wtorek, 4 grudnia 2012

Operacja Overlord

Ufff można już powoli odetchnąć z ulgą. Wychodzi na to, że powoli banki w Europie i ich właściciele są bezpieczni. Jak widać na załączonym obrazku, własność greckiego długu jest systematycznie przesuwana z banków i funduszy inwestycyjnych na rzecz Miedzynarodowego Funduszu Walutowego, UE (EFSF) oraz UE (ECB).


Jeszcze trochę i Greccy będą mogli spokojnie zbankrutować i obędzie się bez rewolucji pułkowników.  Któż zapłaci rachunek? Oczywiście my wszyscy, ale czego się nie robi dla poczucia solidarności i wspólnoty. Będziemy mogli wszyscy chwycić się za rękę i zanucić:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=LpvaBbIq7KE]


Realizowana jest operacja nakreślona na tym blogu już 4 lata temu. Najpierw bankructwo ludzi na hipotekach, potem ratowanie zbankrutowanych banków przez państwo, potem ratowanie bankrutujących państw przez inne państwa, a potem...


Można się tutaj zastanowić gdzie to się wszystko skończy? W końcu wszystko, oprócz potrzeb pożyczkowych Greków, ma swoje granice. Czy to ostatecznie IMF będzie musiał wymyślić jakąś nową walutę i drukować na światową skalę? Czy bank światowy przejmę rolę dłużnika ostatniej instancji? W końcu trudno zakładać, żeby kryzys rozlał się poza naszą planetę. Skończy się pewnie tym, czym się zawsze takie zabawy kończą. Liczeniem, kto ma ile krugerrandów.


Jedno jest pewne. Trochę jeszcze to wszystko potrwa. Dla entuzjastów szybkiej akcji przypominam, że rzeczy historyczne dla naocznych świadków dzieją się bardzo wolno, lecz z perspektywy czasu  sekwencja zdarzeń wydaje się błyskawiczna. Weźmy takie rozbiory Polski. Jak o tym pomyślimy, to zdajemy sobie sprawę jak to szybko poszło. Raz, dwa, trzy. Niczym prędkość prezesa Lato na setkę. Jednak działo się to na przestrzeni aż 23 lat!


A my kryzys obserwujemy dopiero cztery.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=pzjPc3nBcr4]


wtorek, 27 listopada 2012

Syzyf

Już hipokrytkyka polityczna nam pokazała, że umowy śmieciowe są wyzyskiem i uciskiem, chyba że chodzi o zatrudnianie ludzi w pewnej kawiarni na Nowym Świecie. Teraz NSZZ Solidarność przypomina na billboardach, że dobrowolne umowy pomiędzy ludźmi to wyzysk i SYF:


Rozsądek jednak w narodzie nie ginie, bo przysłuchując się rozmowom na przystanku naprzeciwko tego billboardu tak zwanych "blue collar", kilka razy już słyszałem, że "lepiej niech się wezmą za święte krowy co po czterdziestce są na emeryturze". Prawda, że budujące? I to z prawdziwego życia wzięte.


Cóż.. Solidarność zbiera granty rządowe jak leci na takie akcje jak hiperwyzysk.pl, to może taki mises.pl w końcu się przełamie i zamiast akademicko roztrząsać XIX wieczne systemy monetarne sfinansuje z jakiegoś grantu powieszenie takiego plakatu



Efekt byłby znacznie większy, niż wydanie książki, zacnego skądinąd pana Heydla.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=cghC95SZVdI&feature=related]

czwartek, 18 października 2012

Patent

Każdy kto choć trochę interesuje się trendami w nowych technologiach wie o konflikcie patentowym na rynku smartfonów. Ten konflikt rozgrywany jest głównie przez firmy Apple i Samsung. Rozprawy sądowe idą i miliardowe odszkodowania o między innymi takie patenty jak umiejscowienie głośniczka na środku ekranu, zaokrąglony kształt urządzania, odblokowanie telefonu maźnięciem palcem po ekranie i tym podobne sprawy. W zeszłym miesiącu Samsung przegrał sprawę na ponad miliard dolarów, zatem naprawdę rzecz nie idzie o czapkę gruszek. Społeczność geeków i innych informatyków się tym fascynuje tworząc masy prześmiewczych obrazków.



Oczywiście Apple nie jest temu winne, że sądzi się z całym światem o epokowy wynalazek w postaci dwukrotnego kliknięcia w ekran. Skoro można wyciągnąć z tego miliard, to kto by się nie procesował?
Problem leży w prawie własności intelektualnej. Własność intelektualna jest sztucznym tworem wytworzonym przez prawo do zagwarantowania korzyści, monopolu dla wynalazcy do swojego utworu bądź dzieła. Własność intelektualna, tak samo jak prawo własności jest tworem sztucznym z tego względu, że żeby to prawo istniało musi istnieć organ przymusu, który będzie je respektował. Zatem musi istnieć państwo, które określi co to tak naprawdę znaczy, że ktoś ma prawo do jakiejś działki czy utworu literackiego. Wiem, że tu kilku ortodoksów się wzburzy, ale naprawdę nie ma czegoś takiego jak prawa naturalne. John Locke po prostu szukał źródła własności i nie znalazł. Z braku laku odniósł się do czegoś niedefiniowalnego.
Skoro prawo własności jest definiowane przez państwo, to tak samo prawo własności intelektualnej. Apple procesuje się o "mizianie po ekranie", bo może.
Apple to tylko symbol szerszego trendu. Proszę porozmawiać z obojętnie jakim programistą, to od razu powie, że napisanie nawet prostego programu do obsługi programatora w pralce narusza szereg patentów. Większość serwisów narusza patenty i tylko ich mała skala chroni ich przed pozwaniem przez właściciela jakiegoś patentu.
Wykolejenie tego prawa jest coraz bardziej widoczne i pewnie za kilka dekad zostanie zmienione, gdyż zamiast stymulować rozwój, nęcąc potencjalnego wynalazcę zyskiem; paraliżuje innowacje.
Ciekawe jest ujęcie historyczne rozwoju prawa patentowego i jego wpływ na rozwój kraju. Takie porównanie praw patentowych w XIX Niemiec i Anglii zrobił Eckhard Höffner w swojej książce. Kraje niemieckie na początku XIX wieku były krajem biednym i nie posiadały w ogóle prawa patentowego, a jeżeli jakieś było, to trudno było je egzekwować w dziesiątkach niemieckich księstw. W Angli wręcz przeciwnie. Była w owym czasie bogata oraz posiadała prawa patentowe, a ich egzekwowanie było stosunkowo proste w jednolitym kraju.
Według badań historycznych nowe tytuły w biednych państwach niemieckich w czasie rewolucji przemysłowej wręcz eksplodowały w swej liczebności:



Spadek ilości publikacji to wprowadzenie prawa patentowego w Prusach. W pozostałych księstwach tego prawa nie wprowadzono.


W porównaniu z Anglią może występować efekt większej liczby ludności w niemieckich landach, ale trzeba zdać sobie sprawę, że Niemcy w tamtym czasie były biednym krajem.



I jakie to były książki... Eksplozja wiedzy technicznej:




Unlike neighboring England and France, Germany experienced an unparalleled explosion of knowledge in the 19th century.


German authors during this period wrote ceaselessly. Around 14,000 new publications appeared in a single year in 1843. Measured against population numbers at the time, this reaches nearly today's level. And although novels were published as well, the majority of the works were academic papers.


The situation in England was very different. "For the period of the Enlightenment and bourgeois emancipation, we see deplorable progress in Great Britain," Höffner states.



Tak więc jeżeli ktoś się kiedyś zastanawiał dlaczego Niemcy są takie bogate i tak uprzemysłowione, to proszę bardzo. Oto odpowiedź. Gdy my ginęliśmy w powstaniach i jedliśmy korę z drzew na kołymie, Niemcy publikowali i dzielili się spontanicznie wiedzą korzystając z braku prawa patentowego. Siła przemysłowa Niemiec w XX wieku to konsekwencja. I tak jest do dziś.

Linki do dalszego poczytania Link 1, link 2, link 3, link 4 

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=EgNTFU0mAtE]

 

 

niedziela, 9 września 2012

Seniorat

Seniorat w czasach kiedy posługiwano się pieniądzem kruszcowym, to nic innego jak różnica pomiędzy ceną kruszcu wyrażoną w monetach, po jakich mennica kupowała kruszec, a ilością monet wyprodukowanych z tego kruszcu.  Zatem możemy uznać, że seniorat składa się z kosztów bicia monet oraz zysku mennicy który był wypłacany królowi. Zysk króla był ograniczony, gdyż w końcu złoto nie tylko pochodziło z królewskich kopalni. Często pochodziło po prostu od zwykłych ludzi, którzy chcieli przetopić posiadany kruszec na monety. Stąd, żeby doszło do wymiany na poziomie "posiadacz kruszcu" - "mennica", każda ze stron powinna mieć obopólne korzyści.  Sprzedawca kruszcu zyskiwał monety, a co za tym idzie oprócz wewnętrznej wartości w postaci samego kruszcu zyskiwał wartość zewnętrzną czyli płynność. Mógł się w łatwy sposób wymieniać tym z innymi ludźmi na rynku. Mennica za tą usługę pobierała po prostu więcej kruszcu niż oddawała w monetach, żeby pokryć koszty produkcji i zysk.


Król jednak nie miał możliwości pobierania wysokiego senioratu, gdyż przy wysokiej stawce miałby problem z kupnem kruszcu, a z drugiej strony fałszerze pieniądza mogli by wkroczyć z swoją produkcją i zgarniać seniorat dla siebie. Co ciekawe, w średniowieczu  za fałszerzy uznawano ludzi którzy bili monety o właściwej (a więc nie zaniżonej) wadze kruszcu. Ich fałszerstwo polegało na tym, że zgarniali seniorat, a nie oszukiwali na samym srebrze czy złocie. Ich monety niczym nie różniły się od tych produkowanych w mennicach państwowych. Do czasu wymyślenia prasy śrubowej czy walcowej produkcji wysokojakościowych monet owo "fałszowanie" było bardzo łatwe, gdyż można je był zrobić przy pomocy zwykłego stępla i młotka. Produkcja prawdziwych pieniędzy na równi z mennicą była zakazana, a zakaz ten wzięto z żywcem z tradycji rzymskich, gdzie przywilej bicia monet przysługiwał zawsze władcy. Królowie podchodzili do zakazu bardzo poważnie, a kary dla nielegalnych mincerzy były dość dotkliwie. W prawie rzymskim za nielegalne bicie monety obcinano obie dłonie, w średniowiecznej Anglii wieszano, w Wenecji palono, a we Francji gotowano żywcem.  Nawet jeżeli królowi udało się uszczelnić produkcję monet w kraju, to zawsze istniała zagranica, która z dala od kar mogła bić monety obcego państwa i na tym zarobić.


