niedziela, 31 lipca 2011

Media

Tak jest już świat skonstruowany, że zawsze uważamy, że coś jest nie tak jak powinno, że coś nam nie odpowiada. Jednym z takich obiektów do narzekań są media. One ciągle nie są obiektywne, one ciągle nie przekazują tych informacji jakich byśmy chcieli, one ciągle są tubą propagandową "kogoś", ciągle skupiają się na tym, co nie ważne.


Tymczasem media są takie, jakie jest na nie rynek. Jeżeli większość odbiorców chce skrzywienia w jakimś kierunku, to i media serwują dane skrzywione pod większość, jeżeli sentyment się zmienia, to podążą zgodnie za sentymentem. Media są po to, żeby zarabiać, a nie żeby rzetelnie informować. Już dawno stwierdzono, że widz chętniej oglądnie relacje z ratowania przez strażaków kota, który wlazł za wysoko na drzewo, niż relacje z sejmowej komisji podatkowej. Tak działa rynek. Społeczeństwo jest głupie, to się serwuje odpowiednie przekazy. Nie ma co winić mediów za to, że chcą zarabiać. W końcu można bohatersko wzbić się na wyżyny rzetelności, obiektywności itd i bohatersko przy tym zbankrutować. Tak jak kiedyś posłańce króla relacjonowali z bitwy, że "Wszyscy rycerze, którzy walczyli fair - polegli", tak i na rynku medialnym media będące fair polegną - o ile na rynku nie będzie popytu na rzetelność. Rzetelność i obiektywizm, który jest takim Świętym Graalem. Ponoć istnieje, ale nikt go jeszcze nie widział. Dziś rynek mediów w Polsce oferuje nam cały przekrój skrzywień. Mamy TVN, które przekazuje informacje większości - masom. Mamy wyborczą, która pozycjonuje się mocno na lewo, z feminizmem i eurontuzjazmem na czele; dodatkowo wybielając ubeków czy sbeków. Mamy Rzecząpospolitą, w której w zasadzie nie ma nic innego jak polemiki z wyborczą oraz tubą PiS. W końcu na rynkowej niszy działa Trwam. W końcu to też media. Wszyscy wycierają sobie usta honorem i skaczą sobie do gardeł. Niby żałosne, ale czyż taki nie jest rynek konsumentów w Polsce? Gdyby był inny, to inne by były media.


Oczywiście można podnieść argument, że istnieje sprzężenie zwrotne. Jakie media, tacy konsumenci, a jacy konsumenci takie media.  Na pewno jest to efekt zwiększający inercję systemu medialnego, ale też i bez przesady. Wszystko się z czasem przejada, a rynek powoli się otwiera na nisze. Bo zachłyśnięciu się się wolnymi mediami, polsatem i tvn24 przychodzi czas powoli na głębszą zmianę. Polsat już dawno spasował z bycia opiniotwórczą stacją. Tvn24 przejechał się na swoim modelu biznesowym. Wzrost nie jest taki jak się spodziewano i przeinwestowanie tvn'u we wszystkie możliwe kanały i zaufanie w to, że wodę z mózgu można robić na wszystkich kanałach spowodował takie problemy, że grupa tvn jest obecnie wystawiona na sprzedaż. Dla wszystkich spiskowców, którzy uważają że w Tvn'ie siedzą ludzie władzy, że siedlisko ubeków którzy manipulują opinią publiczną, że tvn nie jest przedstawicielem wolnych mediów - proszę bardzo.... Można kupić i manipulować. Tylko nie zapomnijcie spłacić ich długów.


Media są wolne, a przekaz jest taki jaki chce rynek. Nie pasuje Ci to, nie zgadzasz się z mediami dla mas. Słusznie. Chcesz więcej obiektywizmu, to musisz się niestety bardziej postarać. Jest internet, masz wiele portali, kanałów video gdzie są stacje z całego świata, są blogi (choć uważaj - każdy ma swoje skrzywienie - niniejszy blog nie jest wyjątkiem). Chcesz obiektywizmu, to musisz szukać w wielu źródłach i konfrontować różne relacje, różne punkty widzenia. Musisz myśleć sam. Niestety takich ludzi jest mało, to i pewnie dlatego nie ma kanału informacyjnego, który przekazuje zarówno wystąpienie van Rompuya za bombardowaniem Libii oraz wywiad z synem Kadafiego w jednym secie. Jak to? To sprawa jest bardziej skomplikowana - trzeba myśleć? Nieeee chyba przełączę na inny kanał. Myślenie boli i rynku masowego nie ma dla odbiorcy, który oczekuje czegoś więcej od relacji z wizytacji powodziowych. Kiedyś może nadejdzie taki czas, że będzie na to miejsce, ale jak narazie masy krytycznej, na którym dało by się zarabiać nie ma. Gdyby była, to by i media były.


Co ciekawe nawet cynik9 wpadł w pułapkę obiektywizmu pisząc peany na cześć Russia Today, państwowej stacji proponując odpalanie analogicznej Poland Today. Nie przeczę - mam w czytniku Youtube kanał Russia Today i uważam go za bardzo dobrą "drugą stronę" dla BBC czy CNN. To na RT zadają trudne dla zachodu pytania, które w ogóle się nie pojawiają w zachodnich stacjach. Są ciekawe wywiady, na przykład z wspomnianym synem Kadafiego. Jednak nie spodziewam się tam usłyszeć prawdy o Gruzji, zabójstwie Politkowskiej, czy procesu Chodorkowskiego na tle innych oligarchów wspieranych przez rosyjskie media. Ot po prostu RT to państwowa tuba wskazująca na coś innego niż zazwyczaj i dobra do dywersyfikowania swojego portfela dostawców mediów. Mam nadzieje, że cynik9 nie obrazi się za ten friendly fire, ale wspomnienie choćby pół zdaniem o kolejnym państwowym kanale mnie lekko mrozi ;)


I do czego to doszło, żeby Trystero (ksywka na tamtym blogu to "T"), zazwyczaj mający skrzywienie utylitarystyczne, bronił koncepcji wolnych mediów wśród hipsterów (dyskusja jest tam długa). Hipster to taka osoba, która jest lepsza od Was (całkiem niedawno zaznajomiłem się z tym terminem). Otóż wspomniani hipsterzy właśnie chcą mieć państwowy kanał, który mówił by "prawdę". Był rzetelny, niezależny, obiektywny itd. W końcu chcą mieć coś lepszego niż wciskany masom szajs. Owszem... coś lepszego mogą mieć, ale muszą się bardziej postarać. Skoro chcą być lepsi to muszą myśleć, filtrować media i być krytycznym do każdej opinii. W końcu informacja, opinia czy pogląd to coś co kształtujemy sami w swoim umyśle. Jeżeli chcemy mieć pogląd skopiowany od jakiegoś źródła masowego przekazu, to tak naprawdę nie jesteśmy lepsi od standardowego użytkownika telewizora.


