Rozmawiałem ostatnio z kolegą zajmującym się umieszczeniem satelit i ich prowadzeniem na orbicie. To zajęcie znacznie odbiega od naszej codzienności, gdyż eksploracja i zagospodarowanie kosmosu to stosunkowo dziewicza dziedzina. Co ciekawe, z doświadczeń kolegi wynika, że obecny podbój kosmosu niewiele się różni od epoki odkryć Henryka Żeglarza, Amerigo Vespucci czy Vasco da Gamy. Sytuacja mniej więcej wygląda tak, że pierwszy kto zajmie daną orbitę, po rozpycha się na niej używając metody faktów dokonanych, ten zdobywa przestrzeń dla siebie. Praktyka niczym sie nie różni od wbijania padrão w wybrzeże. Wszelkie skojarzenia z "pierwotnym zawłaszczeniem" jak najbardziej uzasadnione.
Tu pojawia się jednak ciekawa sytuacja dla badaczy anarchokapitalizmu. Otóż państwa w kosmosie, zachowują się niczym w modelu rozwoju anarchokapitalizmu z tym że zamiast poszczególnych ludzi mamy poszczególne państwa. Na lądzie państwa ustalają równowagę ze sobą poprzez równowagę sił swoich armii i łączenie się w rozmaite sojusze. W razie naruszenia tej równowagi mamy z reguły wojnę lub jednego światowego hegemona.
Co innego jednak w kosmosie. Państwa odżegnują się od użycia siły czy też przemocy w imię współpracy i co tu dużo mówić... cięcia kosztów. Naiwnym jest oczywiście sądzić, że państwa nie tworzą w swoich laboratoriach kosmicznej broni, ale póki co, nie została ona jeszcze użyta.
Mamy zatem pierwotne zawłaszczenie i korzystanie z kosmosu bez użycia siły, zatem AKAPowski model wydaje się sprawdzać.
Jednakże jak się okazuje, ktoś w tej idylli zaczyna bruździć. Dzieję się dokładnie tak jak na Ziemi. We wpisie Czy "Czy rzeka może być prywatna" wskazywałem na klasyczny problem trucia środowiska. Generalnie bardzo trudno sobie poradzić wolnorynkowymi mechanizmami, żeby jakaś fabryka nie spuszczała chemikaliów do rzeki. Nawet, gdyby cała rzeka należała do właściciela fabryki, to zawsze te chemikalia spływają do morza i jest problem.. Przerzucanie kosztów na innych to sfera, która (mówię to z bólem ;) ) rynek sobie nie radzi.
Co się dzieje w kosmosie? Otóż użytkownicy kosmosu również śmiecą i zanieczyszczają przestrzeń wszystkim pozostałym. Problem polega na tym, że pozostałości po satelitach czy rakietach, bardzo małe, zazwyczaj pędzą z ogromną prędkością po orbicie. Zaginiona śrubka lub inny odłamek wyrządza tyle szkód co pocisk, czyli praktycznie niszczy satelitę. A czyja to była śrubka to trudno stwierdzić ;)
Przestrzeń kosmiczna w której krążą satelity wokół Ziemi jest bardzo duża i przypadki kolizji z śmieciami są bardzo rzadkie. Jednak samych śmieci nie można ignorować i firmy montują na swoich satelitach "lekkie opancerzenie". Taka osłona nie ochroni urządzenia przed większością śmieci, ale mimo wszystko widać opłaca się je montować. Każdy kilogram umieszczony na orbicie kosztuje fortunę, a kilogram przeznaczony na osłony to czysta strata.
Można oczywiście powiedzieć, że śmieci w kosmosie to naturalne środowisko prowadzenia biznesu. Niekoniecznie. Są użytkownicy którzy starają się nie zostawiać śmieci w kosmosie i tak ustawiać proces, żeby większość spłonęła w atmosferze, a są też i inni. Na przykład Chiny, które wiele się nie zastanawiając w 2007 roku zniszczyli swoją satelitę wystrzeliwując rakietę balistyczną z Ziemi. China Confirms Firing Missile to Destroy Satellite. Szacuje się, że w wyniku tej eksplozji powstało w kosmosie około 3000 odłamków mogących zniszczyć inne satelity. Przy istniejących dziś 30 000 - 40 000 odłamków akcja chińczyków odpowiada za prawie 10% śmieci ogółem. Śmieci, których koszty istnienia będą ponosić wszyscy. I co teraz?