Jednak król nie zawsze zarabiał na mennicy. Zdarzały się przypadki gdy wręcz ją dotował, a to w szczególności wtedy, kiedy produkowano monety o różnych nominałach.  Z prostej przyczyny. Skoro bito monetę 1 uncjową oraz monety o wadzę  1/20 uncji i zgodnie z ciężarem wypisywano na niej nominały 20 i 1, to oczywistym jest, że wybicie 20 monet, który są warte tyle co jedna moneta 1 uncjowa jest znacznie droższe. Ludzie chcieli mieć 1 uncję w 20 monetach, a mennicy bardziej opłacało się kupować kruszec za monety o jak najwyższych nominałach. Powstała luka pomiędzy popytem i podażą i gdyby nie subwencjonowanie przez króla produkcji monet o drobnych nominałach, nie można by zachować stałych kursów wymiany pomiędzy monetami o różnych nominałach. W końcu nawet dziś, gdybyście  mogli wybrać i przyjąć uncje w postaci 1 monety albo 20, to na pewno każdy by wybrał drugą opcję mimo, że ilość kruszcu była taka sama. Była to prawdziwa zagwozdka dla królów, którzy opierali się na staro-rzymskich digestach, w których wartość monety była determinowana tylko przez wagę. Nie dopuszczano czegoś takiego jak wartość w postaci płynności. To zafascynowanie starożytnością jest naprawdę intrygujące. Starano się po prostu ślepo naśladować to co kiedyś robili starożytni Rzymianie czy Grecy. Tak jakbyśmy dzisiejsze prawo i zwyczaje opierali na prawach plemion żyjących 1500 lat temu!  Dość powiedzieć, że słowa Arystotelesa, że "Pieniądze dzieci nie rodzą", było asumptem do zakazu pobierania odsetek od pożyczek, bo w końcu "pieniądz niczego sam z siebie nie przynosi". Tą amoralność wskazaną przez starożytnego poganina podchwycili katolicy, wskutek czego sektor bankowy urodził się w żydowskich rodzinach. Ironiczny chichot, jakich pełno w historii.


Król oczywiście mógł potajemnie lub nie, zmieniać wartość kruszcu w monecie zachowując stały nominał. Tutaj koncepcja senioratu wykracza poza "uzasadnioną" wartość.  Na początku trochę się z tym ukrywano.  Królowie wręcz przed koronacją solennie przysięgali, że nie zmienią ilości kruszcu w monecie. Taką przysięgę złożył na przykład król Aragonii Piotr II Katolicki (sic!) w 1196 roku. Jednakże, gdy wszedł do swojej mennicy po koronacji, to mincerze poinformowali go, że jego ojciec tuż przed śmiercią zdążył zmniejszyć ilość kruszcu w znacznej ilości monet. Powstała draka, która skończyła się tym, że sam papież musiał zwolnić króla z przysięgi. Papież Innocenty IV (ten który nakazał torturować heretyków, także nie taki znowu Innocenty) stwierdził, że zmniejszanie ilości kruszcu w monecie przez władców to zwykłe oszustwo, a więc grzech i ogień piekielny. Wkrótce miano zaprzestano angażowania papieży w sprawy monetarne... cdn.


***************


Pytacie o źródła... W internecie nie ma, wpis napisano głównie na podstawie książki "Wielki problem drobniaków" Thomasa J. Sergenta


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=iI_8aMOqANg&feature=related]

wtorek, 21 sierpnia 2012

Niemiecka strata

Dwa miesiące temu opisałem mit niemieckiego zysku, jako rzekomo miał wynikać z wprowadzenia Euro i wspólnego rynku. Fakt jest taki, że Niemcy zapracowali na swoje zyski, a efekty swojej pracy ulokowali w aktywa, które tworzone były nie w Niemczech, ale w słonecznej Hiszpanii czy Grecji.  Wspaniałe hotele z polami golfowymi po horyzont niszczeją dziś w  piaskach pustyni niczym starożytne Lepits Magna. A Niemcy mają z tego co? Nadzieje, że cokolwiek uda się z tego odzyskać. Niestety wiadomości z Eurozone  wskazują, że uzyskają inflację, która spuści sporo wartości z ich emerytalnych planów oraz tańszy bilet na Costa del Sol.

Dług jest z reguły problemem dłużnika. Gdy dług jest bardzo duży, to jest problemem wierzyciela. Ta stara żydowska prawda przemawia teraz do Niemców. Mamy 4 kanały powrotu zadłużenia:

  • Straty Bundesbanku

  • Straty banków prywatnych (pokrywane albo z odpowiednika BFG albo przez Bundesbank)

  • Płatności pomocowe dla południa Europy

  • Spadek eksportu - konieczność kosztownego dostosowania gospodarki do nowej sytuacji.


Drogi są dwie. Strefę Euro można utrzymać, albo pozwolić by padła. Analitycy z Carmel spróbowali podsumować potencjalne koszty jakie czekają Niemców w tych dwóch scenariuszach.


Szacunki jak to szacunki. Wszystko kwestia założeń jednak kwoty w jakich się poruszamy pozwalają mniej więcej ocenić jakich poziomów dotknie poziom zadłużenia Niemców. A będzie to zadłużenie, które w obu przypadkach spowodują systemowe spowolnienie wzrostu gospodarczego na okres około 20  lat. Tak mówią badania historycznych przypadków nadmiernego zadłużenia.

Niemcy stracą na tej całej zabawie i to stracą bardzo dużo. Nawet utrzymanie strefy Euro, które ma kosztować prawie 600 mld € nie jest rozwiązaniem końcowym, bo zakłada, że za te 5 lat kraje którym się pomaga, zaczną generować nadwyżki finansowe i zaczną spłacać ten ogromny dług. Za 5 lat sytuacja jednak może wyglądać gorzej, a nie lepiej. jesteśmy już 4 lata po wybuchu kryzysu i w zasadzie nie ma znacznej poprawy. Gospodarki południowe się ciągle kurczą, dług ciągle puchnie. Dlaczego niby za 5 lat ma być inaczej? Być może za 5 lat będziemy znowu pisać takie zestawienia i słowem wstępu, że "ok wtopilismy już 600 mld€ w Hiszpanie, trzeba kolejnych 1000€ na nastepne 5 lat".

Niemcy w ostatniej dekadzie, starały się zachować konkurencyjność. Płace nie wzrastały szybko, czego efektem jest malejący dochód rozporządzalny, a więc taka ilość pieniędzy, jakim przeciętny Niemiec swobodnie dysponuje. I owi biedniejący Niemcy, mają teraz finansować bogatych Hiszpanów czy Greków, którzy w poprzedniej dekadzie mieli nienotowaną bonanzę:


HT trystero.

Podtrzymywanie tej zamożności bedzie kosztowało Niemców wzrost długu, wzrost ubezpieczenia tego długu i spadek możliwosci wzrostu gospodarczego.


Dziś Niemcy mogę się zadłużać na realną ujemną stopę procentową. Jednak taki stan nie jest im dany na zawsze, a kiedyś te obligacje będzie trzeba zrolować. Pewnie już za prawdziwe odsetki.

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=A3Eomz9Hisw]

 

 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Sport

Tak jak miesiąc temu wszyscy znali się na piłce, tak dziś wszyscy znamy się na sporcie. W mediach znowu jest utyskiwanie na słabą formę naszych reprezentantów, że trzeba przemyśleć system szkoleń, treningów, żeby wychowywać mistrzów.

Może należałoby sobie najpierw zadać podstawowe pytanie. Po co nam te medale? Jaki mamy korzyści z tego, że Polska jest w jakimś tam rankingu medalowym?

Niektórzy mówią, że mamy dzięki temu dumę narodową i że dlatego warto łożyć pieniądze na sport i na emerytury olimpijskie.

Oczywiście Polacy tworzą społeczność i mogą być z czegoś zbiorowo dumni i to promować. Pytanie tylko czy to taka wielka duma, że jeden z członków naszej społeczności od 20 lat katował się treningiem pt. podnoszenie ciężarów, żeby w wieku 30 lat być kaleką z niesprawnymi stawami i połamanym kręgosłupem, niezdolnym do pracy zarówno fizycznej jak i umysłowej, gdyż dawno już wypadł z obiegu? Czy to jest sport? Czy rzeczywiście należy to nagradzać dotacjami? Co nam daje to, że zdrowy chłop zajmuje się codziennie pchaniem żelaznej kuli na trawę. Co nam daje to, że finansujemy jakieś kluby w których ludzie dotykają się drutami, albo rzucają oszczepem w dal?

Trzeba bowiem rozróżnić dwie sprawy. Sport wyczynowy od sportu rekreacyjnego. Osobiście byłbym bardziej dumni gdyby Polacy byli masowo usportowieni, biegali, jeździli na rowerach czy pływali, niż z tego, ze ktoś na olimpiadzie strzelił z flinty w 10tkę.

Podczas pobytu w Norwegii jedno bardzo mnie uderzyło. Każdy uprawia sport. Popołudniami czy wcześnie rano na ścieżkach jest mnóstwo ludzi, którzy wykonują jakiś wysiłek fizyczny. Biegają, jeżdżą na rolkach czy na rowerze czy nawet na nartach letnich. Na korytarzach rządkiem stoją narty dla wszystkich członków rodziny. Wielu na nartach “dojeżdża” do pracy. Słowem, usportowienie narodu jest ogromne, jednak na olimpiadzie Norwegów jak na lekarstwo. Nie widać tam norweskich sztangistów, miotaczy kulą, dyskoboli, zapaśników czy innych dziwnych sportów. Dlaczego? Inne priorytety. Inne rozumienie sportu.

Polska za to ma ambicje do “wyhodowania” mistrzów w każdej dziedzinie i łoży na to pieniądze. Ale przecież nas na to stać. Lista związków jest naprawdę imponująca:

  • POLSKI ZWIĄZEK BADMINTONA

  • POLSKI ZWIĄZEK PŁETWONURKOWANIA

  • POLSKI ZWIĄZEK BILARDOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK SKIBOBOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK SPORTÓW SANECZKOWYCH

  • POLSKI ZWIĄZEK SUMO

  • POLSKI ZWIĄZEK KRĘGLARSKI

  • POLSKI ZWIĄZEK WARCABOWY

  • POLSKI ZWIĄZEK WUSHU

  • POLSKI ZWIĄZEK MUAYTHAI

  • I wiele innych


Pełna list tutaj. Oczywiście związki utrzymują się z różnych źródeł, ale jednym z nich jest dotacja z Ministerstwa Sportu. Jakiego sportu? Sportu wyczynowego, czyli takiego, że oto chcemy pokazać jacy to jesteśmy najlepsi.