[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=td-v6vG2Xhs]

czwartek, 28 lipca 2011

Broń

Na temat rozpowszechniania prywatnego używania broni napisano juz tony bitów. Pisał o tym Doxa, Cynik9, De Republica Emendanda.


Osobiście przeżyłem kradzież z włamaniem, gdzie machaniem rękoma musiałem płoszyć złodzieja oraz zwykłą kradzież. Całkiem niedawno najbliższe mi osoby przeżyły atak ekshibicjonisty-onanisty. Wycelowana lufa bardzo szybko studzi zapędy agresora. W każdym z tych przypadków rola policji ograniczała się co najwyżej do spisania protokołu ze zdarzenia. Nie mam w tym żalu do policji. Siłą rzeczy, kryminaliści popełniają przestępstwa tam, gdzie policjantów nie ma. Gdyby policjanci mieli by chronić każdego, każdy musiałby mieć swojego osobistego policjanta. Wygodniej i ekonomiczniej jest nosić pod pachą broń zamiast policjanta. Policja co do zasady zwalcza przestępczość post factum. W czasie gdy przestępstwo się dzieje, nieuzbrojony jesteś bezbronny.


Myślę, że rodzice dzieci zamordowanych na norweskiej wyspie już to wiedzą. Jednak prasa jak i wtórujący jej politycy rozpoczynają swój skowyt za jeszcze większym ograniczeniem do posiadania broni. Tak jakby Breivikowi ten zakaz miał w czymkolwiek przeszkodzić.


Mnie interesuje jednak inna rzecz. Wyobraźcie sobie taką sytuacje, że w Norwegii jest powszechny dostęp do broni. Na obozie, 10% dorosłych mężczyzn posiada broń. Breivik zaczyna swój killing spree. Zabija czwórkę dzieciaków, po czym zostaje zastrzelony przez opiekuna znajdującego się na wyspie.


[poll id="17"]



wtorek, 26 lipca 2011

Google+ vs Facebook

Kto wygra zbliżającą się wojnę gigantów? Na sieci nie ma jednostronnych obstawień. Raczej panuje niezdecydowanie. Osobiście nie mam wątpliwości kto wygra. Będzie to Google i to prawdopodobnie wcześniej niż się wielu wydaje.


Większość komentatorów tzw "webowych" skupia się na funkcjonaliści nowej społecznościówki Googla i wskazywaniu, że wiele podobnych rozwiązań ma Facebook o ile nie identycznych. Mam możliwość testowania google plus od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że przejrzystość i intuicyjność jest rodem z gmaila czyli bardzo dobra. Jednak moim zdaniem nie funkcjonalość bedze głównym powodem migracji do Google. Głównym powodem będą pieniądze. Pieniądze których Google ma całe góry w odróżnieniu od Facebooka


Google wygeneruje w 2011  ok 9 mld zysku. Dla Facebooka trudno podać dokładne dane, gdyż jest jeszcze spółką poza giełdą. Różne szacunki kręcą się jednak w okolicach 250 do 500 mln dolarów.  Z tym że, jaka jest różnica?Google zarabia te pieniądze głównie na wyszukiwaniu i na adsense. Facebook tylko na wklejaniu reklam w serwis społecznościowy.


Obserwacja jest prosta. Google wcale nie musi zarabiać na Google+. Wystarczy, że będzie to usługa towarzysząca tak jak dziesiątki innych serwisów i usług które oferuje Google bez reklam, albo bez nastawienia, że musi dany serwis przynosić zyski.


Efekt będzie taki, że Facebook będzie musiał mieć reklamy u siebie, a Google spokojnie może zaoferować czystą spełecznosciówkę bez skrzeczącego za każdym kliknięciem spamu reklamowego. Jest to fundamentalna różnica. Dla Facebooka portal to chleb z którego żyje; dla Google portal jest przyprawą wspierającą główny wehikuł do zarabiania.


Do wygrania Google ma bardzo wiele i chyba wreszcie zrozumieli jaki potencjał tkwi w społecznosciówkach. Wystarczy sobie wyobrazić, że wpisując w wyszukiwarkę frazę "ranking aparatów fotograficznych" po lewej stronie mamy normalny ekran z wynikami, a po prawej, że kolega Jan Kowalski kupił taki aparat, a sąsiad taki. Co robisz pierwsze gdy masz zamiar kupić coś większego w sieci? Najpierw pytasz znajomych co ostatnio kupowali i czy są zadowoleni. Pole do integracji jest tutaj olbrzymie.


Kolejna funkcja "sparks", która może gasić ruch na wszelkich agregatorach typu wykop.pl czy reddit. Po prostu wpisujemy tematykę która nas interesuje a poprzez system przycisku +1 pojawiają się najciekawsze wiadomości z sieci. Prawa, że proste?


To na czym zależy Google to to, żeby ciągle być zalogowanym na ich koncie. To umożliwia doskonalenie wyszukiwania i google plus może po prostu być kolejną usługą która powoduje, że jesteśmy zalogowani. Nie koniecznie musi na niej zarabiać wprost, tak jak jest do tego zmuszony Facebook.


Dataliberation.org to kolejny przykład jak Google rozgrywa Facebooka. Ponoć konta na FB nie sposób skasować. Dane zostają w portalu, zdjęć, kontaktów nie sposób wyeksportować. Google zatem zatrudnia i opłaca swoich ludzi, którym jedynym zadaniem jest, żeby użytkownik miał jak najprostszą opcję wyprowadzki z wszystkich produktów Google. Marketingowy majstersztyk. W końcu ile osób będzie chciało się wynieść z Google, a ile wyjdzie biorąc pod uwagę to, że jest to łatwo zrobić? Ale za to ile wejdzie mając na uwadze, że można łatwo wyjść? No i zawsze jest okazja żeby włożyć szpilę twarzoksiążce.


