poniedziałek, 28 grudnia 2009

Podsumowanie myśli niedokończonych w roku 2009

Podtrzymując tradycję, narazie skromną bo jednoroczną, dziś ankieta z możliwością wyboru najciekawszych, Waszym zdaniem, wpisów w roku 2009. W zeszłym roku zdecydowanie najciekawszym okazał się wpis "Jak się drukuje pieniądze" Link do ankiety, link do podsumowania najpopularniejszych wpisów.

Dziś ankieta na rok 2009. Każdy ma 3 głosy. Proszę również brać pod uwagę wartość dyskusji pod wpisami:)

[poll id="12"]

wtorek, 22 grudnia 2009

Kto robi do strumyka ???

Nie wiem; najzwyczajniej nie wiem czy doświadczamy globalnego ocieplenia, czy nie. Nie wiem też, czy globalne ocieplenie, jeżeli występuje, jest spowodowane działalnością człowieka, czy też nie. Nie jestem klimatologiem oraz nie mam zamiaru studiować tematu globalnego ocieplenia, bo i tak nie jestem w stanie wyrobić sobie zdania na ten temat.


Jasne, oglądnąłem setki filmików negujących globalne ocieplenie, ale też widziałem wiele je potwierdzających z tym że, gdyby kierować się nauką pokazywaną na youtube, to pewnie szybko byśmy wrócili do jaskiń. Pomijam dyskusje o klimacie, gdyż uważam, że jest ona bezprzedmiotowa; nie dojdę prawdy, a stracę mnóstwo czasu na czytanie źródeł, z których i tak nie wyciągnę satysfakcjonującego wniosku.


Przyjmując jednak, że doświadczamy globalnego ocieplenia spowodowanego działalnością człowieka, to za Chiny nie mogę zrozumieć mechanizmu jakim się z nim walczy. System handlu uprawnieniami do emisji CO2 to jakiś chory biurokratyczny wytwór, dzięki któremu Polska będzie dopłacała do energetyki francuskiej. Bo od kogo kupimy limity na kolejne lata jeżeli nie na od wyposażonych w atom Francuzów.


Nie rozumiem dlaczego, jeżeli już, nie zastosowano prostego mechanizmu... Przyłożyć akcyzę na paliwa kopalne i tyle. Do tony węgla 200 złoty akcyzy, do gazu 250, do brunatnego 150 itd. Pieniądze by zostały w kraju, a w zamian za to dodatkowe opodatkowanie zniósłbym CIT i PIT. Akcyza to mechanizm prosty i wypróbowany i nie potrzeba by było do niego całej nowej infrastruktury biurokratycznej, a przemysł naturalnie emigrowałby w wykorzystanie źródeł energii nie opartych na kopalinach..


Po co przydział i handel tymi uprawnieniami? Zdania są podzielone.. cynik9 uważa, że chodzi o nabicie portfela Goldamn Sachs, ale nie popadajmy w paranoje.. to głównie Europa wprowadza sobie ten system i trudno się spodziewać, żeby to Goldman zaprojektował system w celu handlowania jeszcze jednym walorem (tym razem dosłownie opartym na powietrzu). Hansklos, starym zwyczajem gani faszystów. Niektórzy mówią, że handel uprawnieniami jest po to, aby Francja i Niemcy mogły wydrenować kraje rozwijające z gotówki poprzez sprzedaż własnie tych uprawnień. Ale w takim razie dlaczego Niemcy mają już 7000 biogazowni, które opłacają się tylko przy dopłatach do inwestycji i do samego prądu (odpowiednik naszych zielonych certyfikatów).. w innym przypadku te instalacje to ekonomiczny i energetyczny nonsens.


Jakaś ekipa musiała wymyślić ten pokraczny system i kręci tym bajzlem.. nic nie dzieje się przez przypadek. Widzimy, że strumyczek śmierdzi, ale nie wiemy kto go zanieczyścił. Przywołując refren klasyków:



Who infected the poison?!
Where is the poisonous well?!
Who shit in the stream?! Who?!
Who is in the fucking team?

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=7QOzgmUnOnk]

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Sól, energia i oszczędzanie

Za motto podsumowania sondy z poprzedniego wpisu niech posłuży obraz z demotywatory.pl



Oczywiście... jeżeli ktoś jest niewyobrażalnie bogaty, to nie mają dla niego znaczenia ceny w sklepach. Kupuje co chce i się nawet tym nie interesuje. Ale działa to również w drugą stronę. Jeżeli coś jest bardzo tanie, to również nie zwracamy na to uwagi, mimo że nie mamy miliardów na koncie.


Stąd odpowiedzi o znajomość cen soli nie robią żadnej sensacji..



Wręcz jestem zdziwiony, ze aż tyle osób zna tę cenę. Ja się przyznam, że nie znam.. nie wiem czy kosztuje to 1 pln, 2, czy 8. Soli używamy przecież codziennie, a czy ją oszczędzamy? Oczywiście, że nie. Sól jest po prostu za tania, żeby zawracać sobie głowę i ją oszczędzać. Jeżeli przy nasypywaniu do solniczki pół się rozsypie do zlewu, a pół wpadnie do pojemnika, to co z tego?


No dalej przechodzimy do następnego pytania... Ile kosztuje kilowatogodzina prądu.



Większość nie wie, co oczywiście również nie dziwi. Prąd jest używany codziennie, jest niezbędny, ale jego cena jest bardzo tania. Tak tania, że analogicznie do soli, mało kto się ceną przejmuje. Stąd wniosek, że mało kto również oszczędza energię, lub w ogóle o tym myśli. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Zamiast zwracać uwagę, czy ładowarka jest włączona do prądu przez noc, czy telewizor musi być w trybie stand-by, czy wlać do czajnika wodę tylko na kubek herbaty, to lepiej skupić myśli na czymś innym. Pewnie przyniesie to większy pożytek od zadręczania się szczegółami, które i tak nie mają znaczącego wpływy na domowy budżet.


Dalej jest lekko trudniej:


Fakt, że mało ludzi nie ma pojęcia o tym, jaka jest struktura naszego rachunku za prąd, również świadczy o tym, że nie przejmujemy się za bardzo całościową kwotą obciążeń za prąd. Myślę, ze każdy przy następnym rachunku sobie sprawdzi, tym bardziej, że to poważny procent całego rachunku.


Przy tym pytaniu pojawił się ciekawy komentarz futrzaka. W Kalifornii nie ma wyszczególnionych kosztów przesyłu, przyłącza etc, także nie wie ile to kosztuje. I tu pojawia się właśnie różnica pomiędzy Polską a USA. W Polsce cenę prądu, a więc kilowatogodziny ustala urząd regulacji energetyki (URE). Jak to przy cenach maksymalnych bywa (bo takie ustala URE), większość dostawców energii się z nimi nie zgadza i chce wyższych cen. I tu mały HINT od praktyka... Koszty przesyłu, przyłącza itd to właśnie te ceny ponad limit URE.  Energetyka musi wyjść na swoje i skoro nie może ceną kilowatogodziny pokryć swoich kosztów, to musi kombinować inaczej.. I stąd te dziwne pozycje na rachunku, które po prostu składają się na faktyczną cenę KWH. Ktoś może powiedzieć, że przecież przesył kosztuje i to musi być opłacone.. oczywiście, że tak, jednak czy odpowiada to cenie na rachunku ?? ;) Jest jeszcze jeden aspekt... co innego to operatorzy przesyłowi, a co innego zakłady produkujące prąd... Jednak kto kogo trzyma można sprawdzić w 5 minut i wyjdzie że jeden właściciel może być w trzech osobach :D


Tak czy inaczej, żeby dojść do rzeczywistej ceny prądu i porównywać się z ceną  na przykład w USA, trzeba brać wszytkie koszty z rachunku. Oczywiście jest jeszcze tęcza certyfikatów energetycznych i kanałów dopłacania do prądu zupełnie bokiem, ale zostawmy narazie to.


Nie przejmujemy się ceną dostaw prądu (Upstreamem) to czy się przejmujemy zużyciem (downstreamem)?




No cóż... tutaj w każdym domu jest oczywiście inaczej i trudno wyrokować. Każdy może sobie odpowiedzieć na to pytanie sam, choć mam wrażenie, że mamy blade pojęcie o tym co, ile zużywa. Wskazówką niech będzie poniższy diagram via postcarbon.pl



Nasza znajomość cen gazu również wpisuje się w ogólną świadomość wynikającą z ankiety.


I teraz czy jest coś złego w tym że nie znamy tych cen i nie oszczędzamy energii? Moim zdaniem nie, tak samo jak nie ma nic złego w tym, że nie znamy ceny soli. To naturalna postawa konsumenta, gdzie jeżeli jest coś mało istotne, to w nikłym stopniu wpływa to na model konsumpcji. Na dzień dzisiejszy cena energii w naszym budżecie domowym jest mało istotna.


Rysuje to bardzo optymistyczny obraz przed kryzysem energetycznym znanym jako peakoil. Jeżeli cena ropy będzie rosnąć z powodu spadku jej wydobycia, to będziemy stopniowo zastępować ją gazem (samochody na gaz) i prądem (samochody na prąd). Na dzień dzisiejszy cena tych nośników dla nas jest pomijalna, a to oznacza, ze istnieje duże pole do potencjalnych oszczędności. Wystarczy, że cena prądu wzrośnie powiedzmy do 2 pln za KWH i top temat to będzie optymalne wykorzystanie energii w domu.. Dziś z oszczędzaniem energii jest tak jak z biegiem przez płotki z garnkiem pełnym wody. Dobiegniemy do mety, ale rozlejemy po drodze więcej niż połowę.


Oczywiście rozpatrywanie zużycia energii tylko poprzez nasze domowe budżety jest bardzo naiwne, gdyż większość energii jest zużywana poprzez przemysł. Koszty prądu, ropy, gazu są w każdym produkcie, którym kupujemy. Jednak nie oznacza to, że w przemyśle nie istnieją pola do oszczędności... przede wszystkim pierwsza oszczędność, to będzie rezygnacja z bardzo energochłonnych produktów, które dziś kupujemy za grosze.