Jestem przekonany, że gdyby na olimpiadzie wciągnięto dyscyplinę w postaci gry w bierki to od razu byśmy mieli w Polsce “Polski Związek Gry w Bierki” I tu również byśmy chcieli pokazać, że jesteśmy najlepsi. I karuzela by się zaczęła kręcić: Rauty, spotkania, bankiety, poczęstunki, zagraniczne zgrupowania itp.

Trzeba napisać sobie jasno, że łożymy pieniądze na fanaberie jednostek, a nie na sport. Sport to tzw “popular movement” w którym masy są usportowione, a nie jednostki. Nasza “Duma” jest zogniskowana nie na tym co trzeba.

Przykład pierwszy z brzegu sportu, który ma więcej zawodników jak kibiców. Kolarstwo torowe


Oto wybudowaliśmy sobie misia tor, który z racji tego że nie jest wykorzystywany, przynosi straty i będzie sprzedany za ułamek wartości po jakiej został zbudowany. A wyłożyliśmy bagatela 100 mln złotych. Tak rozumiemy sport? Chcemy mieć koniecznie mistrzów olimpijskich w tej dziedzinie? Po co?

Zawsze gdy się czyta takie rzeczy, to otwiera się moje liberalne serce i widzi tych przeciętnych Kowalskich, którzy pracują na dwie zmiany, żeby utrzymać rodzinę, opłacić rachunki, składki i podatki. Oni na żaden sport nie mają szansy. Nie mają już czasu ani pieniędzy, ale za to finansują budowę takich torów, żeby potem za ileś lat zobaczyć jak im jakiś kolarz pomacha flagą na ceremonii otwarcia igrzysk.

O charakterze państwa wiele mówi jego podejście do obywateli. Im ten charakter jest bardziej inkluzywny, tym silniejsze społeczności tworzy. Mówi o tym nam historia. Dotowanie sportowców takim podejściem na pewno nie jest. Mamy związki, mamy wielki tor kolarski, natomiast ścieżki rowerowej po centrum miasta dla zwykłego Kowalskiego nie ma.

Przy okazji igrzysk warto sobie poczytać, jak sport jest zorganizowany w różnych krajach.


Muszę przyznać, że najlepsze podejście jest w Niemczech. Cytuje:
 In Germany the sporting authorities finance themselves from the revenues that they earn. The State is neither directly nor indirectly involved in financing them and does not exercise any financial control

Czyż to nie najczystsze podejście? Może Niemcy nie mają aż tak dużo medalistów, za to ścieżek rowerowych, boisk czy basenów mają aż nadto, a i Bundesliga nie najgorsza. No ale to kwestia podejścia. My chcemy medali !!!

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=H4q1qeacqnw]

czwartek, 2 sierpnia 2012

Cykl

Im więcej człowiek czyta, tym coraz jaśniejsze ma przekonanie że wszystko już było. Historia zatacza koło zarówno w wydarzeniach jak i w powtarzających się dyskusjach.

Nicolo Machiavelli w swoim księciu brutalnie wyłożył realia i cykle polityki, które w zasadzie sprawdzają się do dziś. Mówi się, że jego książkę mieli pod poduszką Stalin i Hitler. Po czynach można domniemywać, że czerpali z niej aż nadto.

Nawet wszelkie dyskusje o banku centralnym ucina książka Money and the Federal Reserve System:Myth and Reality

Może nie ucina do końca ale stanowi świetne podsumowanie wszelkich mitów krążących obecnie po sieci. A wystarczy przeczytać książkę, która powstawała długo przed internetowymi forami w obecnym kształcie!

Natomiast niejaki Polybius, historyk grecki, po przeanalizowaniu historii doszedł w swoich 6 książkach do wniosku, że organizacja polityczna przebiega mniej więcej według tego samego schematu. I to w II wieku p.n.e.


Polybius zakłada, że rządy monarchów, arystokratów czy demokracji są czymś dobrym, a tyranii, oligarchii czy ochlokracji czymś złym. Stwierdził, że Rzymianom udało się wyrwać z tego cyklu dzieląc władzę pomiędzy te trzy grupy społeczna dając konsulom władzę wykonawczą (funkcję monarchów), legislacje arystokracji (sanat), a ludowi sądy. Czy to nie brzmi znajomo? Tak to protoplasta koncepcji trójpodziału władzy wymyślonej na nowo przez Johna Locka i 'spapugowanej' przez Monteskiusza.

Schemat jest aktualny dziś i oficjalnie znajdujemy się w punkcie 5. Trudno powiedzieć czy obecnie trójpodział władzy jest zachowany, skoro nasz odpowiedniki tego podziału (rząd, sejm, sądy) siedzą w tej samej kieszeni.

Wydaje się, że realnie to jednak lewitujemy pomiędzy ochlokracją a oligarchią, czy w zasadzie oligarchią utajoną, gdyż sposób w jaki rozwiązano temat wykupu z złych długów banki amerykańskie czy europejskie zakrawa na pomstę ludu. Biznes, ten zły biznes, wszedł po prostu za mocno w politykę, a polityka za mocno skusiła się pieniędzmi pochodzących od układ oligopolowego.

Swego czasu niejaki Chrystus rozdzielił biznes od religii przepędzając handlarzy z jerolozomijskiej świątyni. Mimo, że później ten rozdział również się zdegenerował, to dziś potrzebny jest podobny manewr.

Dlatego jest miejsce na kogoś, który gestem Chrystusa przepędziłby bankierów z polityki. Tak, żebyśmy z ochlokracji czy plutokracji wrócili do istoty demokracji i uciekli od ostatecznego wpadnięcia w rządy nowożytnych oligarchów. Ostatecznie nawet niech już będzie ta monarchia. ;)



 

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=MG0hH7VfURw]

HT PM

 

środa, 18 lipca 2012

W Polsce nawet kryzys nie działa

Ministerstwo finansów ogłosiło kilka dni temu, że oprocentowanie obligacji dziesięcioletnich denominowanych w złotych właśnie przekroczyło 5%, a dla denominowanych w Euro 3,1%. Przekroczyło ruchem spadkowym.


Zatem pesymiści mają rację. W Polsce nic nie działa; nawet kryzys.



Na wykresie wyraźnie widać, że w sytuacji gdy kryzys szaleje na świecie w Polsce jak zwykle wszystko stoi do góry nogami i mamy oprocentowanie z czasów największego boomu PKB i euforii inwestoriatu po przystąpieniu do UE.

Patrząc na dług denominowany w Euro, to oprocentowanie jest ponad dwa razy niższe od hiszpańskiego, włoskiego, irlandzkiego czy węgierskiego

Jakby tego było mało NYTime pisze satyrę na polską gospodarkę w szczególności szydząc z Poznania.

To są właśnie objawy choroby zwanej “złotą polską dekadą”, o której byliście państwo ostrzeżeni na tym blogu nie raz. Nic tylko się upić.

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=3eShSOlhX9w]

sobota, 14 lipca 2012

Atlas


Nie ponosimy odpowiedzialności tylko za siebie, za Europę, ale za całą globalną gospodarkę



Ostrzega minister finansów Niemiec, Pan Schaeuble


Pan Shaeuble ma już wrażenie, że cały świat spoczywa na jego barkach, co musi powodować uśmieszki politowania w Chinach, Indiach czy Brazyli.


Odpowiedzialność charakteryzuje się tym, że odczuwa się skutki swoich decyzji. Czy to skutki pozytywne czy negatywne. Niemiecki minister jednak takich skutków nie doświadczy. Doświadczą ich niemieccy obywatele, którzy będą musieli mieć znowu przedłużany wiek emerytalny lub tym podobne atrakcje.


Decyzja jaka stoi przed politykami Niemiec jest z gruntu prosta. Czy transferować pieniądze na południe i mieć nadzieje, że kiedykolwiek cokolwiek z tej kasy zobaczą, czy też tych pieniędzy nie transferować. Jeszcze pół biedy, gdyby Niemcy tą kasę mieli. Ale nie mają... Muszą też pożyczyć, żeby pożyczać dalej.


Sęk w tym, że ładowanie kasy w południe jest niezgodne z konstytucją unijną i prawem poszczególnych krajów, a nie ładowanie kasy jest z tym prawem zgodne.


Oczywiście sztuczki, żeby te przepisy obejść były już stosowane i wykorzystywano do tego intensywnie Europejski Bank Centralny. Niemcy politycy mają widać dość już wrzucania swoich pieniędzy do morza śródziemnego bez jakiejkolwiek kontroli. Stąd chcą mieć kontrolę nad budżetami krajów które finansują. Do tego im potrzebny nowy “pakt”, nowy “mechanizm”, nowy “wehikuł”, żeby transfer i kontrola była zgodna z “prawem”.


Jestem ciekaw jak na to zareaguje grecka czy hiszpańska ulica, gdy do Madrytu będą przyjeżdżać helmuty na zatwierdzanie ich wydatków, a każde odstępstwo będzie musiało być kolanami wycierane w niemieckim Bundestagu.


Historia jednak oceni te działania bardziej jako nerwowy taniec wariatów w bagnie, niż ratowanie światowej gospodarki jakkolwiek groteskowo by to nie brzmiało. Gospodarka to maszyny, wiedza i praca, a nie czary na papierze w ECB, czy kolejne emisje obligacji. Dług działa jak lewar.. jak huśtawka czy łuk. Im więcej długu, tym większe napięcie, które dochodząc do granicy, może po prostu złamać tą zabawkę.


No ale ten taniec atlasów trwa. Jak ciężar ponosi kto inny, to przecież można tańczyć.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ZIp0j4iHerE]

sobota, 23 czerwca 2012

Niemiecki zysk

Niemcy są określane jako główny beneficjent strefy euro, który poprzez wspólną walutę mógł zbudować sobie znaczną nadwyżkę handlową z krajami o o wiele mniejszej konkurencyjności. Dzięki temu, że niemiecka waluta się nie umacniała, a waluta krajów południa się nie osłabiała, można było utrzymywać tą relatywną przewagę i zwiększać eksport na południe.


Taki jest zarzut. Są tylko dwa problemy z tym. Po pierwsze nie ma nic złego w pracowaniu i sprzedawaniu swoich dóbr. To nie ten co pracuje powinien być winny. Po drugie Niemcy nadwyżkę handlową mieli na długo nim strefa euro została wprowadzona w życie.



Także nadwyżka handlowa to nie wymysł Euro. Ona jest wbudowana w niemieckie społeczeństwo.

Dodatkowo, Niemcy mocno wyprzedzając kryzys na początku stulecia zaczęły wprawdzać pakiet reform znanych jako reformy Hartz. Reformy dotyczyły głównie rynku pracy i spowodowały, że realne pensje w Niemczech stanęły podążały za produktywnością w odróżnieniu od ich południowych sąsiadów:


Ktoś może powiedzieć, że co to za sukces, skoro płace tak wolno rosną. Ano taki, że Niemcy na przyszłość przewidują i robią działania żeby nie stracić konkurencyjności w wymianie handlowej. Ta krocząca wewnętrzna dewaluacja płac spowodowała właśnie to, że w Niemczech kryzysu jako takiego nie ma, a na południu jest.


