niedziela, 1 maja 2011

EV

Elektryfikacja transportu zbliża się wielkimi krokami (kołami?). Z tego też tytułu Deloitte zrobiło ciekawe badanie na temat możliwości adaptacji tej nowej technologii w różnych regionach świata. Dwa wybrane wykresy poniżej.


Na początek ile i w jakim regionie jest tak zwanych "early adopters":



Zastanawiające są te Chiny. Czyżby tam propaganda chińska wszystkimi surmami grała i obwieszała ostateczny koniec problemów z brakiem/wysoką ceną paliwa? Choć z drugiej strony trzeba oddać, że Chiny przodują w implementacji EV i wraz za implementacją pewnie rośnie świadomość.


10-15 procent potencjalnych "pierwszych nabywców" to moim zdaniem całkiem duży odsetek, tym bardziej że produkt jest stosunkowo bardzo drogi. O wiele łatwiej było być pierwszym nabywcą odtwarzacza MP3 niż EV. Skala wydatku kilka rzędów wieksza


Oczekiwania co do zasięgu. Mimo, że typowo jeździmy nie więcej niż 80 kilometrów dziennie wszyscy mają oczekiwania znacznie wykraczające poza codzienne potrzeby. 480 kilometrów to w wielu krajach Europy wystarczająca odległość żeby wyjechać za granice kraju. Na takie odległości nie ma sensu kupować oczywiście EV, ponieważ cena pakietu akumulatorów znacznie przewyższała by korzyść w postaci jednorazowej jazdy na wakacje. Od takich odległości są spalinochody, albo pociągi.


Niestety do implementacji EV potrzebna jest infrastruktura. Jeżeli ma się dom z garażem to nie ma specjalnego problemu. Wystarczy zamontować siłę w garażu (coś jak instalacja do podłączenia kuchenki elektrycznej w kuchni) i już.


Problem pojawia się gdy potencjalny użytkownik EV mieszka w dużym mieście w mieszkaniu bez garażu - a takich jest najwięcej. Wtedy musi polegać na ulicznych słupach doładowczych. Nie ma z tym żadnego problemu w krajach zachodnich, gdzie widać jak coraz gęściej pojawiają się owe urządzenia. W Polsce jednak jest z tym kłopot. Słupek trochę kosztuje i nie jest idioto-odporny. Pierwszy zamontowany słupek w Katowicach ponoć już pierwszej nocy był zdewastowany przez miejscowych lumpów. Niestety o wiele łatwiej wdraża się tego typu nowe technologie w krajach o wysokiej kulturze społecznej. W Norwegii mało kto zamyka dom, w Szwecji samochód, a w Japonii nie ma nawet w słowniku słowa "szabrownik". W Polsce jeszcze jest ciężko, ale jakieś postępy są. Pamiętam początkowo mało ludzi dawało wiarę, że parkometry przetrwają na polskich ulicach, a jednak jakoś się trzymają.


Niestety w naszej Unii Europejskiej, w odróżnieniu od USA, ciągle nie ma ustanowionych standardów wtyczek do EV co znacznie utrudnia implementacje punktów doładowczych na szeroką skalę. Ale taki to już urok tej nasze Unii. Ogórki mamy proste tak jak w dyrektywie zapisano; banany są odpowiednio krzywe, a ślimak jest rybą, ale czasu na określenie standardu wtyczkowego nie ma.