Nieznajomość cen to nie przejaw konsumpcjonizmu, jak niektórzy mogą podejrzewać. To naturalna reakcja mózgu i konsumenta która odrzuca informacje nieistotne. To tak jak z filtrowaniem wiadomości w internecie. Nie jesteśmy w stanie przeczytać całego internetu, z czegoś trzeba zrezygnować, żeby nie zwariować i efektywnie wykorzystać swój czas. Na pewno na pierwszym miejscu rezygnujemy z informacji dla nas nieistotnych.




Konsumpcjonizm natomiast przejawia się w tym że "jemy po to żeby jeść"


Ciekawie o tym śpiewano prze laty (ciekawosta: solówka w tym utworze jest nagrana przez Skawińskiego.. świetnego gitarzyste, który dziś gra do kotleta): (kliknij aby odtworzyć)

Konsument

Przeciwieństwem konsupcjonizmu jest chyba Doxa, który rozbił mnie tekstem totalnie:
Z tą sola widełki są szerokie, od $0.19 w Aldi do nawet $1. Po prostu ludzie nie zwracają uwagi ;)

Przy okazji polecam serwis www.postcarbon.pl

piątek, 18 grudnia 2009

Ile co kosztuje?

Zachęcam do udziału w sondzie na temat naszej świadomości tego, ile co kosztuje. Odpowiadać należy z marszu, czyli dla przykładu:

Jeżeli jesteśmy przekonani ze piwo średnio kosztuje 2,5 za pół litra zaznaczamy odpowiedź "wiem"

Jeżeli wiemy że benzyna kosztuje coś około 4 pln za litr zaznaczamy odpowiedź "wiem".

Jeżeli myślimy że tona węgla kosztuje gdzieś w granicach 200 - 400 pln zaznaczmy odpowiedź "nie wiem" .

Zasada jest prosta.. jeżeli czujemy mocną niepewność co do ceny lub wartości, zaznaczajmy "nie wiem".

Proszę o uczciwe podejście do sprawy :)

[poll id="7"] [poll id="8"] [poll id="9"] [poll id="11"] [poll id="10"]

Iran(k) atakuje Irak(n)

Proszę o przeczytanie poniższego doniesienia za gazeta.pl
Irańscy żołnierze przekroczyli południową granicę Iraku i zatknęli flagę swojego państwa na terenie irackiego pola naftowego. Atmosfera na granicy obu państw jest napięta. Według najnowszych doniesień, armia iracka na razie nie próbowała odzyskać utraconego szybu.

- W tej sprawie czekamy na rozkazy - powiedział zastępca ministra spraw wewnętrznych, Ahmed Ali al-Khafaji, który jako jeden z pierwszych potwierdził doniesienia o wkroczeniu Irańczyków.

Szyb, który przejęli irańscy żołnierze znajduje się ok. 500 m. od granicznego posterunku Iranu i ok. 1 km od najbliższego granicznego posterunku sił irackich - poinformował pułkownik wojsk amerykańskich, Peter Newell.

Według irackich źródeł rządowych, na terenie szybu stacjonuje teraz "ponad 10 żołnierzy Iranu". Nad polem naftowym powiewać ma irańska flaga.

Wcześniejsze doniesienia sugerowały, że Irańczycy dokonali rajdu na teren szybu, ale "po kilku godzinach wycofali się i zawrócili do kraju".

No cóż.. Nie trzeba być wielkim specem od wojskowości, żeby stwierdzić, że Blizkrieg to to nie był. Nie było to również jakieś kluczowe starcie, ani zniszczenie serca gospodarki przeciwnika.

Jeżeli jest prawdą, że 10 ludzi zaatakowało szyb naftowy to najpewniej byli to Irakijczycy z prowokacją a'la Niemcy pod Gliwicami w 39 roku? Pytanie tylko...

[poll id="6"]

HT Doxa

edit 20:20

Jak się okazuje, incydenty z zajmowaniem pól naftowych na granicy irańsko-irackiej to chleb powszedni. No nie wiem.. takie żarty, w takim rejonie pomiedzy takimi stronami :) trochę to sobie trudno wyobrazić.

czwartek, 17 grudnia 2009

Ile są warte badania popytu?

Pod ostatnim wpisem, kolega Ender przekonuje, że zapotrzebowanie na nowe mieszkania jest w Polsce ogromne i jak pokazują badania, nic nie zanosi się na spadek tego zapotrzebowania. Co za tym idzie, ceny raczej nie spadną.


Co więcej mówi nam że woli opierać się na badaniach niż na własnych obserwacjach:



Wybaczcie, ale ja wole opierac sie o fachowe opracowania, a nie “najblizsze 500 metrow”, czy tez znajomych z dwoma mieszkaniami. Ciezko to traktowac jako argument w dyskusji.

No więc własnie.. warto przypomnieć pewną mowę bankiera Barrego Asmusa, który w swojej pewności opartej na "fachowych badaniach" wieszczył bonanzę w nieruchomościach co najmniej do roku 2030. Tak mu wynikało z badań. A badanie robili wszyscy święci - Brooklyn Institute, Harvard, FED etc.. warto włączyć tego Pana, by zobaczyc z jaką wyższością i mową uczonego, przekonywał, że żadnego krachu nie będzie... przecież w książce ma tak napisane !! (oglądaj od 7 minuty i 12 sekund)


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=IrpPsOvHUU8#t=07m12s]


Co mu jego adwersarz powiedział? Żeby wyciągnął nos z tych raportów i przeszedł się po ulicy.. do mu to większy pogląd niż te uczone badania zapotrzebowań na nowe mieszkania. Co było dalej wszyscy wiemy. Trzy  lata później ceny nie tyle spadły, nie tyle nie było nabywców, lecz niektóre nawet burzono, gdyż koszty utrzymania pustego domu i całej nie zamieszkanej okolicy były za wysokie


[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=ZsgOaCZ2Lag]


Morał z tego taki, że warto czasami przejść się i zobaczyć na własne oczy jak się rzeczy mają, gdyż papier nie zawsze całą prawdę Ci powie. Stara zasada zarządzającego:


If You don't go, You don't know.


Dobrze się jej trzymać


wtorek, 15 grudnia 2009

Co to jest GLUT?

Dziś lekcja angielskiego. Co to jest glut? Glut znajduje się na poniższym obrazku.

glutJak widać, deweloperzy są obkupieni w grunty, że nawet gdyby wróciły czasy bonanzy z wcześniejszych lat, to starczyło by im ich na 7 lat, a biurowych niekiedy i na ponad 20 lat. Patrząc na to z perspektywy zarządzania aktywami, to jest to fatalne zamrożenie gotówki. Dobrze jednak, że nie ma takiego szaleństwa jak w Stanach. Wtedy zamiast gruntów można wstawić budynki.

No cóż.. to nam mówi jedno.. Grunty na pewno stanieją, bo chyba nikt nie myśli, że deweloperzy będą mrozić sobie kasę w gruncie i jeszcze opłacać za niego podatek przez 20 lat. Tym bardziej jak na drugim końcu kija, mają od cholery (excuse my French) niesprzedanych gotowych nieruchomości. Dało się je zaobserwować podczas mojego lipcowego spaceru 

Źródło (link1) (link2) (HT MM)

środa, 9 grudnia 2009

Absurdy donoszę, czyli rzecz o Poczcie Polskiej

Niby sprawa znana i obśmiana już dawno, jednak ad acta trzeba napisać o absurdzie pocztowym. Poczta Polska to dzisiejszy monopolista na rynku. Gwarantuje mu to prawo pocztowe, a konkretnie zapis o nadaniu statusu operatora publicznego. W artykule 47 ust. 4 ustalona jest granica wagowa zastrzeżona dla usług Poczty Polskiej. Jeżeli przesyłka ma poniżej 50 gram, to musi być obsłużona przez Poczte Polską. Warto dodać, że praktycznie wszystkie listy mają wagę poniżej 50 gr.


I tu dochodzimy do absurdu jakim jest poniższy rysunek:


inpost


Co to za płytki doczepione do listów? To jest właśnie owe 50 gram w żywej stali przyklejane do listów, które są obsługiwane przez prywatnych operatorów. Wysłanie takiego listu z doczepionym obciążnikiem jest i tak tańsze niż wysłanie przez operatora publicznego mimo tego, że:




  • Listonosz prywatnej firmy może roznieść za jednym kursem o wiele mniej listów, bo musi dźwigać dodatkowe niepotrzebne żelastwo.

  • Sama płytka oczywiście kosztuje. Huta musi wyprodukować blachę, trzeba na niej wygrawerować nazwę firmy.

  • Operator prywatny musi zatrudnić dodatkowe osoby, które naklejają te płytki na listy.

  • Operator prywatny uruchamia punkty oddawania metalowych płytek, żeby być eco-friendly.


Nieźle nie? Koszty tych płytek ponosimy my.. oczywiście nie tylko w cenie przesyłek operatora prywatnego z którego chcemy skorzystać bo to narazie margines rynku. To, że Poczta Polska wysyła listy po cenie droższej niż prywatny operator to koszt, który ponosimy my wszyscy. Telekomunikacja, branża bankowa, sprzedawcy energii, i wszyscy którzy wysyłają listy, płaca o wiele za dużo za usługę, która mogła by być tańsza od chociażby kosztu tej płytki. To "o wiele za dużo" przerzucane jest oczywiście na konsumenta ich usługi w postaci, na przykład, wyższej ceny prądu.


Poczta Polska ma 80 procent przychodów z działalności stricte pocztowej. 70 procent tej działalności generują im klienci masowi, nierzadko zamawiający usługi po 100 mln złotych. Jeżeli już dziś owi klienci przenoszą się do konkurencji oferujący tańsze usługi, pomimo umieszczania na listach absurdalnej płytki dociążającej, to koniec poczty jest bardzo bliski.


Poczta Polska ma przychody rzędu 5 mld złotych. Śmiem twierdzić, że połowa z tego, czyli jakieś 2,5 mld pln to podatek nałożony na społeczeństwo w celu utrzymywania pocztowych Bonzów, przekładających papierki z kupki na kupkę i odliczających w kalendarzu dni do emerytury, poprzednio wprowadzając swoich potomków na jakże "strategiczne stanowiska". To podatek za nieudolność i grzęźniecie w swoich wewnętrznych procedurach, które nie mają nic wspólnego z dostarczeniem klientowi wartości dodanej. Tak, proszę państwa... Jazda na jałowym biegu kosztuje.


