wtorek, 2 listopada 2010

PIMCO - biegnij bałwanie, biegnij...

Co to PIMCO? Nie, to nie karma dla kotów, choć brzmi w tym guście. Pimco to krótko mówiąc fundusz obracający obligacjami na rynku światowym. Obraca ich dość pokaźną sumę, bo około 1 biliona dolarów (amerykańskie triliony). I taki oto prezes, dość legendarny zresztą Bill Gross - to nie ten od Googla - wypowiada się o obligacjach amerykańskich jako bezczelnej piramidzie finansowej. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie ma sensacji w tym, że ktoś mówi o długu USA, że to piramida finansowa. Na Prologos i tysiącach innych miejsc piejemy o tym od lat. Drobną sensacją jest to, że mówi to facet kręcący bilionem. A takiego gościa, to Bernanke nie tylko powinien słuchać, ale również zapraszać na Chanuka. Poniżej mały prezencik dla czytelników. Dwa fragmenty tłumaczone z oryginału znajdującego się tutaj:






Now, however, with growth in doubt, it seems that the Fed has taken Charles Ponzi one step further. Instead of simply paying for maturing debt with receipts from financial sector creditors – banks, insurance companies, surplus reserve nations and investment managers, to name the most significant – the Fed has joined the party itself. Rather than orchestrating the game from on high, it has jumped into the pond with the other swimmers. One and one-half trillion in checks were written in 2009, and trillions more lie ahead. The Fed, in effect, is telling the markets not to worry about our fiscal deficits, it will be the buyer of first and perhaps last resort. There is no need – as with Charles Ponzi – to find an increasing amount of future gullibles, they will just write the check themselves. I ask you: Has there ever been a Ponzi scheme so brazen? There has not. This one is so unique that it requires a new name. I call it a Sammy scheme, in honor of Uncle Sam and the politicians (as well as its citizens) who have brought us to this critical moment in time. It is not a Bernanke scheme, because this is his only alternative and he shares no responsibility for its origin. It is a Sammy scheme – you and I, and the politicians that we elect every two years – deserve all the blame.

W sytuacji wątpliwego wzrostu gospodarczego wydaje się, że FED rozwinął o krok dalej koncepcję piramidy finansowej. Zamiast płacić za wymagalny dług wpływami z sektora finansowego - banków, firm ubezpieczeniowych, rezerw innych narodów - wymieniając te najważniejsze - sam włączył się do gry. Zamiast zawiadywać wszystkim z góry, dołączył do innych graczy. W 2009 roku wystawiono czeki na półtora biliona dolarów, a biliony więcej czekają w kolejce. W wyniku tego Fed mówi rynkom, żeby nie martwiły się o nasze deficyty budżetowe, ponieważ zawsze będzie kupcem pierwszej i ostatniej szansy. Nie ma potrzeby - tak jak w przypadku Charliego Ponziego - aby szukać coraz większej liczby łatwowiernych inwestorów; oni sami wypiszą czeki. Pytam się was: Czy kiedykolwiek jakakolwiek piramida finansowa była równie bezczelna? Nie była. Ta piramida finansowa jest tak niepowtarzalna, że wymaga nadania nowej nazwy. Ja nazywam ją piramidą Sama, w hołdzie Wujowi Samowi i politykom jak również obywatelom, którzy ostatecznie doprowadzili nas do tego krytycznego momentu. To nie jest piramida Bernenke'go, ponieważ to jest jego jedyna alternatywa i on nie ponosi odpowiedzialności za źródło problemu. To jest piramida Sama - Ty i ja i politycy, których wybieramy co dwa lata jesteśmy winni.

We are a survivor and our clients are not going to be Turkeys on a platter. You may not be strutting around the barnyard as briskly as you used to – those near 10% annualized yields in stocks and bonds are a thing of the past – but you’re gonna be around next year, and then the next, and the next. Interest rates may be rock bottom, but there are other ways – what we call “safe spread” ways –to beat the axe without taking a lot of risk: developing/emerging market debt with higher yields and non-dollar denominations is one way; high quality global corporate bonds are another. Even U.S. Agency mortgages yielding 200 basis points more than those 1% Treasuries, qualify as “safe spreads.” While our “safe spread” terminology offers no guarantees, it is designed to let you sleep at night with less interest rate volatility. The Fed wants to buy, so come on, Ben Bernanke, show us your best and perhaps last moves on Wednesday next. You are doing what you have to do, and it may or may not work. But either way it will likely signify the end of a great 30-year bull market in bonds and the necessity for bond managers and, yes, equity managers to adjust to a new environment.