Google ma niesamowite możliwości integracji swoich serwisów. Wystarczy zobaczyć jak dziś w fazie testów działa integracja z Gmailem. Ot w prawym okienku ma się mini plusa. Nie trzeba przechodzić na inną stronę wystarczy z pozycji konta pocztowego obsługiwać G+. Integracja z takimi usługami jak Google maps, youtube, reader, docs, bloger, chrome, calendar, wydaje się naturalna. I w każdym udostępnianym filme z youtube na FB obowiązkowa 5'cie sekudnowa reklama plusa


Kolejnym powodem do migracji będą firmy. Na FB główną treść generują konta firmowe. Jeżeli Google będzie potrafiło połączyć usługę adsense, adwords, G+ i przyciskiem +1 i  naturalna migracja firm się rozpocznie. FB takiego potencjału nie ma. Nie ma adwords, nie ma adsense jedynie co może zaoferować to profil w którym można dawać ogłoszenia dla osób, które klinką w przycisk "lubię to".


Myślę, że główną bolączka Google przy wprowadzeniu plusa jest własnie integracja wyszukiwania z komercyjnym wykorzystaniem plusa. Jak zrobić, żeby pozycjonować dobraną reklamę dla użytkowników swoich serwisu, a jednocześnie być bardzo delikatnym z poczuciem prywatności użytkowników. Zintegrować można wszystko w sposób totalny, jednak jeżeli masy poczują się za mocno inwigilowane (a są nieświadomie inwigilowane już teraz zarówno przez Google i FB), to cały projekt może nie zaskoczyć. Rozwiązać ten balans Google musi szybko, bo im dłużej zwleka, tym mniej użytkowników ściągnie z Facebooka przed wejściem tego drugiego na giełdę. Facebook jest teraz wyceniany bardzo wysoko 50, 75, 100 mld przy zyskach kompletnie nie uzasadniających takich wycen. Jedyną wartością FB są zarejestrowani użytkownicy i potencjał który się z nimi wiąże. Jeżeli Google zacznie ściągać ruch do siebie, to liczba użytkowników jak i potencjał FB zacznie drastycznie spadać. Wystarczy odwrócenie trendu w popularności, ktoś krzyknie że teraz FB jest passe i wycena ze 100 mld może zanurkować do 1mld. A przy takiej wycenie to nie warto iść na giełdę, bo średnio za jedną akcję będzie można o 100 razy mniej dostać gotówki. I oto walczy Google z czasem. Wycena Facebooka jest dla Google niebezpieczna tylko dlatego, że FB dzięki emisji może ściągnąć jakieś 50 mld w gotówce z rynku na akwizycje w branży. Trzeba tą wycenę zbić. Im szybciej tym lepiej.


Wielu zagranicznych komentatorów uważa, że ludziom nie będzie chciało się przenosić wszystkich zdjęć i znajomych do nowego portalu społecznościowego. Cóż, świat widział już myspace-a który został niedawno sprzedany po cenie komputerów jakie posiada, a my w Polsce mamy przykład Naszej-klasy która w bardzo krótkim czasie opustoszała na rzecz FB zostawiając u siebie masę dzieciarni nie przedstawiającej za dużej wartości komercyjnej. Facebook ma wszelkie zadatki aby podzielić los myspace. To tylko społecznościówka na której właściele muszą zarabiać. Żadnych usług dodatkowo.


Czy mi się to podoba? Jak mi się nie podoba to mogę nie korzystać z Google, czyli jak się dłużej zastanowić to z internetu. Każde imperia prędzej czy później padają, jednak narazie czas na Facebook.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=AHZay1VoBUA&feature=socblog_th]

sobota, 23 lipca 2011

Gold Rush

Z niezwykłym zdziwieniem, a następnie zrozumieniem odebrałem program emitowany na Discovery pt "Gold rush".

Oto grupa ludzi, która dotknięta kryzysem, będąca na bezrobociu i zakredytowana po uszy, postawia sprzedać jakikolwiek majątek jaki mają do dyspozycji i postanawia poszukiwać złota na Alasce. Przeprowadzają się tam z rodzinami i mieszkając w kontenerach grzebią w ziemi w poszukiwaniu samorodków. W ekspedycje zainwestowali jakieś 250 tys. $ aby po kilku miesiącach mieć kilka uncji.


Wzbudzona w nich gorączka złota wynikła z kryzysowego zagubienia. W końcu dlaczego mieli by się niby zajmować wydobyciem złota? Jeżeli chcieli go posiadać, to istnieje na to znacznie prostszy sposób. Praca w swoim zawodzie, w czymś w czym się jest po prostu dobrym.


Wspomniani gentlemeni niestety nie mają pojęcia o wydobyciu złota. Ciągle się kłócą, nic nie wiedzą o geologii, nawet nie czytają instrukcji do maszyn, które obsługują. Program polega na filmowaniu 6 facetów siedzących z wiadrami w dziurze pełnej błota. Każdy liczy na to że już za chwile, już za moment pod szpadlem będzie kilogramowy samorodek, gdyż w zasadzie tylko taka ilość pozwoli im na grzebanie w ziemi przez następny sezon. Niestety mają kilka gram żółtego piasku i wkurzone rodziny.


Oczywiście Ci faceci znacznie więcej zarobią na kontrakcie z Discovery. W końcu robią z siebie idiotów nie za darmo. Dodatkowo wychodzą edycje na dvd, pewnie za chwile powstanie książka. Taki jest cel tego programu.


Charakterystyczna scena dotyczyła łowienia ryb. Otóż wybrali się panowie nad rzekę i w krótkim okresie czasu złowili masę dorodnych ryb. Tego już oczywiście w tv nie powiedzieli, ale czas zainwestowany w moczenie kijów w wodzie był dla nich o wiele bardziej opłacalny od grzebania w ziemi. Powinni szybko przekwalifikować się na rybaków. Miało by to wiele więcej sensu. No ale gdyby mieli łowić ryby, to nie było by fantastycznej nazwy programu odwołującej się do kulturalnego atawizmu telewidzów.