Argumentem za tym żeby Poczta Polska była uprzywilejowana, jest to, że przecież dostarcza przesyłki na wieś, gdzie ta działalność jest niedochodowa i nie obsługiwana przez prywatnych operatorów. W związków z tym monopolista pełni niezwykle istotną misję dziejową i powinien być....yada yada, pamiętam dyskusję jaką prowadził Kulczyk z rządzącymi w sprawie uprzywilejowania Telekomunikacji Polskiej. Argument był ten sam. Tepsa stawia niedochodowe budki telefoniczne na wsi pełniąc funkcje społeczne i stąd rząda specjalnego traktowania (wyrażonego w pieniądzu rzecz jasna;) ) Kilka lat później rolnicy mieli po 3 komórki w domu.


No ale pociągnijmy jeszcze temat tej społecznej działalności. Jak to wychodzi w porównaniu z innym krajami. Dzięki raportowi na money.pl można zrobić zestawienie, ile przesyłek przypada na jednego pracownika pocztowego:


przesyłki na jednego mieszkańca



Dziś w poczcie są przeprowadzane reformy. Poczta Polska została przekształcona z Spółkę Akcyjną. Rozpoczęto spłaszczanie struktury i wycinanie dworów powstałych przy Dyrektoriatach Okręgowych, choć bizantyjska czapa w Warszawie została nietknięta. To wszytko za mało. Patrząc na powyższy wykres i na datę całkowitej liberalizacji rynku w roku 2013 między innymi poprzez zniesienie zastrzeżonych przesyłek, to Poczta Polska powinna poważnie zastanowić się nad swoim modelem biznesowym, wręcz stanąć organizacją na głowie. W przeciwnym wypadku utonie jak kamień i znowu będą cyrki z szukaniem "inwestora strategicznego".


A inwestor wyceni spółkę prawdopodobnie nie po skumulowaniach przyszłych zyskach, jak to się robi w normalnych spółkach, bo tych nie będzie, ale po posiadanym majątku. I się wyceni te wszystkie budynki i sprzeda prywatnym operatorom :) I to będzie pewnie jedyny zysk na jaki może liczyć Poczta Polska w starciu z wolną konkurencją.










niedziela, 6 grudnia 2009

Victory, czyli Zwycięstwo

Książka "Victory, czyli zwycięstwo" Peter Schweizer'a odsłania kulisy działania administracji Reagana w celu obalenia ZSRR. W wpisie "CIA a peakoil" pisałem o tym że agencja wywiadowcza już w latach 70 analizowała możliwy spadek wydobycia ropy w poszczególnych krajach. W szczególności interesowali się rzecz jasna ZSRR, gdyż ich główny wróg, za przychody z ropy mógł otrzymywać twardą walutę i kupować technologie i maszyny z zachodu potrzebne do kontynuowania wyścigu zbrojeń i utrzymania imperium.


Przyklejam poniżej wątek ropy naftowej i drastycznego zwiększenia jej wydobycia przez Arabię Saudyjską w połowie lat 80. Myślę, że opisywane wydarzenia doskonale obrazują samą pozycję Arabii jaki i powiązań na bliskim wschodzie. Saudyjska rodzina królewska  jest kompletnie odizolowana od społeczeństwa, a dochód z ropy jest rozdzielany tylko dla nielicznych przedstawicieli władzy. Taka sytuacja jest, jak wiemy z historii i podsumowań Machiavellego, kusząca dla sąsiadów. Wystarczy obalić króla, a królestwo można zagarnąć i niewielkim wysiłkiem utrzymać.  Przed takim problemem stał król Fahd i zamian za ochronę monarchii przez amerykanów, król zawsze był przychylny amerykanom i wręcz wpisywał się w ich politykę. Nawet amerykańskie jawne poparcie dla Izraela mu nie przeszkadzało. Ta postawa nie zmieniła się do dziś.


Poniżej bardzo obszerny fragment tyczący ropy. Polecam również skrót całej książki opublikowany na stronach anonimusa.


 


 




Weinberger był od wielu lat specjalistą do spraw związanych z Arabią Saudyjską. Uważano go za dobrego znajomego, a rodzina królewska mile go witała. Casey, z upoważnienia prezydenta, chciał z nim rozmawiać o dalszym wsparciu ruchu oporu w Afganistanie. Weinberger jeszcze raz przypomniał mu, że rodzina królewska jest bardzo antyradziecka w swoich przekonaniach i niezwykle wyczulona na wszelkie radzieckie wpływy w rejonie Zatoki.
Również mile widziany był w Arabii Saudyjskiej wiceprezydent George Bush, zwłaszcza przez szefa wywiadu, a obecnie gospodarza przyjmującego Caseya – księcia Turki al-Fajsl. Prze krótki okres, kiedy Bush był dyrektorem CIA, współpracował z księciem Turki i obaj przyjemnie wspominali ten czas. Kiedy później, w latach siedemdziesiątych, Bush stał się osobą prywatną, nadal utrzymywał znajomość z szefem wywiadu Arabii Saudyjskiej. Bush lubił go, a poza tym zaangażował się w interesy związane z ropą naftową. Zanim więc Casey wyruszył w podróż, udzielił mu kilku wskazówek co do osoby Turki. Teraz, już na miejscu, Casey mógł się przekonać, że były trafne. Przed odlotem Caseya z Waszyngtonu, Bush wysłał do księcia krótki list zapewniający go o przyjacielskim stosunku Caseya, który doskonale rozumie problemy wynikające z politycznego położenia Arabii Saudyjskiej.
865 000 mil kwadratowych powierzchni kraju to pustkowie, całe bogactwa kryją się więc głęboko pod ziemią. Bogate zasoby ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej miały kolosalne znaczenie dla Zachodu. Lecz sam kraj nie był bezpieczny. Liczył zaledwie 9 milionów ludności, otoczony był wrogami posiadającymi potężne, dobrze wyposażone armie. Rodzina królewska żyła odseparowana od narodu. Tuż na północy Iran i Irak toczyły krwawą wojnę. Ajatollach Chomeini w swoich prowokacyjnych wystąpieniach uświadamiał wiernym, jak bardzo skorumpowany jest królewski dom w Arabii Saudyjskiej. Jeżeli Irańczykom uda się przekroczyć granice Iraku, następny w kolejności mógłby być Rijad.
Radykalna muzułmańska ideologia Chomeiniego wzbudzała sympatię wielu osób w Arabii Saudyjskiej, niezadowolonych z porządku politycznego i ekonomicznego. Arabia Saudyjska obawiała się przede wszystkim nie państwa Izrael, lecz braci muzułmanów z przeciwległego brzegu zatoki, z Iranu.
Poza tym Saudyjczycy stali w obliczu innego, całkiem bliskiego zagrożenia. Od wschodu bowiem Arabia Saudyjska graniczy z Jemenem Południowym, w którym objął władzę radykalny rząd promarksistowski. Jak uważali Arabowie, Jemen Południowy miał dwa zasadnicze powody, by dąży• do obalenia monarchii w Arabii Saudyjskiej. Pierwszym były racje ideologiczne, a drugim ropa naftowa, której w Jemenie brakowało. W dodatku między tymi dwoma krajami nie istniała ściśle wytyczona granica. Aden ochoczo witał radzieckich doradców wojskowych, których obecność tak niepokoiła Saudyjczyków.


(...)
Król Arabii Saudyjskiej oraz książę Turki byli zasadniczo prozachodni. Z jednej strony głośno oponowali przeciwko amerykańskiej pomocy dla Izraela, a z drugiej, jeszcze bardziej nienawidzili moskiewskiej propagandy antymuzułmańskiej w radzieckiej Azji Środkowej oraz Agresji w Afganistanie.
Turki był ujmującym człowiekiem o bystrym umyśle, zdecydowanie rozumiejącym zachodni sposób myślenia. Był muzułmaninem o zachodnich poglądach. Nienawidził marksistów i ateistów. Zadziwiająco dobrze rozumiał się z Caseyem, który był katolikiem.
Podstawowym problemem księcia Turki był fakt „okrążenia Arabii Saudyjskiej przez Związek Radziecki”. W Jemenie Południowym było około 1500 radzieckich doradców wojskowych, w Jemenie Północnym – 500, w Syrii – 2500, w Etiopii – 1000. W Afganistanie armia radziecka liczyła 100 000 żołnierzy. Turki był zdania, że należy oczekiwać rychłej ekspansji radzieckiej w rejonie Zatoki Perskiej.
W odpowiedzi Casey stwierdził, że prezydent i on doskonale zdają sobie sprawę, do czego zmierzają komuniści. (...) Kontynuował mówiąc, że nigdy nie powinni byli pozwolić na obalenie szacha Iranu. Gdyby nadal był u władzy, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Poinformował księcia... (...)
Turki zaoferował wszelkie poparcie dla tego programu i zgodził się wnieść identyczny wkład finansowy co Ameryka. Stwierdził, że król uważa Azję Środkową za słaby punkt radzieckiego imperium. Zamierza więc... (...) Król czuje się odpowiedzialny za naszych muzułmańskich braci pod rosyjskim jarzmem, dodał. (...)
Casey podarował księciu informacje wywiadu... (...)
Podnosząc kwestię cen ropy... (...)


W sierpniu 1985 r. w serce radzieckiej ekonomii wbito znienacka sztylet. Saudyjczycy odkręcili kurek i zalali światowe rynki ropą. Tę trudną i, i jak się okazało, doniosłą decyzję podjęli po wielokrotnych deklaracjach ministra Yamaniego na spotkaniach OPEC-u, że Arabia Saudyjska chciałaby mieć większy udział w handlu ropą. Trudno powiedzieć, co zaważyło najbardziej na decyzji Saudyjczyków. Jak mówi Caspar Weinberger: Podniesienie wydobycia ropy prowadzące do zniżki cen w 1985 roku było wewnętrzną decyzją Saudyjczyków. Wiedzieli jednak doskonale, że decyzja ta zgodna jest z życzeniem Stanów Zjednoczonych.1
W pierwszych tygodniach wydobycie wzrosło od mniej niż 2 milionów baryłek do niemal 6 milionów. Późną jesienią 1985 roku miało osiągnąć prawie 9 milionów baryłek dziennie.