Ale nie tacy Niemcy mądrzy, na jakich wyglądają. Zachowanie przewagi walutowej dzięki strefie euro wspomaganej przez reformy to jedno. Jednak strefa euro to miecz obosieczny dla Niemiec.


Jak wiadomo, stopy procentowe w strefie Euro były jednakowe. Jednakowe dla banków w systemie euro, natomiast nie dla klientów w poszczególnych krajach, bo te były uzależnione od lokalnych warunków, jednak sama obecność w strefie euro mocno te warunku "łagodziła". Zatem na peryferiach Europy stopy były niższe, niż by były gdyby strefy Euro nie było, ale ciągle wyższe od tych będących w Niemczech.


Niemieccy obywatele w ostatniej dekadzie generowali ogromne nadwyżki z wymiany handlowej, tworząc w kraju oszczędności. Owe oszczędności lokowali w różne instrumenty. W lokaty bankowe, obligacje czy akcje.

Niestety dla Niemców ich oszczędności nie były lokowane w kraju. Były eksportowane na południe. Jak to się działo? Niemiecki bank otrzymywał depozyt od niemieckiego obywatela, który zarobił pieniądze eksportując produkty na południe Europy. Niemiecki bank widząc, że w kraju jest niska stopa zwrotu z inwestycji (kredytów) rozgląda się po Europie. Okazuje się, że hiszpański bank potrzebuje pieniędzy, bo akurat hiszpańscy obywatele budują sobie na potęgę domy z polami golfowymi. Oferuje wyższe oprocentowanie. Niemiecki bank pożycza hiszpańskiemu. Nie ma sensu pożyczać kapitału w Niemczech, gdzie oprocentowanie jest niskie, skoro może w tym samym systemie walutowym i pod opieką tego samego banku centralnego pożyczyć na wyższy procent. Hiszpański bank pożycza otrzymane pieniądze w Hiszpanii na budowę domów. Developer hiszpański zarabia pieniądze z marżą 100%; architekci, budowlańcy wszyscy świetnie zarabiają i kupują za zarobione pieniądze niemieckie produkty. Obrazowo wygląda to tak:



Tak ten mechanizm działał do 2008 roku. Potem nastał kryzys i osławiony "brak zaufania" w systemie bankowym. Niemiecki bank widząc co się święci przestaje rolować długi hiszpańskiego banku. Żąda zapłaty. Hiszpański bank oddaje pieniądze bankowi niemieckiemu. Skąd je ma? Nasza ulubiona bankowość centralna się kłania:


Bank hiszpański pożycza w hiszpańskim banku centralnym, który to bank centralny ma pieniądze z Europejskiego Banku Centralnego, który to bank ma pieniądze z niemieckiego banku centralnego, który to bank ma pieniądze niemieckiego banku prywatnego, który to bank ulokował w nim pieniądze odzyskane od hiszpańskiego banku. Tak to się robi w Europie.


Wracając zatem do niemieckiego podatnika. W okresie 2002 - 2010 wypracował ok 1626 miliardów Euro oszczędności, jednak tylko 554 miliardów poszło na inwestycje w jego własnym kraju i generowało dalszy rozwój. 1071 mld euro zostało wytransferowane do krajów peryferyjnych finansując bańkę nieruchomościowa w Hiszpanii czy socjalizm w Grecji.



 Źródło

Żółty fragment wykresu to właśnie rozliczenia TARGET, czyli ucieczka kapitału poprzez banki centralne. Niebieskie fragmenty to ucieczka kapitału tradycyjnymi kanałami.

Ujemną korelację dodatniego salda niemieckiego banku centralnego z ECB z ujemnym saldem banków centralnych europy peryferyjnej widać dość wyraźnie poniżej:



Ma to oczywiście odzwierciedlenie w strukturze ekspozycji aktywów niemieckiego sektora na ryzyko w południowych krajach:


Widać, jak od początku kryzysu banki centralne zaczęły przejmować to ryzyko, stając się "dodatkowym pośrednikiem".

W tym kontekście zyski niemieckiego podatnika są dość wątpliwe. Nie dość że narobił się jak wół, żeby wyprodukować mercedesy, odłożył swoją konsumpcje i oszczędzał, to teraz jeszcze będzie musiał sam zapracować, żeby te swoje oszczędności wykupić. Bo na tym będzie polegał bailout czyli przekłucie tego napięcia w rozliczeniach między bankami. Czy to rozliczeniach między prywatnymi czy państwowymi bankami. Ostatecznie ktoś będzie musiał zapracować, żeby tą stratę pokryć, a nie zanosi się, żeby tym pracującym był Grek albo Hiszpan. I gdzie tu zysk Niemiec?


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ZHXASoB1DS8]

niedziela, 17 czerwca 2012

Euro 2012

Jak wszyscy wiemy, świat się skończy w 2012 roku. Gdzieś w okolicach grudnia. Dziś jednak, w wyniku wyborów w Grecji może się okazać, że przed śmiercią świata, Euro, ruchem wyprzedzającym może pierwsze skończyć swoje istnienie.


Wybory w Grecji może wygrać SYRIZA, partia która oficjalnie mówi, że nie będzie respektować zobowiązań swoich poprzedników, gdyż według nich Papademos, jako premier wybrany w Brukseli, a nie przez Greków nie miał mandatu do podejmowania jakichkolwiek zobowiązań. Słowem. Nie ma żadnych zobowiązań. Zatem Syriza chce zastosować metodę kierownika szatni z "MIŚia" pod tytułem, "Nie mam pańskiego płaszcza i co mi Pan zrobi". Przedstawicielka Syrizy, Pani Rena rozwija tą metodę i mówi, że w ogóle żadnego płaszcza nie było!


Czyli wiemy już, że żadnych cięć nie będzie, a przynajmniej nie tych pod dyktando Brukseli. Jaki ma pomysł Pani Rena na dług i piętrzące się odsetki:




Zaproponujemy moratorium polegające na tym, by Grecja nie musiała płacić odsetek od udzielonych pożyczek przez trzy lata. Najprościej mówiąc, to pozwoli nam wejść na ścieżkę wzrostu, zredukować bezrobocie i doprowadzić do wzrostu wpływów z podatków.



Pani Rena ma pomysł, żeby najpierw zbankrutować Grecję, a potem wyjść na prostą. To pomysł jedyny rozsądny z tego impasu, który zresztą był do przewidzenia już 2 lata temu, nim pierwsze pompowanie greckiej gospo..tfu, greckiego konsumenta z zewnątrz się zaczęło. Po kilkuset miliardach € więcej długu zarówno po stronie Euro zony jak i Grecji jesteśmy oto w punkcie wyjścia. Nie ma pieniędzy.


To są wszystko oczywiste rzeczy, nad którymi rozpisywaliśmy się tu od 2008 roku. Co jednak ciekawe z tego wszystkiego to fakt, że Bruksela, w której słowa "demokracja" używa jak przecinka może wreszcie poznać co ono oznacza w praktyce. Komisja Europejska nie mająca żadnego umocowania w wyborach może sobie podpisywać jakieś memoranda czy nakazy. Mogą kreślić na mapie politykę dalszej integracji, wprowadzać konstytucję "do skutku" i zadłużać kraje jedne, na korzyść innych. Jednak ostatecznie nie mają jeszcze wpływu na wybory w krajach członkowskich. I wystarczy, że jeden naród wypisze się z tego interesu, jak to ma szanse zrobić teraz Grecja i Barroso jest bezsilny. Precedens wyjścia z Eurozony, albo z całej EU na dłuższą metę odświeży tą organizację i kto wie.. może zahamuje zapędy Eurokratów do tworzenia nowego europejskiego narodu. W końcu kraje mogą się zbuntować i przestać finansować te mrzonki, a wiadomo, że na pieniądzach się EU trzyma, a nie na hymnie.


No i może w końcu wrócimy do tworzenia obszaru o swobodzie wymiany myśli, ludzi i kapitału, a nie do obszaru gdzie tworzy się "nowy europejski naród" pod przewodnictwem Niemców ;) Tak jak kiedyś stworzono Jugosłowian pod przewodnictwem Serbów. Marzenia? Pewnie tak.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=mfgDXd0Cc2c]

piątek, 15 czerwca 2012

TVP

Telewizja Polska, która tylko z nazwy ma coś z tym narodem wspólnego daje kolejny przykład, że nie wie po co istnieje.  Oto po spotkaniu Rosja - Polska, szczęśliwie dla nas zremisowanego, jeden fan (Madas) stworzył film i umieścił go na portalu Youtube. W kilka godzin obejrzało go setki tysięcy użytkowników portalu. Film poniżej:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=9WkihLZ5ZnM]


MECZ O WSZYSTKO ! Polska - Czechy przez kneefer

Podaje z dwóch źródeł, ponieważ Telewizja Polska, z gorliwością komsomolca wysyłała do Youtube żądania usuwania filmów ze względu na prawa autorskie. Skutek jest taki, że film z sieci znikł.


Na pytanie, dlaczego TVP odpowiada typowo:


Skoro TVP się pyta, czy ludzie słyszeli o prawach autorskich, to ja się zapytam czy ktoś w TVP słyszał o misji. Prawie milion odsłon (z różnych mirrorów) filmu o drużynie narodowej z wykorzystaniem materiału, który i tak jest opłacony z pieniędzy podatników. Gdybym był decydentem w TVP, to nie tylko bym nie zdejmował materiału, ale szybko dogadał się z radiem publicznym o prawa do głosu Zimocha oraz do prawa do podkładu muzycznego. Kontakt z autorem montażu i wpuszczał bym film w publiczny kanał. Skoro w internecie ludzie oglądnęli to w tak krótkim czasie tak masowo, to znaczy że istnieje na coś takiego społeczne zapotrzebowanie. Warto, żeby TVP zamiast kolejnych dyskusji prezenterów programów śniadaniowych o piłce, udostępniła ten przekaz szerszej publiczności. TVP jest między innymi po to, żeby takie zapotrzebowanie wypełniać, a nie w zarodku tłamsić.


Znamienne, że kiedy były ataki 11 września 2001 roku, TVN nie mając żadnych praw do transmisji po prostu wpuścił kanał CNN w swój. Wiadomo, że nie mieli dogadane z CNN'enem żadnych praw autorskich na retransmisje na żywo, ale wydarzenie była na tyle istotne, że postanowiono, że sprawą praw rozliczy się później.


Tutaj TVP z własnej gorliwości wysyła listy do USA w celu usuwania filmu który narusza ich prawa. Oto misja w rozumieniu TVP.