***********************************


Do przetestowania w jeździe nocnej. Polecam


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=MO7bQAjMWV0]


 

piątek, 22 lipca 2011

CO2 węgla - granica bólu

Jak wiadomo wchodzimy w epokę postcarbon. Nie tylko dlatego, że kończą nam się paliwa kopalne. Tych jeszcze trochę jest, a w szczególności węgla. Jak narazie wchodzimy w tą epokę głównie dzięki regulacjom brukselskim które mają fizycznie ograniczyć emisje CO2 o 20% a w dalszej perspektywie o 30% i tak dalej.


Ograniczenie emisji odbywa się poprzez system uprawnień do emisji każdej tony CO2. Na każdą wyemitowaną tonę trzeba mieć uprawnienie i je kupić na rynku. Ale sprawa nie może być tak prosta. Można dostać "darmowe uprawnienia". Darmowe uprawnienia dostaje się dla tzw benchmarku. Jak narazie benchamrk jest gazowy dla wysokosprawnych kotłów. Co to oznacza? Wszystko co ma mniejszą sprawność w generowaniu GJ od gazu w wysokosprawnych kotłach jest objęte wymogiem posiadania uprawnień na emisje, które to uprawnienia trzeba kupować za każdą wyemitowaną tonę CO2.


Energetyka w Polsce opiera się na węglu. Policzmy zatem ile musiało by kosztować uprawnienie do emisji jednej tony CO2, aby koszt wytworzenia GJ był porównywalny w przypadku małej elektrociepłowni. Dla uproszczenia rozważmy tylko koszty zmienne, a konkretnie tylko paliwa i samych uprawnień.


Założenia. Cena węgla 320pln/T za węgiel o kaloryczności 23MJ/MG według cennika kompani węglowej. Transport węgla z kopalni 20 pln/t. Cena gazu 1,35 PLN za m3 wyliczona dla taryfy przemysłowej. Warotść opałowa dla wegla 23 MJ/T i 0,0395 MJ/m3 dla gazu. Co2 Liczymy na GJ powstałe w kotła, zatem załóżmy sprawność kotła węglowego na poziomie 80% i 87% dla gazu. Załóżmy, że elektrociepłowania jest w stanie wyprodukować w parze 1 000 000 GJ. Ile kosztuje samo paliwo do niej?


Jak widać na wyprodukowanie takiej samej ilości energii, trzeba w Polsce wydać 18,5 mln PLN na węgiel lub 39 mln pln na gaz. Gaz jest kompletnie nieopłacalny. Dodajmy teraz opłaty za emisje CO2. Wskaźniki emisji na poszczególne paliwa oraz sposób liczenia biorę z rozporządzenia w sprawie sposobu monitorowania wielkości emisji substancji objętych wspólnotowym systemem handlu uprawnieniami do emisji. Gaz jest źródłem emisji CO2 znacznie mniejszym niż węgiel per GJ, stąd wskaźnik tCO2/TJ jest mniejszy. Mamy elektrociepłownie, która z reguły około 15 procent energii zużywa na produkcje elektryczności. O dziwo - biurokratyczny paradoks - na energię zużytą na produkcje energii elektrycznej nie przysługują darmowe certyfikaty. Dlatego trzeba odpowiednie skorygować wyliczenia. Obecne notowania uprawnienia to 13 € za tonę CO2. Ile kosztuje emisja w zależności od źródła energii?


3 mln po stronie węgla, pół mln po stronie gazu. Jak widać wymogi w zakresie kupowania CO2 dla polskiej energetyki nie będą miały znaczenia jeżeli chodzi o same koszty zmienne. Koszt GJ z gazu ciągle jest dwa razy większy niż z węgla. Nikt na tej podstawie nie podejmie decyzji o zmianie źródła energii. Uprawnienia do emisji będą pełniły rolę podatku, a biorąc pod uwagę to, że uprawnieniami handluje się na giełdzie i będzie można je kupować min od tych co produkują ciepło z innych źródeł, min biomasy to pieniądze nawet nie popłyną do polskiego budżetu.


Unia ma jednak na celu fizyczne zmniejszenie zużycia. Zabawa z uprawnieniami to zabawa w taniec wokół krzeseł, gdzie zawsze jednego lub dwóch brakuje. Ktoś musi zrezygnować z emisji. To nie będzie kwestia ceny za uprawnienia. Moim zdaniem spowoduje to wysoką zmienność na giełdzie CO2. Niektórzy przewidują, że cena uprawniania może skoczyć do 40€ za tonę CO2, ale nawet ta cena nie jest zmuszającą do zmiany źródła energii. Dopiero poziom 105 € za tonę CO2 powoduje, że koszty GJ z węgla i gazu są porównywalne.


Ale nawet ten poziom ceny za uprawnienia nie zmusza to zmiany źródła paliwa. W końcu, żeby przenieś się na gaz trzeba wybudować, a więc zainwestować nową kotłownie gazową, a to nakłady idące w dziesiątki milionów.


Wyliczenia będą się oczywiście zmieniać. Węgiel będzie atakowany z wielu stron. Powstaje pomysł zwiększenia akcyzy na węgiel 13 razy. Ustawa emisyjna tzw pyłowa jest już uchwalona i nałoży obowiązek  instalowania specjalnych filtrów na kominy węglowe, których koszt jak i utrzymanie również będzie szedł w miliony. Cena samego węgla może się wahać, gdy popyt na niego spadnie. Gaz może wzrosnąć gdy popyt wzrośnie.


Szczerze mówiąc trudno mi sobie wyobrazić handel na rynku CO2, gdy darmowe uprawnienia wygasną, a unia na poważnie będzie podchodziła do swojego celu; fizycznej redukcji emisji CO2. Hipotetyczny koszt spalania tony węgla będzie w okolicach 1300-1500 pln. Coś się musi w tym mechaniźmie zmienić.


**********************************


Wykopałem z jakiegoś podziemia w Finlandii:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=3b1-JrPiJN8]

czwartek, 21 lipca 2011

Epidemia euforii

Wszystkie państwa strefy euro będą ściśle przestrzegać zobowiązań budżetowych, poprawią konkurencyjność i równowagę makroekonomiczną. Deficyty we wszystkich krajach, z wyjątkiem tych objętych programem, zostaną obniżone poniżej 3 proc. najpóźniej do 2013 roku -głosi projekt wniosków, nad którym debatują w Brukseli szefowie państw i rządów krajów eurolandu.