Dla Stanów Zjednoczonych zniżka cen ropy stanowiła dobrodziejstwo, oznaczała bowiem równowartość dziesiątków miliardów dolarów podarowanych amerykańskiemu konsumentowi. Każda obniżka cen ropy była szkodliwa dla ekonomii Kremla. Jednak rok 1985 okazał się katastrofalny. Wyczerpywały się radzieckie zasoby finansowe. Podwojono sprzedaż złota w 1985 roku, by utrzymać przypływ twardej waluty na niezbędnym poziomie. Energia przynosząca najwięcej twardej waluty (niemal 80%) miała wyjątkowe znaczenie dla funkcjonowania ekonomii.


Ale co ważniejsze, Michaił Gorbaczow liczył na twardą walutę zarobioną na eksporcie energii, miała bowiem finansować zakup technologii i towarów konsumpcyjnych niezbędnych do realizacji jego reform. Pieniądze te miały służyć do zakupu zachodnich towarów i żywności. Obniżka cen ropy była rujnująca, po prostu rujnująca – mówi Jewgienij Nowikow. – Była to katastrofa. Przepadły setki miliardów.2


Wkrótce po zwiększeniu wydobycia przez Saudyjczyków, ceny ropy spadły tak gwałtownie, jak kamień lecący na dno stawu. W listopadzie 1985 roku sprzedawano baryłkę ropy za 30 dolarów, zaledwie pięć miesięcy później za 12. Dla Moskwy oznaczało to, że ponad 10 miliardów w cennej twardej walucie wyparowało z dnia na dzień (była to niemal połowa dochodów). I radziecka ekonomia zaczęła dyszeć jeszcze ciężej.


(...)


Decyzja Saudyjczyków, by gwałtownie podnieść poziom wydobycia ropy i tym samym drastycznie obniżyć ceny, podjęta w końcu 1985 r., nie przeszła nie zauważona w korytarzach Kremla. W związku z niespotykanym spadkiem dochodów w twardej walucie na początku 1986 roku wysłano do króla Fahda ostro sformułowany list z podpisami członków Biura Politycznego. List ten przekazali Oleg Aleksiejewicz Griniewski, szef wydziału bliskowschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i Gajdar Alijew, członek Biura Politycznego i arabista. Pracowali oni również nad uzyskaniem skoordynowanej reakcji Iraku i Libii, dwóch krajów, które ponosiły straty z powodu decyzji Saudyjczyków.


List ten najwyraźniej stanowił ostrzeżenie przed dalszą obniżką cen i proponował tajne spotkanie w Genewie w celu ustabilizowania rynku. Iran wygłaszał publiczne groźby, ponieważ strata dochodów ze sprzedaży ropy mogła położyć kres planowanej ofensywie przeciwko Irakowi. W Zatoce Perskiej zdarzały się coraz częstsze ataki, bo zarówno Iran, jak Irak gwałciły niemal wszystkie zwyczajowe prawa wojny. Atakowano tankowce, rafinerie ropy i miejsca odwiertów. Kilka tankowców w Zatoce niemal cudem ocalało. Wprawdzie zagrożenie irańskimi atakami dotyczyło Saudyjczyków w mniejszym stopniu niż innych producentów ropy, takich jak Kuwejt, ale król Fahd chciał mieć pewność, że Stany Zjednoczone nie dopuszczą do dominacji Iranu w Zatoce Perskiej.


Na początku 1986 roku wydobycie ropy w Arabii Saudyjskiej wynosiło niemal 10 milionów baryłek dziennie. Ceny dalej spadały. Jednak wzrost wydobycia z nawiązką kompensował Saudyjczykom spadek cen. Dodatkowym bodźcem dla ekonomii była dewaluacja dolara, o której uprzedzono króla Fahda. Według poufnego memorandum Departamentu Stanu Saudyjczycy otrzymali olbrzymi zastrzyk, dzięki niedawnemu spadkowi kursu dolara,.


(...)
Wiosną 1986 gwałtowny spadek cen ropy na międzynarodowym rynku budził poważne zaniepokojenie na całym świecie, a także u niektórych pracowników administracji. Wiceprezydent Bush... związany z krainą teksańskiej ropy, upatrywał w gwałtownym spadku cen raczej niebezpieczeństwa niż nadzieję. Wysokie ceny były korzystne dla południowego zachodu, który stanowił jego polityczną bazę. Dlatego wiceprezydent w sposób nietypowy dla siebie wyrażał publicznie swój pogląd na ten temat.


1 kwietnia przed wyjazdem w podróż Bush powiedział na konferencji prasowej w Waszyngtonie, że stabilność rynku jest bardzo ważna, niechętnie ustąpię ze względu na nasze interesy wewnętrzne (...) a więc interes bezpieczeństwa narodowego (...) uważam za rzecz podstawową , żebyśmy mówili o stabilności, żeby nie dochodziło do tak nie kontrolowanych spadków, jak lot spadochroniarza bez spadochronu.


Komentarze te stały w sprzeczności ze wszystkimi deklaracjami i działaniami administracji. Prezydent, Caspar Weinberger, Bill Casey, John Poindexter, nie mówiąc już o doradcach do spraw wewnętrznych, uważali spadek cen za bardzo korzystny. Wypowiedź Busha spotkała się z niezwykłą publiczną adominacją. By zapewnić stabilność, należy pozwolić działać prawom wolnego rynku – powiedział rzecznik Białego Domu. Podkreślił również wyraźnie, że Bush oświadczy królowi Fahdowi, iż poziom cen powinny regulować siły rynku.7


7 Wyżsi urzednicy administracji w rozmowie a autorem; komentarze Busha i odpowiedź Białego Domu, Daniel Yergin „The Prize: The Epic Quest for Oil, Money and Power”, New York, Simon and Schuster, 1991, str.756.


Zaledwie kilka dni po tej publicznej uwadze Bush znalazł się w Rijadzie, gdzie otwierał nowy budynek ambasady amerykańskiej. Przy kolacji tego dnia wiceprezydent dyskutował z wieloma saudyjskimi ministrami, w tym z szeikiem Yamanim. Szczerze rozmawiali na wiele tematów, w tym również o cenach ropy. Bush ostrzegł, że jeśli ceny utrzymają się na dolnym pułapie, amerykańscy producenci ropy zaczną wywierać presję na Kongres o wprowadzenie taryfy czy ochrony przed importem. Yamani poważnie potraktował ostrzeżenie wiceprezydenta. Przyczyniło się ono w znacznym stopniu do niepewności Saudyjczyków. Od wielu miesięcy wyżsi urzędnicy administracji mówili o obniżce cen. Weinberger, Casey, a w końcu sam prezydent zachęcali Saudyjczyków do zwiększenia wydobycia i powstrzymania wszelkich prób podwyżki cen. A teraz Bush zjawił się w Rijadzie i mówi coś wręcz przeciwnego.


Z Rijadu wiceprezydent pojechał do Dhahranu, gdzie czasowo rezydował król Fahd w swoim Wschodnim Pałacu. (...) Kiedy dyskusja zeszła na temat ropy, Bush oświadczył królowi, że oczekuje „stabilizacji rynku”. Cena ropy spadła już z 30 dolarów za baryłkę jesienią 1985 do 10 dolarów w kwietniu 1986 na rynkach loco. Niektórzy przepowiadali, że może dojść do 5 dolarów za baryłkę. Bush powtórzył Fahdowi to, co powiedział Yamaniemu: w Stanach Zjednoczonych wzrosną naciski na ustalenie limitu czy taryfy na import ropy, więc lepiej byłoby, gdyby dynastia saudyjska postarała się podnieść ceny. Fahd okazał zdecydowany niepokój. Tak wyraźne odstępstwo od polityki administracji było nietypowe dla Busha, który podczas dotychczasowych pięciu lat kadencji Reagana zaprezentował się jako lojalny, choć milczący wiceprezydent. To był pierwszy wyłom z szeregów administracji, ale za to w obecności głowy obcego państwa.


Kiedy do Waszyngtonu dotarły wiadomości o tym, co Bush powiedział Fahdowi, Reagan poczuł się zmuszony do podjęcia pewnych działań. Zrobił coś, co rzadko się dotychczas zdarzało. Według jednego z ambasadorów na Bliskim Wschodzie „solidnie zwymyślał Busha”. Podobno Reagan powiedział Bushowi, że nie robi najlepszego wrażenia, kiedy prezydent i wyżsi urzędnicy mówią jedno, a wiceprezydent co innego.8


W niektórych kręgach waszyngtońskich zaczęły się naciski w sprawie interwencji na światowych rynkach, by doprowadzić do pewnego rodzaju „stabilizacji”. Na tajnym spotkaniu Międzynarodowej Agencji Energii wiosną 1986 wiele krajów domagało się konferencji w sprawie podwyżki cen. Delegacja amerykańska w zgodzie z polityką administracji oświadczyła, że podobne rozwiązanie jest nie do przyjęcia. Posunęła się tak daleko, że z brulionu protokołu oświadczenia na temat oddziaływania niższych cen ropy usunięto wszystkie wzmianki o „stabilizacji”.


Jak dalece spadek cen ropy szkodził radzieckiej gospodarce widać było z poufnego raportu CIA z maja 1986 r. zatytułowanego: "ZSRR przed problem twardej waluty". (...) Roczną stratę przy aktualnym spadku cen obliczano na 13 miliardów dolarów. Ceny gazu ziemnego układały się równolegle do cen ropy, a więc dochody z eksportu gazu zmniejszyły się również o miliardy. Obliczano równocześnie, że dewaluacja kosztowała Moskwę około 2 miliardów dolarów rocznie, ponieważ eksport radziecki wyceniany był w dolarach, a większość importu w walutach europejskich.


Jednak pełny koszt spadku cen dopiero zaczynał się rysować. Broń, po energii numer drugi na liście radzieckiego eksportu, szła głównie do krajów Bliskiego Wschodu, bogatych niegdyś w petrodolary. Ale najbogatsi ze stałych odbiorców radzieckiej broni nie dysponowali teraz nadmiarem gotówki z powodu spadku cen ropy. W pierwszej połowie 1986 dochody ze sprzedaży ropy Iranu, Iraku i Libii zmniejszyły się o46%. W konsekwencji sprzedaż radzieckiej broni spadla w 1986 o 20%, co oznaczało kolejne 2 miliardy dolarów mniej w kremlowskich skarbcach. Straty radzieckie rosły drastycznie w chwili, gdy najbardziej potrzebna była twarda waluta. Nie mogło się to zdarzyć w gorszym momencie.