**********************

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=qWCEOmG0-b4]

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=Jj51g54xg4o]

20 komentarzy:

  1. A co taka cisza na temat kosztów. Dla mnie analogicznym problemem jest ogrzewanie domów. Dlaczego tak mało gospodarstw domowych decyduje się na ogrzewanie domów elektrycznością. "Kasa misiu kasa". To będzie główny problem aut elektrycznych (koszty). Oczywiście poprzez ulgi podatkowe i dopłaty każdy biznes można zrobić "opłacalnym". Tylko nikt nie patrzy na typowe sprzężenie: Podatki w górę, ludzie oszczędzają więc starają się wydawać mniej w innych dziedzinach (np. kupując stare, używane, tanie auta spalinowe:). Zastanawiam się jak będzie z gazem ziemnym. Na razie ogrzewam dom gazem, bo jeszcze da się wytrzymać. jak PGNiG podniesie ceny gazu 2-3x, to oczywiście przestawię się na węgiel. Jak w podobny sposób zareaguje znaczna część populacji, to zużycie gazu spadnie, a zgodnie z umową z Rosjanami, gaz trzeba odbierać. Jeszcze jak do tego dodać opłaty za CO2 i to że część przemysłu ciężkiego z Polski wyjedzie, to się okaże, że gazu mamy za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  2. hes

    no to całe EV własnie po to jest, żeby obniżać koszty.
    policz sobie że EV potrzebuje 15 kwh na 100 przejechanych kilometrów. jedno kwh po 20 groszy w taryfie nocnej i już to możesz zestawiać z tym ile wydajesz na paliwo na każde 100 km.
    Ekologia nie ma tu nić do rzeczy także nie rozumiem sarkazmu

    OdpowiedzUsuń
  3. Mariusz.

    Nie rozumiem Cie. To że EV bedą dotowane, to od razu oznacza że ev są złe?

    OdpowiedzUsuń
  4. HES

    Dla mnie analogicznym problemem jest ogrzewanie domów. Dlaczego tak mało gospodarstw domowych decyduje się na ogrzewanie domów elektrycznością. „Kasa misiu kasa”.

    Ale żeś wykombinował analogie :) ogrzewania na prąd. A niby dlaczego? sprawność grzejników jest większa przy prądzie?
    Z samochodem na prąd oto chodzi że sprawność silnika masz na poziomie 95 procent zamiast benzynowego 35, plus to że prąd możesz zrobić ze wszystkiego, a paliwo tylko z drożejącej ropy

    OdpowiedzUsuń
  5. @Adam Duda
    Gdzie napisałem, że są złe?? Uważam, że są bardzo dobre, jak kogoś na nie stać to niech kupuje, byle żeby przy tej okazji nie dobierał mi się do portfela w imię nauki lub ekologii.

    Na podstawach systemów transportowych na politechnice uczą, że transportu indywidualnego w mieście nie powinno się promować, a zwłaszcza dotować.

    OdpowiedzUsuń
  6. mariusz

    Taka ciekawostka. W poznaniu ze względu na ceny benzyny po raz pierwszy zmalał ruch drogowy
    http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,9498441,Benzyna_droga__Czas_na_tramwaj_i_autobus_.html

    Także HES sobie wtedy policzy koszty jak go ropa jeszcze trochę przyciśnie i pierwszy się ustawi w kolejce:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że realny jest wieloletni scenariusz hybrydowy.

    Zupełne przestawienie się na EV spowoduje mocny wzrost zapotrzebowania na energię. Oznacza to, że albo elektrownie ustawią cenę zaporową tak żeby stłamsić popyt, albo będą musiały mocno inwestować w infrastrukturę co też spowoduje wzrost cen energii.

    Z kolei spadający popyt na ropę może korzystnie wpłynąć na jej cenę.

    OdpowiedzUsuń
  8. najpierw są proste rezerwy w prądzie w nocy do wykorzystania bez zwiększania jakiejkolwiek mocy elektrowni.