Puśćmy do tego odpowiedni utwór ;)

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=0VHZgpOlOb4]

sobota, 16 lipca 2011

Grecja - straty na zamieszkach

Po ostatnim wpisem, jeden z komentujących zauważył, że Grecy mogą wcale tak dużo nie tracić na zamieszkach, gdyż jego znajomi raczej nie ograniczyli wyjazdów do Egiptu czy Grecji. Zajrzałem do greckiej bazy statystycznej i okazało się, że ich urząd prowadzi wskaźnik obrotów handlowych w sektorze turystycznym. Ten wskaźnik wygląda następująco:


To co widzimy, to kształtowanie się tego wskaźnika w poszczególnych kwartałach w kolejnych latach. Są już dane za pierwszy kwartał 2011 roku (niebieski pasek) i z opisu do wykresu wynika, że obroty spadły o 20,6 % w stosunku do pierwszego kwartału roku 2010.


To duży spadek, biorąc pod uwagę, że PKB Grecji w 15-25% opiera się na turystyce (choć mam wrażenie że te procenty są strasznie zaniżone) i nie rokuje to dobrze dla PKB w roku 2011. Jeżeli w drugim i trzecim kwartale będą takie sam spadki obrotów jak w pierwszym, co jest bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę eskalacje przemocy na ulicach, to Grecy nawet przy super reformach nie pociągną swego długu. Co ciekawe średnioroczne obroty w turystyce spadły w 2009 roku o 9,1% a w 2010 o kolejne 8,2%. Teraz wszsytkie znaki mówią że dołożymy ponad 20%.


Co to wszystko oznacza? Moi drodzy szykujcie krugerrandy i filharmoniki bo nie długo będzie można za psie grosze hacjendy na korfu kupować.

Dezintegracja

W Grecji znowu zamieszki. Niby nic nowego, ale zaczyna się już rzucanie koktajlami Mołotowa. Proszę zwócić uwagę w 45 sekundzie:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=PlSgM6d0YRA]


Tłum oczywiście krzyczy "bravo". To już jest praktycznie game over. Praktyczna dezintegracja społeczeństwa. Rzucanie, żeby zabić pachnie po prostu wojną domową. Ciekawe czego dusza tłumu chce. Jak przegoni policjantów i zabije kilku w panicznym szturmie, to co zamierza osiągnąć? Zostaną utrzymane piętnastki, dodatki dla kolejarzy za rozłąkę z domem z każdym przejechanym kilometrem; czas pracy znowu będzie się liczył od wyjścia z domu, a nie od przyjścia do pracy. Emerytura będzie od 50 roku życia dla wszystkich? Przecież oni nie walczą o jakaś demokracje, wolność czy cokolwiek w ten deseń. Walczą o utrzymanie przywilejów. Najgorsze, że nawet opozycja do obecnego rządu nie wysuwa jakiś konkretnych rozwiązań. W ogóle nie ma żadnych rozwiązań które trzymały by się jako tako kupy. Wszystko oparte na populizmie na zmasowanych przez lata mózgach kasty żyjących na państwowym. Ten czas się już skończył. Za chwile może nadejść era pułkowników, która z tłumem już się nie będzie cackać.


Jednak nie wszyscy Grecy tacy są. Kilka razy  miałem okazje odwiedzać Grecję i widziałem też ciężko pracujących. W szczególności tych mających kurorty czy mini hotele na wybrzeżu czy wyspach. Czasami od rana do wieczora zasuwający przy restauracjach, barach czy sprzątaniu. W koszulach 5 razy zmienianych na dzień w ukropie. Widzę teraz ich miny, gdy reszta społeczeństwa rozpieprza kraj, a turystów z Europy nie widać. Dezintegracja


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=sMl3Mwqdz-0]

środa, 13 lipca 2011

Greenpeace i robienie biznesu na wietrze

No i proszę. Greenpeace chyba z nudów policzyło sobie przy pomocy IEO ile będzie wynosił koszt Mwh dla energii atomowej i wiatrowej... I co wychodzi?? Nie zgadniecie. Że opłaca się bardziej stawiać wiatraki!
Zamiast budować elektrownię jądrową, Polska powinna postawić na rozwój morskich farm wiatrowych. Będą one nie tylko bezpieczniejsze, ale przede wszystkim pochodząca z nich energia będzie tańsza, a sama inwestycja i jej obsługa zapewni więcej miejsc pracy

Ceny w euro wyglądają jak poniżej:


Za Greenpeace


Widać jasno i wyraźnie, że energia elektryczna z farm wiatrowych jest tańsza od energii elektrycznej z elektrowni jądrowej. 104 Euro daje nam jakieś 400 pln za Mwh dla takiej wartości NPV równa się zero czyli zwraca się WACC. Według metodologi liczenia MIT, cena ta nie zawiera wsparcia państwa w budowę farm i co więcej nie zawiera wpływu z zielonych certyfikatów, a to przecież bez mała dodatkowe 280 pln za Mwh zielonej energii. Wow.. to przecież cud ekonomiczny. Jest takie porzekadło w finansach.. Jeżeli planowana inwestycja zwraca ci się w 3 lata, to gdzieś masz błąd.


Trudno mi ocenić na ile wiarygodna jest wycena IEO. Czy zawiera koszty instalacji elektrowni gazowej, która jest tradycyjnym zabezpieczeniem wiatraków w przypadku gdy "nie wieje", czy zawiera koszty równoważenia systemu, transformatorownie, dystrybucje etc. Trudno to jednoznacznie wyczytać z raportu. Jeżeli Greenpeace jest taki pewny swego, to przecież nic nie powinno stać na przeszkodzie, aby wdrożyć idee w rzeczywistość. To przecież ogromna organizacja. Gotowy biznesplan już mają. Dali by dobry przykład i zainwestowali w wiatr i zarabiali na tym krocie i pokazali wszystkim cud.. cud, który jak narazie bez dopłat omijany jest szeroki łukiem przez prywatnych inwestorów.


Jednakże przed ruszeniem w montowaniem masztów w morzu rzucił bym okiem na wyliczenia IEA z 2010 roku, gdyż liczby wychodzą z goła odmienne dla takiej samej stopy dyskontowej.