Zmiana sytuacji finansowej w ZSRR w zestawieniu z budżetem obronnym Reagana była tak dramatyczna, że wprost trudno ją pojąć.
Burza związana z twardą walutą przynosiła jeszcze inne reperkusje. Z braku funduszy wstrzymano dziesiątki dużych projektów przemysłowych w ZSRR.
Spadek cen ropy zmusił Kreml do większego wsparcia się na zachodnich kredytach...
(...) Bill Casey przyjechał do Nowego Jorku na prywatne (a nawet tajne) spotkanie z dyrektorami banków...


Szlachetna paczka

szlachetna paczkaJeżeli ktoś chciałby się spełnić charytatywnie to polecam akcje szlachetna paczka. Członkowie stowarzyszenia wiosna i setki wolontariuszy poszukują rodzin które potrzebują pomocy. Spisują ich potrzeby i publikują w internecie. My jako potencjalni darczyńcy wybieramy której rodzinie chcemy pomóc, rezerwujemy ją dla siebie i szykujemy dla niej paczkę. Warto rozważyć tę akcję, gdyż z reguły rodziny potrzebują podstawowych rzeczy typu żywność, zeszyty do szkoły, czy środki czystości. Jeżeli samemu nie jesteśmy w stanie spełnić potrzeb rodziny, to można się skrzyknąć na przykład z sąsiadami. 3700 rodzin zostało już zarezerwowanych; w bazie jest jeszcze 4000. Koniec akcji 10 grudnia. Polecam.

piątek, 4 grudnia 2009

Ba(e)nkowe zyski

Banki ogłaszają koniec kryzysu. Bank of America, którego jeszcze nie tak dawno prezes krzyczał, że zmuszano go do zakupu Merill Lynch, ogłasza właśnie że zamierza spłacić całą pomoc otrzymaną poprzez program TARP (45 mld $) (link1 link2). Proszę jak to się szybko zmienia. Czyżby nagle Bank of America, w przeciągu pół roku osiągnęło zyski dziesięciokrotnie przewyższające roczne zyski Google? Słusznie dziwi się zaprzyjaźniony Doxa, że to przecież niemożliwe, że przy rosnącym bezrobociu, masowych bankructwach kredytobiorców, banki mogą odnosić jakieś zyski. Oczywiście, że nie mogą, gdybyśmy nie mieli banku centralnego i działali w systemie 100 procentowego pokrycia swojego depozytu.... Ale nie działamy, a skoro tak, to wszytko jest możliwe.


Co ma Bank of America? Ma udzielone kredyty i to udzielone bankrutom. TARP polegał na wymianie tych kredytów upakowanych w paczki CDO, na obligacje rządowe. Banki sprzedawały obligacje i za gotówkę ratowały się przed niewypłacalnością i regulowały swoje zobowiązania wymagalne. Teraz nagle się pojawiły zyski... Z czego? ano z handlu... z handlu czym? Tym czego banki mają najwięcej, a wiec kredytami. I kto te kredyty kupuje?... No a kto poszerzył swój bilans o bagatela 1,5 bilona $?


Bank centralny od marca 2009 realizuje politykę zakupu instrumentów finansowych opartych na hipotekach.


FED_terażniejszość_aktywa



Na powyższym wykresie  literka "K" oznacza własnie takiego typu aktywa kupowane między innymi od Bank of America. Jest ich dobre pół biliona i ich poziom ciągle rośnie.


I teraz najważniejsze. Kupowane są te aktywa po niewiadomej wycenie, a należy raczej podejrzewać, że po mocno zawyżonej. Zyski banków, głównie pochodzą z tradingu, czyli handlu własnie kredytami, które mają upakowane w CDO. Jeżeli bank centralny kupuje te CDO, a kupuje dlatego, gdyż banki komercyjne mają z nimi problem gdyż nie przynoszą strumieni pieniężnych, to oczywistym jest, że cena nie gra roli. FED kupuje po zawyżonych cenach (FED konsekwentnie odmawia informacji co, za ile i od kogo kupił), a bank komercyjny realizuje zysk. Czy może być coś prostszego od tego schematu? Nie po to wymyślono maszynkę to robienia pieniędzy żeby z niej nie skorzystać. A Kenneth Lewis za te pieniądze ze sprzedaży CDO pożyczkę od skarbu państwa spłaci, a i na bonusy jeszcze starczy co nieco. Także, na ulicy mogą ludzie biedować jak w Bangladeszu, ale to zupełnie nie przeszkadza, żeby banki miały zyski.


Prezes banku ogłasza, że wreszcie mogą spłacić pożyczkę, którą udzielił im podatnicy, ale nawet się nie zająknął, że koszty zostały przerzucone na bilans FED i przyszłe i obecne osłabienie wartości dolara. W przyrodzie nic nie ginie, ale kto to rozumie?


Kierunek polityki pieniężnej został już wyznaczony. Upaństwawiamy prywatny dług, a do tego jak wiadomo klienci  nie są potrzebni. Oczywiście wszystko to skutkuje, że FED ma w swoich aktywach nic nie warte śmieci, ale to już kolejna tajemnica Poliszynela współczesnej bankowości.. Bank Centralny nie potrzebuje aktyw.


Na weekend Disco:





Type Of Negative - Cinnamon Girl

środa, 2 grudnia 2009

1200

O złocie się robi coraz głośniej w mediach, a to oczywiście szkodą dla złota. Szkodą, ponieważ im głośniej, tym większe ryzyko korekty i odsiania słabszych nerwowo przez sito. Dla tego, kto inwestuje w złoto z zamiarem ochrony kapitału, takie skoki powyżej 1200 $ czy poniżej 800 $ nie robią specjalnego wrażenia. Inwestor mający uncje ma nadzieje, że wyjedzie w zamian za nie na wakacje na emeryturze za 30 lat. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że zawartość jego sejfu wytrzyma tsunami monetarne, które raz na 25 lat się średnio zdarza, a i przed codzienną erozją ochroni. No właśnie. Codzienna erozja oszczędności polega na rozwadnianiu pieniędzy,  które polega na drukowaniu coraz większych ich ilości prosto z powietrza.. bez żadnego wysiłku. Jeżeli przyrównamy cenę złota do bazy monetarnej, a więc pieniędzy, które jako jedyne nie powstały z długu to wychodzi nam dość ciekawy obraz (link do pliku źródłowego):


gold-is-cheap


W aktywach FED znajduje się złoto, ale po cenie urzędowej 42$, stąd patrzy się w jakim stopniu gotówka byłaby pokryta złotem gdyby aktywa  FED w złocie były wyceniane przy obecnych cenach. No więc nawet po ostatnich wzrostach ceny widać, że współczynnik spada, czyli dolara ciągle się rozwadnia podług złota. Konstancja może i banalna, ale zauważmy że do listopada 2008 r rosło zabezpieczenie dolara złotem, gdyż cena samego złota rosła szybciej niż dolar był rozwadniany. Przyszedł czas i dokonano skokowej korekty tego ruchu ;) Ciekawe czy złoto skokiem nie odpowie teraz w drugą stronę :) W tym środowisku wszystko jest względne, a już najbardziej ceny;)

poniedziałek, 30 listopada 2009

Czy można wystąpić z Unii ?

Wersja wyedytowana 5 grudnia po dyskusjach w komentarzach.





Pierwszy grudnia 2009 roku, dzień kończący nasze dwudziestolecie suwerenne. Mamy coś nieszczęście do tych dwudziestolatek i mam nadzieje, że to nie stanie się naszą tradycją. Oczywiście sytuacja jest zgoła odmienna od tej, którą mieliśmy w 1939 roku, jednakże faktem jest, że prawo tworzone jest od dziś w Brukseli, a sama Europa stała się państwem federacyjnym, takim samym jak USA ze swoimi stanami, czy Niemcy ze swoimi landami. Trochę po cichu, trochę nieświadomie, trochę z zachłyśnięcia się zachodem, sami weszliśmy do organizacji, która jest niczym innym jak sztucznym tworem rządzonym przez biurokratyczną oligarchię.


Stąd powstaje naturalne pytanie, czy można z tej Unii wyjść, gdy na przykład nie za bardzo nam się będzie podobało obce prawo lub po prostu stwierdzimy, że chcemy, żeby z powrotem realną władzą zajmował się Polski Sejm.


Otóż odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka prosta.


Pierwsze co trzeba wiedzieć, to to, ze Polska ratyfikowała Konwencje wiedeńską o prawie traktatów (link). Owy traktat, który nie ma nic wspólnego z Unią Europejską, stanowi w art 27 że:




Artykuł 27 - Prawo wewnętrzne a przestrzeganie traktatów

Strona nie może powoływać się na postanowienia swojego prawa wewnętrznego dla usprawiedliwienia

niewykonywania przez nią traktatu. Reguła ta nie narusza w niczym artykułu 46.


Artykuł 27 - Prawo wewnętrzne a przestrzeganie traktatów



Strona nie może powoływać się na postanowienia swojego prawa wewnętrznego dla usprawiedliwienia niewykonywania przez nią traktatu. Reguła ta nie narusza w niczym artykułu 46.

Na mocy tego zapisu, prawo stanowiące na mocy umowy międzynarodowej stoi wyżej od prawa krajowego. Nie ma oczywiście w tym nic nielogicznego, gdyż trudno, żebyśmy podpisywali jako kraj jakieś umowy z innymi krajami, a potem zwalniali swoich obywateli z obowiązków przestrzegania owej umowy swoim wewnętrznym prawem.


Na mocy traktatu lizbońskiego, który jest swoistą proklamacją niepodległości Europy, zgadzamy się, aby prawo było stanowione w Brukseli, a zatem hurtowo i z góry poddajemy się regulacjom tworzonym nie w Warszawie a instytucjach Unijnych.


Czytając dalej Konwencję wiedeńską o prawie traktatów, zahaczamy o najistotniejszy fragment. Otoż umów miedzynarodowych nie można wypowiadać jednostronnie, jeżeli sam umowa o tym nie stanowi! Wynika to wprost z art 42 konwencji i jego późniejszych rozwinięć:





Artykuł 42 - Ważność i trwanie mocy wiążącej traktatów


1. Ważność traktatu lub zgody państwa na związanie się traktatem może być zakwestionowana jedynie przez zastosowanie niniejszej konwencji.


2. Wygaśnięcie traktatu, jego wypowiedzenie lub wycofanie się jednej ze stron mogą mieć miejsce jedynie w wyniku zastosowania postanowień samego traktatu lub niniejszej konwencji. Tą samą regułę stosuje się także do zawieszenia działania traktatu.