Marnotrawstwo, korupcja i niezrozumienie sensu swojego istnienia w jednym. Naprawdę, z chęcią przyklasnę, kiedy ten dinozaur telewizyjny odejdzie w odmęty historii, bo misji to ja więcej widzę w prywatnych mediach.


****************************


Co się okazuje. Prywatna uczelnia sponsoruje już montażyście, któremu udało się poruszyć tak wielu ludzi stypendium warte 20 000 PLN.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ffA684kTM7M&feature=relmfu]


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Wejdźmy głębiej w dług... jeszcze głębiej

Europa coraz bardziej ochoczo wchodzi na kolejne poziomy długu. Coraz śmielej, z mniejszymi oporami rzucane są liczby kompletnie nie wyobrażalne. Weźmy takie 100 mld € obiecane Hiszpanii na "prośbę premiera". 100 mld € to jakieś 430 mld złotych. Posiłkując się obrazkiem z wpisu "przejedzone autostrady" to jakieś 3/4 autostrad zaprezentowanych na poniższej mapce.



Ot spotyka się Merkel z Hollande i mówią spoko: Damy wam 100 mld € co jest roztwarte 9100 km autostrad.


Istnieją oczywiście rzeczy, którymi politycy się nie zajmują. Nie zajmują się np. czytaniem Rogoffa i Reinharta, którzy w swojej pracy z przed 2 miesięcy pt "Nawis długu przeszłość i teraźniejszość" pokazują wyraźnie, że za każdym razem, gdy państwo się nadmiernie zadłużało, to towarzyszył temu wzrost gospodarczy mniejszy średnio o 1,2 % przez 23 lata. Zatem po zwiększonych wydatkach nie należy spodziewać się długoterminowego wzrostu, a długoterminowego spowolnienia. Po 25 latach trwania w wysokim długu, dochód na mieszkańca może być niższy o 25 % od normalnego wzrostu przy niskim zadłużeniu.



Over the twenty-six public debt overhang episodes we consider, encompassing the preponderance of such episodes in advance economies since 1800, growth averages 1.2% less than in other periods. That is, debt levels above 90% are associated with an average growth rate of 2.3% (median 2.1%) versus 3.5% in lower debt periods. Notably, the average duration of debt overhang episodes was 23 years, implying a massive cumulative output loss.

Rogoff za wysokie zadłużenie przyjął poziom 90 % PKB. Z badań wynika, że obecne rozwinięte gospodarki wchodzą w okres bez precedensu:



Istnieje ważny powód, dla którego Reinhart z Rogoffem dzielą kraje na rynki wschodzące i rozwinięte. Rynki wschodzące to z reguły państwa w przekształceniu, które z jakiś względów otwierają swoje gospodarki na świat. O wiele biedniejsze od państw rozwiniętych, zatem mające możliwość korzystania z tzw "renty biedy", czyli prostych czynników wzrostu poprzez kopiowanie rozwiązań z państw rozwiniętych oraz absorpcji kapitału zewnętrznego. Kraje rozwinięte nie mają tego przywileju. Stoją na przodku wzrostu i dla nich nie ma łatwej ucieczki do przodu.


Na obrazku widzimy, ze średnia nie ważona, odpowiada poziomom z okresu II wojny światowej. Wojna jest dosyć dobrym usprawiedliwieniem dla zadłużania się, lecz bystry czytelnik zauważy, że obecnie żadnej wojny nie prowadzimy. Chyba że przyjąć, że toczymy wojnę o socjal.


We wcześniejszej pracy wskazywano, że kraje mające wysoki poziom długu zewnętrznego bardzo często bankrutowały. Rogoff na tą narracje nakłada wykres przedstawiający obecne trendy w długu zewnętrznym:



Jak to wygląda? Jak robienie sobie czołgowych wyścigów na zamarzniętym jeziorze. Historyczne efekty nadmiernego zadłużenia zestawiono poniżej.



Historyczne efekty, jak sama nazwa wskazuje, nie obejmują przyszłości, a przyszłość mamy bezprecedensową. Dług jest na poziomie wojennym i ciągle rośnie, a jak tylko jakiś premier piśnie, że mu brakuje w kasie, to drukarki drukują dowolne ilości świeżego pieniądza. I politycy wydaje się, że rozsmakowali się w tym drukowaniu.


Dlaczego wysokie publiczne zadłużenie wpływa na mniejszy wzrost? Przyczyn może być kilka:




  • Wyższe stopy procentowe

  • Wyższe podatki w celu "zarządzania długiem"

  • Wyższa awersja do ryzyka w danym kraju

  • Niższe inwestycje państwowe

  • Niższe inwestycje prywatne


W końcu istnieje alternatywa. Albo przeciętny Kowalski poprzez rozmaite fundusze zainwestuje prywatnie w przemysł (akcje), albo w obligacje skarbowe.

Polska na tym całym horyzoncie jest w dość uprzywilejowanej pozycji. Jest gospodarką wschodzącą, mającą jeszcze dużo prostych czynników wzrostów. Jednak im dalej w las tym trudniej, a otoczenie jak widać nie będzie nam pomagać.


************************************


W kontekście poprzedniego wpisu. Misja Spacex udała się w 100%. Historia się dokonała. Poniżej animacja całej misji:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=uQX0HiQYj8Y]


HansKlos prosił mnie o zamieszczenie apelu w sprawie niemieckich obozów śmierci. Zachęcam do kliknięcia


No i jeszcze stały fragment programu:


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=l_JepExHMU8]

wtorek, 22 maja 2012

Liftoff !

Tak jak wyprawa Kolumba była prawie nie zauważona przez ówczesnych ludzi tak dzisiejszy dzień może się zapisać jako nie doceniony, a mający ogromne konsekwencje na przyszłość.
Do dnia dzisiejszego tylko państwowe agencje kosmiczne w Rosji, Japonii i Europie były zdolne do zaopatrywania Miedzynarodowej Stacji Kosmicznej. USA po porzuceniu swoich promów kosmicznych utraciła zdolność do lotów na ISS i kupowała starty od Rosjan.
Dziś się to zmienia i prywatna firma przebija monopol na umieszczanie na orbicie satelit oraz na dostarczanie ładunków na stację kosmiczną. W natłoku informacji ze świata, takie wydarzenie się nie przebija. Przebije się w historii.
I dokonuje tego firma (pisałem o niej 3 lata temu, przy okazji pierwszego startu ich rakiety), której kapitałem zalążkowym było 100 mln $. Równowartość papieru, który zużywa Facebook na swoją działalność w ciągu roku. To 1/10 kwoty, za którą sprzedano Instagram; spółkę w której 7 ludzi zrobiło filtry zdjęć do publikowania z telefonu.
Za rok nikt nie będzie Instagramu pamiętał. Za 25 lat o tym starcie będzie się pamiętać tak jak o sputniku, locie na księżyc czy Pathfinderze na Marsie.


Dwa wymowne zdjęcia. Stare na tle nowego:


I mój kandydat na World Press Photo gdybym mógł głosować. Startupowa nocna radość garstki ze startu. Tłumy oglądają IPO Facebooka, historia się dzieje w tych krzakach.



Dokowanie modułu zaopatrzeniowego za 3 dni i wtedy będzie można mówić o pełnym sukcesie.


poniedziałek, 14 maja 2012

Koko koko, bądź pan spoko

Socjalizm to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się problemy nieznane w żadnym innym ustroju. Oto ponoć są jakieś problemy na autostradach. Wykonawcy nie płacą podwykonawcom:

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=wPz7zAawOE8]

W normalnym kraju wzruszałoby się tylko ramionami i mówiło... “Co z tego?”

Jeden przedsiębiorca ma problem z płatnościami od drugiego przedsiębiorcy. Gdzie tu miejsce na wywijanie papierami w sejmie? Uczciwie można by im sparafrazować słowa naszego piłkarskiego hymnu “Koko koko bądź Pan spoko” Takie rzeczy się załatwia w sądzie.

Problem z niepłaceniem załatwia się w prosty sposób, ale trzeba to zrobić przed wejściem na budowę. Prosi się wykonawcę o bankową gwarancję i już. Bank wtedy sprawdza wiarygodność, ponieważ to na niego przenoszone jest ryzyko zapłacenia za wykonaną umowę w przypadku gdy podwykonawca przedstawi stosowne dokumenty (umówione w gwarancji). Jeżeli jakiś kontrahent nie chce wystąpić do banku o wystawienie takiej gwarancji, to się po prostu nie przystępuje do umowy i roboty. Oczywiście pomijam tu najprostszą ochronę płatności przed mało wiarygodnym wierzycielem, jak operowanie na zaliczkach. Jak mówią Niemcy: Vertrauen ist gut, Vertrag ist besser! I warto takie rzeczy w umowach pisać.

Daleko mi do pouczania przedsiębiorców tego świata, ale z mojego doświadczenia taka praktyka jest powszechna. Widać, że teraz budowlańcy dróg muszą przejść swoją lekcję i nauczyć się, że warto poświęcić kilka chwil na zabezpieczenie swojej transakcji zanim rozpoczną szarże z łopatami na budowę.

To jest tym bardziej dziwne, ze przecież wielu ludzi wystawało na szali cały swój majątek. Teraz tracą wszystko. Co oni powiedzą dzieciom? Że stracili wszystko, przez kogo? Przez rząd? Nawet nie był stroną umowy.

Najpierw trzeba spojrzeć w lustro i się zapytać czy zaplanowałem, zabezpieczyłem swoją transakcję w sposób, który minimalizuje moje ryzyko lub robi je na poziomie akceptowalnym.

Kolega Przemysław pisał już przy okazji wywiadu z jednym z prezesów firmy budowlanej, która bankrutuje na autostradzie. Oczywiście winni są wszyscy tylko nie prezes firmy.

A prawda jest taka, że:

  • Wierzytelności nie były ubezpieczone, nie było gwarancji bankowych,

  • Za usługi transportowe podpisywało się ceny stałe, a nie formuły cenowe jak się to powszechnie robi w biznesie

  • Ceny materiałów były zakontraktowane, ale nie było żadnego kontraktu zabezpieczającego na wypadek wzrostu ceny,

  • Ryzykiem nie dzielono się z inwestorem

  • Nie było żadnych zabezpieczeń kursowych,

  • Prawdopodobnie kosztorys był robiony na styk - bez rezerw na ryzyko operacyjne, urzędowe itp.


Brak takich podstawowych zabezpieczeń robi z właściciela takiej firmy niebywałego spekulanta. Wystarczyłby student ekonomi, który byłby wystarczająco bystry żeby policzyć, jak wrażliwe są podpisane umowy na ceny ropy, materiałów, opóźnienia w płatnościach czy kursach.