Tak więc skoro wyliczyłeś, że się opłaca, to teraz zainwestuj.


Tymczasem jak to w Polsce wygląda jeżeli chodzi o stary poczciwy węgiel?


Wkrótce jednak opłaty za CO2 poszybują w górę i będzie znowu ''ciut drożej".


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=FdcM3WD4y2I]


 

wtorek, 12 lipca 2011

Bezrobocie

Kilka wykresów na temat bezrobocia. Po pierwsze wiele się mówi o tym, że bezrobocie w USA szaleje. Tymczasem jeżeli zestawić wykresy bezrobocia w Stanach i w Unii Europejskiej to widzimy, że amerykańskie bezrobocie raptem dokoptowało do standardu europejskiego:

Za Eurostat


Można podnosić, że amerykańska miara bezrobocia U-6 jest znacznie większe od modnej i prezentowanej tutaj  U-3, ale sądzę, że chłopaki z Eurostat są również tego świadomi i porównują na wykresach jabłka z jabłkami.


Kto ma największe bezrobocie.... Nie bez kozery chwiejąca się Hiszpania;


Za Eurostat


Z Hiszpanią jest gorzej niż może to wynikać z powyższej tabelki. Otóż prawie połowa młodych (15-24lat) nie ma pracy.


The Economist


Niestety, im dłużej będzie trwało to wysokie bezrobocie, tym pewniej będzie można mówić o straconym pokoleniu w Hiszpanii. Osoby młode, bez pracy, nie nabywające doświadczenia, nie uczą się, są pewnym kandydatem na inwalidę rynku pracy i brylasa socjalnych świadczeń. Różnice są ogromne. Zestawcie Hiszpanię z Niemcami.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=xTbRQBb7cog&feature=fvwrel]

czwartek, 7 lipca 2011

Agencje ratingowe

Niemiecki minister finansów grozi palcem na agencje ratingowe, a w szczególności na Moody's i Fitch za ostatnie obniżenie ratingu obligacji Portugalii do statusu śmieciowych. Po tej obniżce obligacje młodszego brata Hiszpani wystrzeliły o dwa procent w górę do poziomu 13 % za dziesięciolatki. Te poziomy praktycznie oznaczają konieczność wycofania się z bycia aktywnym graczem na rynku długu przez Portugalię. Oczywiście wcale to nie oznacza, że Portugalia nagle przestanie się zadłużać, albo przestanie rolować swój dług. O nie. Po prostu przeczepi się do cycka MFW i UE i będzie tak długo ssać, aż wyssie soki z ostatniego Niemca.


Ciekawa jest reakcja Shauebele i Barrosso. Otóż zmartwieniem owych Panów jest to, że nie mają kontroli nad tym co się wyprawia w tych agencjach. Potrzebne są regulacje, które ukrócą tak niepoprawne ratingi. Nie było by problemu, gdyby agencje miały swoje siedziby w UE. Kilka dni i już dosięgło by ich brukselskie prawodawstwo i przykazanie, że państwom, którym Barrosso "dał szanse" nie obniża się ratingów. Zgryz jest taki, że owe agencje urzędują za oceanem, stąd i Barrosso wyciąga podejrzenia, że to dziwne:



It seems strange that there is not a single rating agency coming from Europe

Co stoi na przeszkodzie, żeby Barrosso utworzył jeszcze jedną komisję i założył państwową unijną agencję ratingową? Na pierwszy rzut mogli by uznać USA za niewypłacalne. Obama przecież sam o tym mówi, że do sierpnia będą niewypłacalni:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=TukXsIOzQWM]


Chyba, że podniosą, jak to oni mówią, sufit dla długu. Są już trochę zabawni z tym podnoszeniem tego sufitu. Co miesiąc jest ten sam "Breaking News" w CNN, w którym przepychają się w senacie nad ustaleniem nowego limitu. Parafrazując Reagana... Prezydencie Obama.... Zburzcie ten sufit. Niech niebo będzie granicą.


**************************


Czas na reklamę, bo fajny soundtrack ma ta seria:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=rJLPeYuWpFE]

wtorek, 5 lipca 2011

Ropa - krańcowy koszt wydobycia

Temat krańcowego kosztu wydobycia baryłki ropy jest niezwykle ciekawy, gdyż określa nam minimalny poziom, na jakim cena ropy może się w długim terminie utrzymywać. W zasadzie to cena ropy utrzymuje się w kanale dwóch zmiennych, a w krótkim terminie może dochodzić w grę trzecia zmienna. Pierwszą linią ograniczającą dla ceny jest owy koszt krańcowy. Wiadomo, w długim terminie cena nie może się utrzymywać poniżej kosztu wydobycia. W bardzo krótkim terminie obowiązuje jeszcze jedno ograniczenie. Otóż może się zdarzyć tak, że cena przebije koszt krańcowy i podaż nie będzie spadać. Jak to możliwe? Koszt krańcowy zawiera w sobie koszty wydatkowe i nie wydatkowe. Wydatkowe to po prostu bieżące utrzymanie maszynerii wydobywczej, płace pracowników, opłaty przęsłowe, roaylites (opłaty dla państwa za każdą baryłkę). Koszty niewydatkowe to koszty amortyzacji sprzętu, wcześniejszych kosztów na eksploracje i budowanie infrastruktury wydobywczej na danym polu itp. Szukając analogii do jazdy samochodem. Koszty wydatkowe za każdy przejechany kilometr to koszty paliwa, ewentualnie bieżących napraw. Koszty niewydatkowe to takie, że kiedyś ten samochód musiałem kupić i wcześniej poniosłem wydatek. Nie ponoszę tego wydatku na bieżącą jazdę. Zatem dzieląc koszt krańcowy na dwie części można wyróżnić całkowity koszt krańcowy oraz kasowy koszt krańcowy (marginal cash cost) czyli wydatkowy.


To ograniczenia dolne. Ograniczenie "górne", to poziom w którym następuje destrukcja popytu. Destrukcja popytu to termin jak najbardziej ekonomiczny, także proszę mnie tu nie posądzać o jakiś fatalizm. Krótko mówiąc przy odpowiednio wysokiej cenie danego produktu popyt zaczyna się cofać. Zużycie spada. Skoro spada zużycie, to i podaż musi spadać, a z reguły podaż cofa się wtedy w polach w których jest najmniej rentowna lub co oczywiste, przynosi straty.