Na mocy konwencji wycofać się można tylko z powodów bardzo szczególnych, takich jak oszustwo, przekupstwo osoby zawierającej traktat, błędy, itp. lub też gdy okoliczności się zasadniczo zmieniły rebus sic stantibus (wojny, katastrofy naturalne, najazd czterech jeźdzców Apokalipsy) (art 62)


Ma to oczywiście swój sens, gdyż niepoważne by było zawieranie jakiś umów, a za 3 dni, jeżeli by nam przestały pasować warunki, można by się z nich było od razu wycofać. Takie zachowanie obrażonego dziecka biorącego swoje zabawki z piaskownicy na mocy powyższej konwencji jest zabronione.


Zatem wycofać się z Unii Europejskiej możemy tylko na mocy samego traktatu lizbońskiego. Trudno jednak doszukać się jasnej i prostej procedury wyjscia. Traktat w tym aspekcie stanowi:





Artykuł 49a


1. Każde Państwo Członkowskie może, zgodnie ze swoimi wymogami konstytucyjnymi, podjąć decyzję o wystąpieniu z Unii.


2. Państwo Członkowskie, które podjęło decyzję o wystąpieniu, notyfikuje swój zamiar Radzie Europejskiej. W świetle wytycznych Rady Europejskiej Unia prowadzi negocjacje i zawiera z tym Państwem umowę określającą warunki jego wystąpienia, uwzględniając ramy jego przyszłych stosunków z Unią. Umowę tę negocjuje się zgodnie z artykułem 188n ustęp 3 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Jest ona zawierana w imieniu Unii przez Radę, stanowiącą większością kwalifikowaną po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego.




3. Traktaty przestają mieć zastosowanie do tego Państwa od dnia wejścia w życie umowy o wystąpieniu lub, w przypadku jej braku, dwa lata po notyfikacji, o której mowa w ustępie 2, chyba że Rada Europejska w porozumieniu z danym Państwem Członkowskim podejmie jednomyślnie decyzję o przedłużeniu tego okresu.
4. Do celów ustępów 2 i 3 członek Rady Europejskiej i Rady reprezentujący występujące Państwo Członkowskie nie bierze udziału w obradach ani w podejmowaniu decyzji Rady Europejskiej i Rady dotyczących tego Państwa.


Zgodnie z tymi zapisami istnieje teoretyczna możliwość wyjścia z Unii. Czy praktyczna, czas pokaże.

piątek, 27 listopada 2009

Przepływy finansowe UE-Polska

W jednym z komentarzy zwrócono uwagę, że należy się cieszyć z dotacji, gdyż narazie ich więcej dostajemy niż wpłacamy do wspólnego worka unijnego. Słowem, więcej dostajemy niż oddajemy. W sensie samego przepływu transgranicznego (choć w strefie Schengen ponoć granicy nie ma) to rzeczywiście nasz wynik finansowy z Unią wychodzi na plus, co pokazuje poniższa tabelka(pdf) .


wypłaty z budzetu


wpłaty do UE


19 mld Euro do przodu, ale zauważmy jeszcze dodatkowe koszty, które nie widać wprost, a które są i raczej trudno je policzyć, a w tym:




  • Ogromny wzrost biurokracji w sektorze państwowym, który musi obsługiwać te kwoty.

  • Jeszcze większy wzrost biurokracji w sektorze prywatnym, który stara się o te pieniądze i monitoruje i dokumentuje ich wykorzystywanie.

  • Powstanie nowej branży w postaci firm, które pośredniczą w pozyskiwaniu funduszy unijnych.

  • Biegunka prawna w postaci przyjmowania prawa unijnego.

  • Ogromne marnotrawstwo w postaci organizowania nadmiarowych szkoleń i dróg do nikąd. racjonalnośc

  • Koszty korupcji, które prawie zawsze się ujawniają tam gdzie dzielony jest nie swój grosz.

  • I ostatnie, ale najważniejsze w znaczeniu; utrata suwerenności z wątpliwą opcją wyjścia z tego układu.


Ciekawa jest też cyfra wpływów netto z samym roku 2009 w kontekście kryzysu i samego podtrzymywania wzrostu.


Z punktu widzenia przedsiębiorcy dotacje trzeba oczywiście brać, bo odżegnywanie się od tego, byłoby po prostu nie racjonalne, jednak na cały temat warto mieć trochę szerszy obraz i opinię,  od prostej konstatacji tego ile dajemy, a ile dostajemy. A co dopiero będziemy mówić jak tabelka się odwróci do góry nogami i będziemy dopłacać do niemieckiego bauera?




czwartek, 26 listopada 2009

Crude Awakening

Co prawda o północy i w koszmarnym tłumaczeniu, ale jednak, jeden z najważniejszych filmów o ropie trafił do polskiej telewizji. Na razie film wyemitowano na kanale Planete; niedługo będzie puszczany zamiast wieczornych wiadomości;)


Crude


A dla tych co nie widzieli, przypomnienie w wersji z porządnymi napisami.


[googlevideo:http://video.google.com/videoplay?docid=-8183966529898602701&hl=pl]

Koty za złoto

Była na blogu już kasa za gruchoty, kasa za rudery i kasa za banknoty. Wszystko to w poszukiwaniu najbardziej paranoicznego programu rządowego. Jak się okazuje biznes prywatny zawsze jest o wiele bardziej innowacyjny. W Stanach i zachodniej Europie rynek podbija program "kasa za złoto". Ludzie wysyłają do firmy prywatną złotą biżuterię, a firma wypłaca im 10 procent wartości tego złota. Szczerze to się nawet zastanawiałem, czy taką firmę nie stworzyć w Polsce, jednak stwierdziłem, że Polacy są o wiele bardziej nieufni i raczej sprawdzają wartość tego czym handlują. Jakoś mi ten biznes nie pasuje do Polskiej mentalności, a to oczywiście dobrze świadczy o Polakach. Większość pamięta komunizm, hiperinflacje lat 90; jeżeli nie wprost, to pod skórą raczej wszyscy czują, jakie rzeczy są cenne, a jakie są ulotne i zdane na wichry historii.


Program "Koty za złoto" jednak rozbudza we mnie taki śmiech, że nie mogę się powstrzymać i kopiuje posta DOXY:



cats for gold

W sumie to może mieć jakiś sens.. starsza kobieta, która ma jakieś wisiorki, a nie ma towarzysza na emeryturze, może zachcieć mieć małego kotka. Skoro ludzie wysyłają pieniądze na geotermalne centralne ogrzewanie gabinetu Rydzyka, to może i wyślą w zamian za kotka... Ten biznes musi wypalić.

środa, 25 listopada 2009

Historyczne światowe wydobycie złota

Obrazek wart tysiąca słów,  produkcja złota. (kliknij aby powiększyć):

Global_History_of_Gold_Production



Oraz ilość złota w rudzie:

Gold_ore_Grades_for_Select_Countries_Over_Time

Zurich

W Zurichu zauważają złoto coraz bardziej oficjalnie. Do tego stopnia, że nawet serwisy informacyjne, takiej jak finews.ch organizują konferencje na ten temat. Oczywiście takie spotkania są dla gawiedzi. Dżentelmeni z Wegelinów, UBSów i innych Suissów spotykają się w trochę innych okolicznościach i w wyniku tych spotkań od czasu do czasu wupyszaczają takie kwiatki. (Wegelin - czyli pożegnanie z Ameryką).


Tekst z zaproszenia na konferencje:




There are numerous explanations for the yellow metal’s massive price rise: some investors seek to insure themselves against the threat of (hyper)inflation; and the continually sinking dollar also tempts many investors to consider gold.


Last, but not least, many look with apprehension at the highest levels of government indebtedness since World War II, confirming their worst fears. They seek security.


Jest wiele interpretacji, dlaczego żółty metal doświadcza ostatnio ogromnego wzrostu ceny: Niektórzy szukają zabezpieczenia przeciwko(hiper)inflacji; innych ciągle tonący dolar kusi do rozważenia złota.


Ostatnie w kolejności ale nie w znaczeniu, Wielu patrzy z obawą na najwyższe poziomy długów od czasu II wojny światowej, które budzą w nich najgorszy strach. Szukają bezpieczeństwa.



Dzięki Goldensextant.com mamy dostęp to stenogramu mowy jednego z prelegentów Roberta Landisa - krótki wycinek poniżej: Link



Instead, the authorities saved their favorites, effectively merging bank with state. They did so under cover of a witches’ brew of subsidies, guarantees and quasi-nationalizations bearing bizarre acronyms like TARP; PDCF; TAF; TSLF; and my personal favorite, the ABCPMMFLF, otherwise known as the Asset-Backed Commercial Paper Money Market Fund Liquidity Facility.

And those were just the visible programs. The Fed, our central bank, dropped interest rates to zero and monetized additional trillions of dollars worth of problem assets, away from prying eyes. The nature and source of these assets remain matters of speculation, because the Fed to this day refuses to tell us what it bought and from whom.

When the smoke cleared, we Americans found ourselves the subjects of a gangster state, in thrall to a clutch of greedy, corrupt and incompetent banks which only days before had failed. We were now the guarantors of trillions of dollars in worthless assets that had generated billions in profits for those same banks in recent years. Their gains remained their gains; but their losses were now our losses. Our money, the reserve currency of the world, was now backed by toxic waste.

Czy spotkały się tam same Goldbugi? Na pewno wielu, jednak takie konferencje organizowane przez prasę w mekce bankowości vipów to para wydobywająca się z pod pokrywki gotującego się garnka.

HT MM

niedziela, 22 listopada 2009

GIGAnabór

Proszę o wnikliwe przeczytania poniższego tekstu zaciągniętego z Biuletynu Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka: (kliknij aby powiększyć)

skanowanie0001


skanowanie0002



No I jak?

Owy biuletyn miałem wyrzucić, ale z czystej głupoty zacząłem czytać ten artykuł. Zawsze jakoś nowomowa europejska mnie odrzucała i tym razem się nie zawiodłem. Opadają ręce na co idą pieniądze z podatków. Pomijając już fakt, że z przeleania z jednego kubka to drugiego nigdy się bogatsi nie staniemy, to należy zwrócić uwagę na co przeznaczane są miliony złotych.