Być może skończy się jakimiś regulacjami, które ograniczą emitowanie śmieci w kosmosie. Może będzie jakiś podatek dla tych którzy śmiecą. Ale kto to będzie kontrolował, kto to będzie sprawdzał, kto to będzie egzekwował? Jakaś organizacja ponad narodowa? Jakie będzie miała umocowanie do nakładania ewentualnych sankcji?
Na Ziemi radzenie sobie z problemami środowiskowymi zostawiono poszczególnym państwom. Generalnie trucie w jednym państwie nie przekłada się tak bardzo na poziom zatrucia w państwie sąsiednim, stąd też mechanizm wydaje się sprawdzać. W Niemczech mimo ogromnego przemysłu mamy czyste powietrze i wodę, w Chinach są ogromne zanieczyszczenia wszystkiego, ale nie wpływają one na sytuacje w Niemczech.
W kosmosie jednak "trucie" przekłada się praktycznie natychmiast na wszystkich. Sądze, że to ciekawa zagwozdka dla AKAPów. Zamiast studiować myśli starożytnych filozofów i zgłębiać praprzyczyny powstawania narodów, mogli by trochę pobadać sytuację organizacyjną w kosmosie, gdyż mają okazje oglądać historię powstawania "mechanizmu przymusu" na własne oczy.

A jesteś pewien, że państwa można traktować jak jednostki? Mam jednak przeczucie, że nie i analogia do akap pada u samej podstawy.
OdpowiedzUsuńSebastian.
OdpowiedzUsuńTaką analogię formułują AKAPy
@"Przerzucanie kosztów na innych to sfera, która (mówię to z bólem ;) ) rynek sobie nie radzi."
OdpowiedzUsuńOd tego przecież są sądy które działają również w realiach wolnorynkowych, nieprawdaż?
@Adam
OdpowiedzUsuń> Może będzie jakiś podatek dla tych którzy śmiecą.
Zestrzeliwujac wlasnego satelite rakieta balistyczna Chiny pewnie chcialy dac do zrozumienia innym panstwom, ze nikt im nie bedzie nakladac podatkow za zasmiecanie kosmosu, bo jak sprobuje, to ... (nie wiem jak jest po chinsku "job twoju mac") ;-)
> Chinach są ogromne zanieczyszczenia wszystkiego, ale nie
OdpowiedzUsuń> wpływają one na sytuacje w Niemczech
Oj nie powiedzialbym, wszystko powoli sie rozklada w skutkach na caly glob z tym ze nie odrazu to widac.
Tak jak z dziura ozonowa, duza jest np. nad NZ mimo ze tu za duzo freonow nie emitowano. Czy popularny temat CO2 - emisja CO2 w jednym mijscu predzej czy pozniej zostanie przelozona na zmiane procentowa w calej atmosferze tylko potrzebuje na to troche czasu.
Chiny wpychają się mocno również do systemów gnss. Europejskie Galileo ma kilkuletnią obsuwę a chińczyki wybrali sobie nakładające się częstotliwości. Jeśli skompletują system przed kapustami z ESA to Galileo stanie przed faktem dokonanym i będzie musiał się poddać i zmienić planowane częstotliwości.
OdpowiedzUsuń@stanislaw chmielewski
OdpowiedzUsuńTyle tylko, że czasami nawet nie wiadomo kogo zaskarżyć.