Niestety nie chce ze mną na ten temat porozmawiać najlepszy ekspert od rynku paliw na świecie, zbywając mnie śmiechem lub wskazując prześmiewczo moje finansowe pochodzenie (tak jakby kulturoznawstwo było lepsze ;) (link1, link2) ). Jednakże ja uparcie przytoczę tutaj ciekawe wykresy ze źródeł którymi się posługuje.. Niech będą w jednym miejscu.


Na początek wykres IEA będący już trochę starym, gdyż z roku 2004. EOR ok 50 $ jednakże z 2004 roku. Po prawie dekadzie drukowania przedstawia się to trochę inaczej.



Dane dla roku 2010 od Totala, na podstawie bazy danych IEA i CERA-y. Mniej więcej pokrywają się z wcześniejszymi danym IEA jeżeli weźmiemy pod uwagę inflację.


Deutsche Bank w 2009 roku opublikował swoją estymację co do kosztów marginalnych poszczególnych rodzajów złóż:



Z kole Goldman Sachs przedstawił jak się przedstawiały koszty marginalne(krańcowe) na przestrzeni lat oraz koszty dla całej branży w relacji do ceny:



Wyraźnie widać naturalne zachowanie rynku. Cena z reguły oscylowała wokół średnich kosztów dla branży, a marginalne koszty zawsze trochę większe i balansujące na granicy opłacalności w długim terminie.


Sionna opracowała wykres pokazujący zachowanie się ceny ropy w kanale krzywej destrukcji popytu, krzywej kosztów marginalnych o krzywej kasowych kosztów marginalnych.


Trudno się odnieść do tego jak oszacowali krzywą kosztów marginalnych, ale ciekawe jest wpięcie w ten wykres kasowych kosztów, jako stanowiące absolutne dno dla cen ropy. Te kasowe koszty możemy również rozebrać na czynniki pierwsze co mamy zrobione przez Deutsche Bank na podstawie bazy Wood Mackenzie:


Jak widać dramatu nie ma, ale pamiętajmy, że to tylko koszty operowania na odnalezionym złożu i z wybudowaną infrastrukturą.


Bawiąc się kosztami kasowymi, można określić, które złoża są ekonomiczne dostępne dla danej ceny ropy na rynku. I tak dla Wielkiej Brytanii krzywa kasowych kosztów marginalnych w ujęciu do złóż ja na poniższym obrazku:



Wracając do całkowitych kosztów marginalnych można rozłożyć koszty róznych pól dla perspektywicznych regionów. Weźmy Brazylię (kliknij aby powiększyć):



To samo dla Nigerii.


I Angoli:



Jak widać perspektywiczne regiony to może i są, ale podłoga cenowa ustawiona już znacznie wyżej.


Ten sam podział można zastosować do poszczególnych firm 'zachodnich' z tym że dla ich średniego kosztu wydobycia a nie marginalnego. Daje to ciekawy obraz na wrażliwość poszczególnych firm na zamianę poszczególnych czynników składowych.



Za materiał Deutsche Banku HT Trystero

sobota, 2 lipca 2011

Czy na ropie jest spekulacja?

Oczywiście, że jest. Pod jednym z ostatnich wpisów wywiązała się dyskusja wskazująca, że na rynku ropy rządzi spekulacja, a nie prawdziwe koszty wydobycia. Zdradzę tajemnice... Tak jest na każdym rynku. Koszt produkcji z reguły stanowi podłogę cenową, barierę przez którą cenę tylko w wyjątkowych sytuacjach może się przebić. Kupujesz dom, to nie patrzysz ile on kosztował dewelopera, tylko czy jesteś gotowy zapłacić daną cenę za mieszkanie. Kupujesz chiński długopis, to nie patrzysz że koszt wytworzenia tego długopisu to prawdopodobnie 5 groszy. Kupujesz go za 2 złote. Kto jednak sprzeda długopis poniżej kosztu jego wytworzenia. Aa Ty? Ty spekulujesz że cena długopisu nie spadnie do 50 groszy.


Kupując sobie oszczędności czy to w formie akcji, czy lokat czy kruszców czy nawet inwestując w mieszkania, spekuluje się. Spekuluje się, że w przyszłości uzyska się z tego większy strumień pieniężny niż gdyby nie robić nic. Każdy liczy na przyszły zysk wykorzystując niepewność która jest fundamentem istnienia spekulacji. To oczywiście banał i rozszerzenie pojęcia spekulacji na prawie wszystkie transakcje może być dla niektórych nadużyciem. W końcu spekulacja ma być ponoć czymś złym. Oderwanym od rzeczywistości. Czy aby na pewno tak jest na rynku ropy? Rzućmy okiem na kluczowy rysunek dla ropy z ostatniej dekady.



Linie z kropkami to dzienne wydobycie ropy (oś lewa) podawane przez różne agencje. Linia niebieska (oś prawa) to cena rapy wyrażona w dolarach z roku 2010.


Co decyduje o cenie ropy? Tutaj ciągle i zawsze rządzą staroświeckie siły podaży i popytu. Dla podaży rządzi oczywiście koszt krańcowy baryłki ropy. O co chodzi? Dobrze owy mechanizm wyjaśnił czytelnik 'Unknown'



Wystarczy udział bardzo minimalny. Nie rozumiesz mechanizmu renty różniczkowej.
Weźmy uproszczony model. Jest sobie 5 sąsiadów którzy mieszkają na działkach z ropą, 4 ma na swoich działkach ropę konwencjonalną, piąty ma piaski roponośne. U tych czterech koszty wydobycia baryłki wynoszą:
u piewszego: $8,
u drugiego: $12,
u trzeciego: $16,
u czwartego: $20,
a u piątego (tego z piaskami roponośnymi): $70,
Co stanie się gdy sytuacja rynkowa pozwala na całym rynku sprzedać tylko 1 baryłkę dziennie? Sąsiad I zacznie wydobywać i ustali cenę na $12, i będzie zarabiał $4 na każdej baryłce (wiedząc, że przy wyższej sąsiad II też zacznie wydobywać i zabierze mu część rynku)
Ale powiedzmy, że po pewnym czasie rynek się powiększa i możliwe już się staje sprzedanie 2 baryłek dziennie, co się wtedy dzieje?
Sąsiadowi I przestaje przeszkadzać, że ktoś przejmie część rynku (bo sam i tak nie jest w stanie dostarczyć tyle ropy ile rynek chce), więc podnosi cenę powyżej $12, to oczywiście powoduje, że i sąsiadowi II zaczyna się opłacać wydobycie i ostatecznie cena rośnie do $16 (nie wyżej, bo I i II wiedzą, że przy wyższej sąsiad III zacznie wydobywać i zabierze im część rynku), ale co tu jest najważniejsze: !!! w tym momencie po $16 sprzedaje zarówno sąsiad I jak i sąsiad II!!!