    OdpowiedzUsuń
  9. @ Adam Duda
    "Zastanawiające są te Chiny. Czyżby tam propaganda chińska wszystkimi surmami grała i obwieszała ostateczny koniec problemów z brakiem/wysoką ceną paliwa?"
    Jeśli uwzględnisz Chińską specyfikę wszystko stanie się jasne. Tam elektryfikacja wygląda nieco inaczej niż w Europie i USA, "electric vehicle" nie oznacza wcale "electric car" - jest to elektryczny motorower z najtańszym akumulatorem kwasowym na pokładzie.
    Podobnie jak HeS, nie bardzo widzę możliwość obniżenia kosztów poprzez elektryfikacje. Całkowity koszt przejechania 1 km będzie zapewne podobny do obecnego kosztu poruszania się autami spalinowymi. Tylko nie piszcie że prąd jest tani, bo po 1. niedługo radykalnie zdrożeje. 2. nie jeździ się prądem, tylko samochodem.

    OdpowiedzUsuń
  10. EV to może i nawet przyszłość, ale Nissan Leaf kosztuje ~120 tysięcy.
    Z tego co pamiętam, przerobienie starego dużego fiata na politechnice gdańskiej (czy coś około) kosztowało jakieś 13 tysięcy. Więc jak ktoś chce mieć tanio EV, to lepiej przerobić lekkie auto spalinowe niż kupować nowe. Zasięg na starych akumulatorach wynosił jakieś 80 - 100 km.

    @Mariusz i Adam

    Jak najbardziej się zgadzam, że nie powinno się nikomu dotować EV z naszej kieszeni. Dotowanie nie sprawi, że będą gorsze lub lepsze. Sprawi, że w końcu będę miał jeszcze mniej pieniędzy w portfelu (no bo przecież te dotacje trzeba czymś pokryć, a państwa potrafią tylko wymuszać haracz zwany podatkiem)

    OdpowiedzUsuń
  11. @AAA222

    Wątpię, by prąd mógł na tyle zdrożeć, żeby EV zrobiło się nieopłacalne (przynajmniej samoróbki za kilkanaście - kilkadziesiąt tysięcy).
    Faktem, że infrastrukturę przejedliśmy, więc ceny będą rosnąć, jak tylko zaczną inwestycje.

    OdpowiedzUsuń
  12. Yulek

    Ceny będą rosnąć ze względu na rosnące opłaty za CO2 plus kolorowe certyfikaty.
    Samo wytworzenie prądu to jakies 14 groszy teraz. reszta to opłaty i podatki.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Adam

    Te opłaty za CO2 to istne podrzynanie sobie gardła.

    Ale i tak wątpię, by ceny prądu można było w przewidywalnej przyszłości (dajmy na to 5 lat), przy założeniu braku hiperinflacji na złotówce (zawsze coś może się wydarzyć), podnieść w znaczącym stopniu.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Yulek
    Czy to nie Ty napisałeś wyżej ile kosztuje Nissan Leaf ? Jego odpowiednik spalinowy jest o połowę tańszy, co oznacza iż w cenie Leafa mieści się (przy obecnych cenach) koszt paliwa potrzebnego na przejechanie jego spalinowym bratem jakichś 180-200 tys. km.
    Nasz udział w wojnie z globalnym ociepleniem spowoduje niebawem spore podwyżki cen prądu, szacuję że co najmniej o 100 %. Akcyza na prąd wynosi obecnie 2 gr/kWh. Ciekawe jaką akcyzą państwo obłoży energię do napędzania pojazdów, żeby zrównoważyć spadek wpływów z akcyzy paliwowej gdy ludzie zaczną masowo przesiadać się na EV ?

    OdpowiedzUsuń
  15. @AAA222

    Muszę się zgodzić z twoimi obawami o dodatkową akcyzę na prąd do jazdy, ale na pewno nie pozwolą sobie na obłożenie całego prądu super akcyzą, bo dostaną wojnę domową. Podejrzewam, że wprowadzą albo w samochodach, albo w stacjach ładujących mierniki i stosownie do tego będą naliczać extra haracz.