Oczywiście można powiedzieć, że zabezpieczenia kosztują i podnoszą cenę. Będąc drogim, przetargu się nie wygra. Tylko, co mają teraz ludzie z tego wygranego przetargu, w przypadku, gdy rynek odwrócił się przeciw nim. Długi na kilka pokoleń w przód, a niektórzy pętle na szyję. Tak właśnie działa konkurencja, a konkretnie wykuwanie się świadomego obrotu gospodarczego. Spekulanci się wcześniej czy później wykruszają, a zostaną ci, co umieją planować, albo wielkie koncerny, które potrafią położyć odpowiednie pieniądze na stół żeby zabezpieczyć transakcję.

Niestety w Polsce jak trwoga to do rządu. Jak powódź zalała piwnice, rząd niech wypłaci odszkodowanie, jak wiatr zniszczył szklarnie z papryką, rząd nie płaci, jak prezesi przejechali się na opcjach w 2008 roku, rządzie ratuj. Teraz kontrahent nie płaci, to znowu są lamenty do rządu. Rząd jednak nie dysponuje swoimi pieniędzmi a podatnika, a ja akurat nie życzę sobie, że płacić komuś za jego błędy.

Na koniec ciekawostka. W prawie [KC] jest zapis, że wykonawca i inwestor solidarnie odpowiada za długi w łańcuch inwestorskim. To kolejny dowód, że Polska ma bananowe ustawy, które wtrącają się w kontrakty wtedy, kiedy to absolutnie nie jest konieczne. Zapis powstał z innej okoliczności, ale ciekawe że podwykonawcy z niego nie korzystają? Czyżby GDDKIA umiała się wywinąć od tego zapisu?
art. 647

§ 1. W umowie o roboty budowlane, o której mowa w art. 647, zawartej między inwestorem a wykonawcą (generalnym wykonawcą), strony ustalają zakres robót, które wykonawca będzie wykonywał osobiście lub za pomocą podwykonawców.

§ 2. Do zawarcia przez wykonawcę umowy o roboty budowlane z podwykonawcą jest wymagana zgoda inwestora. Jeżeli inwestor, w terminie 14 dni od przedstawienia mu przez wykonawcę umowy z podwykonawcą lub jej projektu, wraz z częścią dokumentacji dotyczącą wykonania robót określonych w umowie lub projekcie, nie zgłosi na piśmie sprzeciwu lub zastrzeżeń, uważa się, że wyraził zgodę na zawarcie umowy.

§ 3. Do zawarcia przez podwykonawcę umowy z dalszym podwykonawcą jest wymagana zgoda inwestora i wykonawcy. Przepis § 2 zdanie drugie stosuje się odpowiednio.

§ 4. Umowy, o których mowa w § 2 i 3, powinny być dokonane w formie pisemnej pod rygorem nieważności.

§ 5. Zawierający umowę z podwykonawcą oraz inwestor i wykonawca ponoszą solidarną odpowiedzialność za zapłatę wynagrodzenia za roboty budowlane wykonane przez podwykonawcę.

Może czytelnicy wiedzą, dlaczego to nie działa? Nie pozostaje nic innego jak sobie pośpiewać

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=YtDhMzDkois]

poniedziałek, 7 maja 2012

Koszmary twoich marzeń

Czytając komentarze na różnych forach, mam wrażenie, że większość komentujących ma niesamowicie skrajne wyobrażenia o idealnym „systemie”. Z jednej strony istnieją apogleci czystego libertarianizmu w wydaniu Locka czy Rothbarda, dla innych idealny system byłby wtedy, gdyby na każde działanie mielibyśmy wyliczenia, co się bardziej opłaca dla społeczeństwa. Ta ideologia większego dobra „the greatest happines principle” również ma swoje ekstrema.


Do utylitaryzmu mam zachowawczy stosunek w szczególności, jeżeli chodzi o wplatanie go w instytucje państwowe. Chciałbym go tyle ile to absolutnie konieczne. Oczywiście sformułowanie „absolutnie konieczne” jest terminem nie ostrym i dla każdego znaczy co innego. Utylitaryzm, tak jak każda ideologia ma swoje modelowe i wypaczone oblicze. Z jednej strony przymusowe szczepienia wypleniły większość chorób zakaźnych, które trawiły ludzkość od tysiącleci. Z drugiej strony utylitaryzm sprawił, że w Chinach zaimplementowano politykę jednego dziecka. Polityka została wprowadzona na podstawie “jakiś wyliczeń jakiegoś naukowca”. Dzięki temu Chiny uniknęły katastrofy demograficznej i masowego głodu i według ideologii utylitarystycznej summa summarum „zmniejszono cierpienie społeczeństwa”. To czy ex post jesteśmy w stanie stwierdzić czy decyzja ex ante była właściwa, to inna sprawa. Polityka ta jednak doprowadziła do tego, że w Chinach jest o 30 milionów więcej mężczyzn od kobiet (nawet z założeniem, że to kobiety statystycznie żyją dłużej). Możemy więc z pewnością stwierdzić, że abortowano co najmniej o 35 milionów więcej dziewczynek jak chłopców. A jak ta polityka wygląda w praktyce nie tak dawno każdy mógł sobie wyrobić wyobrażenie, oglądając zdjęcie krążące na chińskiej platformie Weibo. Jeżeli jakaś kobieta odmawia abortowania swojego dziecka, to się ją łapie w siatkę, wywołuje poród nawet w dziewiątym miesiącu i topi się noworodka w wiadrze. Zajmuje się tym 300 000 urzędników.




[caption id="attachment_5023" align="aligncenter" width="457" caption="Utylitaryzm totalny"][/caption]

Liczba aborcji w Chinach sięga 12,5 mln rocznie. Wszystko w imię “większego dobra”.


Oczywiście to tylko przykład, dość makabryczny, jakie wynaturzenia czekają dla fanatycznych apogletów utylitaryzmu.


Czy liberalizm ma swoje wynaturzenia?


Słynne powiedzenie Carlina “The game is rigged” odnosi się właśnie do wynaturzenia liberalizmu. Do tego, że dzięki sile kapitału i istnienia państwowości istnieje niesamowita pokusa do zaistnienia plutokracji, do nowoczesnego feudalizmu. W końcu za prawo do tworzenia absurdalnych barier chroniących monopole, wielkie koncerny mogą oferować politykom prywatne wyspy. Za bailouty całego Wall Street, które są już liczone w dziesiątkach bilonów dolarów (proszę to sobie przeliczyć na kilometry autostrad), można zaoferować politykowi kilkadziesiąt milionów dolarów w postaci pensji honorowego członka zarządu. Wiadomo, na czym ten honor polega. “Na zrobieniu 36 dołków” z kolegami z ławy kongresowej. Stąd już blisko do ekonomicznego feudalizmu. Oczywiście można krzyknąć, że to przecież nie tak, założenia liberalizmu są inne. Są inne, tak samo jak założenia komunizmu były inne od jego wykonania. Założenia, a świat realny to dwie różne sprawy.


Można mówić o wprowadzeniu totalnego liberalizmu, czyli pozbycia się struktur państwowych, które tak szkodzą w powyższym przykładzie. I tutaj obecny świat jak i historia daje nam wiele ciekawych obserwacji jak taki liberalizm w praktyce funkcjonuje. Droga do feudalizmu jest jeszcze krótsza, a przemoc bardziej bezpośrednia. W krainie zwanej Somalią i w części Kolumbii mamy obecnie naturalny eksperyment jak to wygląda. Otóż zbiera się pewna grupa lokalnych dżentelmenów mających giwery, którzy mają głęboko w nosie aksjomaty o nieagresji sformułowane przez Rothbarda, a potem obsiku... ostrzeliwują swoje terytorium czyniąc naturalny monopol – monopol na bezpieczeństwo.




[caption id="attachment_5026" align="aligncenter" width="483" caption="Po przeczytaniu Johna Locka o prawach naturalnych i Rothabrda o sądzie arbitrażowym czekamy na prywatną firmę ochroniarską, która doprowadzi nas przed oblicze prywatnego sądu"][/caption]

Tak się rodzą klany rządzone przez feudałów, żeby potem wyłonić dzięki AK47 swojego głównego feudała, który potem ogłosi się królem, faraonem czy bardziej nowocześnie - najwyższym generałem i obrońcą narodu.


Tak właśnie wygląda model do rzeczywistości, a to rzeczywistość zawsze na końcu wygrywa.


Czy to znaczy, że zarówno liberalizm jak i utylitaryzm jest z gruntu zły? Oczywiście, że nie. Na pewno optymalna jest mieszanka tych dwóch ideologii. W jakim stopniu, to jest uzależnione od celów jakie postawi sobie społeczeństwo. Celów postawionych w demokracji, a więc w bardzo złym ustroju, jednakże lepszego nie ma. Przynajmniej w realnym świecie.


Życie jest trudne, bo nie ma w nim prostych recept, prostych odpowiedzi. Dzięki temu jest jednak ciekawe dla tych, którzy tą ciekawość umieją w sobie wytworzyć i utrzymać. Dla tych, którzy nie umieją pozostaje życie w mitach, które jest prostsze, ale nudne.


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=68OQVocud5s]


 

piątek, 20 kwietnia 2012

Złota polska dekada III

Nie raz pisałem na blogu o złotej polskiej dekadzie, która nas czeka. Praktycznie zawsze byłem wyśmiewany. Nic nie szkodzi. Dla wszystkich wątpiących, że owa dekada się zaczyna obrazek:



Pesymiści powiedzą, że jak wyżej bedziemy, to mocniej będzie bolało jak spadniemy, bujający w obłokach powiedzą, że "normalny wzrost to 10 % rocznie". A karawana jedzie dalej.

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=BDcgcNsBmmk&feature=related]

środa, 18 kwietnia 2012

To nie jest kraj dla zwykłych ludzi

Jakoś dziwnie bez echa przeszedł w mediach "Raport o roli grup interesów w procesie stanowienia prawa". Świadczy o tym nawet ilość pobrań z źródłowej strony, raptem 3300. A szkoda, gdyż raport traktuje o rzeczy bardzo ważnej; czy rządzący w naszym kraju bardziej kierują się interesem całego społeczeństwa, czy wybranych grup ludzi. To właśnie partykularyzm w tworzeniu prawa świadczy o słabości danego państwa. Rząd staje się klientem co głośniejszych krzykaczy przed sejmem, czy ludzi stanowiących istotną część elektoratu. To osłabia państwo jako jednolitą społeczność jednostek.


W badaniu autorzy prześwietlili ponad 1300 ustaw:



Analiza ekspercka i statystyczna 1366 ustaw, czyli 37 proc. wszystkich ustaw uchwalonych w latach 1989-2011. Wybrano ustawy dotyczące finansów publicznych, czyli dokonujące redystrybucji środków publicznych i wolności gospodarczej, mające wpływ na warunki prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce.

