piątek, 23 marca 2012

Druga Jugosławia

Profesor Łaski udziela rad  jak wyjść z kryzysu politykom i obywatelom europejskim. Profesor prezentuje pogląd nowej „klasycznej ekonomi”, czyli mówi to co wszyscy:
Twierdzi Pan, że nie mamy żadnego kryzysu zadłużenia publicznego, lecz kryzys ekonomiczny wynikający z  postępującego oddłużeniu sektora prywatnego.

Rzeczywiście mamy do czynienia z ogromnym zadłużeniem sektora prywatnego i wszyscy chcą się teraz gwałtownie oddłużyć. Polega to na tym, że znaczną część  dochodów się zatrzymuje dla poprawienia bilansów. A skoro mało się wydaje i mało inwestuje, to mamy recesję. Dlatego państwo powinno wydawać więcej niż otrzymuje. Problem zadłużenia państwowego nie jest bowiem taki poważny jak sektora prywatnego. Państwo, które zadłuża się w własnej walucie, nie może zbankrutować, jest zawsze wypłacalne.

Bo bank centralny może w ostateczności dodrukować pieniądze?

Otóż to. I wcale nie musi to oznaczać inflacji czy hiperinflacji, którą wszyscy teraz straszą. Groźba inflacji pojawia się wtedy, kiedy wzrasta emisja pieniądza przy w pełni (lub w wysokim stopniu) wykorzystanych zdolnościach produkcyjnych. Rzeczywistą granicą polityki pieniężnej są zatem realne zdolności produkcyjne. Ponieważ obecnie w Europie mamy dużo takich niewykorzystanych zdolności, naszym problemem numer jeden nie jest dług publiczny, lecz bezrobocie. I żeby rozwiązać ten problem, trzeba dług zwiększać.

No czyż nie klasyk?

Jednak nie to mnie zafrapowało. Zafrapował mnie po raz kolejny pogląd, że Unia Europejska musi się przekształcić w państwo federacyjne.
Trzeba teraz przejść do unii fiskalnej?

Tak, ale, jak Pan wie, nie wystarczy że my dwaj to ustalimy. Tu trzeba decyzji politycznych. I na tej samej zasadzie, jak trochę na wyrost utworzono unię monetarną, można by  teraz powiedzieć: zmierzamy do Stanów Zjednoczonych Europy, ale – powiedzmy – dopiero w 2050 roku. Bo na razie nie ma w Europie poczucia wspólnoty chłopa z okolic Białegostoku i chłopa z okolic Lizbony. Na każdym kroku podkreśla się raczej odrębność i suwerenność narodową. Można to zmienić tylko metodą małych kroków np. zwiększyć budżet UE z 1 proc. PKB państw członkowskich do 2 proc., potem do 3 proc. itd. Stany Zjednoczone też nie powstały od razu, potrzebna była nawet wojna domowa.

Huh… Ja tam się nie znam, ale nie wiem czy w referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej była gdzieś nawet drobnym druczkiem mowa o tym, że za 50 czy 70 lat będziemy jednym państwem ze stolicą w Berlinie.

Ta otwarta mowa w wielu kręgach o tym, że teraz zmierzamy do federacji zaczęła być obecna po ratyfikacji traktatu lizbońskiego, czyli uchwaleniu przez wszystkie państwa w ten czy inny sposób konstytucji UE. Musze przyznać, że nie wiem skąd ta chęć wśród notabli do jednego państwa.

Wielu tak jak profesor przywołuje przykład USA czy Australii. Tam przecież też wiele narodów stworzyło jeden naród  w jednym państwie. Zauważam jednak kilka procesów, które dość poważnie różnią obecną sytuacje UE od USA czy Australii.

Po pierwsze w tych krainach rzeczywiście żyły ze sobą różne narody, ale praktycznie całkowicie wymieszane na całym terytorium. Owszem były pewne skupiska poszczególnych nacji, ale nigdy nie stanowiły homogenicznej całości. Były malutką częścią całości; całej mieszaniny nacji.

Po drugie istniał naturalny czynnik spajający ludzi taki jak walka z Indianami czy skorpionami, budowanie na dziewiczych terach od zera osad, ucieczka przed biedą z Europy.