    Podejrzewam, że w cenie Nissana leafa mieści się jakieś 50% extra zysku za frajerów na zieloną technologię (stąd niska seria produkcyjna, znacznie poniżej zainteresowania)

    OdpowiedzUsuń
  16. Od elektryfikacji transportu niema odwrotu. Jednak w Polsce patrzy się jedynie przez pryzmat obecnych kosztów a nie kosztów przyszłych zaniechania pewnych działań. Z tego też powodu nie tylko z powodu EV ale i zaniechań w sposobie produkcji energoelektrycznej polska stanie się na tle europy bardzo drogim krajem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Moja żona zawsze tankuje gdy ilość benzyny w baku jej samochodu spadnie poniżej 1/4. Żadna racjonalna argumentajca na nią nie działa, mimo że mieszkamy w miescie, 2 km od najbiższej stacji, ona po prostu boi się, że samochód stanie, bo zabraknie jej paliwa. Miała by jeździć samochodem, którego maksymalny zasięg wynosi tyle, ile wynosi dzisiaj minimalny dla niej akceptowalny zasięg? Nie ma mowy.

    Żona znajomego jeździ dużym i ciężkim SUVem. O innym samochodzie absolutnie nie ma mowy, ponieważ jej zdaniem, tylko bezpiecznym samochodem można dowozić dzieci te 500m do szkoły.

    Mam dom z garażem i nowym przyłączem do sieci. Gdybym kupił ekonomiczny i mały EV Mitsubishi - ładuje się tylko w 6 godzin, w sam raz w nocy. Nawet wystarczyło by mi mocy, cały dostępny w domu przydział mocy jest w sam raz na granicy. Można zawsze zrezygnować z klimy, prania i gotowania gdy ładuje się samochód. Ale co zrobić by ładować drugi samochód...? Szybkie ładowanie ładowarką 50 kW - to ponury żart, rozwiązanie chyba dla kogoś kto mieszka w fabryce.

    Adam ma rację, że nie potrzebujemy zasięgu kilkuset kilometrów do dziennych przebiegów po 80 km. Ja także teoretycznie nie potrzebuję. Jest tylko małe ale... Zróbmy eksperyment. Wlej do baku 10 litrów benzyny i w drogę. Tankuj tylko po 10 litrów. To będzie tak, jak gdybyś już dziś używał EV. Jak długo to wytrzymasz ...??

    OdpowiedzUsuń
  18. @Jacek

    Ja tak tankuję ciągle, do rezerwy, 10 litrów i jadę dalej.
    Wystarcza mi średnio na tydzień cyklu: dom - praca - dom, czasem jeszcze zakupy. (żeby nie było w ciągu 6 lat przejechałem około 50000 km)
    50 kW to ma mały zakładzik produkcyjny zatrudniający 10 -20 osób.
    Żadna rewelacja. Większość przyłączy kablowych powinna pociągnąć tyle.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ujednolicenie dotyczące punktów ładowania i standardów wtyczek są oczywiście istotne. Jednak na razie sami producenci nie wiedza w którą stronę iść: oferują 2 różne rozwiązania...długie ładowania 5-6h, szybkie lądowania 20 min oraz a i są rozwiązania pośrednie. Wydaje mi się, że ciekawym pomysłem byłby lądowanie bezprzewodowe - nad tego typu projektem pracują inżynierowie m.in. google.

    Co do kosztów to większość producentów zapewnia, że sama tylko energii to kwestia kilku, kilkunastu złotych potrzebnych na pokonanie 100 km.

    Duży zasięg również jest możliwy, co udowadnia m.in. Tesla Roadster (ok 394 km). Owszem zdecydowana większość producentów może zapewnić zasięg w okolicach 150 km, jednak stawia to samochód elektryczny na pozycji tego drugiego w rodzinie....przeznaczonego tylko do jazdy w mieście.

    OdpowiedzUsuń
  20. Piotr, to jest chyba oczywiste, że inne wtyczki będą na prąd o tak wysokim napięciu czy natężeniu zeby naładować w 20 min. kabelkiem od żelazka takiego prądu nie przekażesz a co dopiero wtyczką :)

    OdpowiedzUsuń

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...