I wyciągnęli dość alarmujące wnioski:



1. Jedna trzecia ustaw uchwalonych w Polsce realizuje interesy zorganizowanych grup nacisku;

[caption id="attachment_5000" align="alignright" width="240" caption="Człowiek interesu"][/caption]

2. Ponad 40 proc. ustaw uchwalonych w Polsce ogranicza wolność gospodarczą;

3. Dwie trzecie ustaw uchwalonych w Polsce tworzy koszty dla finansów publicznych, a tylko
jedna trzecia przynosi oszczędności;

4. W minionych 22 latach były trzy okresy, gdy stanowione prawo w wysokim stopniu realizowałointeres publiczny i poszerzało wolność gospodarczą. To początkowe lata transformacji, 1990-1993, część kadencji rządu Jerzego Buzka oraz początek poprzedniej kadencji rządu Donalda Tuska;

5. Najbardziej wpływową grupą interesów są pracownicy sektora publicznego. Dominują
interesy administracji publicznej, następnie lekarzy, pracowników akademickich i nauczycieli.
Do wpływowych grup interesów należą również rolnicy i zawody regulowane;
(...)

Badanie w znacznej mierze opiera się na opinii eksperckiej, a to zawsze rodzi pewne pytania o metodologię. Baza danych jest jednak opublikowana i każdy może się sam przekonać o poziomie rzetelności naukowego podejścia. Ciężko również porównać nasz kraj do innych, gdyż nawet gdy w innym kraju byłby robione takie badania, to metodologia i przyjęte definicje mógłby być zupełnie inne.


Niemniej jednak mamy przeanalizowane 20 lat polskiego ustawodawstwa w jednolitej metodoligii i na tej podstawie można już wyciągać pewne wnioski. Te 33% ustaw uchwalonych w interesie grupowym, dzieli się na poniższe podgrupy:



Do pracowników sektora publicznego podchodziłbym ostrożnie, gdyż państwo z definicji jest ich pracodawcą i jakiekolwiek zmiany wpływają na ich interesy. Natomiast samo państwo nie powinno już nic robić w partykularnym interesie rolników, którzy działają przecież na własny rachunek, nic dla pracowników przedsiębiorstw państwowych których zatrudnia oddzielna spółka i działają na "wolnym rynku", nic do pracowników pracujących w zawodach regulowanych, zrzeszonych w związkach zawodowych czy selektywnie dla firm prywatnych. To jest właśnie gangrena tocząca państwo. Działanie państwa nie w interesie wszystkich, a w interesie wybranych grup społecznych. Im więcej takich działań, tym państwo słabsze.


Biorąc pod uwagę wszystkich premierów, można zrobić ranking. Kto chodził na smyczy grup nacisku, a kto cechował się największym uniwersalizmem w podejściu do kształtowania stosunków społecznych.



Linia podziału kto napuszczał jedną grupę ludzi na drugą, kosztem całego społeczeństwa, a kto działał w interesie całości jest dość jasna. O tym się powinno mówić. To jest ważne. Oczywiście zaraz po wybuchach w skrzydle tupolewa i dramacie małej Madzi z Sosnowca.


Materiały publikowane za zgodą uczelni Vistula.


********************************


A na zamieszczonej niżej piosence, grupa interesu "coś chce"


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=f4K6ZxDwi34]

piątek, 13 kwietnia 2012

Dotowane spalanie bogactwa

Arabia Saudyjska, mimo że to kraj słynący z wydobycia ropy naftowej na ogromną skalę, to w swej całości kraj biedaków. Kilka oaz dla pałaców szejków i to wszystko.  Nadwyżki z ropy przeznaczane są przez książęta na kupowanie angielskich czy francuskich zamków lub dacz w szwajcarskich alpach, a reszta kraju głoduje. Mimo to, według zestawienia zrobionego przez Deutsche Bank, Arabia Saudyjska przoduje we wzroście w konsumpcji ropy w ostatniej dekadzie:


Obecny poziom konsumpcji ropy jest na poziomie Niemiec, z tym że Niemcy mają 3 razy więcej ludzi, a ich gospodarka jest 5 razy większa. Co ciekawe tzw świat zachodni konsumuje coraz mniej ropy, gdy tymczasem biedota konsumuje coraz więcej. Jak to wytłumaczyć przy drożejącej ropie?

Po pierwsze gospodarki wschodzące rosną i to rosną w trybie ekstensywnym, a więc pochłaniając coraz więcej zasobów. Rosnące gospodarki zachodnie coraz bardziej przechodzą na wzrost intensywny, a więc wynikający z poprawy efektywności w gospodarowaniu zasobami.

Jednak gdy nałożymy na tą mapę wykres z krajami, które najbardziej dotują paliwa kopalne w tym ropę:


Za IEA

To możemy dostrzec jeszcze jedną przyczynę. Konsumpcja ropy w tych krajach jest niesamowicie dotowana, czasem do poziomu 10% PKB. A skoro litr benzyny kosztuje 9 groszy to po co zużywać prąd z sieci? Lepiej na balkonie uruchomić generator i zasilać klimatyzację benzyną.

Ten wykres wygląda ciekawie na tle wpisu sąsiedzkiego blogera o sile lobby ekologicznego. Otóż lobby ekologiczne wpływające na dotowanie budowy wiatraków, biogazowni czy paneli fotowoltaicznych istnieje w krajach zachodnich, w których dotacje na paliwa kopalne praktycznie nie istnieją. Lobby paliw kopalnych istnieje w krajach najbiedniejszych w postaci lobby politycznego kupującego przez to głosy lub spokój społeczny. Trzeba umieć rozdzielać te dwa światy.

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=sjvNVaPI2xU&feature=related]

piątek, 6 kwietnia 2012

Zysk NBP czyli o podatku

W oparach zachwytu nad wypracowanym zyskiem NBP przypomnijmy kilka faktów co do charakterystyki tego zysku i jego wypłaty. Po pierwsze wypłata zysku nie odbywa się tak jak w normalnych spółkach. Normalne spółki jak wypłacają zysk, to robią to poprzez przelewanie gotówki, którą mają na swoich kontach na konto właścicieli. Po tej operacji aktywa w spółce maleją (poziom gotówki) oraz pasywa maleją (poziom kapitału własnego na który to kapitał składa się min zysk zatrzymany). NBP oczywiście nie jest normalną spółką. NBP to emitent pieniądza. Jak NBP wypłaca zysk? To proste. Patrzy o ile mu przyrosły aktywa w roku obrotowym co z grubsza odpowiada zyskowi i ten zysk..... monetyzuje.. Jaka to różnica w odniesieniu do normalnej spółki? Gdy normalna spółka musi obniżyć aktywa na wypłatę zysku, gdyż musi ten zysk z czegoś wypłacić, to NBP po prostu drukuje zysk. Czyli aktywa zostają takie jakie są, a po stronie pasywów zysk zamienia się po prostu w wyemitowany pieniądz w obiegu. Słowem jemy ciastko i mamy ciastko.


Możemy się przyjrzeć jak to historycznie się kształtowało na poniższym obrazku:



Jak widać, mimo corocznej wypłaty zysku aktywa cały czas rosną, a co najważniejsze pieniądz gotówkowy w obiegu rośnie, gdyż ta pozycja jest połączona z poziomem emitowanego zysku. Pozycja zielona, to nic innego jak wchłonięcie nadmiernej płynności sektora bankowego przez NBP, o czym swego czasu pisałem tutaj.


Druga sprawa to taka, że ten zysk jest w znacznej mierze determinowany tym, że aktywa mamy w walutach obcych, a to oczywiście oznacza, że powstają różnice kursowe. Jak się złotówka osłabia, to NBP notuje większy zysk, jak umacnia to może z powodzeniem zanotować stratę. W związku z tym z zysku, który się składa z zysków odsetkowych i z salda różnicy kursowej tworzymy rezerwę (a więc umniejszamy zysk). Pi razy drzwi razy kąt padania światła w gabinecie i odkładamy na ryzyko kursowe 5 procent a resztę wypłacamy, czyli drukujemy. Więcej pisałem o tym tutaj.

No dobra.. Ale wiemy doskonale, że nie można zjeść ciastka (wypłacić zysk) i mieć ciastko (zatrzymać aktywa) w realnym świecie. Gdzie tu jest knyf? Ano w tym, że wyemitowany nowy pieniądz (wypłacony zysk do budżetu) wpływa na inflację (relacje ilości pieniądza do dóbr) czym oczywiście umniejsza oszczędności wszystkich Polaków (szczegóły jak to działa patrz tutaj).  A więc siła nabywcza zysku który jest wypłacona do NBP jest pokryta przez utratę siły nabywczej oszczędności wszystkich Polaków. Stąd już blisko nam do stwierdzenia, że owy zysk, to nie jest żadna manna z nieba, a po prostu podatek. Ja dodam, że podatek stary jak świat. W warunkach bitych monet był pod postacią Seigniorage, dziś ukryty pod postacią druku zysku NBP. Mało tego... to chyba jedyny podatek z którego wszyscy się cieszą ;) Im go więcej, tym bardziej.

Można oczywiście zauważyć, że owszem.. z jednej strony zysk wypłacamy do budżetu, która to jego wartość jest opłacana przez inflację, czyli utratę na wartości oszczędności, ale jednak aktywa w NBP nam się zwiększyły. To prawda.. Trzeba jednak pamiętać, że tak samo jak złotówka jest drukowana, tak samo i dolary i euro są drukowane i ich wartość dewaluowana. Na tym opiera się magia pustego pieniądza.. Na drukowaniu w oparciu drukowane aktywa.

[Youtube:http://www.youtube.com/watch?v=oTHp69opK-4]

wtorek, 3 kwietnia 2012

Z psem to mam średnio 3 nogi

Wszyscy znamy prześmiewcze żarty ze statystyki, że według niej człowiek z psem mają średnio po 3 nogi. Śmiechu, co niemiara, niestety występującego w szczególności na ustach ignorantów, co ze statystką nie mieli nigdy nic wspólnego. Śmiechy ze statystyki, AGW czy innych dziedzin składają się na ogólny obraz wiedzy polskiego społeczeństwa. Już nawet nie chodzi o wiedzę. Jeżeli ktoś nie jest obeznany w jakimś temacie, to przynajmniej niech nie udaje że jest. Dominuje zasada.. Nie znam się, to się wypowiem i jeszcze szyderczo obśmieje. W szkole oprócz wiedzy powinni też uczyć pokory. Pokazywać proste z brzegu mity, które mogą być łatwo weryfikowane poprzez choćby sięgniecie do encyklopedii. Taka forma nauki i poznawanie własnej niewiedzy byłaby właśnie fantastyczną formą nauki. W końcu największe umysły tego świata, to były umysły wątpiące, a nie wszystko wiedzące. Ale kto to zrozumie.