Jeśli rynek będzie dalej rósł kolejni sąsiedzi będą rozpoczynać wydobycie, gdy rynek urośnie na tyle, że będzie możliwe sprzedanie więcej niż 4 baryłek dziennie wydobycie rozpocznie sąsiad V (ten mający piaski roponośne) i ustawi cenę na powyżej $70, a podobną cenę co on ustawią pozostali 4 sąsiedzi.

Nie ma tu znaczenia, że ten sąsiad z piaskami ma tylko minimalny (20-procentowy) udział w rynku, a 80% to ropa konwencjonalna. Cena i tak będzie powyżej $70 u wszystkich producentów.

Proste? Elementarz kosztu krańcowego. Nie inaczej jest z ropą, jednakże co się stało, że w 2008 roku cena poszybowała do 147 dolarów? Czyżby tak znacząco wzrosła koszt wydobycia? Niekoniecznie. Po prostu rynek przewidywał wtedy, że boom będzie trwał wiecznie i popyt na ropę rósł w bardzo szybkim tempie. W takim tempie, któremu wzrost podaży nie sposób był w przyszłości dorównać. Wzrost ceny, to nic innego jak wołanie popytu o więcej podaży... o większą ilość ropy w przyszłości, która mogłaby zbić cenę w dół. Jak wiemy nastał krach i rynek z kolei stwierdził, że będzie koniec świata. Ropa zanurkowała do 35 dolarów, ale nie na długo. Wskazywaliśmy wtedy, że przy takiej cenie wiele projektów wydobywczych się po prostu nie opłaca. Nikt nie może sprzedawać długo poniżej kosztów produkcji. Zapewne firmy wydobywające ropę z piasków roponośnych czy z ultra głębokich podmorski odwiertów pozabezpieczały się na rynku kontraktów terminowych na ropę, ale takie zabezpieczenia na długo nie mogło starczyć. Zabezpieczenia kosztują. Im większe, tym więcej. Koniec świata nie nastąpił. Tania ropa znowu była stymulantem do wzrostu jej zużycia. Jak się popyt odbudował, to i cena szybko wróciła do poziomów zabezpieczających zysk producentów na końcu krzywej krańcowego kosztu jednostkowego.


Można oczywiście te wahanie sobie wszelako uzasadniać, jednak nie za bardzo jest sens podważać faktu istnienia linii trendu, wokół której się te wydarzenia toczą. Trend wzrostowy zaznaczyłem czerwoną linią. Nikt nie myśli o powrotu do konsensu cenowego jaki obowiązywał przez dziesięciolecia. Ropa bujała się w okolicach 10-20$. Teraz buja się w okolicach 80-90$ który jest progiem rentowności dla producentów na końcu krzywej krańcowego kosztu min. piasków roponośnych.


Według IEA, w zasadzie jedynie OPEC ma możliwości zwiększenia wydobycia. Teoretyczne wolne moce wydobywcze jak na załączonym obrazku:



Widać wyraźnie jak się one zwiększyły w czasie kryzysu - jak bardzo popyt odpuścił.


Na koniec grafika potencjalnej mocy wydobywczej Iraku, przy założeniu że w kraju jest cisza, spokój i amerykańska demokracja, a cysterny Haliburtona mogą jeździć nie nękane napadami "band" uzbrojonych w AK-47.



Irak to kraj który dzięki cyklicznie powtarzającym się wojnom jest najmniej eksploatowanym terenem roponośnym w Zatoce. Dzięki temu wydobycie odbywało się praktycznie tylko z dwóch największych pól: Rumail'i i Kirkuk'u. Ciekawe czy Irak w końcu się rozkręci z tym wydobyciem. W końcu oto była ta wojna.


*********************


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=_mXLIwnklxU&feature=related]

piątek, 1 lipca 2011

Prezydencja - wizualizacja

Naprawdę, fakt polskiej prezydencji w radzie UE nie powienien się cieszyć atencją nikogo, a w szczególności ludzi poważnych. Proponuję zamknąć oczy i nie absorbować żadnej informacji na jej temat, gdyż będzie to strata czasu. Oglądanie relacji z goszczenia tego obwoźnego cyrku nie mającego praktycznie żadnej władzy, będzie czystym intelektulanym masochizmem.
Jednakże nie sposób nie zauważyć perełki, która się pojawiła w związku z naszą prezydencją. Mówie oczywiście o filmie promującym nasze przewodniczenie.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=0YYHekN7qco]


Proszę zwrócić uwagę na scenerię. Wszystko się wali - świetne nawiązanie do aktualnych konwulsji Unii. Zamieszki i walki uliczne w Grecji, protesty w Hiszpani i Portugali, tratowanie ludzi końmi w Londynie, gaz łzawiący w Dublinie.
Następnie alegoria Polski porywa Unię do chocholego tańca. Zauważmy to pięknę lawirowanie nad krawędzami przepaści...Co może lepiej oddać obecne ruchawki w Brukseli? Do tego jeszcze nawiązanie do Wyspiańskiego...
Jeżeli jesteś uważny to zauważysz że tancerce ginie wisiorek - ogołocona szyja jest zakrywana przez mniej cenny szalik - czyli kolejna alegoria to złodziejstwa jakie się szerzy w postaci kolejnych bailotów wybranych przy pomocy pieniędzy wszystkich.
Całość wygnenrowana całkowicie sztucznie w komputerze w formie filmu animowanego - świetne nawiązanie do sztuczności tworu jakim jest Unia. Do tego w 3D, żeby obraz działań UE tylko dla bogatej oligarchii mającej komputery z ekranami 3D był wyraźny, natomiast dla przeciętnego zjadacza chleba mętny.


Geniusz.

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...