"...Generalnie trucie w jednym państwie nie przekłada się tak bardzo na poziom zatrucia w państwie sąsiednim ... "
OdpowiedzUsuńSytuacja juz sie zmienila i takie stwierdzenia przestaja byc prawdziwe, bo nasza planeta staje sie powoli za mala jak na nasze zapedy. Probujemy wiec jakos sobi z tym radzic. Pamietacie jeszcze zakaz uzywania freonu? Na zjazdach miedzypanstwowych zaczynamy sie interesowac globalna temperatura, poziomem oceanow, wielkoscia lodowcow, zawartoscia CO2 w powietrzu. Przewidujemy tez wyeksploatowanie ropy naftowej i innych kopalin w tym metali szlachetnych. Nie wspominajac juz o tym jak globalny jest obecnie pieniadz / kryzys finansowy.
Pewne regulacje prawne ku temu juz powstaly, choc obszary "szare" sa kolosalnych rozmiarow, powiedzialbym ze jestesmy jeszcze w powijakach. Np takie cos: kto jest wlascicielem ksiezyca?.
Zaczelo sie od zagarniania ziemi i zachowan podczas owego zagarniania - Traktatu z Tordesillas .. potem mielismy konwe Genewskie... Regulacjami ds. kosmosu zajmuje sie "pewien oddzial" UN.
@Sok pomidorowy
OdpowiedzUsuńKilkuletnia? Oryginalnie wdrozenie Galileo mialo sie skonczyc w 2006 roku, obecny termin to 2018 i do tego jeszcze wsiadl na nich Europejski Trybunal Obrachunkowy.
@Adam Duda
Problemem nie jest to ze rynek sobie nie radzi, a raczej to ze rzeka czy powietrze nie ma "udzialowca" - a scislej, "udzialowcy" sa rozproszeni, a z nimi odpowiedzialnosc. Rola panstw w tym momencie polega na przejeciu na siebie roli "udzialowcow" srodowiska i wtedy mechanizmy rynkowe zaczynaja znowu dzialac. Np. w postaci oplat za uzytkowanie srodowiska. Ten mechanizm dosc dobrze sprawdzil sie np. w USA przy ograniczaniu emisji dwutlenku siarki. Diabel oczywiscie tkwi w szczegolach implementacji - europejski ETS sprawdza sie glownie jako doskonale srodowisko do przekretow na VAT :)
@szopen
OdpowiedzUsuń„Tyle tylko, że czasami nawet nie wiadomo kogo zaskarżyć.”
Jak rower zniknie z piwnicy też w pierwszej chwili nie wiadomo kogo zaskarżyć. Ale czy to oznacza, że nie należny tego zgłaszać na policję? Nie. Policja robi dochodzenie, łapie delikwenta, prokurator mu udowadnia co zrobił a sąd wydaje wyrok. Co w tym takiego dziwnego?
@szopen „Tyle tylko, że czasami nawet nie wiadomo kogo zaskarżyć.” Jak rower zniknie z piwnicy też w pierwszej chwili nie wiadomo kogo zaskarżyć. Ale czy to oznacza, że nie należny tego zgłaszać na policję? Nie. Policja robi dochodzenie, łapie delikwenta, prokurator mu udowadnia co zrobił a sąd wydaje wyrok. Co w tym takiego dziwnego?
