). Chciałem mieć podstawy do powiedzenia mu, że gada jak poparzony.
    Nawiasem mówiąc sam Pan z tym człowiekiem dyskutował.

    OdpowiedzUsuń
  31. szopeno.
    tak. A po co chcesz mu to powiedzieć? jakiego efektu oczekujesz?

    OdpowiedzUsuń
  32. @Adam Duda
    Właściwie, dwa słuszne pytania :D

    OdpowiedzUsuń
  33. [...] here to read the rest: Konkurencyjność | Prologos No Comments    Read [...]

    OdpowiedzUsuń
  34. [...] wrócić do swojej konkurencyjności i zrównoważonego bilnasu handlowego. We wpisie  ”konkurencyjność„podałem 3 drogi do powrotu gospodarki [...]

    OdpowiedzUsuń
  35. [...] w narzędzia umożliwiające na wysoką produkcję. Pisałem min o tym we wpisie „konkurencyjność„. W taki otoczeniu wzrost wydajności możliwy jest w zasadzie tylko na podstawie rozwoju [...]

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...