A ida na tak strategiczne rzeczy jak:

  • Szablony projektów logotypów

  • Wizytówki

  • Systemy identyfikacji wizualnej firmy (zadziwiające jest jak ładnie można nazwać po prostu szyld ;) )

  • Okładki CD

  • Tapety na pulpit (sic !! czy ktoś kiedyś zapłacił za tapetę? )

  • Tła

  • Kliparty

  • Itp...itd...


Myśle że wszyscy czują jak bardzo są to strategiczne dziedziny naszego życia i zabieranie nam pieniedzy, żeby dać tym młodzieńcom pobawić się w fotoshopie za million złotych jest jak najbardziej uzasadnione. Sam Pan Molenda pisze, że to prawdziwa gratka dla tych młodych przedsiębiorców.

Oczywiście każdy orangutan wie, że to gratka na wyssanie pieniędzy i ładowanie ich w wydmuszkę. Utrzymanie firmy-czapki za nie swoje pieniądze przez 3 lata to żadna sztuka i Ci panowie będą to przez najbliższe lata ćwiczyć. Aha.. no może zrobię jeszcze parę tapet na pulpity.

Powstaje pytanie jak się do tego osobiście ustawić.. Teoretycznie i praktycznie to należałoby wymyślić sobie jakaś firmę e-usługową na przykład wysyłkowa sprzedaż lodów na patyku i korzystać z okazji póki jest. W końcu milion na ulicy leży! Tym bardziej że decyduje kolejność zgłoszeń(przy okazji - kolejność zgłoszeń decyduje nawet przy niektórych projektach energetycznych!).

I tak to jest. Człowiek się czuje frajerem we własnym kraju, tylko dlatego, że jakoś brzydzi się stania w poniższych kolejkach i skupianiu swej energii na fikcyjnym utrzymaniu firmy pod dotacje, a nie na dostarczaniu usługi najbardziej użytecznej dla klienta.


391992


Co ciekawe sam Philp Anselmo swego czasu wyraził swoje zdanie o dotacjach:
Those with the heart and the brain to get past this 
Can spot a pathetic without even asking

Proszę o pogłośnienide głośników, gdyż w pierwszy wersie wyraźnie akcentuje swoje odczucia ;)

[youtube:http://www.youtube.com/watch?v=Y4pOIndfTzI]

sobota, 14 listopada 2009

Let's make money

Polecam film "Let's make money". Globalizacja, kapitał i władza opowiedziana z niemieckiej perspektywy.

Strona oficjalna filmu www.letsmakemoney.at Oczywiście film dostępny jest również poprzez inne kanały.

Ciekawe jakie byłoby podejście Niemców, gdyby to oni posiadali władze w Banku Światowym...

środa, 11 listopada 2009

Polityka silnego dolara

John Paul Koning na swojej stronie udostępnia bilans FED'u  od początku jego istnienia w zwizualizowanej formie. Dla badaczy to prawdziwa gratka. W grafice widać nie tylko aktywa i pasywa, ale stopy procentowe w poszczególnych latach trwania systemu centralnej bankowości. Ściągnij wersję w PDF


historia_bilansu FEDWiele ciekawych rzeczy można zauważyć, o których się słyszało, a nie do końca wiedziało jak to wyglądało po obydwu stronach bilansu. Weźmy taką grabież złota w roku 1933 i zmianę jego urzędowej ceny, dzięki czemu można była zrobić skokową dewalucję dolara, który niby miał pokrycie w złocie.


dewaluacja złota


Skokowy wzrost wartości złota w aktywach FED (żółta wstęga) to nic innego jak wynik przeszacowania wartości złota. Na mocy Gold Reserves Act złoto miało wartość 35 $ zamiast


Specimen1Obvwcześniejszych  20,67 $. Wszystko fajnie, z tym ze ludzie oddali swoje złoto za 20 $, a kiedy już oddali to im powiedziano że za te same dolary nie kupią już tyle samo złota, tylko mniej. Ba, w ogóle nie mogli posiadać złota, bo je zdelegalizowano pod groźba 10 letniego wiezienia.. normalnie gorzej jak narkotyki. Oczywiście ktoś stracił ktoś zyskał, i tego kto zyskał (oprócz samego złota posiadanego przez Skarb Państwa) widzimy jako pomarańczową wstęgę na pasywach, czyli gotówka skarbu państwa. Mówimy tu jednak tylko o zysku na samej wycenie i tylko w obrębie bilansu FED. W obrębie całego kraju jest to kwota oczywiście znacznie większa, ale nie była przepuszczana przez FED.  Dziś monety wybite w 1933 roku, a więc w roku delegalizacji to prawdziwy rarytas.

Bilans pokazany na przestrzeni lat uświadamia nam jak wielką aberracją były wydarzenia z września 2008 roku. Skokowego podwojenia wartości aktywów nie mieliśmy okazji obserwować w całej historii istnienia tego banku (w zasadzie czy bank centralny słusznie nazywany jest bankiem?).


Fed_czasy obecneWzrost aktywów, górna wstęga to oczywiście początkowo udzielenie pożyczek pod zastaw hipotek na bilon dolarów. Wstęga dolna mówi nam o finansowaniu tych pożyczek. Kolor zielony, to gotówka w obiegu, ale jak widać nie wzrosła ona znacznie... raptem lekkie wahnięcie. Głównym źródłem finansowania jest wstążka różowa, co jak odczytujemy z legendy, odzwierciedla nam nadwyżkowe rezerwy banków komercyjnych. Krótko mówiąc, banki które miały płynność, zamiast udzielać kredytów lub pożyczać innym bankom, wpłaciły pieniądze na oprocentowane konta w samym banku centralnym. Zasada była prosta. Skoro wszyscy na rynku mogą upaść, to nie ma co im pożyczać pieniędzy. Jest natomiast jeden podmiot, który nie upadnie, a jest nim bank centralny, no i pieniądze powędrowały tam. Co zrobił Fed? to widzimy właśnie w aktywach... pożyczył i tak bankrutom, tym samym, którym nie chciały pożyczać banki z dodatkową płynnością. Ciekawa będzie sytuacja, kiedy te banki będą chciały wycofywać swoje pieniądze z rezerw nadwyżkowych. Fed nie będzie miał czym płacić, stad albo będzie musiał wypowiedzieć swoje pożyczki, albo sprzedać obligacje rządowe (kolor seledynowy), albo, co bardziej najbardziej prawdopodobne, zamieni kolor różowy na zielony, czyli zamieni depozyty banków komercyjnych na pieniądze.


Szary kolor jest również ciekawy; to supplementary financing account czyli takie konto 88888 Nick'a Leesona (kto nie widział filmu "Rogue trader" to polecam). Dodatkowe konto finansujące, to tak jakby niewypuszczona w obieg gotówka. Ot trzeba było powiększyć aktywa o nowo wyemitowany dług rządowy niewypuszczająca pieniędzy w obieg, to zrobiono to starą techniką. Kupuję od rządu obligacje, czyli obietnicę zwrotu pieniędzy, za obietnicę zapłaty pieniędzy. Standardowa figura współczesnej bankowości ;)


Zatem czy FED wydrukował ten bilon czy nie? I tak i nie. Zobaczymy co się będzie działo, gdy komercyjne banki będą wycofywać swoje wkłady (różowy kolor).


Bliższe spojrzenie na aktywa daje również ciekawy ogląd:


FED_terażniejszość_aktywaOś czasu od prawej do lewej strony.


Interesująco wygląda zdarzenie zaznaczone kółkiem i czerwoną strzałką. To międzynarodowa akcja wstrzykiwania płynności razem z innymi bankami centralnym. Skala wygląda dość groteskowo przy tym co się zdarzyło później, zatem należy uznać, że to była tylko próba ognia.


Główny bałagan, który wzrósł w połowie 2008 roku to pożyczki. Banki które miały złe aktywa, pod zastaw tychże, dostali obligacje państwowe, które mogli już sobie upłynnić na wolnym rynku. Te obligacje były do zwrotu, także akcja FED z założenia miała mieć charakter tymczasowy. Jednak to co obserwujemy w roku 2009 to odwrotność tych założeń. Gdy pożyczki wygasają i banki mają oddać pieniądze, okazuje się, że ich nie mają i nie mają możliwości ich zdobyć. Stąd FED, żeby oddać stan faktyczny i jednocześnie nie wysuwać wniosków o upadłość kolejnych banków komercyjnych, zamienia pożyczki na zakup, co pokazuje nam stale rosnąca krzywa "K". Wniosek płynie stąd jasny. Banki ciągle ponoszą straty, i żeby im te straty wyrównać FED będzie musiał tworzyć więcej pieniędzy, a proces ten wydaje się przyrastać wykładniczo. Pozorna stabilizacja, która widzimy w aktywach na poziomie 2,3 bln dolarów jest na tyle pozorna, na ile nie patrzymy na zmiany w strukturze tego przyrostu, a przyrost z tymczasowego przeistacza się w trwały.


Złoto również istnieje na tym wykresie. Początkowo złoto stanowiło 60 procent aktywów, dziś jest mało widoczną żółta kreską na na samym spodzie wykresu. FED, tak sam jak US Tresury wycenia uncję po 42,22 dolary, zatem sama kreska powinna być 25 razy szersza, co i tak nie zmienia ogólnego obrazu rzeczy.


Na koniec tylko krótki rzut oka na całość z lotu ptaka, żeby nie uciekła nam perspektywa poprzez zaburzenie percepcji wielkich liczb. Aktywa FED od początku istnienia tego banku:


baza


Widać wyraźnie, że polityka silnego dolara musi być brana trochę z przymrużeniem oka, skoro konsekwentnie, rok w rok debazuje się walutę. Oczywiście dolar świetnie wypada podług innych walut, gdyż na przestrzeni tych lat yeny, marki, franki ulegały hiperinflacji czy to wskutek wojen, czy niewypłacalności państw. Biorąc to tło pod uwagę, dolar rzeczywiście mógł być synonimem stabilności.