Jesteśmy ocalałymi ale nasi klienci nie mają zamiaru być idiotami. Nie będziecie dumnie kroczyć po podwórku tak energicznie jak jesteście do tego przyzwyczajeni - te blisko 10-procentowe roczne zyski w akcjach i obligacjach należą do przeszłości - ale będziecie blisko w przyszłym i przyszłym roku. Stopy procentowe mogą znaleźć się na najniższym możliwym poziomie, lecz są inne sposoby - jak my je nazywamy " spreadu bez ryzyka"- aby uniknąć strat bez ponoszenia wielkiego ryzyka : dług rozwijającego się/ wschodzącego rynku z wyższymi stopami procentowymi niedenominowanym w dolarze jest jedną z dróg. Bezpieczne obligacje korporacyjne są następną. Nawet amerykańskie agencyjne hipoteki z stopami większymi o 200 punktów bazowych od obligacji rządowych kwalifikują się jako „spread bez ryzyka”. Podczas gdy nasza definicja ” spreadu bez ryzyka” nie oferuje żadnych gwarancji, jest zaprojektowana tak, aby pozwolić ci spać z mniejszą obawą o zmienność stóp procentowych. Fed chce kupować, tak więc dalej, Ben Bernanke, pokaż swoje najlepsze i prawdopodobnie ostanie posunięcia w przyszłą środę. Robisz to co musisz robić, lecz to może ale nie musi zadziałać. Tak czy inaczej to zwiastuje koniec 30 letniego rynku byka w obligacjach i konieczność dla menadżerów funduszy obligacyjnych i - tak - dla menadżerów funduszy akcyjnych dostosowania się do nowych warunków.

Warto wspomnieć, że jakiś czas temu kolega Konrad Hummler wypowiadał się w podobnym guście. Widać nerwy popuszczają.

HT panika2008

15 komentarzy:

  1. Czy ktoś może dokladnie wytlumaczyć, o co chodzi z tym QE? Czy to jest dodruk dolara?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest to dodruk, jak słusznie zauważa np. wikipedia. Dodruk to takie XX-wieczne. Teraz się kredytuje po prostu zapisy u głównych pośredników finansowych. Lasy amazońskie na tym na szczęście - jak na razie! - za bardzo nie cierpią.

    OdpowiedzUsuń
  3. dodruk elektroniczy... może tak:)

    OdpowiedzUsuń
  4. W Japonii to raczej stagdeflacja niż stagflacja.

    OdpowiedzUsuń
  5. gość codzienny3 listopada 2010 03:42

    Jest taka reguła, że jakbyś się nie obracał to dupa zawsze będzie z tyłu. Obligacji czy to amerykańskich czy jakichkolwiek innych nacji nikt nigdy nikomu nie zamierza spłacić. Pół biedy by było, gdyby rolowano je tylko na spłatę odsetek. Ale odsetki to mały Pan Pikuś przy potrzebach deficytów bieżących. I to zabije ten dług jeszcze za naszego życia z wszelkimi tego konsekwencjami. Dobrze że choć garstka tutejszych bywalców zdaje sobie z tego sprawę. Unicestwienie długu odparuje pozorne oszczędności głownie emerytalne i kapitałowe. Konta pokazywane nam w pismach z ZUS czy OFE okażą się nagle puste, bo napompowany jak barani bebech wirtualny kapitał akcyjny wyparuje równie szybko i efektownie. A wtedy nawet reguła "Cash is the king" pomoże tylko na krótką metę. Nic tylko się uchlać bimbrem znajomego sołtysa Hansa Klosa.

    OdpowiedzUsuń
  6. panika2008, miałem właśnie na myśli deflację...
    gość codzienny - wydaje mi się, że bankructwo Stanów w najbliższym czasie nie wchodzi w grę, Japonia nie zbankrutowała mimo dwóch straconych dekad i długu publicznego ok 200% PKB. Stany też mogą jeszcze trochę pociągnąć ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kamil:
    Moim zdaniem nie ma sensu porównywać Japonii do Stanów bo to dwie różne rzeczy. Generalnie Japończycy przez długie lata w pocie czoła pracowali, mało jedli i mało spali :D
    A nadwyżki pakowali w obligacje państwowe jako bezpieczny kapitał na starość, a państwo sobie za te pożyczone pieniążki budowało co tylko się da.
    A w Stanach jest inaczej więc nie wiem czy jest sens porównywać te dwa długi.
    Nie wyobrażam sobie żeby Stany były w stanie wygenerować dług w wysokości 200% PKB.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja sie zastanawiam, dlaczego przyjelo sie porownywac zadluzenie do PKB, a nie do dochodów budżetu. To troche tak jakby firmie oceniać po przychodach, a nie zysku

    OdpowiedzUsuń
  9. @gość codzienny
    "Nic tylko się uchlać bimbrem znajomego sołtysa Hansa Klosa"

    A nie lepiej samemu zaopatrzyć się w aparaturę i nauczyć produkcji?-) Zysk niczym Światowid ma wiele twarzy.-) Bimber można pić, można nim zjednywać zwolenników, można i do baku nalać, chociaż to podobno straszne marnotrawstwo;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. @HansKlos:"A nie lepiej samemu zaopatrzyć się w aparaturę i nauczyć produkcji?-)"

    Ja rozpocząłem od wersji "soft" czyli wina. Fakt, że więcej roboty, ale na wino to polecą nie tylko męscy zwolennicy, ale także dystyngowane kobiety (bimber to nie każda przyswaja:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Do nie dawna to jednak Bill Gross był jednym z głównych promotorów masywnych QE, których PIMCO było pośrednim beneficjentem. Teraz kolejne sugerowanie o potrzebie QE3, tuż po oficjalnym ogłoszeniu rozmiaru QE2 przez FED z ust El-Eriana, kolejnego z CEO PIMCO . Osobiście uważam bardziej bezczelnym, jest ze strony Billa Grossa, pouczanie o piramidzie finansowej, a jednocześnie usprawiedliwianie, że innego wyjścia nie ma ja jego dalsze podtrzymywanie, samemu przy okazji wcześniej dokładając się do wzrostu tego Ponzi Scheme.