Po trzecie, te kraje nie miały historii. Nie miały na tych ziemiach grobów przodków, nie było legend, mitów, narodowych bohaterów. Nici łączące tych ludzi z dawnymi narodami były mocno nadwątlone narodów. W takich warunkach powstanie nowej państwowości powstaje dość spontanicznie, wbrew wyobrażeniom wszelkiej maści anarchistów.




Formowanie jednego kraju z Uni Europejskiej bardziej przypomina formowanie Jugosławii. Upakowanie różnych narodów z kompletnie różnym rodowodem i powiązaniami historycznymi w jedno państwo. Mit zespolenia narodów pod jednym sztandarem wiemy jak się skończył. Wojną, bynajmniej nie o utrzymanie tego sztucznego tworu.

Nie wiem co nam Eurokraci szykują i czy rzeczywiście mogą posunąć się nawet do wojny domowej północ-południe w wersji Euro. Czy przyjdzie nam umierać za Brukselę? W końcu cel jest szczytny, a hymn i flaga piękna, a Napoleon już nauczał, że człowiek dla trąbki i kawałka szmatki gotowy jest ginąć z uśmiechem na ustach.

*********************

W celu odpalenia utworka wyłącz adblock'a



7 komentarzy:

  1. Moim zdaniem dla euro jak i dla unii jedyną drogą jest powolne tworzenie jednego państwa, ale że tak to ujmę politykom się spieszyło, więc bardzoooo mocno spaprali robotę i teraz zamiast iść powoli do przodu, unia musi się cofnąć o jakieś dobre 20 lat, w szczególności euro trzeba zwinąć, wzajmne przebaczenie długów i inne takie sympatyczne akcje, które raczej nie mają szans nawet na publiczną dyskusję w kołach polityków.

    Więc raczej czas zacząć kopać grób dla UE i ryć na nagrobku "gdzie się człowiek spieszy, tam diabeł się cieszy" we wszystkich unijnych językach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodam notkę biograficzną która wystarczy za dalszy komentarz:
    Kazimierz Łaski (Cygier), w latach 1945-1950 major w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, od 1950 r. w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR, a później w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, zrobił karierę profesorską, dochodząc nawet do stanowiska prodziekana.

    OdpowiedzUsuń
  3. chetnie bym widzial takie panstwo, bo tak serio co nam dala ta suwerennosc ? gryzienie sie po kostkach bylych SBkow i bide dla narodu

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam właśnie historię Japonii i spora część książki poświęcona jest "zjednoczeniu" kraju. Wojna domowa trwała ok. 100 lat bez przerwy, a zabijanie wrogów wraz z rodzinami i całymi wsiami było normą.
    To jest jakiś szalejący wirus, który powoduje, że niektórzy nie mogą ścierpieć niezależności sąsiada. Największym marzeniem jest "zjednoczenie" całego świata pod jednym przywództwem.

    Najbardziej mnie zadziwia traktowanie podbijania sąsiednich krain jako coś pozytywnego i postępowego. Taki pogląd panuje właściwie w większości książek historycznych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dokładnie. Ja bym przywołał jeszcze jeden przykład - Republika Południowej Afryki - gdzie pod szyldem jednego państwa próbuje się jednoczyć plemiona z rożną kulturą, językiem czy religią. Wyobraźcie sobie 11 języków urzędowych w państwie.
    Za wikipedią : język angielski, język afrikaans, isiZulu, Siswati, isiNdebele, Sesotho, pedi, Xitsonga, Setswana, Tshivenda i isiXhosa

    Zapędy do władzy, władzy nieograniczonej w ramach kontynentu czy świata marzą się nie jednemu przywódcy...

    OdpowiedzUsuń
  6. pa pa rampam, a co Panu da takie zjednoczone państwo? Gryzienie się po kostkach polityków innego narodu i dalej bidę ludzi. Ja tam europejczykiem się nie czuję i nie chcę żadnej federacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Proces integracji społeczeństw narodowych nie przebiegnie tak bezboleśnie jak w Australii, czy też w USA. Potrzeba kilku pokoleń, otwartych granic, wspólnego pieniądza i silnej integracji gospodarczej. Wybuchy nacjonalizmów będą miały miejsce, choć zapewne w coraz mniejszym stopniu w ramch postępującej integracji społecznej. Izolacjonizm wyznaniowy chyba wykluczy mniejszości i na tym styku będzie dochodzić do dramtatycznych spięć. Jak to rozwiązać? Chyba tylko przez państwo laickie z absolutnym zakazem demostrowania w miejscach publicznych swojego wyznania.

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...