Dziś jednak  dolarowy system monetarny znajduje się na czubku tej krzywej. Historycznie nie mieliśmy takiego wyskoku, choć widać, że historyczny przyrost aktywów postępuje wykładniczo. Czubek miał być tymczasowy, a robi się trwały. Aż chce się zapytać.. No i co teraz Ben?



poniedziałek, 9 listopada 2009

Goldman Sachs a dzieło Boże

Jak się okazuje szczyt bezczelności może być ciągle wyznaczany coraz wyżej niż sobie dotychczas można było wyobrazić. W artykule dla Times'a prezes Goldman Sachs stwierdza, że on jest tylko bankierem, który krzewi dzieło Boże:



He is, he says, just a banker "doing God’s work

No może mieć trochę racji.. w końcu tworzenie pieniędzy ex nihilo to tak jakby cud.


Gdyby nie to że Goldman Sachs jest oskarżany o zabronione praktyki front runningu na giełdzie, o bycie jednym z głównych animatorów obecnego kryzysu, o niewyjaśnione morderstwa ludzi związanych z interesami GS, o bezpodstawne wyciągnięcie pieniędzy z TARP itp itd., to prezes miałby rację, lecz z drobnym błędem.


Faktem jest, że bankowość jak i bankierzy istnieją odkąd praktycznie wynaleziono pieniądz. W czasach starożytnych, gdzie nie było jeszcze dobrze zorganizowanego prawa, jak i organów go strzegących, ludzie deponowali swoje bogactwo w świątyniach. Nie wyobrażano sobie popełnianie takiego świętokradztwa jak splądrowanie świątyń, stąd uznawano je za bezpieczne miejsce do składania depozytów swojego złota i srebra. Z czasem depozyty w świątyniach były tak wielkie, że kusiły samych cesarzy rzymskich. Odbudowa Rzymu przez Nerona po wielkim pożarze była w znacznej mierze finansowana złotem pochodzącym z obrabowania świątyń. Gdyby dziś rząd chciał obrabować dzisiejsze świątynie pieniądza jakimi są nowożytne banki, to w skarbach znalazł by głównie swoje własne długi ;)


Świątynie pełniły rolę banków i to w większości religii. Żydzi mieli swój narodowy bank w Świątyni Salomona w Jerozolimie. Zajrzyjmy do Biblii J 2,13-15




13 Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. 14 W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. 15 Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.



Ciekawy jest ten zapis biblijny i aż kusi o pytanie, czy Konstantyn na soborze Nicejskim przypadkiem nie maczał w nim palców. Ostatecznie lichwa była na wieki wyklęta z późniejszego chrześcijaństwa jak i kościołów a władcy zaciągali długi u możnych. Finansowanie się u możnych było politycznie bardziej bezpieczne. Gdy brakowało pieniędzy to dłużników po prostu mordowano lub wciągano w kręgi władzy. Lud albo o niczym nie wiedział, albo go to wcale nie obchodziło. W przeciwieństwie do tego splądrowanie świątyń zawsze wiązało się ryzykiem powstania ludu. Ostatecznie złoto w świątyniach i tak należało do patrycjuszy, lecz same świątynie miały znaczny wpływ na masy, a te nie lubiły, gdyby bezczeszczono obiekty jego kultu.


Wracając do słów prezesa Goldman Sachs, to można stwierdzić, że bankowość ma coś jednak z religią wspólnego. Co prawda nie krzewią dzieła Bożego, ale za to kultywują starożytną tradycję szeroko rozumianego kleru. Prawie to samo, a jednak różnica wielka.




Cytat


Wielu wyobrażało sobie takie republiki i księstwa, jakich w rzeczywistości ani nie widzieli, ani nie znali; wszak sposób, w jaki się żyje, jest tak różny od tego, w jaki się żyć powinno, że kto, chcąc czynić tak, jak się czynić powinno, nie czyni tak, jak inni ludzie czynią, ten gotuje raczej swój upadek niż przetrwanie; bowiem człowiek, który pragnie zawsze i wszędzie wytrwać w dobrem, paść koniecznie musi między tylu ludźmi, którzy nie są dobrymi.


wtorek, 3 listopada 2009

Krzywa Laffera

Krzywa Laffera to zależność jaką podane są wpływy podatkowe od poziomu opodatkowania. Zdefiniowana i rozpowszechniona przez Art'a Laffera, ekonomistę w administracji Reagana, tego samego, który nie tak dawno dał popis w słynnym juz sporze z Peter'em Shiff'em.


Krzywa Laffer'a pokazuje oczywisty fakt.


krzywa lafferaJeżeli na osi X jest oznaczona stopa opodatkowania małą literka "t", to przy danej stopie opodatkowania możemy zaobserwować poziom wpływów podatkowych - wielka literaka "T". Stopa podatkowa waha się od  0% (t0) do 100% (t max). Jest oczywiste, że przy stopie równej 0 procent, wpływów podatkowych nie będzie, gdyż nie będzie po prostu podatków. Przy stopie podatkowej równej 100 %, również wpływów nie będzie, ponieważ nikt nie podejmie pracy, jeżeli całość zysku będzie mu zabierana.  Gdzieś pośrodku istnieje optimum dla wpływów podatkowych (t*), gdzie są one największe (T max). Charakterystyczne są punkty t1 oraz t3. W przypadku opodatkowania stopą t1, która jest znaczenie niższa od t3 uzyskuje się takie same przychody podatkowe. Jest to związane z prostą zależnością opłacalności oszustw. Jeżeli stopa podatkowa jest niska, to ludziom nie opłaca się pozostawać w szarej strefie i wolą opodatkować swój dochód w imię świętego spokoju. Przy stopie podatkowej t3 podatnicy ponoszą większe ciężary podatkowe, jednak jest mniej podatników. Wysoka stopa podatkowa powoduje migracje ludzi do szarej strefy, zatem zmniejsza się ilość transakcji do opodatkowania. Tyle, jeżeli chodzi o układ statyczny.


W układzie dynamicznym możemy znaleźć jeszcze jedną zasadniczą różnice pomiędzy stopą opodatkowania t1 a t3. Wysoka stopa opodatkowania zniechęca to podejmowania działalności gospodarczej i wpływa na zmniejszenie jej w przyszłości. Z kolei mniejsza stopa podatkowa t1 wpływa zachęcająco do podejmowania działalności gospodarczej i może się okazać, że po jakimś czasie wpływy podatkowe przy stopie t1 będą równe wpływom podatkowym przy stopie t* z czasów z przed obniżek podatków.


krzywa laffera_2


Z wad tej krzywej należy wymienić podstawową - nie wiemy gdzie się na niej znajdujemy i jak ona w rzeczywistości wygląda. Nie wiemy zatem jakie skutki przyniosą zmiany podatkowe.


Tyle z teorii tej dość prostej i intuicyjnej zależności. Krzywa Laffera jest dość ważna, ponieważ szeroka publika potrafi ją zrozumieć, no i można ją wytłumaczyć politykowi w 15 minut. Porządkuje dość znacznie dyskusje o podatkach, jednak przesuwa niebezpiecznie akcenty, gdyż to nie podatki są problemem, lecz wydatki.


Częstym błąd dzisiejszych liberałów patrzących z zachwytem na obniżanie podatków jest niedostrzeganie jednoczesnego wzrostu wydatków.  Tymczasem należy zdać sobie sprawę po co podatki są w ogóle potrzebne. Należałoby określić ile państwo tych podatków potrzebuje na sprawne funkcjonowanie (sądy,  policja, wojsko) i trzymać taką stopę podatkową która zaspokaja te potrzeby. Jeżeli państwo posiada dług, to pierwszym zadaniem powinno być zaprzestanie dalszego zadłużania. Przestać kopać głębiej dół w którym się znajduje, gdyż każdy wzrost długu to większe wydatki w przyszłości. Zatem obniżać podatki można przy zrównoważonym budżecie, gdyż tylko taki daję pewność, że jest to realna obniżka podatków a nie kolejne mydlenie oczu. Obniżanie podatków za zwiększenie zadłużenia w oczekiwaniu na większy wzrost gospodarczy, który ten dług ostatecznie spłaci może być oczekiwaniem na Godota, gdyż jest to nic innego jak hazard o czym nie jedni się przekonali, a i my się przekonujemy podczas dzisiejszego kryzysu. Ostatecznie... czy chciałbyś drogi czytelniku mieć pensję o 500 złotych większą, ale w zamian o 500 złotych wzrastało by Twoje zadłużenie co miesiąc?


Krzywa Laffera może jeszcze jedną wprowadzać nieścisłość.. Możemy popaść w przekonanie, że wpływy podatkowe należy maksymalizować tymczasem jest odwrotnie.. wpływy podatkowe powinny być wielkością stałą potrzebną na funkcjonowanie państwa, natomiast to ludzie mają maksymalizować swoje prywatne bogactwo. Trąci utopią? pewnie trochę tak...


W Polsce, jak zresztą i w wielu krajach testuje się dwa rodzaje obniżek podatków:




  • Obniżka podatków poprzez podwyżkę podatków - czyli obniżę PIT o 1 procent w blasku fleszy, natomiast po cichu podniosę akcyzę na prąd.

  • Obniżkę podatków poprzez wzrost zadłużenia państwowego.


Jedna i druga metoda powoduje ogólny wzrost wydatków państwowych, a zatem wzrost ingerencji Państwa w życie obywateli. Pierwsza metoda wielokrotnie była ćwiczona w latach dziewięćdziesiątych w Polsce. Druga metoda była przećwiczona przez SLD i PIS w Polsce oraz obecnie jest wprowadzana przez koalicję CDU-FDP w Niemczech. Dziś w Niemczech się zastanawiają na modelami sfinansowania obniżki podatków. Oczywiście skończy się na wzroście zadłużenia i nikomu nie przyjdzie do głowy żeby ściąć wydatki.



Wracając jeszcze do samego Art'a Laffera i rządów Reagana. Powszechna opinia jest taka, że byli to czystej krwi liberałowie. Nic bardziej mylnego. Owszem podatki obniżali często powołując się na krzywą Laffera, jednak wydawali z zdwojoną siłą.



ReaganomikaWykres przedstawia udział długu do PKB. Gdyby Reagan rzeczywiście podchodził liberalnie do spraw gospodarki to obniżał by podatki oraz co najważniejsze wydatki. Chichotem historii jest fakt, że to uważany za socjalistę Clinton obniżał zadłużenie państwa i jako pierwszy prezydent od bardzo dawna podpisał zrównoważony budżet, a tylko taki jest pierwszym krokiem do realnej obniżki podatków






Rewolucje

Wyrażenie "rewolucja" ma dość krótką historię, bo po raz pierwszy zaczęto go używać na określenie rewolucji w 13 koloniach angiels...