    A co do tej całej deflacji w Japonii, to uważam, że jest to wręcz mit promowany przez ekonomistów, którzy sami naiwnie wierzą w "oficjalne" statystyki CPI. Otóż według oficjalnych danych inflacyjnych w Japonii, te rzekome coroczne spadki cen, którymi się tak straszy, były na poziomie 1-1,5%. Zakładając, że prawdopodobnie analogicznie do innych kreatywnych statystyków, wyrzucone były z koszyka kluczowe składniki generujące inflacje cenowe, można śmiało przypuszczać, że ceny realnie przynajmniej w obrębie zwykłych dóbr wcale nie spadały, ale pozostawały na tym samym poziomie lub lekko rosły. I nie mówię tu o nieruchomościach, ale energii, żywności itp. Jeżeli przez całą dekadę był potężny carry-trade na jenie, skutkiem czego była jego depracjacja, a wraz z nią wzrost surowców i energii oraz innych importowanych dóbr mierzony w Jenach to jak można mówić o deflacji. Czy rosnące ceny ropy wyrażone w cenach dolarowych np. to oznaka deflacji w USA? To samo działo się przecież przez ostatnią dekadę z jenem w Japonii, który stracił blisko 50% wartości do Euro.

    A i jeszcze jedno:
    Trzon problemów ekonomicznych w Japonii był tak naprawdę wynikiem megatrendu związanego z demografią, gdzie na przełomie 80/90 osiągnięto tzw. Peak Spending związany z tym, że grupa wiekowa 42-55 najbardziej przyczyniająca się do generowania przychodu do budżetu, zwyczajnie przeszła z kategorii spenders do savers. Niesamowite jest to, że w ekonomii nikt tak naprawdę z mainstreamowych ekonomistów nie uwzględnia demografii w predykcjach gospodarczych. Ostatnio dopiero jakieś pierwsze jaskółki się pojawiają. Harry Dent, już w końcówce lat 70 przewidział wręcz co do roku krach w Japonii oraz krach na koniec lat pierwszej dekady XXI wieku w USA i Europie, właśnie dzięki rozumieniu dominującej roli demografii. A ekonomiści ... ehhh nawet nie słyszałem kiedykolwiek na wykładach do nawiązywania do tego typu czynników.

    Się rozpisałem ... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. @Silverbug:"demografia i ekonomia"

    Rzeczywiście zachowania ludzi w różnym wieku różnią się zasadniczo. Młodzi, na dorobku, więcej wydają, w związku z tym mniej oszczędzają i inwestują (kreują popyt). Z wiekiem te preferencje się zmieniają, także z powodów psychologicznych. Niestety, wyłuskanie takiego czynnika w czystej postaci (ze statystyk) będzie bardzo trudne, bo jest dużo innych czynników wpływających na skłonność do oszczędzania (oprócz wieku).

    OdpowiedzUsuń
  13. @panika2008
    Dokładnie dlatego była długotrwała, że nowa fala wyżu demograficznego, która de facto jest kluczowym czynnikiem poprzedzającym bańki kredytowe i popyt na nieruchomości, zajmuje ponad 20 lat. Dlatego m.in. Japonia jest tak długo w recesji. Nadal mylenie pęknięcia bańki na stymulowanym kredytem przez lata rynku nieruchomości nie nazwałbym deflacją. Ty tylko ujściem powietrza z asset inflation.

    Co zaś sie tyczy JPY. Dokładnie wiem o co chodzi. To co pokazujesz na wykresie demonstruje tylko, że w okresie przed GFC z ang. Global Financial Crisis, czyli blisko całą ostatnią dekadę JPY tracił na wartości wobec EUR, a wobec tego, także większość importowanych przez Japonię surowców na potrzeby ich przemysłu drożała. Co musiało mieć odwzorowanie w presji inflacyjnej, której rzekomo nie było z racji mitu "deflacyjnego". Poza tym, często w ramach czynników deflacyjnych wrzuca się elementy związane ze wzrostem produktywności, które w żadnym wypadku nie są czynnikiem negatywnym, jak to drukarze pustego pieniądza chieliby nam przedstawić.

    @HeS
    Wcale nie są takie skomplikowane i są na to szeregi przykładów ludzi studiujących profesjonalnie demografię, robiących nawet stosowne poprawki związane z czynnikami emigracyjno-imigracyjnymi ... Czynniki, o których piszesz są jedynie korekatami na bazowych liniach trendu. Oczywiście modyfikują nieco sprawy lecz nie zmieniają zupełnie jakościowych obserwacji.

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...