Świetną ilustracją tego zjawiska jest ferment jaki pojawia się w komentarzach, gdy GUS podaje informacje o średnich zarobkach w przemyśle. Niech ten komunikat przedrukuje onet albo wp i juz mamy falę oburzenia. Jeden z komentatorów jakże trafnie ją podsumował:
Po czym poznać durnia:

1) nigdy nie rozróżnia płacy brutto od płacy netto i nigdy nie bedzie w stanie pojąć różnicy
2) jest święcie przekonany, ze pensje "polityków" wliczane są do średnich zarobków w przedsiębiorstwach
3) 2500 na rękę to dla niego astronomiczna suma i nie widzi absolutnie żadnej sprzeczności tego przekonania z tym co widzi naokoło
4) posługuje się argumentem "a ja zarabiam 1600, więc gdzie ta średnia?"
5) Po czym odkrywa: "jeśli wychodzę z psem na spacer, to oboje mamy po trzy nogi".
Oto okrutna prawda o poziomie części naszego społeczenstwa.

Kolejną ilustracją tego trendu może być dyskusja o emeryturach i tego, że średnio żyjemy na emeryturze 4 lata. Przy takiej danej, każdemu w głowie powinny od razu zaświecić się lampki ostrzegawcze i wyć wszelkie gwizdki. Zrób proste wyliczenie. Jeżeli od 67 odejmiemy 20 lat to wychodzi 47 lat pracy. Zatem jeżeli średnio żyjemy na emeryturze 4 lata, to jak to się ma do informacji, że na każdego emeryta będzie przypadało po jednego czy dwóch pracujących? Oczywiście trzeba tutaj uwzględnić fale demograficzną, to że nie każdy rozpoczyna opłacanie składek w wieku 20 lat oraz ująć efekt świętych krów, czyli mundurówek, prokuratorów i KRUSu i pewnie z kilka innych czynników. Ale już takie proste podstawianie danych powinno dać pretekst do myślenia i zaczęcia własnej weryfikacji danych. Niestety w taką pułapkę prostego obnażania systemu emerytalnego wpada goldblog.pl. Jest to tym bardziej uderzające, gdyż gold blog ma opinię raczej rzetelnego researchu w dziedzinie złota, a w szczególności jego dilerów. Mimo moich interwencji, Goldblog nie skorygował swojego wpisu, stąd nakładam na niego karę w postaci tego wpisu “polemicznego” ;). Goldblog przedstawia taką oto tabelkę z podpisem jak poniżej.



Urocze, prawda? Oczywiście dzisiejsze pokolenie 30-35 latków będzie pracowało do 67 roku życia, ale żyć będzie średnio krócej niż wynika z powyższej tabeli. Można śmiało przyjąć, że dzisiejszy 30 latek na emeryturze spędzi przeciętnie 3-3,5 roku, całe życie opłacania składek, koniec pracy zawodowej i trumna, oto całe rozwiązanie problemu świadczeń emerytalnych w Polsce.
(...)
Oto kwintesencja życia w Polsce, harówka do starości, 4 lata emerytury w kolejkach do przychodni i zgon. Proponuję jeszcze bardziej uprościć system i podnieść wiek emerytalny o jeszcze 4 lata, tak, żeby większość staruszków nie zawracała głowy urzędnikom koniecznością wyliczania ich emerytury. W ten sposób składki całego społeczeństwa można będzie wydawać na dowolne cele bez końca. Miłego życia.

Za Goldblog

Z tego świętego oburzenia trochę powietrza może spuścić tabela GUSu o przeciętnym dalszym trwaniu życia. Co z niej wyczytujemy?


 


Ano wyczytujemy, że gdyby wiek emerytalny był ustawiony na 67 rok życia, to mężczyźni żyli by na emeryturze średnio 13,5 lat a kobiety 17 lat. I to biorąc pod uwagę dzisiejszy 67 latków a nie tych za 40lat! Skąd ta różnica z rzeczonymi 4 latami na emeryturze? Ano z tego obśmianego psa i człowieka co mają średnio po 3 nogi. Nie można do wyliczenia średniego życia na emeryturze brać danej jaką jest średnia długość życia populacji z prostej przyczyny. Gdy weźmiemy stulatka oraz noworodka, który zmarł przy porodzie, to ich średnia długość życia wyniesie 50 lat, a więc z pełną powagą możemy stwierdzić, że w tej grupie dwóch osób nikt emerytury nie pobierał!

Poza tym pies to ma łapy, a nie nogi.

HT P.Wimmer, HT BArt

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=uqLYjRn--GI]

środa, 28 marca 2012

Bałtyckie tygrysy

Ciekawe podsumowanie zrobił obserwator finansowy, pokazujące na przykładzie państw bałtyckich efekt przegrzania gospodarki. Proszę spojrzeć na poniższą tabelę:


I co? Kto jest teraz bałtyckim tygrysem. No nie mówcie że Polska.

Polska dogania zachód i coraz częstsze informacje wpisują się w rysowany tutaj na blogu obraz złotej polskiej dekady (klik 1 klik 2). Argumenty podawałem we wcześniejszych wpisach, także nie będę ich powtarzał.  Ostatnie doniesienia o tym, że Opel chce przenieść produkcje z Niemiec i Anglii do Polski tylko utwierdzają w przekonaniu, że po szoku roku 2008-09 ludzie na zachodzie zaczynają zmieniać swój paradygmat. Lepiej przetrwać w tańszych krajach, niż umrzeć za ojczyznę we własnym kraju.


Polska rozwija się średnio 4,6% od momentu wejścia do EU. To bardzo szybko, ale biorąc pod uwagę, że korzystamy z renty biedy, takie tempo ma swoje uzasadnienie. Dla kąpanych w gorącej wodzie komentatorów, że zdrowy wzrost to wzrost 10 % rocznie lub więcej przypominam. Nie ma takich wzrostów w długim terminie. Proszę sobie narysować funkcje wykładniczą przy wzroście 10 % i się zastanowić. Normalne tempo wzrostu oscyluje w granicach 1,5 do 2 procent. Na potwierdzenie tego Obserwator przygotował stosowne zestawienie:




Rysunki za zgodą Obserwatora
 

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=R78lR-UB4bs]

poniedziałek, 26 marca 2012

A w Ameryce murzynów biją...

Minister Rostowski rozpoczął pisanie bloga. Ekstra. Piszę mu to na wielki plus, gdyż jak na ministra finansów i tak dość dużo się udziela w debacie publicznej.Co rusz go widać na jakiś debatach w polskich czy brytyjskich telewizjach i nawet znajduje czas, żeby pogadać z chłopcem od jabłek.

Minister zaczął pisać bloga, a to oznacza że będziemy mogli poznać najlepsze techniki przedstawiania wykresów czy tabelek w taki sposób, żeby wyszło że rząd jest najlepszy. Każdy kto pracuje z liczbami wie, że z faktami się nie dyskutuje, ale wie też i to, że fakty można wybrać i przedstawić w taki sposób, żeby wyszło na to co chcemy osiągnąć.

W jednym z pierwszych wpisów minister bierze się z obalanie mitu, o tym że rząd platformy bardzo szybko się zadłuża. Już na wstępie pisze, że
Ważna nie jest nominalna kwota wzrostu zadłużenia państwa, tylko wzrost relacji długu do PKB.

Czym ustala sobie wpis na wygodne tory i ustala wygodny dla siebie przedział czasowy czyli od początku kryzysu i pokazuje tabelkę.



Gdzie tu sztuczka? Niby nigdzie, bo przecież fakty nie? Jednak można by to samo przedstawić w inny sposób. Po pierwsze weźmy pod uwagę, że oceniając rząd platformy (co che zrobić minister) trzeba właśnie wziąć pod uwagę nominalne zmiany długu, gdyż na wskaźnik wzrostu gospodarczego:

  • rząd nie ma dużego wpływu w tak krótkim czasie,

  • generują go przedsiębiorcy nie rząd,

  • uzależniony jest od wielu czynników globalnych, np korzystanie przez Polskę z renty biedy w czasie kryzysu,

  • w czasie kryzysu wszystkie kraje zanotowały znaczny spadek PKB co wydatnie wpływa na kształt wyżej zaprezentowanej tabelki


Polsce w czasie kryzysu rósł PKB, zatem gdyby zatrzymać przyrost długu, to dług w relacji do PKB powinien maleć a nie rosnąć. To właśnie na kształt długu rząd ma największe przełożenie. Biorąc powyższe pod uwagę i korzystając z tej samej bazy danych co minister zrobiłem inną tabelkę, pokazującą niby to samo, ale jednak inaczej. Otóż biorę pod uwagę okres rządów platformy, tj 2007-2011 rok. Następnie dodaje przyrosty długu nominalnego w tych latach (ceny nominalne). Następnie dziele ten przyrost długu przez PKB z roku 2007 w cenach bieżących. To co otrzymam to tempo przyrostu długu publicznego w stosunku do bazy PKB z 2007 roku. Czyli pokazuje to samo co minister (tempo), ale wykluczam to, na co minister nie ma wpływu, czyli relacjie dług do PKB w czasie. Co widzimy??? (kliknij aby powiększyć)


Polskie tempo to 30 %, gdy średnia unijna to 26%.. Zadłużamy się szybciej niż średnia unijna!! Prawda, że nie wygląda to już tak zjawiskowo, niż pięcioprocentowy wzrost u pana ministra? A niby pokazałem to samo.

No dobrze, ale minister odlicza OFE, czyli pieniądze które odkładamy "poza państwem" na emeryturę. To juz jest dość ordynarne masowanie statystyk. Większość krajów nie zrobiła tej reformy. Ale minister zapomina dodać, że większość krajów jej w ogóle nie potrzebuje, bo ma inną strukturę demograficzną. Zróbmy rzut okiem na piramidy wieku:


Jak widać, tylko Niemcy i Hiszpania mają problem demograficzny. Zostawmy Hiszpanów i spójrzmy na Niemców z poprzedniej tabelki. Niemcy zadłużali się o 10 procent wolniej od nas. Przekładając to na złotówki i licząc do Polskiego nominalnego przyrostu to 10 procent różnicy wynosi 120 mld zł, czyli tyle ile w całym OFE jest obligacji państwowych z 10 lat trwania reformy. A przecież minister, przyrównując się do innych krajów bierze horyzont czasowy tylko czteroletni, a ja pięcioletni.  A  Zatem efekt wychodzi spokojnie na zero.

Wpis mogę zakończyć tak samo jak minister:
Tyle faktów. Komentarz pozostawiam Państwu.

W końcu tylko fakty pokazałem. Ekstra, że ten blog powstał i czekamy na więcej. Będziemy rozmiękczać tematy.

Jakby kogoś interesowały wyliczenia to są pod tym likiem (klik)

******************

Posłuchajmy oszczędnych Czechów:

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=40rac33iikE]

Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...