OdpowiedzUsuń@Sok pomidorowy Kilkuletnia? Oryginalnie wdrozenie Galileo mialo sie skonczyc w 2006 roku, obecny termin to 2018 i do tego jeszcze wsiadl na nich Europejski Trybunal Obrachunkowy. @Adam Duda Problemem nie jest to ze rynek sobie nie radzi, a raczej to ze rzeka czy powietrze nie ma "udzialowca" - a scislej, "udzialowcy" sa rozproszeni, a z nimi odpowiedzialnosc. Rola panstw w tym momencie polega na przejeciu na siebie roli "udzialowcow" srodowiska i wtedy mechanizmy rynkowe zaczynaja znowu dzialac. Np. w postaci oplat za uzytkowanie srodowiska. Ten mechanizm dosc dobrze sprawdzil sie np. w USA przy ograniczaniu emisji dwutlenku siarki. Diabel oczywiscie tkwi w szczegolach implementacji - europejski ETS sprawdza sie glownie jako doskonale srodowisko do przekretow na VAT :)
OdpowiedzUsuń@Sok pomidorowy Kilkuletnia? Oryginalnie wdrozenie Galileo mialo sie skonczyc w 2006 roku, obecny termin to 2018 i do tego jeszcze wsiadl na nich Europejski Trybunal Obrachunkowy. @Adam Duda Problemem nie jest to ze rynek sobie nie radzi, a raczej to ze rzeka czy powietrze nie ma "udzialowca" - a scislej, "udzialowcy" sa rozproszeni, a z nimi odpowiedzialnosc. Rola panstw w tym momencie polega na przejeciu na siebie roli "udzialowcow" srodowiska i wtedy mechanizmy rynkowe zaczynaja znowu dzialac. Np. w postaci oplat za uzytkowanie srodowiska. Ten mechanizm dosc dobrze sprawdzil sie np. w USA przy ograniczaniu emisji dwutlenku siarki. Diabel oczywiscie tkwi w szczegolach implementacji - europejski ETS sprawdza sie glownie jako doskonale srodowisko do przekretow na VAT :)
OdpowiedzUsuńRola panstw w tym momencie polega na przejeciu na siebie roli „udzialowcow” srodowiska i wtedy mechanizmy rynkowe zaczynaja znowu dzialac
OdpowiedzUsuńNie rozumiecie mnie. Wolny rynek jest wtedy kiedy nie ma państwa. Także nie ma czegoś takiego jak udziałowiec środowiska. I dlatego mówie że wolny rynek sobie z tym nie radzi. I niestety potrzebne jest państwo.
@"Wolny rynek jest wtedy kiedy nie ma państwa."
OdpowiedzUsuńWolny rynek nie oznacza braku państwa. Bo to jest niemożliwe. Wolny rynek oznacza logiczne i sensowne prawo, bez socjalizmu.
,,Ale kto to będzie kontrolował, kto to będzie sprawdzał, kto to będzie egzekwował? Jakaś organizacja ponad narodowa? Jakie będzie miała umocowanie do nakładania ewentualnych sankcji?"
OdpowiedzUsuńA brakuje nam teraz organizacji, które wpływają na działania wszystkich państw? Weźmy taki IMF, niby wszystkie państwa mogą prowadzić swoją politykę monetarną i fiskalną ale spróbuj postąpić inaczej (vide Węgrzy) niż sobie to panowie globalni bankierzy życzą a już zaczyna się zmasowany atak w mediach (np. WSJ) i grożenie kryzysem.
Niech ktoś mi powie jaki wpływ na wybór prezesa World Banku czy przewodniczącego IMF mają członkowie (a co dopiero obywatele) państw na, których to życie mają WPŁYW te instytucje? anyone?
ONZ już ma ambasadora do spraw kontaktów z istotami pozaziemskimi a w najbliższych latach ma powstać cały departament.
"Praktyka niczym sie nie różni od wbijania padrão w wybrzeże. Wszelkie skojarzenia z „pierwotnym zawłaszczeniem” jak najbardziej uzasadnione."
OdpowiedzUsuńBardzo trafne sformułowanie "pierwotne zawłaszczenie". Ciekawi mnie tylko, czy takie działania mogą doprowadzić do konfliktu np. zbrojnego. Nie od dziś wiadomo, że karty rozdają największe i najlepiej uprzemysłowione kraje świata. Ja natomiast słysząc hasło "wojna" odczuwam pewien niepokój i lęk. Ponadto chciałbym dodać, że artykuł bardzo interesujący.
Arturo
OdpowiedzUsuńBardzo trafne sformułowanie „pierwotne zawłaszczenie”.
To nie moje. To wynika z historii prawa własności. zawsze ktoś musiałbyć tym pierwszym który powiedział "ta działka jest moja"
Oczywiscie jest to skomplikowana kwestia. Trudno oczekiwać, że jak armstrong wylądował na księżycu to mógł powiedzieć "księżyc jest mój".
Co do orbit, to to się jednak dzieje mniej lub bardziej na zasadzie pierwotnego zawłaszczenia.